Prof. Brunon HOŁYST, pionier polskiej wiktymologii

Prof. nauk prawnych Brunon Hołyst, specjalizujący się w zagadnieniach kryminalistyki i kryminologii, uważany za polskiego pioniera w dziedzinach wiktymologii i suicydologii, 6 października 2025 roku kończy 95 lat. W 2026 r. ukaże się jego nowa książka „Wyzwania cywilizacyjne w systemie profilaktyki”.
„W tamtych czasach były to dziedziny prawie w Polsce nieznane”
.Z wyliczeń profesora wynika, że na swoim koncie ma około 1,3 tys. różnych publikacji, w tym ponad 100 podręczników i monografii, wliczając kolejne uzupełnione wydania głównych dzieł, jak „Kryminologia”, „Kryminalistyka”, „Wiktymologia”, „Suicydologia”, „Psychologia kryminalistyczna” czy „Terroryzm”.
Prace prof. Hołysta zostały przetłumaczone na kilkanaście języków i wydane m.in. w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Japonii, Chinach, Indiach i Rosji. W większości z tych krajów naukowiec pracował i prowadził wykłady. Obecnie współpracuje z Uniwersytetem Wrocławskim i Politechniką Warszawską.
Książki prof. Hołysta to pozycje liczące przeważnie ponad 1300 stron. „Zaledwie” kilkusetstronicowe tomy uczony nazywa żartobliwie „broszurami”.
– W 1973 roku wydałem dwa podręczniki, które miały po 450 stron. I wszyscy mówili: „Coś ty zgłupiał? Studentów chcesz zabić?”. A dzisiaj te podręczniki mają 1600 stron i nikt już nie zgłasza zastrzeżeń – powiedział profesor w rozmowie z PAP.
Hołyst uważany jest za pioniera polskiej suicydologii, czyli nauki o samobójstwach, i jednego z pierwszych naukowców polskich zajmujących się wiktymologią, czyli dziedziną kryminologii poświęconą ofiarom przestępstw.
W latach 80. XX w. napisał ważną książkę „Samobójstwo – przypadek czy konieczność”. Była to pierwsza w Polsce publikacja podejmująca ten trudny temat. Profesor podszedł do kwestii targnięcia się na życie w sposób kompleksowy, łącząc wiedzę z psychologii, socjologii, kryminologii i kryminalistyki.
Jako pierwszy w Polsce podjął też dogłębne i systematyczne badania naukowe poświęcone ofiarom przestępstw i ich roli w procesie karnym.
Od wielu lat chętnie współpracuje z mediami, m.in. z PAP, udzielając licznych komentarzy na temat bieżących wydarzeń kryminalnych w Polsce. Jest jednym z najczęściej cytowanych ekspertów w tej dziedzinie.
Mimo sędziwego wieku, uczony nie zwalnia tempa. W 2026 r. ukaże się jego najnowsza książka – „Wyzwania cywilizacyjne w systemie profilaktyki”. – Wcześniej przeważnie pisałem po półtorej strony dziennie, teraz – zwłaszcza od pandemii, gdy zacząłem mieć problemy ze snem – piszę całymi rozdziałami. Zwykle nocą przychodzą najlepsze myśli – zdradził PAP naukowiec.
W ostatnim czasie w kręgu zainteresowań badacza znalazła się cyberprzestępczość. W ub. roku ukazała się jego „Kryminalistyka cyfrowa”, w której przedstawił współczesne zagrożenia w świecie cyfrowym i nowoczesne techniki śledcze wykorzystywane przez organy ścigania. Obecnie coraz więcej czasu profesor poświęca badaniom nad zastosowaniem AI w kryminalistyce i innych obszarach wymiaru sprawiedliwości.
Pomimo 95 lat, profesor nie rezygnuje z wyjazdów zagranicznych. W przyszłorocznych planach ma m.in. wykłady na Nasarawa State University w Keffi w Nigerii. Uczelnia w 2023 r. nadała mu tytuł doktora honoris causa. Władze nigeryjskiego uniwersytetu, będąc pod wrażeniem dorobku naukowego polskiego uczonego, przyznały Polakowi także tytuł honorowego profesora uczelni i nadały jego imię Instytutowi Europejskiemu.
Profesor bardzo dobrze wspomina uroczystości w Nigerii związane z przyznawanymi mu tytułami i zaszczytami. Wygłosił z tej okazji wykład „Nowe podejście do kryminologii: perspektywa globalna”. W zorganizowanych z tej okazji wydarzeniach wzięły udział tysiące osób. Polski naukowiec otrzymał w prezencie m.in. barwne nigeryjskie togi profesorskie; jak podkreślił – każdą na inną okazję. Podziękowania kryminolog nie wygłosił po angielsku, który jest urzędowym w Nigerii. Wybrał jeden z 500 miejscowych języków, czym zaskoczył słuchaczy i wzbudził jeszcze większy szacunek.
Brunon Hołyst rozpoczynał swoją karierę naukową na przełomie lat 50. i 60. XX w. W 1952 r. ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego. Kiedy teraz wspomina swoją młodość, żartuje, że wybrał profesję uczonego, chociaż zastanawiał się również nad karierą biskupa lub generała.
Przyznał, że od początku mierzył wysoko, ale – jak podkreślił – to niezbędne, jeśli chce się zrobić coś ponadprzeciętnego, o szerszym zasięgu.
Kryminolog wskazał, że przekonanie, iż nauka jest potęgą, a świat należy poznawać i objaśniać innym, wyniósł z rodzinnego domu.
Urodził się 6 października 1930 r. w Rogowie (Łódzkie), w rodzinie nauczycielskiej. Matka Maria Wiktoria pochodziła z rodziny urzędniczo-ziemiańskiej, z Gródka Jagiellońskiego w obwodzie lwowskim. Jej ojciec był zarządcą majątku, a wujek dyrektorem banku. Dziadek profesora od strony ojca miał duże gospodarstwo niedaleko Krakowa.
Rodzice – Piotr i Maria Wiktoria – poznali się w Rogowie. Ojciec był oficerem Legionów i dyrektorem szkoły. Gdy podczas II wojny światowej dostał się do niewoli niemieckiej, matka zajmowała się dziećmi: Brunonem, jego siostrą i bratem (późniejszym znanym neurochirurgiem). Jako nauczycielka prowadziła też tajne nauczanie. Młody Brunon skończył w ramach tajnych kompletów dwie klasy gimnazjalne, a następnie kontynuował naukę w gimnazjum w Koluszkach i liceum w Łodzi.
W 1952 r. Brunon Hołyst ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego. W 1962 r. uzyskał stopień doktora na Uniwersytecie Warszawskim. Jako pierwsza osoba w Polsce obronił doktorat z zakresu kryminalistyki. Rozprawę poświęcił kryminalistycznej problematyce pożarów, chociaż wcześniej nie miał z tą tematyką styczności. Niedługo potem jego teoretyczną wiedzę postanowili wykorzystać ówcześni dygnitarze państwowi.
– Gdy zapalił się gabinet Piotra Jaroszewicza, wezwali mnie natychmiast jako eksperta. Musiałam udawać, że wiem, o co chodzi. Takie to były czasy – powiedział.
W 1969 r. na podstawie rozprawy habilitacyjnej „Zabójstwo. Studium kryminalistyczne i kryminologiczne” i w związku z dotychczasowym dorobkiem naukowym Rada Wydziału Prawa Uniwersytetu Łódzkiego nadała mu stopień doktora habilitowanego nauk prawnych w zakresie kryminologii. W 1974 r. został profesorem nadzwyczajnym, a cztery lata później profesorem zwyczajnym nauk prawnych w Katedrze Postępowania Karnego i Kryminalistyki na Wydziale Prawa i Administracji.
Profesor pytany, dlaczego zajął się właśnie kryminologią i kryminalistyką, powiedział, że w tamtych czasach były to dziedziny prawie w Polsce nieznane, a także – jak zaznaczył – stosunkowo niezależne od polityki, której zawsze starał się unikać.
Prof. Brunon HOŁYST otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
.W czasie swojej wieloletniej kariery Brunon Hołyst był wykładowcą wielu polskich i zagranicznych uczelni. Uczestniczył w rozwoju naukowym kilku pokoleń polskich kryminalistyków i kryminologów. Był promotorem trzech zagranicznych doktorów honoris causa i ponad 40 polskich doktorantów.
Znany jest z działalności w różnych organizacjach naukowych, radach doradczych i konsultacyjnych, działających m.in. przy Centralnym Biurze Antykorupcyjnym i Komendancie Głównym Policji. Był również m.in. prezesem zarządu Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, współtwórcą Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego i wieloletnim redaktorem wydawanych przez tę organizację periodyków.
Pełnił różne funkcje w organizacjach międzynarodowych. Był m.in. wiceprzewodniczącym Komitetu Zapobiegania Przestępczości ONZ, wiceszefem Komisji Naukowej Międzynarodowego Towarzystwa Kryminologicznego oraz Komisji Naukowej Światowego Towarzystwa Wiktymologicznego.
Prof. Hołyst jest także doktorem honoris causa Uniwersytetu w Białymstoku.
W 2004 r. otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2010 r. prezydent Bronisław Komorowski odznaczył go Krzyżem Komandorskim tego orderu.
Wojna i psychologia
.Wojna hybrydowa to wojna na różnych poziomach, bez nadmiernej wymiany strzałów – tak, by móc udawać, że żadnej wojny nie ma. Taką wojną może stać się aktualny konflikt między Polską (i NATO) a Białorusią (i Rosją) – pisze Jan ŚLIWA
Wpolskiej pamięci historycznej wojna to na ogół męczeńska walka do ostatniej kropli krwi, AK i Żołnierze Wyklęci, obrona honoru bez nadziei na zwycięstwo. Jest co prawda Bitwa Warszawska, ale raczej jako zwycięstwo wydarte in extremis, z nożem na gardle. Inną perspektywę mają narody prowadzące wojny asymetryczne, będące w roli silniejszego. Nie walczą o własne istnienie (oprócz Izraela, o czym za chwilę), toczą wojnę daleko od kraju i swobodnie dozują przemoc swoim przeciwnikom. Od dość dawna polska armia jako sojusznik Stanów Zjednoczonych również jest w tej pozycji. Nie za dużo się o tym mówi. Temat polskiego doświadczenia na pewno doskonale znają inni, nie będę go więc poruszał. Chciałbym tu przedstawić psychologiczne aspekty współczesnej wojny na podstawie źródeł zachodnich.
Wojna to ryzyko własnej śmierci i zadawanie śmierci innym. W poruszający sposób przedstawia ten temat powieść izraelskiego pisarza Yishaia Sarida Zwyciężczyni. W opublikowanym na tych łamach tekście o Żydach [LINK] odwoływałem się do jego książki o wyjazdach izraelskich uczniów do Auschwitz. Tu też Sarid porusza wiarygodnie delikatne tematy, o których się mówi mało i niechętnie. Bohaterką jest Abigail, psycholog wojskowa, przygotowująca żołnierzy do walki i prowadząca z nimi terapie posttraumatyczne. W Izraelu wojsko obejmuje praktycznie wszystkich, służba jest długa i akcje bojowe są jej oczywistym elementem. Żołnierze są do nich przygotowywani sprawnościowo, a również psychologicznie. Na przykład piloci śmigłowców, którzy mogą być zestrzeleni i wpaść w ręce wroga, muszą wytrzymać przesłuchanie i nie zdradzić tajemnic. Autor opisuje pilotkę, która zostaje uprowadzona, i sytuacja jest tak realistyczna, że dziewczyna nie jest pewna, czy to tylko ćwiczenie. Pilot to pilot, nieważne, czy kobieta, czy mężczyzna. Porywacze mówiący z arabskim akcentem poniżają ją, policzkują i opluwają – aż do załamania. I tu stop – okazuje się, że to jednak ćwiczenie. I pytanie: Czy dalej chcesz być pilotem? Dziewczyna odpowiada: Tak.
Inny przypadek: z wojska odszedł żołnierz, który wielokrotnie dokonywał egzekucji terrorystów w walce wręcz, widząc twarz ofiary i jej martwe ciało we krwi. Myślimy, że nie wytrzymał mordowania. Okazuje się, że przeciwnie – jego tajemnicą jest to, że zabijając, odczuwał ekstazę porównywalną z orgazmem. Poczucie absolutnej mocy, panowania nad życiem i śmiercią. Abigail, bohaterka książki, prowadzi psychologicznie innych, ale odkrywa też ciemne zakątki własnej psychologii. Opiekując się pewnym oddziałem, sama włącza się do akcji. Na wprost jest wąska ulica, płot, bezsensownie podbiegają Arabowie, Żydzi do nich strzelają jak do kaczek. Również do dzieci, choć starają się ich nie zabijać. Abigail pociąga za spust, czuje ekstazę. Eros i Tanatos. Czy tak jest? Nikt z nas tego nie może wiedzieć, nie będąc w tej sytuacji.
Wojna obejmuje ekstremalne sytuacje, wymagające od żołnierzy i dowódców zimnej krwi, trafnej i szybkiej decyzji oraz wyważenia racji pomiędzy zdecydowanym, brutalnym działaniem i przestrzeganiem reguł, prawnych i etycznych. Konkretnie: osiągnąć cel, ale nie wpaść w amok. Wielką rolę odgrywa więc w tym procesie psychologia. W obecnych czasach oczywiście podchodzi się do problemu systematycznie i naukowo.
Psychologia w wojsku i wojnie obejmuje wiele aspektów. Po pierwsze, nie każdy żołnierz się nadaje do każdej funkcji. Na poziomie bezpośredniego starcia konieczne są zdecydowanie i odwaga. Dowódca pododdziału musi dbać o swoich kolegów i zdobyć ich zaufanie. By takich wybrać, najlepiej obserwować zachowanie podczas ćwiczeń – naturalni przywódcy wyłonią się sami. Z kolei od dowódcy większych jednostek wymagamy przeglądu sytuacji i świadomości celów. Również kontroli drabiny eskalacyjnej, bo różne rzeczy można zrobić, ale trzeba wiedzieć, czego naprawdę chcemy. W aktualnym konflikcie Polski z Białorusią można użyć ciężkiego sprzętu, ale jednym z celów jest zwycięstwo w wojnie propagandowej, w otoczeniu nieprzyjaznych obserwatorów, gdzie jedno zdjęcie może zadecydować o opinii świata. Jeszcze innych kwalifikacji wymaga obsługa sprzętu niezbędnego na nowoczesnym polu walki. Nie chodzi tu tylko o naciskanie odpowiednich guzików, ale o przetwarzanie kompleksowe, na przykład wykorzystanie różnorodnych systemów zbierania informacji, od dronów, poprzez podsłuch elektroniczny, po analizę Twittera kurdyjskiego i białoruskiego. Celem jest ocena sytuacji aktualnej i przewidywanie przyszłej, co wymaga wysokich zdolności kognitywnych. Oczywiście celem nieprzyjaciela jest zakłócenie tego procesu, choćby przez rozpuszczanie fałszywych informacji. Przed faktycznym konfliktem należy mieć opracowane scenariusze postępowania, z szybką i kreatywną reakcją na niespodzianki.
Nadmierne stosowanie techniki może prowadzić do negatywnych skutków. Z jednej strony ciągła komunikacja na polu walki jest użyteczna. Przy działaniu w trudnym terenie czy mieście żołnierz może mieć informacje o położeniu przeciwników oraz kolegów, komunikować się z nimi. Może tym procesem w oparciu o dane z dronów sterować centrala i poruszać żołnierzami jak pionkami na szachownicy. Z drugiej strony tak sterowany żołnierz może tracić indywidualną orientację, jak kierowca zależny od nawigacji, nieumiejący czytać mapy. Do tego żołnierz obwieszony aparatami może być mniej ruchliwy. Wszystko wymaga realnego podejścia do sprawy, a nie czystej fascynacji techniką. Do tego komunikacja będzie zakłócana, a drony będą zestrzeliwane. Trzeba wtedy umieć wrócić do trybu ręcznego.
Niezbędne w takim działaniu zdolności kognitywne można podwyższać, na przykład chemią. Już Wehrmacht w czasie wojny stosował metamfetaminę, jako Panzerschokolade albo tabletki Hermanna Göringa. Z kolei dla przezwyciężenia blokad moralnych i strachu skuteczny był tradycyjny alkohol, zarówno w Wehrmachcie, jak i w Armii Czerwonej. Dziś sięgamy do nowoczesnych środków, jak głęboka stymulacja mózgu. Dotyczy to sytuacji wymagających długotrwałej uwagi i pokonania snu oraz szybkiej, precyzyjnej reakcji, jak w przypadku pilota myśliwca. Można się domyślić, że zdrowe to nie jest. Ale w konkretnej sytuacji może zwiększyć szansę przeżycia.
Wojna wymaga odporności psychicznej w zagrożeniu życia własnego i przy zadawaniu cierpienia innym. Obserwuje się przy tam nie tylko negatywną reakcję na traumę (PTSD – posttraumatic stress disorder), ale i pozytywną (PTG – posttraumatic growth). Niektórzy w trudnych sytuacjach dojrzewają.
Do wygrywania nie bitew, lecz wojny potrzebne są umiejętności kulturowe. Podobno Amerykanie, wchodząc na Bliski Wschód, nie bardzo sobie zdawali sprawę z różnicy między sunnitami a szyitami. Pewnie myśleli, że (według Fukuyamy) muzułmanów na tyle olśni demokracja liberalna, że nie będzie to miało znaczenia. W Wietnamie, popierając kapitalistów, nie rozumieli, że nie jest to elita wietnamska, lecz znienawidzeni Chińczycy (Hoa). Po drugiej stronie Rosjanie studiują w swoim MGIMO (Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych) historię, kulturę i języki, tak by wiedzieć, kto jest kim i co drugiemu zrobił 300 lat temu. Jakie są wewnętrzne konflikty, jak skutecznie stosować zasadę divide et impera. Do tego nie przejmują ich cykle wyborcze, mogą planować długofalowo. Z własnego doświadczenia wiemy, że nawet targując się na bliskowschodnim bazarze, będąc pod presją czasową, zawsze przegrywamy. Podobnie jest, gdy przez jeden rok z czterech od strategii wobec przeciwnika ważniejsza staje się strategia walki wyborczej.
Studiowanie teorii jest ciekawą rzeczą, w pewnej chwili może dojść do faktycznego starcia. Wojny symetrycznej między silnymi przeciwnikami dawno nie było. Z powodu istnienia broni jądrowej wszyscy jej unikają. Tu znów, jak przy walce rycerzy, pojawia się wzajemne zagrożenie. Co prawda zagrożeni nie są decydenci, tylko ich narody, ale presja mediów wymusza strategię „ani jednej łzy”. Natomiast wojna poniżej tego poziomu nie jest wykluczona, najlepiej hybrydowa, na różnych poziomach, bez nadmiernej wymiany strzałów – tak, by móc udawać, że żadnej wojny nie ma. Taką wojną może stać się aktualny konflikt między Polską (i NATO) a Białorusią (i Rosją).
W ostatnich latach, przynajmniej z udziałem wielkich graczy, dominowały konflikty asymetryczne, wręcz radykalnie asymetryczne. Polska, w sojuszu z USA, uczestniczyła w nich po silniejszej stronie, co w naszej najnowszej historii było czymś nowym. Brutalnie mówiąc, wygląda to tak, że przeciwnicy siedzą w pustynnych wioskach, a Amerykanie nadlatują z lotniskowca, eliminują zadane cele jak w grze komputerowej, wracają na lotniskowiec, biorą prysznic, jedzą kolację i odprężają się. Mogą tamtym dawkować przemoc do woli. Podczas pierwszej wojny w Iraku (1991) wojska irackie straciły 100 000 ludzi, a amerykańskie tylko 140. Wynosiło to 40 proc. śmiertelności w takim samym czasie w kraju, wojna więc oszczędzała życie ludzkie. Amerykańskie.
Dawny etos wojownika polegał na równowadze ryzyka. Rycerz stawał przeciw rycerzowi, każdy z nich mógł zginąć. Również wódz – książę, pretendent do tronu – kładł swoje życie na szalę. Dlatego też obowiązywała rycerska etyka – przeciwnik był wrogiem, ale wrogiem godnym szacunku. Reguły te nie dotyczyły warstw niższych, ale czasem role się odwracały, jak pod Azincourt (1415), gdzie angielscy plebejscy łucznicy zmasakrowali francuskie rycerstwo. Był to szok, naruszało to hierarchię społeczną.
Ale w wojnie asymetrycznej jest inaczej. Silniejszy ponosi ryzyko mniejsze lub prawie żadne. Słabszy ukrywa się na irackiej pustyni lub w górach Afganistanu, silniejszy działa na odległość i może w przerwach między akcjami studiować w katedrach etyki reguły stosowania siły i publikować o tym książki. Te problemy ograniczają się do „nas”, tamci są wyłącznie obiektami. Ta asymetria zaczyna się od snajperów strzelających celnie z ukrycia. Nie są do końca bezpieczni – w razie wykrycia nie mogą liczyć na litość. Innym przypadkiem są bombardowania, takie jak w II wojnie światowej. Załogi bombowców mogą niszczyć miasta planowo, optymalizacja efektu przy zadanej liczbie samolotów i bomb jest problemem matematycznym. W Anglii zajmował się tym Jacob Bronowski, urodzony w Łodzi w roku 1908, późniejszy popularyzator nauki w BBC. Niemniej mimo swojej przewagi bombowiec może zostać zestrzelony.
Radykalnie ryzyko jest odsunięte w przypadku walczących robotów i samolotów bezzałogowych. Dlatego też próby wprowadzania odznaczeń za tego rodzaju wojnę spotkały się z oporem w amerykańskim wojsku. Można „walczyć”, zajadając hamburgera, nie ma tu miejsca na odwagę. Natomiast działania takie mogą być skuteczne i „chirurgiczne”, pod warunkiem narzucenia sobie ograniczających norm. Pokusa oczyszczenia terenu z przeciwników lub ostrzelania całego wesela, na którym jest jeden terrorysta, może być spora. Technika na to pozwala.
Wróćmy do przykładów z Izraela. Izraelskie wojsko ma techniczną przewagę, jednak ma ona swoje ograniczenia. W przeciwieństwie do leżącej za oceanem Ameryki izraelscy cywile mogą być ostrzelani przez rakiety lub zaatakowani przez nożowników. Izrael nie może sobie pozwolić na przegranie wojny. W celu zmotywowania żołnierzy do stosowania przemocy istotna jest jasność co do celu i zagrożenia. Młodzi Żydzi odwiedzają miejsca Holocaustu, gdzie są nasycani przekonaniem, że zagrożenie jest wciąż wszechobecne, ale taka katastrofa się nigdy nie może powtórzyć – i to jest ich zadanie. To nosi ze sobą ryzyko – przekonanie o otoczeniu przez samych wrogów może powodować własne zachowania, które w innych tę wrogość lub niechęć spotęgują. Palestyńskie dziecko to niby tylko dziecko, ale gdy widzi się w nim wroga, który przyjdzie mnie zabić, gdy tylko dorośnie, staje się wrogiem już teraz.
Wiele jest przypadków przemocy motywowanych strachem. Niemcy się czuli osaczeni przez światowe żydostwo, w dziecku w sztetlu widzieli małego Trockiego lub Rotszylda. Francuzi się boją Niemców, nawet Rosjanie się boją, m.in. polskiej dominacji. Nas, przekonanych o rosyjskiej wszechpotędze, może to szokować, ale fakt, że ustanowili świętem narodowym dzień wypędzenia Polaków z Kremla w 1612 r., pokazuje, że traktują nas serio. My się boimy Rosjan, kolejnej zdrady sojuszników, upadku cywilizacji Zachodu i nie tylko. Ważne, żeby nas ta obawa nie zaślepiła, lecz prowadziła do rozważnych działań.
Izraelscy rekruci, a dotyczy to prawie wszystkich młodych chłopców i dziewcząt, poddawani są dość brutalnemu treningowi, ponieważ ich celem jest walka, nie sport i defilady. Jednym z elementów jest przekazanie reguł zachowania, jakie formy przemocy są wymagane, a jakie niedopuszczalne. Devorah Manekin w książce o intifadzie rozróżnia między przemocą strategiczną, wymaganą dla osiągnięcia celów wojskowych, i spontaniczną, dokonywaną lokalnie przez żołnierzy. Przemoc strategiczna jest zrozumiała, ma dużą akceptację społeczną. Żołnierze po męczącym treningu, w którym wróg jest tylko pozorowany, rwą się do ekshen (action). Cel jest jasny, po jego osiągnięciu można zamknąć sprawę, stwierdzając mission accomplished, jak George W. Bush w Iraku. Jednak sprawa nie jest zamknięta. Rozpoczyna się długotrwała okupacja, nadzór policyjny nad ludnością, która się temu opiera. Pojawia się zmęczenie, rozluźnia się dyscyplina. I tu pojawia się przemoc spontaniczna. Śmierć kolegi prowadzi do chęci zemsty. Mniej jest bohaterstwa, więcej brudnej, codziennej roboty. Pamiętajmy, że w terenie działają ludzie bardzo młodzi, bez doświadczenia życiowego. Opowiadano im o etyce – ale było to na serio, czy tylko moralizowanie pro forma?
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-wojna-i-psychologia/
PAP/MB



