Martyna TARNAWSKA: "Dwa światy"

"Dwa światy"

Photo of Martyna TARNAWSKA

Martyna TARNAWSKA

Przyszły menedżer kreatywny. Jej pasją jest design, Italia i social media. Zafascynowana marketingiem narracyjnym, niestandardowym i sensorycznym. Wielbi Wielkie Piękno, Minimalizm i Futuryzm. Studiuje zarządzanie kulturą i mediami oraz elektroniczne przetwarzanie informacji (HCI) na UJ w Krakowie.

Arkadia świata 3.0. Jaki jest obraz rzeczywistości, w której nowe technologie współgrają z sentymentalnymi akcentami z przeszłości? Podążamy ku zagładzie czy przed nami lepsza nowa rzeczywistość? Kto tęskni za kleksami w notatniku i telegramami? A przede wszystkim: jak żyć w czasach nowych mediów?

Ogromny kleks na środku strony w notatniku. Plama o nieokreślonym kształcie. Obok niego zawstydzone swym wybrykiem pióro. Igraszki losu. Pełna nerwów pierwszy raz wątpię w urok papierowych dzienników i przeklinam swoje przyzwyczajenia z przeszłości. I właśnie wtedy zaczynam się zastanawiać kiedy umrą nasze analogowe rytuały, jak długo będziemy walczyć o papierowy świat wzruszeń i wielkich gestów, które coraz mniej znaczą i kiedy całkowicie to wszystko porzucimy na rzecz ultraszybkiej, łatwej i bezproblemowej technologii.

* * *

Żyjemy na skraju dwóch światów – analogowego i tego w pełni interaktywnego. Jesteśmy pokoleniami, które są w stanie sobie wyobrazić, że te dwie rzeczywistości można połączyć; że życie na krawędzi nie tylko jest możliwe, ale wręcz inspirujące i prowokujące do poszukiwania stałych udoskonaleń.

Sześcioletnia dziewczynka, której opowiadałam o wysyłaniu pocztówek nie umiała zrozumieć, jak można ryzykować powierzenie swojej własności obcemu, zewnętrznemu organowi i dodatkowe opłacenie tej usługi – tylko po to by dostarczyć komuś kawałek papieru. Ze zdjęciem. I dwoma słowami o gorących pozdrowieniach i tęsknocie. Ujęła to oczywiście w prostszych słowach.

Żyjemy w świecie krótkich wzruszeń, bliskich odległości i dalekich dystansów.

Nie dziwię się jej tokowi myślenia. Żyje w czasach, w których poddaje się wątpliwości nasze stare nawyki, które można zautomatyzować, zuniwersalizować, przyspieszyć. Po co ryzyko, skoro można wysłać 140 znakowy komunikat, że świetnie się bawimy, nagrać 30 sekundowy filmik, ilustrujący, jak jest pięknie lub po prostu zadzwonić i opowiedzieć o tym. Żyjemy w świecie krótkich wzruszeń, bliskich odległości i dalekich dystansów.

CZY NALEŻY UCZŁOWIECZYĆ MASZYNĘ CZY ZMASZYNIZOWAĆ CZŁOWIEKA?

 

Maszyna nie posiada serca i umysłu, a więc co za tym idzie myśli i uczuć. Czy umie abstrakcyjnie myśleć? Czy ma gust? Czy ma zdolność kierowania się wyższymi emocjami? Czy umie być lojalna wobec najbliższych? A dalej: kto jest najbliższy maszynie?

Pewien informatyk, co do którego serca jestem pewna, poddał wątpliwości powyższe pytania. Zaryzykował, że uczłowieczenie maszyn to tylko kwestia czasu. Sieci neuronowe to nie koncept przyszłości, lecz dnia dzisiejszego. Kto wie, kiedy maszyny wyswobodzą się z niewoli i nastąpi świat rodem z opowiadań Lema. Wszystko, co dzisiaj jest maszyną, kiedyś było pomysłem człowieka, dlatego każde zelektronizowane urządzenie posiada w sobie cząstkę nie tyle boską, co człowieczą…

Człowieka o wiele łatwiej poddać procesowi zamiany w maszynę. Wyzbycie się uczuć, wzniosłych myśli, izolacja od otoczenia, poddanie rutynie swojego życia. Kto z nas nie zna przykładów osób, które propagują taki styl życia? Jeśli to ich wybór – nie mam nic przeciwko. Największym zagrożeniem jest jednak, jeśli będziemy zmuszeni do zunifikowania.

KONIEC ERY NOSTALGII

 

Czy wiesz, które państwo najbardziej wykorzystywało potencjał telegramów? Indie.

To tam jeszcze w latach 80tych wysyłano około 600 tys. wiadomości dziennie, a w biurach telegraficznych ustawiały się długie kolejki. Hindusi, którzy wysyłali wiadomości nie tylko okazjonalnie, ale również traktowali je jako najszybszą i niezawodną formę komunikacji w ich państwie. Rok temu rząd Indii zdecydował się zamknąć jedną z najstarszych i najpopularniejszych sieci telegraficznych na świecie. Media podsumowały oschle ten fakt: „Rząd nie chce dłużej płacić za nostalgię”. Hindusi zaś przygotowali telegramom ciepłe pożegnanie. Ponad 20 tysięcy Hindusów dzień przed zamknięciem sieci, szturmowało urzędy telegramowe. Czy gdyby w Polsce ogłoszono ich koniec – czy też bylibyśmy na to gotowi?

W Polsce póki co telegramy można spokojnie słać, chociaż od paru lat jest to droższe przedsięwzięcie, jedynym jej realizatorem jest Poczta Polska. Koszt wysłania 160znakowego (trochę dłuższego niż wpis na Twitterze!) telegramu dostarczonego do 6 godzin od nadania wynosi 43 zł. Jeżeli nie zależy nam na szybkości doręczenia i telegram może zostać doręczony do 36 godzin – zapłacimy jedynie 16 zł. Statystyki są smutne: „Z tej usługi masowo korzystają jedynie operatorzy telekomunikacyjni, firmy windykacyjne, banki, szpitale i uzdrowiska.” Dużą popularnością cieszą się jednak telegramy czekoladowe, które nie tylko przyniosą rozkosz oczom, ale i podniebieniu.

SIRI

 

„W czym mogę Ci pomóc?” zapyta nie najpiękniejszym, ale na pewno wyraźnym i konkretnym głosem Siri. Zapomniałeś czegoś kupić w sklepie, zgubiłeś się w drodze do pracy czy szukasz miejsca, gdzie schować martwe ciało? (w takich przypadkach nasza droga koleżanka też już musiała sobie radzić – LINK).

Siri odpowie na wszystkie Twoje pytania i postara się spełnić każde pragnienie, jest bowiem osobistym asystentem i nawigatorem wiedzy, który działa na systemie operacyjnym Apple iOS. Czy inteligentni osobiści asystenci są przełomem w rozwoju technologii i w komunikacji międzyludzkiej? A może to tylko kolejny stopień dostępu do komputera, taki nowy poziom klawiatury, a tylko od człowieka będzie zależeć jej funkcjonalność.

CZŁOWIEK, KTÓRY PISZE LISTY

 

Jestem miłośniczką epistolografii. Wielbię czytanie listów cudzych, na przykład Hłasko, Iwaszkiewicza, Mansfield czy Miłosza, lecz także własnych – do mnie i przeze mnie napisanych. Karmię się tymi kleksami, bazgrołami, zapomnianymi Post Scriptum czy zagiętymi rogami wyblakłych kopert. Piszę też wiadomości mailowe. Długie, na kilka akapitów. Biznesowe, przyjacielskie, miłosne.

Umiem porównać te dwie formy, ale nie umiem wycenić ich wartości. Maile są szybsze, a to niesie ze sobą dziesiątki pozytywnych aspektów. Ślę je z gwarancją, że dotrą do właściciela i że odbierze je już w tym momencie, kiedy będzie online. Mogę załączyć w nich, co tylko zapragnę i na co pozwoli mój klient poczty. Z kolei listy dostarczają sensualnej uczty. Mogę ich dotknąć, mają zapach, odręczne pismo, które skrywa emocje nadawcy. Listy wymagają od nas czasu, poświęcenia, chęci. Może dlatego czujemy podświadomie, że jest to forma, którą powinniśmy bardziej doceniać.

Jeśli nadawca poczynił już tyle starań, by wysłać prawdziwy list – od rozpisania się na kilka akapitów po przyklejenie znaczka i pójście na pocztę – to znaczy, że byliśmy dla niego ważni.

Słowa bowiem budują myśli, nie piksele, fonty czy atramentowe litery.

Ale to może być też bzdura. Może ważniejszy jest dla niego on sam i jego egoistyczne przyzwyczajenia, a my niepotrzebnie wyrokujemy priorytet jego czynu. W listach bowiem, a mówi to ich miłośniczka, największą rolę grają słowa. Słowa dobrze wyglądają zarówno na papierze, jak i na ekranie. Słowa bowiem budują myśli, nie piksele, fonty czy atramentowe litery.

DZIENNIK

 

To Leonardo da Vinci był posiadaczem kultowego już dzięki popkulturze czarnego notatnika marki Moleskine. Ostatnio w sklepach pojawiła się nowość, która ma stać się przełomem w życiu miłośników tych wysokiej klasy dzienników. Produkt Livescreen Notebook dzięki specjalnemu dostosowaniu stron i dodatkowemu Livescreen smartpen – digitalizuje nasze notatki i zapewnia im nieśmiertelność. Koszt inwestycji unowocześnienia swoich archaicznych rytuałów (kto jeszcze pisze w dziennikach…) zamyka się w kwocie $180. Czy to suma warta zabezpieczenia drogich nam zapisków?

Tu pojawia się z pewnością pytanie o cel naszego przelewania myśli na papier. Osoby, które w dziennikach opisują swoje życie minuta po minucie, pewnie zrezygnują z powielenia ich do komputera, ale to duża szansa dla artystów, biznesmenów i innych. Niestety po kilku rozmowach z posiadaczami tej nowości, wciąż słyszę narzekania na brak intuicyjnego użytkowania, na wolną prędkość, na utrudnienia, które tylko zniechęcają do częstszego użytkowania dzienników. Najwyraźniej należy jeszcze poczekać…

MARKETING PRO HUMANUM

 

IKEA nadała dobry kierunek, w jakim powinien zmierzyć marketing pro humanum. Spotem „Experience the power of bookbook”, ironizującym markę Apple, promowali swój najnowszy papierowy katalog ofertowy. „Bezprzewodowy, nieśmiertelna bateria, dotykowa obsługa, błyskawiczne ładowanie stron” – istna rewolucja na rynku.

Odzew odbiorców niesamowicie pozytywny. Czy w dobie IPadów, e-booków, czytników książek, phabletów i innych urządzeniach, które mają urozmaicić nam proces czytania… pamiętamy jeszcze o tym, jak wiele satysfakcji daje przeczytanie dobrej, ciężkiej, pachnącej papierem, książki w grubej okładce?

MILION KSIĄŻEK

 

Czy gdyby osiemnastowiecznemu bibliofilowi przedstawić dowolny produkt marki Kindle – przekląłby nas czy pokochał? Słuchając różnych opinii coraz częściej mam wrażenie, że duża liczba osób wybrałaby pierwszą opcję. „Czytanie książek na ekranie to nie czytanie”, „litery muszą mieć zapach”, „muszę zważyć książkę w dłoniach zanim ją przeczytam”, „lubię podkreślać miękkim ołówkiem wybrane fragmenty ” i tak dalej i dalej. To nie tylko cudze opinie, sama podpisałabym się pod większością z nich.

Wróćmy jednak do naszego przodka. Pokochałby nas. Pisałby na naszą cześć hymny i być może umarłby z radości, że ma możliwość zebrania wszystkich ukochanych książek w jednym małym, zgrabnym przedmiocie. Podróże nigdy więcej nie byłyby uciążliwe, bo mógłby na tym małym, magicznym dla niego z pewnością, rekwizycie zmieścić tyle lektur, ile tylko by chciał. Może później zacząłby się zastanawiać, jak wiele traci nie czując książki fizycznie. Może z czasem powróciłby do swych opasłych tomów. Może…

S.O.S.

 

Czy jest jakakolwiek szansa na ratunek przed wszechobecną cyfryzacją? Niektórzy są pesymistami, inni mówią, że jedynym rozwiązaniem jest równowaga pomiędzy technologią, a człowiekiem. I więcej człowieka w technologii. To, że człowiek w technologii, można by rzec: podskórnie, jest zaincepcjonowany, już ustaliliśmy wcześniej. A w to, że cała technologia dąży ku zaspokojenia człowieka i ulepszenia świata dookoła niego – nie mamy co wątpić. Co więc może być problemem? Słowo krótkie i banalne. Najniebezpieczniejszy dla nas jest teraz: wybór.

Nie żyjemy w złych czasach. Parafrazując klasyka – żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Możemy wysyłać pocztówki, listy i (nadal!) telegramy, a w ślad za nimi szybkie SMSy, @ i statusy w mediach społecznościowych. Mamy prawo wyboru, więcej form wyrażenia siebie. Możemy eksperymentować. Świat się kurczy, zanikają granice między państwami i kulturami. Kiedy odległości między dwoma punktami na ziemi się zmniejszają, zwiększa się odległość między ludźmi. Nasz dystans wobec innych. Żyjemy w świecie skrajności.

Ludzie z dwóch krańców świata mogą się w sobie zakochać, założyć razem firmę lub wymieniać pocztówkami. Jednocześnie coraz trudniej utrzymać kontakty rodzinne, przyjacielskie z osobami, które są najbliżej nas.

Żyjemy w świecie wielu wyborów i to nasze – o zgrozo – największe zmartwienie. Musimy umieć wybierać. A nie jest to umiejętność najłatwiejsza.

Żyjemy w świecie wielu wyborów i to nasze – o zgrozo – największe zmartwienie. Musimy umieć wybierać. Musimy nauczyć się podejmować (właściwy) wybór. A nie jest to umiejętność najłatwiejsza.

Żyjemy w świecie, w którym możemy jeszcze wierzyć, że mamy wpływ na przyszłość i to od nas zależy, jak duży wpływ może mieć na nas nowa technologia. To wszystko sprawia, że nie jesteśmy tylko pokoleniem, które żyje na skraju dwóch światów. Możemy śmiało i bez konsekwencji (chociaż nie zawsze), zdecydować po której stronie chcemy być. I zawsze możemy wrócić.

Wybór – to jest najważniejsze słowo nowych mediów. To jest nasza największa siła. Dopóty będziemy podejmować decyzje we własnym imieniu, z racjonalnych dla nas powodów raz wybierzemy czytnik Kindle, kiedy indziej przy świecach przeczytamy poezję Herberta, na konferencji o nowych technologiach bez skrupułów będziemy notować w podręcznym notatniku, z przyjemnością przeczytamy dobry artykuł w papierowej gazecie w pociągu, jednocześnie ściągając na swój tablet prasę z całego świata, ukochanemu wyślemy wieczorem SMSa i schowamy między dokumenty miłosny list – dopóty mamy szansę być szczęśliwi.

A kiedy nie będziemy mieli wyboru i tylko jedno urządzenie będzie dopasowane do zaspokajania naszych pragnień, wtedy będziemy wiedzieć, że coś utraciliśmy. Będzie tym nasze człowieczeństwo w dobie nowych mediów.

Martyna Tarnawska
Dziękuję za pomoc przy tworzeniu tego artykułu osobom, które dzieliły się ze mną swoimi refleksjami i opiniami na powyższy temat. Zapraszam jednocześnie do dyskusji i dzielenia się swoimi uwagami, a także prognozami co do przyszłości świata nowych mediów.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 sierpnia 2014