Anna BIAŁOSZEWSKA: "Taiji Twittera"

"Taiji Twittera"

Photo of Anna BIAŁOSZEWSKA

Anna BIAŁOSZEWSKA

Redaktor prowadząca Piękna Muzyki i działu kultura. Prawniczka. Pierwsza red. naczelna "Wszystko Co Najważniejsze" w latach 2013-2016.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Świat Twittera zaczęłam zwiedzać cztery miesiące temu, z dużym zaciekawieniem poznając jego mechanizmy. Zanim zakotwiczyłam w nim, dawałam się ponieść różnym falom, entuzjastycznie lub z oburzeniem czytając różne wpisy, dodając lub usuwając obserwowane osoby, poszukując swojego środka.

 

Moja praca polega na odsączaniu faktów od emocji, od serwowanych mi opowieści. Czas odgrywa tu kluczową rolę. Potrzebna jest chwila na rozważenie sprawy, weryfikację stanowisk, odrzucenie tego co jest narracją  i sięgnięcie do sedna, ustalenie – podobnie do archeologa – rzeczywistego przebiegu wydarzeń, rozwiania iluzji, odrzucenia uprzedzeń i proponowanych komentarzy kreujących obraz zdarzeń.

Jednak gdy uruchamiam aplikację TT świat nabiera zawrotnego tempa a ilość komunikatów płynących do mnie przypomina lawinę, która spada prosto na głowę. Pozornie – nie ma tu chwili do namysłu.

Mój timeline (TL) pokazuje przez całą dobę aktywność tych których obserwuję – osoby o różnych poglądach społecznych, politycznych, etycznych, czasem całkiem nieetycznych, pogubionych, odnalezionych w różnych momentach swojego życia prywatnego lub zawodowego. Obserwuję też profile profesjonalne, prowadzone przez polityków li tylko na potrzeby komunikowania swoich działań, promowania swojej osoby w kolejnej sieci społecznościowej. Także strony przeróżnych instytucji – poczynając od agencji prasowych, przez urzędy państwowe i samorządowe aż do firm komercyjnych oraz PRowców.

Najbardziej jednak interesują mnie ludzie, pani A i pan B, autentyczni w reakcjach na komunikaty wysyłane do sieci przez tych wszystkich opisanych powyżej profesjonalistów. Spory toczone przez osoby z przeciwnych stron barykady światopoglądowej. Rezonans w jaki wpadają po otrzymaniu jakiejś opowieści. Łatwość rozpalania emocji, angażowania w dyskusję na przeróżne tematy, nawet jeśli pojęcie dyskutantów o nich jest znikome, a sądy – oględnie mówiąc – nietrafne.

Ludzki mózg bazuje na schematach, stereotypach. Jest to cecha wrodzona człowieka, która pozwala mu uniknąć rozmaitych niebezpieczeństw. Ale też połączeniu z emocjami powoduje, że niejednokrotnie nie jesteśmy w stanie odróżnić prawdziwego przekazu od fałszywego. Szybkość komunikacji, chwytliwe hasła, problemy opakowane tak by się wydawały głównym daniem dnia na stole każdego przeciętniaka, polane gęstym, parującym sosem emocji. Dzięki temu umiejętnie przygotowana opowieść wypuszczona do sieci wywoła w gros z czytających zamierzony przez jej twórcę efekt i lawinę komentarzy. Ewentualni oponenci, mogą zostać w łatwy sposób zmarginalizowani, zakrzyczeni, często sami też nie wypowiadają się wiedząc jaki los ich czeka jeśli będą musieli walczyć z przygniatającą większością. Fascynuje mnie ta „mechanika narracji”, reakcji, odbioru i przetwarzania informacji. Krótki żywot tematów, ich zmienność, wachlarz spraw które poruszają dyskutantów.

Charakterystycznym zjawiskiem dla mojego TL jest coś co nazwałam etapem „okładania się argumentami” – praktycznie każda dyskusja, prędzej czy później (częściej jednak „prędzej”) przechodzi w to stadium. Nie jest to rozmowa ani nawet „wymiana poglądów” – bynajmniej! Jest to walka na miecze, do pierwszej krwi lub kto pierwszy wybije przeciwnikowi broń z ręki, jeśli nie merytorycznie (a to rzadko) to poprzez ośmieszenie, poniżenie. Ten Twitter jest krwiożerczy, bezwzględny, nie wybacza słabości w argumentacji czy wrażliwego ego.

Wpadam w to i zachłystuję się informacjami, przyspiesza tętno, mózg stara się przetworzyć i przyswoić wszystko na raz. Analizuję pojawiające się tematy, kto, kiedy, co i do kogo odpisał, dlaczego i po co. Wdaję się w polemiki i staram unikać pułapek przeciwników, prowokujących do werbalnej bójki.

I to jest jedna strona Twitterowej monety – „świat postpolityki” jak zwą go fachowcy.

Drugą ze stron najłatwiej dostrzec gdy akurat nie ma „chwytliwego” tematu, są bardzo wczesne albo późne godziny. Albo gdy wynajdzie się ludzi, dla których bycie w sieci to  dzielenie się swoją pasją, wiedzą, doświadczeniem lub po prostu swoim światem – równoległym do mojego. To ci którzy pozwalają zajrzeć do tych sal, do których zwykle wycieczki nie wchodzą. Nie potrzebują walki i usilnego akcentowania swojego zdania bo są na tyle wartościowi że to za nimi się podąża.

Można tu spokojnie porozmawiać (tak, tak, sztuka dialogu, słuchania rozmówcy, niespiesznej wymiany myśli która wymaga czasu nie zaginęła!), zainspirować się. Tu są idee, marzenia, nauka i sztuka, wrażliwość na piękno natury, na drugiego człowieka. Wyciągnięta ręka i dobre słowo. Tu słowa naprawdę mają moc trwałej zmiany rzeczywistości. Tu dowiedziałam się o hutach szkła w Murano, którego nazwa stała się przyczynkiem dla warszawskiego Muranowa, o XIX w. filozofii rosyjskiej, wybuchach na słońcu i najnowszych wynalazkach z zakresu robotyki. Oglądałam zdjęcia z wykopalisk w Surażu oraz krymskiego Iluratonu. Zwiedzałam zaułki Damaszku. Zgłębiałam zawiłości polityki bliskowschodniej. Wędrowałam po Syrii z reporterami którzy pokazywali nie przemielony przez agencję komunikat, a świat takim dokładnie jaki widzieli.

Ale też znalazłam to co stanowi o istocie człowieczeństwa – kłopoty i walkę z nimi, wyłażenie z dołka, czasami na czworaka a czasami w glorii zwycięzcy. Radości i radostki życia, codzienności. Autentyczne relacje międzyludzkie, żywe, pulsujące krwią, mimo że odległości bywają ogromne.

A dopełnieniem tych rozmów są spotkania – te przypadkowe i te planowane, przyjemność kontynuacji dyskusji nad kubkiem kawy, w większym lub mniejszym gronie. Radość konstruktywnego spierania się albo chłonięcia tego czym rozmówca chce się po prostu ze mną podzielić.

Uwielbiam tu zaglądać, podtrzymywać relacje, zainspirować się zdjęciem czy mądrością rzuconą przez kogoś na fale Twittera, spokojnie przewinąć timeline do punktu gdzie skończyłam rozmowę i kontynuować ją, niespiesznie, z namysłem.

Znalazłam balans, Taiji, w świecie nowych mediów. Siedzę na krawędzi monety, której wartość – dosłownie i w przenośni – cały czas rośnie.

Anna Białoszewska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 grudnia 2013