Eryk MISTEWICZ: Arystokracja Rozumu

Arystokracja Rozumu

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

To priorytet dla dorobku, dokonań, wiedzy. To dlatego do programów telewizyjnych można zostać zaproszonym tylko wówczas, gdy napisało się w danym sezonie książkę. Jeśli nie napisaliśmy książki, jeśli nie wyszliśmy z ciekawym, intelektualnie zbornym konceptem, wówczas nie mamy tytułu, aby zaprzątać uwagę współobywateli.

To szacunek dla słowa, w dalszej kolejności obrazu. Z szacunku dla intelektu odbiorcy przedstawiane mu historie mają charakter linearny, z oddechem, z możliwością przerwania lektury, przetworzenia, refleksji. To nieco inne zachowanie niż wciśnięcie „stop” w odtwarzanym filmie czy prezentacji.

To szacunek dla osoby ludzkiej. Dla człowieka w całej jego złożoności. Niezależnie od koloru skóry, religii, partyjnych afiliacji, płci, poziomu wykształcenia i rozumienia świata. Niezależnie od tego, czy się z nim zgadzamy, czy też nie. I niezależnie od tego, czy nas rozumie, czy też skupiony jest na opowiadaniu swojej historii. Nawet jeśli nie ma ona sensu, człowieka tego darzymy szacunkiem.

To priorytet dla wydatków miękkich: edukacja, opieka zdrowotna, polepszanie jakości życia, ochrona starych i zniedołężniałych. To ciągłość pokoleń, odpowiedzialność za dziadków, rodziców. Także tradycję, kulturę i tożsamość.

To równość. Równość wobec prawa, państwa. Jeśli zdecydowaliśmy, że państwo finansuje gazety, miesięczniki, programy kulturalne i debaty intelektualne, to wszystkie – od prawa do lewa. Trudno – równość ponad walkę i ponad to, aby „nasze” było zawsze zwycięskie. Inne także ma prawo do bycia obok nas, inne samą swoją obecnością wpływa na to, że nie grozi nam zastój – ideowy, intelektualny.

To myślenie, potem wydawanie. I dotyczy to wszystkiego: wpierw myślenie, potem wydawanie w marketingu; wpierw myślenie, potem wydawanie budżetu państwa, miasta, stowarzyszenia, firmy.

To słuchanie, potem dopiero mówienie. To umiejętność dyskusji. Nie mówienia, perorowania, ale rozmowy, w której powinniśmy wsłuchać się w argumentację rozmówcy, odnieść się do niej. A nie tylko wystąpić i powiedzieć to, co wcześniej przemyślane, przygotowane.

To bardzo często anonimowość w działaniu. To stowarzyszenia zarządzane przez wiele osób i działające wówczas rzeczywiście dla dobra wspólnego. Loże, asocjacje, bractwa, luźne związki organizowane ad hoc, w konkretnych sprawach, choćby jak tu, w Namurze, aby chronić park Leopolda przed dewastacją. Stowarzyszenia bez prezesów, związki bez widocznych liderów. Ego ustępujące skuteczności. Dobro wspólne, załatwienie sprawy, a nie marnotrawienie energii na walki kogutów.

To wzniesienie się ponad partykularyzmy partyjne, regionalne, religijne czy klasowe. Dopuszczenie do rozmowy, do przestrzeni wspólnej, do korzystania z dobra wypracowanego przez całą społeczność ze wspólnych podatków choćby – wszystkich respektujących podobne zasady.

To demokracja pielęgnowana dwieście lat – jak angielski trawnik. To zakaz reklamy przedwyborczej, czyli zablokowanie gonitwy, kto więcej wyda na większe billboardy, i przeznaczenie tych środków na debaty, spotkania. I znów: równość kandydatów wobec prawa.

To dojrzałość. Odpowiedzialność za każde działanie. Świadomość skutków, szczególnie w aktywnościach mających wpływ na myślenie i postępowanie dużych grup społecznych, a więc w edukacji, szkolnictwie wyższym czy mediach.

To odwaga głoszenia poglądów. Rodzaj cnót rycerskich przeniesionych z czasów zasad, wartości, hartowania się postaw – w czasy, gdy wszystko i wszystkich, wydawałoby się, można kupić, zasponsorować, obsypać grantami i nagrodami. A więc intelektualna niekorumpowalność.

To etyka ważniejsza od zapisów prawa. Zdecydowana reakcja społeczności na zachowania niegodne. Społeczności samoorganizującej się, nieprzerzucającej odpowiedzialności na „onych”, na władzę.

To świadomość, że od najlepszych odpowiedzi ważniejsze jest dobre postawienie pytań. Świadomość, że nie wiemy, lecz szukamy. A nawet jeśli znajdziemy, to wcale nie musimy wiedzieć. Nasza wiedza jest chwilowa, oparta przecież na tych, a nie innych przesłankach. Inni mogą wiedzieć więcej, mogą być mądrzejsi.

To odjazd autobusu z przystanku dopiero wówczas, gdy kierowca w lusterku upewnia się, że wszyscy pasażerowie zajęli już swoje miejsca. Także ci, którzy mogą nie utrzymać drążka, bo starsi, a my nie jesteśmy od nich w najmniejszym nawet stopniu lepsi; bo we wszystkim, co robimy, potrzeba maksimum uwagi.

Eryk Mistewicz
Namur, 31 stycznia 2015

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 lutego 2015
Fot. Autor, Biblioteka RijksMuseum Amsterdam