Ameryka to wciąż kraj pracowitych, przyzwoitych ludzi — Andrew MICHTA

„Odrzucam arogancję wobec naszych współobywateli. Ameryka to o wiele więcej niż tylko nadmorskie korytarze i ich główne miasta” – pisze Andrew MICHTA na platformie X.
Komu służy gospodarka usług?
.Politolog, dziekan Kolegium Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa w Europejskim Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem im. George’a C. Marshalla wspomina, że przez ostatnie kilka dni podróżował samochodem przez stany południowo-zachodnie w pobliżu granicy z Meksykiem, zatrzymując się w małych miasteczkach.
Ameryka to wciąż kraj porządnych, przyjaznych i pracowitych ludzi. Ludzi, którzy zasługują na coś lepszego niż dekady offshoringu w imię „globalizacji” które przyniosły im elity polityczne, te elity, które już dawno zapomniały, czym jest przywództwo i jak należy służyć obywatelom.
„Nie przedstawiam tu stronniczego argumentu; chodzi raczej o rozpoznanie tego, co nasza globalistyczna ortodoksja biznesowa — czy to w jej demokratycznej, czy republikańskiej odmianie — spowodowała. Pamiętam wszystkie rozmowy o gospodarce usług jako przyszłości Ameryki. Ale dla kogo są przeznaczone te usługi” – pyta Andrew MICHTA.
W jego ocenie to samo dotyczy globalistycznych mantr o „złożonej współzależności”. Andrew MICHTA zaznacza, że nie ma tu nic złożonego. Jest tylko zależność i chodzi o to, kto od kogo zależy i po co, z towarzyszącą temu władzą i wpływami.
„A jednak wlaliśmy pieniądze i technologię do komunistycznych Chin… Podczas tej podróży jestem zdumiony skali, w jakiej infrastruktura naszego kraju stała się stara i zmęczona, jak pogarsza się jakość życia. A przede wszystkim, jestem zdumiony i zasmucony rozmowami o codziennej walce o przetrwanie w małych miasteczkach na południowym zachodzie Ameryki, tam, gdzie spotkałem równocześnie tyle życzliwości” – dodaje.
Europa się rozbroiła, przywrócenie niezbędnych zdolności obronnych zajmie dekadę – pisze Andrew A. MICHTA
.”Żaden dotychczasowy szczyt NATO nie był tak wyczekiwany i komentowany jak spotkanie w Wilnie. Głównym tematem szczytu będzie przyszłość członkostwa Ukrainy w Sojuszu. Wszystko wskazuje na to, że partnerzy nie zaproszą Kijowa do rozpoczęcia procesu ubiegania się o członkostwo. Prawdopodobnie nie zgodzą się też na wydanie zaproszenia w przyszłym roku podczas planowanego szczytu w Waszyngtonie. Niemniej jednak większość debat koncentruje się na tej zasadniczej kwestii politycznej oraz na tym, jak różne państwa członkowskie mogą się do niej ustosunkować. W rezultacie inny kluczowy punkt programu – przyjęcie trzech nowych planów regionalnych, dodatkowe plany, a przede wszystkim powrót Sojuszu do pierwotnej misji zbiorowego odstraszania i obrony – przykuwają mniej uwagi. Wynika to częściowo z faktu, że plany te są ściśle tajne i można je omawiać publicznie tylko w ogólnym zarysie. Lecz jest tak też dlatego, że temat ten nie sprzyja rozgrywkom politycznym o wysoką stawkę, z którymi wiąże się kwestia członkostwa Ukrainy w Sojuszu” – pisał Andrew MICHTA.
Przywrócenie podstawowej funkcji NATO i powrót do jego głównej misji będą zatem prawdopodobnie najważniejszymi rezultatami szczytu w Wilnie. Jednak największym wyzwaniem, przed którym staną sojusznicy, nie będzie samo przyjęcie planów – szczegółowych i rozbudowanych, określających zarówno jednostki, jak i zasoby, które każdy z sojuszników będzie musiał zapewnić, ogólną wielkość sił zbrojnych na różnych etapach przyszłej mobilizacji, a także samą liczbę potrzebnych jednostek. Najpilniejsze pytanie obrad będzie dotyczyć reakcji rządów państw sojuszniczych na wspomniane wymagania odnoszące się do zasobów – czy rządy te będą skłonne odpowiednio zasilić swoje siły zbrojne oraz, mówiąc wprost, przezbroić się.
„W Wilnie zostanie przedstawiony największy zestaw wymagań wojskowych, przed jakimi stanęło NATO od zakończenia zimnej wojny. Wymagania te zostaną porównane z zestawem operacji typu „out-of-area” z ostatnich dwudziestu lat, które przeformatowały siły zbrojne sojuszników – w tym Stanów Zjednoczonych – i odwiodły je od działań zapewniających gotowość na ewentualną wojnę między równorzędnymi państwami. W ramach pozimnowojennej dywidendy pokojowej rządy państw sojuszniczych prowadziły politykę mającą na celu zmniejszenie wielkości własnych armii oraz konsolidację i redukcję bazy produkcyjnej przemysłu obronnego w ich krajach. W rezultacie nastąpił dramatyczny spadek rozmiarów i rodzaju rzeczywistych zdolności wojskowych NATO, a także szybkości, z jaką można zrobić z nich użytek. To samo dotyczy europejskich zapasów broni i amunicji, które – z kilkoma chlubnymi wyjątkami – są po prostu nieadekwatne do zadania. Europa rozbroiła się do tego stopnia, że według moich szacunków przywrócenie niezbędnych Sojuszowi zdolności zajmie około dekady. Aby do tego czasu NATO było w stanie pełnić swoje funkcje, Stany Zjednoczone będą musiały wesprzeć Europę własnymi siłami. Co więcej, wprowadzenie niezbędnych zmian wymaga od rządów państw sojuszniczych podjęcia trudnych decyzji politycznych związanych z koniecznością zaangażowania znacznych środków finansowych w obronność. Dlatego też to, co wydarzy się po szczycie w Wilnie, prawdopodobnie będzie miało większe znaczenie dla przyszłości NATO niż deklaracje i komunikaty wydane podczas samego spotkania” – dodaje autor.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/andrew-a-michta-czas-przezbrojenia-europy-nato-w-wilnie/
PAP/MB