Jan ŚLIWA: Chiny i Afryka

Chiny i Afryka

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

W XV wieku dżonki admirała Zheng He dotarły do wschodniej Afryki. Ponieważ następca cesarza Yongle przerwał eksperyment, nigdy nie dowiedzieliśmy się, jak by wyglądała długoterminowa obecność Chin w Afryce. Dziś Chińczycy wracają – pisze Jan ŚLIWA

Wracają w wielkim stylu. W początku września 2018 r. odbył się w Pekinie szczyt chińsko-afrykański z udziałem praktycznie wszystkich krajów Afryki. Nie odbił się wielkim echem na świecie, choć słychać głosy, że być może nastąpił historyczny przełom. To zresztą charakterystyczne – Zachód przespał czas szansy, teraz przespał moment, gdy wypadł z gry.

Chiny realizują wiele ważnych projektów infrastrukturalnych, jak ostatnio w Kenii kolej z Nairobi do portu w Mombasa. Na upartego można ją uznać za daleką odnogę nowego Jedwabnego Szlaku, ale Chiny budują też elektrownię wodną w Gwinei, port w Abidżanie czy kopalnię uranu w Namibii. Mówi się też o transafrykańskich kolejach i drogach, jak z Dżibuti do Dakaru. Czyli chodzi o całą Afrykę.

Kto ma z tego skorzystać? Chiny są zainteresowane dostępem do surowców. Podczas gdy same przechodzą na wyższy poziom technologiczny, potrzebują miejsca dla taniej produkcji – Afryka to „chińskie Chiny”. Efektem ubocznym są przyjazne rządy, co zawsze jest przydatne, jak np. podczas głosowania w ONZ. Chiny prowadzą interesy z każdym, według zasady no strings attached. Nie moralizują, ale czyż Europejczycy po wygłoszeniu kazania i tak nie przechodzą do interesów?

Plusem Chin jest to, że nie mają przeszłości kolonialnej. Przez kraje afrykańskie postrzegane są jak starszy kolega, któremu się udało.

Zachodni krytycy twierdzą, że Afrykanie swoją szansę zmarnują. Kto wyobraża sobie bogatą Afrykę? Ale przypomnijmy, że 40 lat temu Chiny ledwo wychodziły z dekady szaleństwa, gdy młodzież zamiast chodzić do szkoły, wymachiwała czerwonymi książeczkami i szukała dzieł Konfucjusza, by je spalić. Nikt wtedy by nie podejrzewał, że Chiny będą kontrolowały port w Pireusie (rewanż za Hongkong), wykupywały niemieckie firmy high-tech i wyprzedzały Amerykanów w dziedzinie sztucznej inteligencji. Więc czemu nie? Chińczycy zaczynali od dostarczania taniej siły roboczej, teraz od tego zaczyna Afryka. Nie należy jednak uważać Afryki za dzikusów z buszu. Afryka rozwija się szybko. Prowadzi Etiopia z 8,5%, Botswana 6 – 7%. Z czym kojarzy się nam Rwanda? Masakra Hutu i Tutsi, ciężkie pojednanie. A tu PKB Rwandy od lat wzrasta o powyżej 5%, a kraj i jego stolica Kigali uchodzą za najczystsze w Afryce. Jak śmiano się z wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Etiopii? Do Rwandy, małego kraiku w środku kontynentu, pofatygował się Xi Jinping. Z czego po raz kolejny wynika wniosek, że trzeba czytać dzisiejsze gazety, bo może stare mity już nie są aktualne.

Kraje afrykańskie po pierwsze skorzystają z nowej infrastruktury, która jest niezbędna dla ich rozwoju. W przypadku Kenii dotychczas istniały wąskotorówka zbudowana przez Anglików i dziurawe przepełnione drogi. Kraje afrykańskie liczą też na industrializację. Wiele z nich ma solidnie zorganizowaną gospodarkę. Nie są więc w 100% zależne od Chin, ale mają nadzieję w ten sposób dokonać skoku.

Chiny przeskoczyły kilka etapów rozwoju technologii, to samo robi Afryka. W Kenii 20 milionów załadowało aplikację PESA do płatności za pomocą smartfona – działa nawet w blaszanej budzie z owocami. Są tam bankomaty na bitcoiny i wprowadza się elektroniczne rejestry medyczne. Etiopia stała się wielkim producentem smartfonów (rozpoznawanie twarzy zoptymalizowane jest na ciemniejszą karnację), a i powstaje tam centrum rozwojowe. Tak więc powoli następuje też transfer technologii.

Zaletą Chin jest też dynamika – Chińczycy zbudują drogę za miesiąc, podczas gdy Europejczycy za rok dopiero załatwią dokumenty.

Chiny zrealizowały u siebie ogromne projekty, w tym najdłuższą na świecie sieć szybkich kolei, więc są gotowe do podjęcia nowych zadań, podobnie jak po wojnie rozgrzana gospodarka amerykańska oferowała Europie plan Marshalla. Robienie obustronnie opłacalnego biznesu jest najlepszą formą pomocy. Europa kupuje sobie na krótką metę czystsze sumienie, wspierając przemytników ludzi, którzy wyrywają najbardziej energicznych mężczyzn, łudząc ich łatwym życiem w Europie. A większość z nich czeka tak naprawdę brak perspektyw. A przedtem przejście przez Libię z grasującymi bandami porywającymi ludzi w niewolę. O losie kobiet lepiej nie wspominać. Gdy spojrzy się na prognozy demograficzne Afryki, te miliony imigrantów, które można w ten sposób przyjąć, doprowadzając przy tym Europę do katastrofy, to i tak nic w porównaniu z dziesiątkami milionów, które Afryka chciałaby wypchnąć. Humanitarne akcje, którymi żyje Komisja Europejska, nie rozwiążą żadnych problemów. Co prawda Europa również mówi o planie Marshalla dla Afryki, ale jak to w Europie – znajduje się to w fazie dyskusji. Dlatego lepiej byłoby poważnie potraktować chińskie plany.

Oczywiście nie wszyscy są szczęśliwi. Ekolodzy skarżą się na los zwierząt, ale trasa kenijskiej kolei po części przebiega na estakadach, a w Kenii trudno ominąć park narodowy. Chińczycy w dużej mierze sprowadzają własnych pracowników, ale może trudno jest zastąpić zgrany zespół. Z jednej strony Afrykanie z uśmiechem uczą się języka w Instytutach Konfucjusza, z drugiej strony dochodzi do tarć. Chińczycy kopiują też własne rozwiązania, jak przy budowie mieszkań, a lokalni narzekają na za małe kuchnie, bo mają większe rodziny. Problemem może też być korupcja. Trudno powiedzieć, czy jest większa od normalnej w tych krajach. Duża inwestycja wprowadza jednak więcej gotówki, a niektóre budowy są podejrzanie drogie, więc rodzi się pytanie, czy część funduszy nie wylądowała w prywatnych rękach. Pewne budowy mogą też być podejmowane ze względów nie ekonomicznych, lecz propagandowych, by ukazać przed wyborami wspaniały wizerunek prezydenta, prowadzącego naród do świetlanej przyszłości.

Jeszcze większym problemem są długi. Inwestycje są kosztowne, pożyczki pochodzą z chińskich banków i pojawia się pytanie, co będzie w przypadku problemów ze zwrotem. Można dać wierzycielowi żyć, choćby po to, by nie odstraszać następnych. Można też zacisnąć pętlę. Niektórzy twierdzą, że dla kenijskiej kolei zastawem jest port w Mombasa. Doświadczenia z budową portów na Sri Lance i w Myanmarze (Birmie) mogą być ostrzeżeniem. Afryka nie ma jednak powodu, by bardziej ufać krajom Zachodu.

Jakie są dalekosiężne zamiary Chin? Czy za dominacją gospodarczą pójdzie polityczna i militarna? Zakładają bazę morską w Dżibuti, ale tam bazy mają prawie wszyscy, nawet Japonia. Militarnie podstawowym obszarem zainteresowania Chin jest Morze Południowochińskie, ale budowa szlaków handlowych omijających cieśninę Malakka sugeruje zabezpieczanie ich na Oceanie Indyjskim. Może się to ograniczać do zwalczania somalijskich piratów, a może dopuszczać starcie z silniejszym przeciwnikiem lub pilnowanie interesów w krajach partnerskich. Metody te poznały Chiny na własnej skórze w spotkaniu z Imperium Brytyjskim. Ciekawe, na ile się na nim wzorują.

Budują Chiny nieformalny chiński Commonwealth, globalną grupę krajów, dla których będą pierwszym protektorem.

Jaka będzie reakcja Zachodu? Czy będzie się przyglądać, proponować konkurencyjne projekty, czy aktywnie przeciwdziałać? Angela Merkel, Theresa May i Emmanuel Macron też wykonali turę po Afryce. Na pewno będą aktywni, ale obecnie siła i dynamizm Chin robią o wiele większe wrażenie. Pozostaje Ameryka, wchodząca w wojnę handlową z Chinami, uważająca się za strażnika globalnych szlaków. Chińska ekspansja jest tylko gospodarcza, ale jej globalizm daje do myślenia. Obecnie dotyczy to Indochin, Pakistanu, Azji Środkowej, Europy Środkowowschodniej, Afryki, a i Syberii. Wygląda to na aspirowanie do hegemonii globalnej, a przynajmniej na jednej półkuli. Dawnemu hegemonowi może to przeszkadzać.

Główne ryzyko polega na tym, że cały projekt zależy od Chin, ich „nieskończonego” potencjału gospodarczego i finansowego. Przynajmniej na papierze Chińczycy są gotowi zbudować wszystkie porty, drogi i koleje, których nie chce zbudować nikt inny. W Azji, Europie, Afryce, a potem może i w Ameryce Południowej. Imperium Rzymskie chciało bronić granic przed Brytami, Germanami i Partami. W pewnym momencie następuje imperial overstretch. Tego nie wytrzymało Imperium Brytyjskie, a i Amerykańskie widzi granice swoich możliwości. Problemem może być brak kwalifikowanej siły roboczej, materiałów, energii czy stali. Nawet bez kryzysu chińskiej gospodarki plany mogą okazać się zbyt ambitne. Z tym że można realistycznie w sposób kontrolowany ograniczyć zasięg projektu, nie musi dojść do załamania.

.W całej historii jest wiele wątpliwości. Źródła informacji są różne – rządowe z obu stron przedstawiają świetlaną przyszłość, zachodnie kibicują konkurencji lub szukają dziury w całym. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jeżeli kraje afrykańskie wykorzystają szansę i zbudują zdywersyfikowaną gospodarkę, staną się same asertywnymi graczami. Kontynent znany z klęsk głodu, przewrotów i wojen domowych, liczący tylko na naszą łaskę, wkracza do światowej polityki i gospodarki jako poważny partner. Najwyższy czas.

Jan Śliwa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 września 2018
Fot. Shuttestock