Eryk MISTEWICZ: "A może w natłoku treści to Autorzy będą płacić Czytelnikom za to, że ich przeczytają?"

"A może w natłoku treści to Autorzy będą płacić Czytelnikom za to, że ich przeczytają?"

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

„Ogłoszenia w Internecie — oglądaj bezpłatnie” — tak reklamuje się jeden z tygodników ogłoszeniowych. Bo przecież jeszcze niedawno trzeba było zapłacić, aby zobaczyć ogłoszenia.

A może wkrótce to nadawca informacji będzie płacił odbiorcy za to, żeby ten zapoznał się z treścią, na której zależy jej autorowi? Będzie płacił za dostęp do jego umysłu, za chwilę uwagi (jeden z najcenniejszych zasobów w czasach bombardowania nas informacjami), dostęp do jego znajomych, którym być może przekaże otrzymaną informację.

Już tak się dzieje: ci, którzy chcą, aby ich wpisy dotarły do tych, którzy obserwują ich na Facebooku, powinni zapłacić. Gdy zapłacą, ich treść dotrze do odbiorców. Jeśli nie zapłacą Facebookowi (od kilku do kilkudziesięciu dolarów za promowany w ten sposób post), ich treść nie będzie wyświetlana nawet tym, którzy zgłosili chęć śledzenia konkretnego nadawcy.

A właściwie dlaczego mamy bezpłatnie oglądać treści w Internecie? Nie: dlaczego mamy płacić za zapoznawanie się z nimi, ale inaczej: dlaczego nadawcy nie płacą nam za to, że zapoznajemy się z proponowaną przez nich treścią? Za to, że spędzamy czas przy takim, a nie innym programie telewizyjnym? Że z miliardów stron internetowych wybieramy taką, a nie inną stronę i ze zrozumieniem chłoniemy prezentowane na niej treści? Że włączamy taką, a nie inną stację w Internecie? Dlaczego nie dostajemy za to wynagrodzenia?

Że to odwrócenie odwiecznych reguł? Że przecież jeśli płaci się — to za możliwość przeczytania, dostępu do treści, obrazów, dźwięków, ważnych opinii, wybitnych filmów, porywających wykonań muzyki? Że przecież to nie dziennikarz, artysta, piosenkarz, aktor płaci za to, że zapoznamy się z jego opiniami, informacjami, twórczością?… Ale właściwie — zadaję to pytanie trochę prowokacyjnie — dlaczego nie?

Jeśli tak wiele jest dziś informacji, jeśli tak wiele komunikatów chce się nam „sprzedać”, w tak wielu kanałach (nie tylko w stacjach telewizyjnych i radiowych, na billboardach, w prasie papierowej, na portalach internetowych, ale też na pojedynczych stronach w sieci, w SMS-ach, tweetach, etc.), to dlaczego mamy odbierać te treści bez żadnej rekompensaty za poświęcony na to czas?

Czy aby nadawca informacji nie powinien zacząć płacić odbiorcy za swoistą gwarancję, że w świecie tak wielkiego wyboru informacji i opinii, przesytu treści na pewno zapozna się z tą treścią, na której nadawcy zależy?

Kiedy autor zacznie płacić czytelnikowi, aby ten skupił się, odrzucił wszystko, co go zewsząd atakuje, wyłączył się na wszelkie inne bodźce, komunikaty, oferty, treści — i zechciał przeczytać zaproponowany tekst, zapoznać się z tym, co chce się mu powiedzieć?

Cykl życia idei: wyśmianie, cisza, przyjęcie za coś całkowicie oczywistego.

Start.

Eryk Mistewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 stycznia 2015
Fot.Shutterstock