Kim jest Hubert CIOROMSKI, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej?

Hubert Cioromski został nowym prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej, organizacji mającej główną siedzibę w Chicago. Zastąpił na tym stanowisku Franka Spulę, który nie ubiegał się o reelekcję.
Kim jest Hubert Cioromski?
.Jako kandydat na szefa KPA Cioromski podkreślił w wywiadzie dla radia polonijnego m.in., że jego celem nie są drastyczne zmiany w działalności organizacji, lecz wprowadzenie nowych idei. Chciałby większego uczestnictwa młodzieży, harcerstwa i studentów w misji organizacji. – Ci, którzy teraz kształcą się na wyższych uczelniach w Stanach Zjednoczonych i mają polskie pochodzenie, należą do najlepiej wyedukowanych w Stanach Zjednoczonych. Jest bardzo ważne, żeby angażować tych właśnie ludzi. Pragnę się na tym skoncentrować, jak też przyciągnąć ludzi z biznesu – podkreślił Hubert Cioromski.
Jak dodał, od utworzenia w 1944 roku KPA osiągnął bardzo dużo. Zwrócił zarazem uwagę, że Polacy w USA powinni być bardziej widoczni w życiu politycznym. Zaznaczył, że sukcesy Polski sprawiają, iż nie potrzebuje już obecnie od Polonii wsparcia ekonomicznego, lecz raczej politycznego, co wymaga większego zaangażowania naszej diaspory w amerykańskie życie zbiorowe.
Nowy prezes urodził się w 1960 roku w Chicago. Jak wynika z informacji, pochodzi z ziemiańskiej rodziny w Lesznie, w której gościli Ignacy Jan Paderewski czy Jan Nowak Jeziorański. Został wychowany w patriotycznych tradycjach. Matka była w AK, a ojciec w partyzantce i po wojnie więziony był we Wronkach.
Hubert Cioromski od najmłodszych lat był zaangażowany w sprawy polonijne. Chodził do polskich szkół dokształcających, należał do polskiego harcerstwa. W wieku 30 lat został wiceprezesem KPA do spraw finansowych. Jest związany od dziecka z Fundacją Kopernikowską w Chicago, właścicielem Copernicus Center – największej na świecie polonijnej sali widowiskowej. Fundację współzałożyła jego rodzina. Pełni tam funkcję prezesa zarządu.
Nowo wybrany prezes jest też członkiem Rzymsko-Katolickiego Związku w Chicago oraz donatorem Polskiego Muzeum w Chicago. Od powstania w roku 1982, związany jest z Festiwalem Kultury Polskiej „Taste of Polonia”, największą tego rodzaju imprezą polonijną w Ameryce.
Polonia amerykańska – zbyt silna, by ją ignorować, i zbyt słaba, by się z nią liczyć
.Faktem jest, że Polonia ma od dawna wpływ na wynik wyborów prezydenckich w USA. Choć też faktem jest, że ten wpływ stopniowo topnieje. I że nigdy nie udało się go optymalnie wykorzystać – pisze prof. Joanna WOJDON na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Zdjęcie delegacji nowo utworzonego Kongresu Polonii Amerykańskiej na spotkaniu z prezydentem USA Franklinem D. Rooseveltem 11 października 1944 r. może służyć jako symbol roli Polonii w amerykańskich wyborach prezydenckich w połowie XX wieku. Z jednej strony urzędujący prezydent, a zarazem kandydat na kolejną kadencję przyjmuje polonijną delegację (która zabiegała o tę audiencję przez ponad 4 miesiące), a z drugiej strony – niczego jej nie obiecuje.
Na ścianie Gabinetu Owalnego wisi mapa Rzeczypospolitej w przedwojennych granicach, co miało sugerować – i tak też zostało odebrane – że Stany Zjednoczone taki właśnie kształt terytorialny państwa polskiego uznawały. Tymczasem Roosevelt rok wcześniej przystał na propozycję Stalina, by granicę polsko-sowiecką oprzeć na linii Curzona.
Zadbał zarazem o to, by informacja o tej decyzji nie przedostała się do opinii publicznej. Paradoksalnie: Polonia była zbyt silna, by ją ignorować, i zbyt słaba, by się z nią liczyć.
Siła Polonii (a przynajmniej przekonanie o niej) wynikało z kalkulacji matematyczno-demograficznych. W USA mamy do czynienia z wyborami pośrednimi. Wyborcy z każdego stanu wybierają elektorów w liczbie równej liczbie członków Kongresu z danego stanu (a ta zależy od liczby ludności według danych z ostatniego spisu powszechnego). Elektorzy oddają swoje głosy na kandydata, którego reprezentują. W każdym stanie zwycięska partia wprowadza wszystkich swoich elektorów i dany stan w całości głosuje na jednego kandydata.
Trudno podać dokładną liczbę Amerykanów polskiego pochodzenia w 1944 r. Według oficjalnych danych amerykańskich było to około miliona osób. Kongres Polonii głosił tymczasem, że wypowiada się w imieniu sześciu milionów Amerykanów polskiego pochodzenia, zarzucając, że amerykańskie statystyki imigracyjne nie uwzględniały Polaków obywateli państw zaborczych, o ile ci sami wprost nie sprzeciwili się zaliczeniu ich do Niemców, Rosjan czy Austriaków. Natomiast spisy powszechne zaliczały do grupy polskiej tylko imigrantów i ich dzieci, ale już nie wnuków, nawet gdy utrzymywali polskość. W każdym razie Polonia należała do grup dość licznych.
Co więcej, imigranci z Polski w XIX i początkach XX wieku zasilali głównie stany Północnego Wschodu i tzw. Środkowego Zachodu. Po pierwsze, najłatwiej było tam dotrzeć ze statków kursujących między europejskimi portami a amerykańskim wybrzeżem. Po drugie, tam właśnie rozwijał się amerykański przemysł ciężki i maszynowy, zasilany tanią siłą roboczą z Europy Środkowo-Wschodniej. Po trzecie wreszcie, działały mechanizmy migracji łańcuchowych: już osiadli imigranci zapraszali swoich krewnych i znajomych, a ci przyjeżdżali ze swoimi rodzinami i zapraszali swoich znajomych. Powstawały polonijne dzielnice, a w nich polskie sklepy i puby, gazety i kluby, parafie i banki. To przyciągało kolejnych imigrantów, którzy mogli się poczuć swojsko mimo tysięcy kilometrów dzielących ich od rodzinnego domu.
W efekcie w 1944 roku 223 elektorów z 531-osobowego kolegium reprezentowało stany o liczącej się populacji polskiego pochodzenia: 47 elektorów pochodziło ze stanu Nowy Jork, 35 z Pensylwanii, 25 z Ohio, 13 z Indiany, 28 z Illinois, 12 z Wisconsin, 19 z Michigan, po 16 z Massachusetts i New Jersey, 8 z Connecticut i 4 z Rhode Island. Zatem rolę polityczną Polonii wzmacniała nie tylko jej liczebność, lecz także koncentracja.
Większość stanów o znacznym odsetku ludności polonijnej charakteryzowała się tym, że ani republikanie, ani demokraci nie mieli tam zdecydowanej większości. Zaliczano je do tzw. „swinging states”, w których o zwycięstwie decydowała niewielka przewaga głosów. Teoretycznie zatem, gdyby Polonia zdecydowanie przeszła z jednego obozu politycznego do drugiego, mogłaby przesądzić o wynikach wyborów.
Tego właśnie obawiał się Roosevelt. Czy słusznie? Nie sposób tego jednoznacznie rozstrzygnąć. Od lat trzydziestych Polonia dość powszechnie głosowała na Partię Demokratyczną, ale nie ze względu na jej politykę wobec Polski, lecz dlatego, że popierała rooseveltowski New Deal, czyli interwencjonizm państwowy w walce z Wielkim Kryzysem gospodarczym. Ten ostatni dał się mocno we znaki polonijnym robotnikom.
Po sfotografowanej wizycie w Białym Domu prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, Karol Rozmarek, nie udzielił Rooseveltowi publicznego poparcia. Zrobił to po kolejnym spotkaniu, mniej formalnym, w Chicago, kilka tygodni później – mimo że Roosevelt w dalszym ciągu niczego konkretnego Polonii nie obiecał ani w sprawie Polski, ani w innych kwestiach.
Strona polska dowiedziała się o ustaleniach teherańskich przy okazji wizyty premiera rządu RP na emigracji Stanisława Mikołajczyka w Moskwie w październiku 1944 r., ale i on nie podzielił się publicznie tą wiedzą przed amerykańskimi wyborami. Gdy w końcu sprawa wyszła na jaw, pojawiły się głosy, że Roosevelt oszukał przywódców polonijnych, zawieszając przedwojenną mapę, i że gdyby Polonia wiedziała o decyzjach Wielkiej Trójki, głosowałaby na Thomasa Deweya – który, gwoli ścisłości, również żadnych obietnic w sprawach polskich ani polonijnych nie złożył.
W kolejnych wyborach, w 1948 roku, Rozmarek formalnie poparł w imieniu Kongresu Polonii Amerykańskiej kandydata republikanów (znowu był nim Dewey), ale złośliwi mówili, że dodał tym Deweyowi jeden głos, swój własny, a Polonia i tak głosowała za Trumanem. Pojawiły się komentarze wskazujące, że deklaracja Rozmarka nie wzmocniła Deweya, ale osłabiła Kongres Polonii, bo pokazała, że polonijni wyborcy nie idą za głosem swoich liderów, lecz podejmują samodzielne decyzje.
Retoryką zimnowojenną zagrał w swojej kampanii wyborczej generał Dwight Eisenhower. Lansował „doktrynę wyzwolenia” narodów środkowoeuropejskich spod dominacji radzieckiej, ale – jak zauważyli obserwatorzy – mowa o niej była wyłącznie w materiałach skierowanych do grup etnicznych wywodzących się z tego regionu. Poza tym kandydat jej nie poruszał. Gdy zaś przywódcy tych grup próbowali o niej przypominać w trakcie prezydentury i w kolejnej kampanii prezydenckiej – nie spotkało się to z odzewem ze strony prezydenckiej administracji.
Złośliwi twierdzili, że sztabowcom Eisenhowera chodziło głównie o „wyzwolenie” wyborców z Europy Środkowo-Wschodniej spod wpływów Partii Demokratycznej.
W kolejnych kampaniach wyborczych akcenty polonijne nie pojawiały się w wystąpieniach kandydatów, choć przywódcy Kongresu Polonii zabiegali o to, by sprawa polska znalazła się w programach (tzw. platformach) politycznych obu partii. Przedstawiciele KPA zgłaszali swoje postulaty podczas konwencji partyjnych – zazwyczaj bardzo podobnie sformułowane dla obu stron. Zapraszali też kandydatów do udziału w krajowych konwencjach Kongresu Polonii – czyli organizowanych co cztery lata uroczystych zjazdach reprezentantów wszystkich organizacji członkowskich. Z rozmysłem organizowano je w latach wyborczych, licząc na zainteresowanie kandydatów. W praktyce najczęściej kończyło się na odczytaniu listów do delegatów, ale w 1960 r. konwencję w Chicago rzeczywiście odwiedził John F. Kennedy, a przez telefon przemówił urzędujący prezydent Eisenhower.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-joanna-wojdon-na-ile-usa-wyceniaja-polonie-amerykanska/
Jak korespondował Ignacy Jan Paderewski?
.Korespondencja Ignacego Jana Paderewskiego z ojcem i przyszłą żoną Heleną Górską ma wyraźnie zarysowane ramy chronologiczne oraz przestrzenne. Przypada na szeroko rozumiany przełom XIX i XX stulecia, formalnie lata 1872–1924, ale w rzeczywistości korespondencja niemal w całości zamyka się w okresie 1872–1899. Pozwala ona na stosunkowo precyzyjne zdefiniowanie epoki, w której toczy się życie twórcy, odbiorców jego listów, a także zidentyfikowanie spotykanych przez nich postaci, charakteryzowanych szerzej lub jedynie wzmiankowanych. Można też bez trudu rozpoznać opisane w listach zdarzenia, instytucje czy odwiedzane miejsca – miasta, państwa, kontynenty.
W nieistniejącej wówczas Polsce trwa epoka popowstaniowa, w której następują głębokie przeobrażenia społeczne, polityczne i kulturowe. Ich ogólny kierunek jest wszędzie podobny. Prowadzi on od dominującego w tamtym momencie późnego feudalizmu z przewagą rolnictwa opartego ciągle jeszcze na pracy pańszczyźnianego chłopstwa do formacji kapitalistycznej, zwiastującej narodziny przemysłu fabrycznego i postępującą urbanizację. Jednak w każdym z trzech zaborów zmiany te przebiegają wedle innego wzorca i w innym rytmie. Ponadto pamiętać trzeba, że w owym czasie polskie życie toczy się również na obczyźnie. Bo oto w miejsce dogasającej Wielkiej Emigracji skupiającej we Francji weteranów powstania listopadowego, a uzupełnionej potem przez kombatantów powstania styczniowego, pojawia się kolejna generacja emigrantów, której ton nadają obecnie młodzi socjaliści, a także studenci. Poza Francją ich grupy spotkać można w Szwajcarii, Belgii czy na Wyspach Brytyjskich.
Ale to nie wszystko. Pod koniec tego stulecia rodzi się bowiem nowe zjawisko. Oprócz dotychczasowej emigracji politycznej pojawi się wychodźstwo „za chlebem”. To emigracja zarobkowa, złożona niemal w całości z bezrolnych lub małorolnych chłopów z kilku regionów Polski oraz równie biednych Żydów. Kieruje się ona do uprzemysłowionych krajów zachodniej Europy, ale znacznie szerszym strumieniem płynie, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, za ocean, do „Hameryki”. A ta „Hameryka” to początkowo Brazylia, lecz coraz częściej kierunkiem docelowym stają się dynamicznie rozwijające się Stany Zjednoczone. W efekcie na obu kontynentach powstają pierwsze skupiska Polaków, zaczątki Polonii.
Wracając jeszcze na Stary Kontynent, warto przypomnieć, że Europa coraz szybciej zmierza do belle époque. Będzie to istotnie bardzo piękny finał, zakończony jednak dramatycznie, bo wybuchem Wielkiej Wojny w sierpniu 1914 roku. Przyniesie ona zmierzch europejskiej dominacji w świecie. Za oceanem rośnie bowiem szybko nowa światowa potęga – Stany Zjednoczone. Uważna lektura listów pozwala nam śledzić symptomy wielu z tych przemian, rejestrowanych raczej mimochodem niż celowo przez korespondentów. Można jednak odnieść wrażenie, że w miarę upływu czasu wkraczający w dojrzałość artysta o ugruntowanej już renomie będzie coraz uważniej obserwował, co dzieje się wokół niego w wymiarze społecznym i politycznym, poza najbliższą mu, rzecz jasna, sferą sztuki.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-tomasz-gasowski-ignacy-jan-paderewski/
PAP/ Andrzej Dobrowolski/ LW






