17 września - Światowy Dzień Sybiraka
Światowy Dzień Sybiraka obchodzony jest 17 września w rocznicę agresji sowieckiej na Polskę z 1939 roku. Dzień Sybiraka upamiętnia wszystkich Polaków zesłanych na Syberię oraz inne tereny Rosji i Związku Sowieckiego. „Dla historii Polski Sybir ma kluczowe znaczenie” – mówi dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku prof. Wojciech Śleszyński.
Światowy Dzień Sybiraka
.Światowego Dzień Sybiraka – inauguracja odbyła się w 2004 roku. Rangę oficjalnego święta państwowego w Polsce, na mocy uchwały Sejmu RP, zyskał ten dzień w 2013 r. „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej oddaje hołd wszystkim Polakom zesłanym na Syberię, inne tereny Rosji i Związku Sowieckiego. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej upamiętnia tych, którzy tam zginęli, tych, którym udało się powrócić do Ojczyzny, tych, którzy osiedli w różnych częściach świata, oraz tych, którzy pozostali w miejscu swego zesłania, gdzie kultywowali polskość” – głosi uchwała.
„Dla historii Polski Sybir ma kluczowe znaczenie. „Sybir” jest przede wszystkim określeniem emocjonalnym” – podkreślił w 2022 r. prof. Wojciech Śleszyński, historyk, dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku. Zaznaczył, że „w języku polskim mamy dwa słowa, czyli „Syberia” i ”Sybir”. „Syberia jest jednak nazwą geograficzną, określającą krainę leżącą za Uralem. Z kolei Sybir oznacza coś więcej niż tylko obszar geograficzny – to jest miejsce zesłań i kaźni, które związane są z czasami imperium rosyjskiego, a później imperium sowieckiego” – zaznaczył Śleszyński.
Deportacja Polaków na Sybir
.O wywózkach Polaków na Sybir można mówić już od XVIII wieku. Jak natomiast wskazał dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru, „główna fala zaczyna się jednak w XIX w., po upadku Powstania Listopadowego, a największe koncentracje osób wywożonych wiążą się z represjami po upadku Powstania Styczniowego”.
Wywózki w okresie zaboru rosyjskiego miały charakter indywidualny. „Zapadały wówczas wyroki sądowe czy też w trybie administracyjnym w sprawie osób, które były zaangażowane w działalność spiskową przeciwko carowi” – przypomniał Śleszyński. „Nie należy zapominać o represjach, do których doszło w końcu XIX wieku. Przecież to wtedy na Syberię trafił Józef Piłsudski” – wskazał.
Wywózki na Syberię jako narzędzie represji były stosowane przez Sowietów podczas II wojny światowej. „Pakt Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. był ostateczną zapowiedzią wybuchu II wojny światowej. Pierwszym agresorem były Niemcy, ale sojusznikiem nazistowskich Niemiec w 1939 r. był również Związek Sowiecki. W wyniku tego paktu oraz agresji obu totalitarnych reżimów z września 1939 r. został dokonany podział Europy Środkowo-Wschodniej na strefy wspływów, a de facto okupacje: niemiecką i sowiecką” – powiedział Śleszyński. Wschodnie ziemie Polski zostały objęte rządami sowieckimi we wrześniu 1939 r.
„Od pierwszych dni okupacji sowieckiej rozpoczęły się represje. Najpierw miały one charakter indywidualny. Aresztowano wtedy osoby, które były związane z władzami polskimi w okresie dwudziestolecia międzywojennego” – powiedział dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru.
Represyjna polityka Związku Sowieckiego
.„Kolejny etap represyjnej polityki Związku Sowieckiego był dla polskiego społeczeństwa szokiem. W lutym 1940 r. doszło bowiem do pierwszej wywózki o charakterze masowym” – zwrócił uwagę historyk. Oprócz osadników wojskowych i cywilnych, a także leśników, represjami zostały objęte ich rodziny: zarówno dzieci, kobiety, jak i osoby starsze. „Trudno powiedzieć, aby kobiety, dzieci czy starcy prowadzili aktywną działalność przeciwko władzy sowieckiej” – podkreślił Śleszyński.
Podczas okupacji sowieckiej, do 1941 r., przeprowadzono jeszcze trzy masowe deportacje – w kwietniu i czerwcu 1940 oraz w czerwcu 1941 r. Głównymi obszarami, do których trafiały osoby deportowane, były Syberia, Kazachstan i północ europejskiej części Związku Sowieckiego.
„Obliczamy, że w wyniku czterech wielkich deportacji minimum 330 tys. Polaków zostało wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego. Nie jest to jednak liczba ostateczna, ponieważ na Sybir wywożone były także osoby pomiędzy tymi czterema deportacjami, m.in. dziesiątki tysięcy były wysyłane do łagrów” – wyjaśnił dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru.
Nieznana ilość tych, którzy powrócili z Sybiru
.Do dziś nie jest również znana liczba osób, którym udało się z Sybiru powrócić. „Badania nad tą liczbą są jeszcze bardziej skomplikowane niż ustalenie liczby osób deportowanych” – zaznaczył Śleszyński. Wynika to z czynników, które należy rozpatrywać indywidualnie. Deportowane osoby opuszczały Związek Sowiecki w kilku falach – część cywilów wyszła z Armią gen. Władysława Andersa, ale mamy też późniejsze powroty, już po 1945 r. Trzeba też mieć na uwadze to, że im wcześniej ktoś opuścił Związek Sowiecki, tym jego szansa na przeżycie była większa. Wiele zależało także od rejonu, do którego trafiła dana osoba. Ponadto w niektórych miejscach śmiertelność była bardzo wysoka, a w innych znikoma.
Mówiąc współcześnie o Sybirakach, mamy na myśli osoby, które przeszły przez Sybir, a dzisiaj one lub ich potomkowie są rozrzuceni po całym świecie. „Łączy ich jednak doświadczenie sowieckich represji” – powiedział historyk. W przypadku osób, które jako kilkuletnie dzieci zostały deportowane na Sybir, stałym motywem wspomnień są matki i ich rola w ratowaniu życia najmłodszych. „Te osoby są dzisiaj w podeszłym wieku, ale zawsze z wielkimi emocjami mówią o bohaterstwie swoich matek” – dodał. Przed wejściem do Muzeum Pamięci Sybiru znajduje się pomnik Bohaterskiej Matki Sybiraczki. „Zdajemy sobie sprawę, że ta symboliczna matka Sybiraczka jest szczególnie ważnym elementem wspomnień Sybiraków” – podsumował prof. Wojciech Śleszyński.
84. rocznica napaści ZSRS na Polskę
.Dokładnie 84 lata temu, 17 września 1939 r., łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Czerwona wkroczyła na teren Rzeczypospolitej Polskiej, realizując ustalenia zawarte w tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Konsekwencją sojuszu dwóch totalitaryzmów był rozbiór osamotnionej Polski.
Sowiecka napaść na Polskę była realizacją układu podpisanego w Moskwie 23 sierpnia 1939 r. przez ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa oraz ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa, pełniącego jednocześnie funkcję przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych (premiera).
Sowiecko-niemiecki pakt o nieagresji
.Integralną częścią zawartego wówczas sowiecko-niemieckiego paktu o nieagresji, był tajny protokół dodatkowy. Jego drugi punkt, dotyczący bezpośrednio Polski, brzmiał następująco: „W wypadku terytorialnych i politycznych przekształceń na terenach należących do Państwa Polskiego granica stref interesów Niemiec i ZSRS przebiegać będzie w przybliżeniu po linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Kwestia, czy w obopólnym interesie będzie pożądane utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i jakie będą granice tego państwa, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona tylko w toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia”.
Informacja na temat wspomnianego tajnego protokołu nie dotarła do Polski, mimo że przywódcy alianccy dysponowali wiedzą na jego temat.
Oceniając sojusz dwóch totalitarnych mocarstw prof. Andrzej Garlicki pisał: „Pakt Ribbentrop-Mołotow nazywa się często IV rozbiorem Polski. Ta nazwa dobrze oddaje jego istotę. Dwa sąsiadujące z Polską państwa zawarły porozumienie dotyczące podziału jej terytorium pomiędzy siebie. Po kilku tygodniach porozumienie to zostało zrealizowane. Pakt Ribbentrop-Mołotow przyniósł Hitlerowi pozornie mniejsze korzyści niż Stalinowi: terytorium polskie na zachód od linii Wisły oraz uznanie Litwy za niemiecką strefę wpływów. Ale Hitler otrzymywał równocześnie – i to było bezcenne – gwarancje neutralności Moskwy w jego konflikcie z Zachodem. Groźba wojny na dwa fronty, przynajmniej w najbliższym czasie, przestawała istnieć dla Niemiec. Obaj partnerzy podpisujący pakt na Kremlu traktowali go jako rozwiązanie doraźne. Obaj mieli cele o wiele bardziej ambitne niż rozbiór Polski czy podporządkowanie republik nadbałtyckich. Były to cele sprzeczne, dlatego wojna pomiędzy III Rzeszą i Związkiem Radzieckim była nieunikniona”. (A. Garlicki „Historia 1815-1939. Polska i świat”).
1 września 1939 rok
.Po zaatakowaniu Polski przez wojska niemieckie 1 września 1939 r. strona sowiecka utrzymywała przez następne dni pozory neutralności. Minister Józef Beck wspominał: „Zachowanie ambasadora sowieckiego nie pozostawiało nic do życzenia, zdradzał on nawet chęć rozmów co do możliwości dowozu pewnych towarów przez ZSRS. Poleciłem ambasadorowi Grzybowskiemu sondaż u Mołotowa, jakie dostawy przez Sowiety mogłyby być brane pod uwagę, oraz oczekiwałem od niego akcji dla zapewnienia nam tranzytu od państw sprzymierzonych”. (J.Beck „Ostatni raport”)
Niemcy od trzeciego dnia wojny ponaglali Moskwę, ażeby zajęła obszary uznane w pakcie Ribbentrop-Mołotow za jej strefę interesów. Stalin zwlekał z podjęciem decyzji, czekając na to, jak zachowają się wobec niemieckiej agresji na Polskę Wielka Brytania i Francja. Przyglądał się również jak silny opór Niemcom stawia polskie wojsko. Jednocześnie jednak w ZSRS trwały ukryte przygotowania do wojny. 24 sierpnia 1939 r. rozpoczęto stopniową koncentrację wojsk.
3 września komisarz obrony Klimient Woroszyłow wydał rozkaz o podwyższeniu gotowości bojowej w okręgach wojskowych, które miały wziąć bezpośredni udział w ataku na Polskę, oraz rozkaz o rozpoczęciu tajnej mobilizacji. Do działań przeciwko państwu polskiemu przeznaczono dwa fronty: Białoruski – komandarma Michaiła Kowalowa i Ukraiński komandarma Siemiona Timoszenki. W sumie liczyły one co najmniej 620 000 żołnierzy, ponad 4700 czołgów i 3300 samolotów. Po stronie polskiej granicy z ZSRS, liczącej ponad 1400 km, strzegły jedynie przerzedzone oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza.
17 września 1939 r. o godz. 3 w nocy (według obowiązującego w Polsce czasu środkowoeuropejskiego była godzina pierwsza) do Komisariatu Spraw Zagranicznych w Moskwie wezwany został ambasador RP Wacław Grzybowski, któremu Władimir Potiomkin – zastępca Mołotowa – odczytał treść uzgodnionej wcześniej z Berlinem noty. Władze sowieckie oświadczały w niej m.in.: „Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni działań wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i centra kulturalne. Warszawa, jako stolica Polski, już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie przejawia oznak życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym utraciły ważność umowy zawarte pomiędzy ZSRS a Polską”.
Armia Czerwona i napaść na Polskę
.Uzasadniając wkroczenie Armii Czerwonej na teren Rzeczypospolitej Polskiej stwierdzano: „Rząd sowiecki nie może pozostać obojętny na fakt, że zamieszkująca terytorium Polski pobratymcza ludność ukraińska i białoruska, pozostawiona własnemu losowi, stała się bezbronna. Wobec powyższych okoliczności Rząd Sowiecki polecił Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod swoją opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Rząd sowiecki zamierza równocześnie podjąć wszelkie środki mające na celu wywikłanie narodu polskiego z nieszczęsnej wojny, w którą wepchnęli go nierozumni przywódcy i umożliwienie mu zażycia pokojowej egzystencji”.
Ambasador Grzybowski zdecydowanie odmówił przyjęcia sowieckiej noty. W tym samym czasie Armia Czerwona rozpoczęła napaść na Polskę. Od godz. 3 do godz. 6 rano jej wojska przekroczyły na całej długości wschodnią granicę z Polską.
Przedstawiając plan sowieckiego ataku prof. Wojciech Materski pisał: „Rozkaz jak najszybszego uchwycenia ważnych obiektów militarnych w głębi polskiej obrony poprzez skoncentrowane uderzenia rozcinające wykonywać miały wydzielone spośród wszystkich armii tzw. grupy ruchome (uderzeniowe). Trzy grupy ruchome Frontu Białoruskiego (dzierżyńska, mińska i połocka) otrzymały zadanie opanowania Wilna (poprzez Święciany i Michaliszki), Grodna i Białegostoku (poprzez Wołkowysk). Cztery grupy ruchome Frontu Ukraińskiego (15 korpus, szepietowska, wołoczyska i kamieniecko-podolska), po uchwyceniu w ciągu pierwszych trzech dni agresji rubieży Kowel-Włodzimierz Wołyński-Sokal, miały wyjść na linię rzeki San. Za nimi postępować miały podporządkowane operacyjnie na czas kampanii dowództwu Armii Czerwonej pograniczne oddziały NKWD, likwidując według wcześniej przygotowanych list osoby uznane za elementy antysowieckie, mogące utrudnić trwałe umocnienie się na zdobytych terenach. Rozbite polskie linie obrony miały być atakowane frontalnie przez podstawowe siły obu frontów”. (W.Materski „Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939”)
1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów
.Łącznie siły Armii Czerwonej skierowane w trzech rzutach przeciwko Rzeczypospolitej wynosiły ok. 1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów. Cytowany powyżej prof. Materski zwracał dodatkowo uwagę na fakt, iż: „Uderzenie dwu frontów sowieckich zostało poprzedzone czterodniowymi intensywnymi działaniami grup sabotażowo-dywersyjnych, które były organizowane na polskich Kresach Wschodnich przez wywiad sowiecki, komunistów i miejscowych nacjonalistów. Działania te okazały się rozleglejsze i skuteczniejsze niż akcja V kolumny poprzedzająca agresję niemiecką”.
Reakcję na wiadomość o sowieckiej napaści na Polskę tak wspominał szef sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz: „Nie znajduję słów, które by oddały nastrój przygnębienia, jaki zapanował. Ani Naczelny Wódz, ani nikt z nas, oficerów Sztabu, nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Było dla nas jasne, że dostaliśmy podstępny cios w plecy, który przesądzał ostatecznie o losach kampanii i niweczył ostatnią nadzieję prowadzenia zorganizowanej walki na terenie Polski”.
Wieczorem 17 września Naczelny Wódz wydał następujący rozkaz (dyrektywę): „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”.
Władze polskie wzywając do unikania walki z Armią Czerwoną nie uznały jej wkroczenia za powód do wypowiedzenia wojny i nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Zaistniała sytuacja zadecydowała o tym, iż w nocy z 17 na 18 września prezydent Ignacy Mościcki wraz z rządem polskim i korpusem dyplomatycznym przekroczył granicę rumuńską, planując przedostanie się do Francji. Razem z nimi terytorium polskie opuścił Naczelny Wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz.
Zdaniem prof. Pawła Wieczorkiewicza, rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza wydany 17 września „wprowadził w efekcie zamęt i utrudnił, czy wręcz uniemożliwił organizację obrony Kresów Wschodnich, tam gdzie istniały po temu jakiekolwiek szanse”. (P.Wieczorkiewicz „Historia polityczna Polski 1935-1945”)
Rozkaz ten nie dotarł jednak do wielu oddziałów, a przez część dowódców uznany został za prowokację. Do starć z Armią Czerwoną dochodziło w wielu miejscach. Na Polesiu i Wołyniu improwizowana grupa KOP dowodzona przez gen. Wilhelma Orlika-Rueckemanna stoczyła z Sowietami kilkanaście potyczek i dwie bitwy: pod Szackiem 28-29 września i Wytycznem w pow. włodawskim 1 października. Na Polesiu z Armią Czerwoną walczyły także: dowodzony przez ppłk Nikodema Sulika-Sarneckiego pułk KOP „Sarny”, brygada KOP „Polesie” oraz jednostki KOP „Kleck” i „Baranowicze”. Z kolei w Kodziowcach, niedaleko Grodna, w nocy z 21 na 22 września doszło do bitwy, w której 101 pułk ułanów przez kilka godzin zatrzymywał przeważające siły sowieckie, niszcząc m.in. 22 czołgi. Na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie z Sowietami walczyły oddziały KOP „Iwieniec”, „Głębokie” i „Krasne”.
Wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej opór stawiały również miasta, wśród których najbardziej zacięty i tragiczny bój stoczyło Grodno. Walki z Wehrmachtem i Armią Czerwoną toczyła dowodzona przez gen. Franciszka Kleeberga Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, w skład której weszli m.in. marynarze Pińskiej Flotylli Wojennej.
Tysiące ofiar
.W sumie w starciach z Armią Czerwoną zginęło ok. 2,5 tys. polskich żołnierzy, a ok. 20 tys. było rannych i zaginionych. Do niewoli sowieckiej dostało się ok. 250 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 tys. oficerów, którzy na mocy decyzji podjętej 5 marca 1940 r. przez Biuro Polityczne WKP(b) zostali rozstrzelani.
Straty sowieckie wynosiły ok. 3 tys. zabitych i 6-7 tys. rannych. Wkraczająca na ziemie Rzeczypospolitej Armia Czerwona zachowywała się równie bestialsko jak wojska niemieckie. Przykładów zbrodni popełnianych na polskich wojskowych, policjantach i cywilach jest wiele, m.in. w Grodnie po zajęciu miasta Sowieci wymordowali ponad 300 jego obrońców, na Polesiu 150 oficerów, a w okolicach Augustowa 30 policjantów.
Traktat Sowiecko-Niemiecki o Granicy i Przyjaźni
.Dnia 28 września 1939 r. podczas kolejnej wizyty Ribbentropa w Moskwie zawarty został „Traktat Sowiecko-Niemiecki o Granicy i Przyjaźni”, któremu towarzyszyły tajne protokoły dodatkowe. We wstępie do traktatu stwierdzano: „Rząd Rzeszy Niemieckiej i rząd ZSRS uznają, po upadku dotychczasowego państwa polskiego, za wyłącznie swoje zadanie przywrócenie na tym terenie pokoju i porządku oraz zapewnienie żyjącym tam narodom spokojnej egzystencji, zgodnej z ich narodowymi odrębnościami”.
Zgodnie z propozycją Stalina przeprowadzona została korekta podziału terytorialnego ziem polskich. Granica pomiędzy ZSRS a III Rzeszą przebiegać miała odtąd wzdłuż linii rzek San-Bug-Narew-Pisa.
Jak pisał prof. Andrzej Paczkowski: „Stalin proponując nowelizację tajnej klauzuli układu z 23 sierpnia i „oddając” Niemcom ziemie polskie aż do linii Bugu (zamiast Wisły) – w zamian za przesunięcie do „radzieckiej strefy wpływów” Litwy – miał niewątpliwie na celu pozbycie się terytoriów o przygniatającej przewadze ludności polskiej, a tym samym poważnego problemu politycznego”. (A.Paczkowski „Pół wieku dziejów Polski 1939-1989”)
Rozbiór Polski i ofiary sowieckiej okupacji
.Przedstawiciele dwóch totalitarnych mocarstw ustalili również, iż „nie będą na swoich terenach tolerować żadnej polskiej agitacji, która przenikałaby na terytorium drugiej strony. Wszelkie próby takiej agitacji na ich terenach będą likwidowane, a obie strony będą się informowały wzajemnie o podejmowanych w tych celach środkach”.
W wyniku dokonanego rozbioru Polski Związek Sowiecki zagarnął obszar o powierzchni ponad 190 tys. km kw. z ludnością liczącą ok. 13 mln. Okrojona Wileńszczyzna została przez władze sowieckie w październiku 1939 r. uroczyście przekazana Litwie. Nie na długo jednak, bowiem już w czerwcu 1940 r. Litwa razem z Łotwą i Estonią weszła w skład ZSRS. Liczba ofiar wśród obywateli polskich, którzy w latach 1939-1941 znaleźli się pod sowiecką okupacją, do dziś nie jest w pełni znana.
Prof. A. Paczkowski odnosząc się do tej kwestii w książce „Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania”, pisał: „Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach – od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę przymusową – ponad 1 milion osób […]. Nie mniej niż 30 tysięcy osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10 proc., czyli zmarło zapewne 90-100 tysięcy osób”.
Wypowiedzenie wojny ZSRS po agresji z 17 września nie zmieniłoby sytuacji – Mariusz Wołos
.Pojawiają się w historiografii głosy, że niewypowiedzenie wojny ZSRS było błędem. Moim zdaniem taki akt nie zmieniłby zbyt wiele, bo nasi sojusznicy i tak nie poszliby w ślady Polski – mówi prof. Mariusz Wołos, historyk z IH PAN oraz Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN.
W jakim nastroju Stalin spoglądał na wydarzenia między 1 a 16 września 1939 r.? Widział postępy wojsk niemieckich, niemal zupełną bezczynność wojsk alianckich, a z drugiej strony wiedział o nieprzygotowaniu Armii Czerwonej do wielkiej wojny. Jak to wszystko wpływało na działania Kremla?
Prof. Mariusz Wołos: Patrzył niezwykle uważnie, bo od powyższych czynników zależały jego kolejne ruchy. Z badań historyków wynika, że III Rzesza, m.in. poprzez ambasadora Friedricha-Wernera von der Schulenburga, naciskała na Moskwę, aby Związek Sowiecki jak najszybciej dołączył do ataku na Polskę. Nie może umykać nam z pola widzenia zwlekanie Stalina. Mimo że nie posiadamy zbyt wielu źródeł, to leży zakładać, że Stalin czekał na działania aliantów. Najbardziej liczył na wybuch wojny niemiecko-francusko-brytyjskiej. Wielkie starcie mocarstw na wyczerpanie byłoby mu najbardziej na rękę. Dopóki nie był pewny zachowania aliantów Polski, to nie podejmował działań przeciwko Rzeczypospolitej.
Wpływ na zmianę jego strategii miały dwa wydarzania, którymi interesowały się sowiecka dyplomacja i wywiad. Pierwszym było spotkanie szefów rządów Francji i Wielkiej Brytanii w Abbeville, podczas którego podjęli decyzję o niepodejmowaniu znaczących działań na froncie zachodnim.
Wedle opinii Brytyjczyków i Francuzów ofensywa była pozbawiona sensu, ponieważ Polska już przegrała kampanię. Drugim sygnałem dla Stalina było nierozpoczęcie przez Francję ofensywy w terminie uzgodnionym w zapisach umowy sojuszniczej z Polską. Nieprzygotowanie Armii Czerwonej do wielkiej wojny nie miało znaczenia kluczowego. Poza tym nawet po wymordowaniu dużej części jej korpusu oficerskiego Stalin wierzył w potęgę militarną swojego państwa.
Postanowił więc zrealizować treść tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow dopiero po ponad dwóch tygodniach od ataku Niemiec na Polskę. W ciągu całego okresu poprzedzającego atak zachowywał wobec Polaków dwuznaczną postawę. Na przykład minister Józef Beck od towarzyszącego rządowi ambasadora ZSRS Nikołaja Szaronowa przed 10 września 1939 r. słyszał, że sowiecki dyplomata wyjeżdża, ale powróci do Polski, oraz o ewentualnych dostawach materiałów wojennych.
W tym kontekście zwróćmy uwagę także na sowiecką i rosyjską narrację na temat 17 września 1939 roku. Z punktu widzenia Moskwy agresja na Polskę była odebraniem tego, co zostało jej czasowo i niesłusznie zabrane w 1921 r. W tej wizji polskie Kresy były od Traktatu ryskiego ziemiami okupowanymi. Propaganda sowiecka i rosyjska głosiły, że „Zachodnia Białoruś” i „Zachodnia Ukraina” to ziemie „od zawsze” przynależne do imperium rosyjskiego i po 17 września powracające do swojego prawowitego gospodarza. Nie była to wyłącznie propaganda, ale także konkretne działania zapoczątkowane już w 1920 r. dokumentami dyplomatycznymi poświęconymi strategii i taktyce wobec „polskiej okupacji”. W oparciu o podobne założenia, z punktu widzenia Moskwy, należała jej się Besarabia, państwa bałtyckie oraz Finlandia. To pokazuje dwójmyślenie władz sowieckich, które uznawały, że przysługuje im prawo do aneksji ziem zamieszkanych przez Polaków, Białorusinów i Ukraińców, ale wkroczenie Polaków na Zaolzie uważały za zbrodnię, choć przecież mieszkało tam wielu naszych rodaków. Celem było przedstawienie Polaków w jak najgorszym świetle. Do dziś widzimy skutki tej propagandy. Kilka lat temu sam miałem okazję usłyszeć z ust politologa i historyka prof. Aleksieja Gromyki, skądinąd wnuka Andrieja – długoletniego szefa sowieckiej dyplomacji (1957–1985) i formalnej głowy państwa (1985–1988), że gdy jedzie na Białoruś lub Ukrainę, to czuje się jak u siebie.
Wspomniał pan profesor o naciskach Schulenburga. Czy Berlin był zirytowany postawą swojego „tajnego” sojusznika?
Prof. Mariusz Wołos: Berlin dostrzegał, że armia niemiecka jest w stanie „poradzić sobie” z Wojskiem Polskim bez pomocy Armii Czerwonej, ale bez wątpienia Niemcy byli zniecierpliwieni. Liczyli, że Sowieci wystąpią otwarcie w roli sojusznika. III Rzesza chciała pokazać, że w toczącej się wojnie nie jest izolowana, bo walczy razem z nią Związek Sowiecki. Z tej niecierpliwości Berlina wynikały wspomniane już naciski na Schulenburga. Podkreślmy, że nagrodą za przystąpienie do wojny dla Stalina miało być terytorium określone w pakcie Ribbentrop-Mołotow, a więc na wschód od linii Wisły, Narwi, Sanu. Niemcy sygnalizowali, że za chwilę przekroczą Wisłę.
Opóźnienie w działaniach Armii Czerwonej było także jednym z argumentów na rzecz zmiany przebiegu granicy między Niemcami a Związkiem Sowieckim. W czasie moskiewskich negocjacji z 28 września 1939 r. Stalin zauważył, że przejście Litwy do jego strefy interesów w zamian za oddanie Niemcom części ziem na wschód od Wisły jest uzasadnione, bo skoro żołnierz już raz zajął jakiś obszar, to nie lubi się z niego wycofywać.
Stanisław Cat-Mackiewicz napisał, że „Anglia rozumuje: Hitler prędko da sobie radę z wojskiem polskim i oto spotka się oczy w oczy z Rosjanami. Musi z tego wyniknąć wojna niemiecko-rosyjska, a więc spełnienie naszych marzeń”. Czy ta obserwacja jest trafna i już we wrześniu 1939 r. polityka Londynu opierała się na tak daleko idących założeniach?
Prof. Mariusz Wołos: Jeśli te słowa Mackiewicza byłyby zgodne z prawdą, to Wielka Brytania osiągnęłaby szczyt politycznego makiawelizmu. Przyszłe losy wojny nie były tak pewne. Równie dobrze można byłoby przyjąć dawne tezy propagandy i historiografii sowieckiej, powtarzane dziś przez obecną propagandę Kremla, że Stalin był tak dalece przewidującym mężem stanu, iż postanowił zawrzeć porozumienie z Hitlerem, aby przesunąć granice na zachód i w ten sposób uchronił Moskwę przed zajęciem jej przez Niemców pod koniec 1941 r. To kompletne bzdury, bo nikt nie mógł wiedzieć, w jaki sposób potoczy się rozpoczynająca się wojna. Brytyjczycy mogli co najwyżej dążyć do uratowania resztek świata wersalskiego, ale obawiali się, że nastąpią kolejne daleko idące aneksje.
Na pakt Ribbentrop-Mołotow patrzymy głównie z polskiego punktu widzenia, ale pamiętajmy, że dotyczył on także Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy oraz Rumunii. Oczywiście, w Londynie zdawano sobie sprawę, że pakt Ribbentrop-Mołotow i zapisy dołączonego doń tajnego protokołu, które były znane brytyjskim decydentom, to kolejny cios w porządek wersalski, a może nawet gwóźdź do jego trumny.
Nie zgadzam się więc z diagnozą Cata, którą wyrażał również w innych swoich felietonach, gdzie pisał o cynicznej grze Londynu, mającej wystawić Polskę do pierwszego starcia z Niemcami. To za daleko posunięte tezy. W polityce międzynarodowej, szczególnie tak dynamicznej jak ówczesna, nie da się przewidzieć wszystkiego.
Czy o poranku 17 września minister spraw zagranicznych Józef Beck liczył na reakcję Wielkiej Brytanii i Francji, która wykraczałaby poza formalne protesty?
Prof. Mariusz Wołos: Trzeba przyznać, że Beck nie zakładał rozpoczęcia sowieckiej agresji przeciwko Polsce. Gdy do niej doszło, była zaskoczeniem. Był to kolejny element tragedii upadającego kraju. W kontekście reakcji państw Zachodu na tę agresję warto zauważyć, że współczesna rosyjska historiografia zwraca uwagę na fakt, iż Związek Sowiecki nie został usunięty z Ligi Narodów po 17 września. Nastąpiło to dopiero kilka miesięcy później, po agresji na Finlandię. Dla rosyjskich historyków jest to więc dowód na mające dominować we Francji i w Wielkiej Brytanii przekonanie, że Kresy nie są na trwałe związane z Polską. Można polemizować z takimi opiniami, ale przywoływany fakt dalszej obecności ZSRS w Lidze Narodów wydaje się potwierdzać tę opinię.
Nie ma też żadnych świadectw na poparcie ewentualnej tezy, że sojusznicy Polski chcieli po 17 września wypowiedzieć Związkowi Sowieckiemu wojnę, tak jak zrobili to 3 września 1939 r. wobec Niemiec. Również Polska nie zdecydowała się na formalne wypowiedzenie wojny ZSRS, chociaż oczywiście świadectwem zaistnienia stanu wojny były bohaterskie boje Wojska Polskiego i Korpusu Ochrony Pogranicza wzdłuż całej granicy, w tym w obronie Grodna i Wilna czy pod Szackiem i Wytycznem.
Pojawiają się w historiografii głosy, że niewypowiedzenie wojny było błędem polskich władz. Moim zdaniem taki akt nie zmieniłby zbyt wiele, bo nasi sojusznicy i tak nie poszliby w ślady Polski, skoro nie zdecydowano się na wyrzucenie ZSRS z Ligi Narodów. Nie zmieniłoby to także położenia Rzeczypospolitej w lipcu 1941 roku, gdy negocjowano w Londynie układ polsko-sowiecki. Alianci naciskaliby na premiera Władysława Sikorskiego, aby ten formalny stan wojny zakończyć. Kształt ostatecznie wynegocjowanego porozumienia byłby mniej więcej taki sam, jaki rzeczywiście wynegocjowano, ale pewnie pojawiłby się w nim punkt dotyczący zakończenia stanu wojny pomiędzy Polską a ZSRS. Pamiętajmy też, że Sowieci gardzili prawem międzynarodowym, i każdy podpisany dokument mogli złamać w imię realizacji swoich interesów.
Dlaczego prawda o Katyniu wciąż ma znaczenie?
.O współczesnej pamięci o ofiarach zbrodni katyńskiej pisze na łamach „Wszystko co Najważniejsze” historyk Patryk PALKA.
„Ofiarami zbrodni katyńskiej byli nie tylko żołnierze. Dane Instytutu Pamięci Narodowej wskazują, że na liczbę 21 857 zamordowanych składa się: 18 generałów, 350 pułkowników i podpułkowników, tysiące oficerów niższych rang, ponad 900 lekarzy, farmaceutów, dyrektorów klinik i ordynatorów oddziałów szpitalnych, 1040 nauczycieli szkół średnich i powszechnych, 107 naukowców, wykładowców polskich i europejskich uczelni, ponad 700 prawników, sędziów, prokuratorów i adwokatów, 6 tys. funkcjonariuszy policji oraz innych formacji mundurowych, kilkudziesięciu duchownych, ponad 700 inżynierów, a także wynalazcy, przemysłowcy, handlowcy, urzędnicy, artyści, sportowcy, dziennikarze. Sprawców nigdy nie osądzono.” – wylicza Patryk PALKA.
„Gdy reżyserem rosyjskiej sceny politycznej został Władimir Putin, winą za ludobójstwo obarczył już nie NKWD, ale jednostkę – Józefa Stalina – dla którego zbrodnia katyńska miała być osobistą zemstą za porażkę w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. (…) Putinowska narracja nie jest jedynie rojeniem megalomana, ślepo zapatrzonego w nieistniejące już imperium, które pragnie odbudować. Ma ona daleko idące konsekwencje polityczne i społeczne. Pamięć jest jednym z czynników legitymizujących władzę. Jest ona również fundamentem tożsamości. Od tego, co pamiętamy i jak pamiętamy, zależą nasze postawy i wybory. Wywieranie wpływu na kształt pamięci społecznej to potężne i niedoceniane narzędzie, którym dysponuje władza państwowa. Wykreowanie fałszywego obrazu przeszłości i przekonanie innych do jego autentyczności może mieć kluczowe znaczenie podczas podejmowania decyzji, np. wyrażenia społecznego poparcia dla agresji na obce państwo lub przyjęcia bądź odrzucenia przez ludność określonej oferty cywilizacyjnej.” – zauważa Patryk PALKA.
Konstatuje on też, że „najlepszą bronią przeciw kłamstwu jest prawda. Ta przedstawia się następująco: Rosja to balet, opera, malarstwo, literatura i sport. To także zsyłki na Sybir, wysiedlenia, łagry, masowe egzekucje i zbiorowe mogiły. Rosja to Czajkowski, Dostojewski, Puszkin, Kasparow i Szarapowa, tak samo jak Lenin, Stalin, Putin, Prigożyn i Wasilij Błochin. Symbolem rosyjskiej oferty cywilizacyjnej są jednakowo kolorowe wieże Kremla i błotniste doły Katynia. Tragizm tej sytuacji objawia się w tym, że są one z sobą nierozerwalnie splecione. Decydując się na rosyjską ofertę cywilizacyjną, trzeba wyrazić zgodę na jej obydwa oblicza, a nikt z własnej woli nie zaryzykuje drugiego Katynia, by móc liczyć na narodziny w swoim kraju drugiego Szostakowicza czy Prokofiewa. To dlatego rosyjskie władze chcą wymazać pamięć o Katyniu. Tak okropnej zbrodni nie przykryje żadne artystyczne czy naukowe osiągnięcie.”
PAP/ Anna Kruszyńska/ Michał Szukała/ Wszystko co Najważniejsze/ LW