Amerykański Time ma 100 lat

Amerykański Time ma 100 lat

100 lat temu, 3 marca 1923 r., w Nowym Jorku po raz pierwszy ukazał się tygodnik „Time”. Magazyn najbardziej znany jest z przyznawania tytułu „Człowiek Roku”. Otrzymuje go osoba, grupa osób lub idea, która w minionym roku miała, zdaniem redaktorów, największy wpływ na wydarzenia w USA i na świecie.

Tygodnik „Time”

.Tygodnik „Time” był dziełem dwóch młodych dziennikarzy, Henry’ego Robinsona Luce’a i Britona Haddena. Kiedy rozpoczynali działalność, Hadden kończył właśnie 25 lat; Luce osiągnął ten wiek miesiąc później.

Poznali się jako nastolatkowie w Hotchkiss School, gdzie Hadden, syn brooklyńskiego bankiera, był redaktorem dwutygodnika „The Hotchkiss Record”, a Luce, urodzony w Penglai w Chinach, w rodzinie prezbiteriańskiego misjonarza, asystentem redaktora naczelnego. Podczas studiów na Yale – Hadden pełnił funkcję prezesa, a Luce redaktora zarządzającego gazetą „Yale Daily News”. W 1921 r., kiedy obaj pracowali dla „Baltimore News”, wpadli na pomysł stworzenia magazynu, który teraz obchodzi swoje 100. urodziny.

Chcieli założyć magazyn, który informowałby zapracowanych czytelników w sposób systematyczny, zwięzły i dobrze zorganizowany o bieżących wydarzeniach w Stanach Zjednoczonych i na świecie.

Pomysł na nazwę i pierwsza okładka

.Pierwszy numer „Time’a” ukazał się 3 marca 1923 r. Początkowo Hadden i Luce chcieli nazwać swój tygodnik – „Facts”. Jednak w zamyśle magazyn miał szybko dostarczać czytelnikom wiadomości, nawet tym naprawdę zajętym, stąd zmiana nazwy na „Time”. Wraz z winietą pojawił się slogan „Take Time – It’s Brief” [„Weź Time – jest zwięzły”, ale to także gra słów: „Nie spiesz się – to potrwa krótko” – red.]. W tym czasie był to pierwszy magazyn informacyjny drukowany co tydzień w Nowym Jorku.

Pierwszą osobą, która znalazła się na okładce „Time’a”, był Joseph Gurney Cannon, emerytowany przewodniczący Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych w latach 1903-1911. Wielu uważa go za najbardziej wpływowego mówcę w historii USA – miał taką kontrolę nad Izbą, że często był w stanie pokierować przebiegiem debaty wedle własnego planu.

Wybór Cannona na okładkę wynikał z przekonania Luce’a i Haddena, że ludzie tworzą nie tylko wiadomości, ale i historię.

Pierwszy numer liczył 32 strony i zawierał ponad 200 newsów. Długo przed pojawieniem się internetu „Time” był pionierem wszechobecnych formatów, od krótkich wiadomości (oryginalny prospekt przewidywał, że żaden artykuł nie może być dłuższy niż 400 słów) po quizy i memy.

Fot.: Okładka magazynu „Time” z 3 marca 1923 roku

Tygodnik „Time” przedsięwzięciem wyznaczającym standardy

.Format „Time’a” stał się standardem dla większości innych ogólnych magazynów informacyjnych, składających się z dziesiątków krótkich artykułów zwięźle podsumowujących informacje na tematy ważne i interesujące dla ogółu i ułożonych w „działy” obejmujące takie dziedziny jak sprawy krajowe i międzynarodowe, biznes, edukacja, nauka, medycyna, prawo, religia, sport, książki i sztuka.

Podczas gdy Luce umiejętnie budował firmę, Hadden, pierwszy redaktor, naznaczył magazyn świeżym, niemal bezczelnym tonem, który doskonalił w Hotchkiss i Yale. Nie zadowalając się przepisywaniem wiadomości, Hadden i Luce dodawali do nich dowcipu i pikanterii, która sprawiała, że „Time” był tak samo zabawny, jak informacyjny.

Do 1927 r. tygodnik „Time” osiągnął nakład ponad 175 tys. egzemplarzy sprzedawanych tygodniowo i stał się najbardziej wpływowym magazynem informacyjnym w Stanach Zjednoczonych. Niespodziewanie w 1929 r., w wieku zaledwie 31 lat, zmarł Hadden, pozostawiając Luce’a na czele magazynu. Luce stał się główną postacią w „Time”.

Z biegiem lat przybywało stron, a historie stawały się coraz dłuższe. Redaktorzy i dziennikarze Luce’a tworzyli własne historie, zamiast streszczać prace innych. Sekcja biznesowa „Time’a” zapoczątkowała miesięcznik „Fortune” w 1930 r., zaś strona „People”, która po raz pierwszy pojawiła się na łamach magazynu w 1932 r., przekształciła się w popularny tygodnik w 1974 r. Ale podstawowa struktura tego pierwszego „Time” – wiadomości podzielone na 14 do 20 działów – pozostała praktycznie niezmieniona aż do redakcji magazynu w 1992 r. i istnieje w zmodyfikowanej formie do dziś.

Charakterystycznym elementem okładki tygodnika jest czerwona ramka. Jednak przez pierwsze cztery lata okładki magazynu były zazwyczaj czarno-białe. Skąd zatem pomysł na czerwoną obwódkę? W latach 30. ubiegłego wieku szefom reklamy „Time’a” powiedziano, że aby tytuł lepiej sprzedawał się w kioskach, na jego okładkach powinny znajdować się „ładne dziewczyny, dzieci lub kolor czerwony i żółty”. Tylko jedna z tych czterech opcji wydawała się odpowiednia.

Czerwona obwódka pojawiła się po raz pierwszy w numerze z 3 stycznia 1927 r. I chociaż czcionki oraz logo „Time” zmieniały się przez lata, tylko kilka razy nie zastosowano czerwonej ramki, m.in. w wydaniu dot. 11 września 2001 r. użyto obramowania czarnego.

Plebiscyt na „Człowieka Roku”

.Tygodnik „Time” znany jest także z przyznawania tytułu “Człowiek Roku”. Otrzymuje go osoba, grupa osób lub idea, która w minionym roku miała, zdaniem redaktorów, największy wpływ na wydarzenia w USA i na świecie w pozytywnym lub negatywnym znaczeniu. Pierwszym „Człowiekiem Roku” magazynu był Charles Lindbergh, amerykański pionier lotnictwa, wsławiony pierwszym samotnym przelotem między Ameryką Północną a Europą bez międzylądowań (1927). Wśród laureatów byli też m.in. prezydenci Stanów Zjednoczonych, dyktatorzy – Adolf Hitler i Józef Stalin – oraz dwóch Polaków: Jan Paweł II i Lech Wałęsa.

Kilkukrotnie, zamiast konkretnej osoby, wyróżniano zbiorowości lub idee. W 1960 r. tytuł trafił do amerykańskich naukowców, głównie fizyków, w 1969 r. doceniono Amerykanów z klasy średniej, w 2006 r. na okładce pojawił się napis „TY”, co miało uhonorować twórców treści w internecie i media takie jak YouTube, Myspace oraz Facebook. W 2014 r. tytuł przyznano osobom zaangażowanym w walkę z epidemią wirusa Ebola w Afryce Zachodniej.

W 2022 r. „Człowiekiem Roku” został prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Dziennikarze amerykańskiego tygodnika oddali także hołd „duchowi Ukrainy”.

„Time” od 1999 r. publikuje również listę 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie.

Tygodnik ukazuje się w kilku wydaniach obcojęzycznych. Wydaje też „Time for Kids”, cotygodniowy magazyn dla dzieci.

Dziennikarze magazynu z okazji 100-lecia istnienia tytułu skierowali kilka słów do swoich czytelników. Zwrócili m.in. uwagę, że jedna z rubryk przetrwała cały wiek. Chodzi o kolumnę „Milestones” [Kamienie milowe – red.], która odnotowuje przełomowe momenty w historii świata. „Przekraczając nasz własny kamień milowy, jesteśmy zaszczyceni nieustającym zaufaniem naszych klientów i tych, których historie mamy przywilej opowiadać. Jesteśmy wdzięczni naszym kolegom z Time’a, którzy dają tym historiom życie, właścicielom Time’a oraz naszym odbiorcom na całym świecie za ich wsparcie dla naszej pracy i misji” – podkreślili.

Czas gasnących latarni

.„Informacji jest za dużo. Nikt nie wie, która jest ważna, która nie. Pogasły latarnie” – pisze Eryk MISTEWICZ, prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy „Wszystko Co Najważniejsze”. „Mamy do czynienia z kakofonią dźwięków, feerią barw, zgiełkiem i krzykiem kolejnych komunikatów, w których tracimy orientację”.

„Niegdyś taką latarnią był Autor (…). Miał imię, nazwisko, w epoce radia miał też głos, a w epoce telewizji i ciągłego komentowania wszystkiego na okrągło w kolejnych stacjach wiedzieliśmy, jak wyglądał. Autor opowiadał nam świat. Gromadził, analizował, przetwarzał dla nas informacje. Łączył je w linie narracyjne, dodawał background, tłumaczył czasami od podstaw, co z czego wynika i dlaczego coś jest takie, jakie jest. Kto wygra wybory. I jaki jest program kandydata, na którego warto zagłosować. Autor dawał gwarancję prawdy i uczciwości. Ponieważ miał imię, nazwisko, głos i twarz, wiedział, jak łatwo to wszystko u odbiorcy stracić. Oczywiście, jeden autor był bardziej na prawo, inny bardziej na lewo, jeden ratunku na wszystko upatrywał w wolnym rynku, inny we własności pracowniczej i w spółdzielniach, jeden w sojuszu z Ameryką, inny w silnej Grupie Wyszehradzkiej. Do wyboru, do koloru. Mogliśmy dobrać sobie Autora, który mówił do nas, opowiadając świat, który miał coraz mniej dysfunkcjonalności i który rozumieliśmy” – pisze Eryk MISTEWICZ.

Jak twierdzi, „kolejną latarnią był dom wydawniczy lub – w polskich warunkach – Redakcja. A więc miejsce, w którym Autor publikował. Dzięki pieczołowitości redaktorów i korektorów, sekretariatu redakcji każdy fakt podawany przez naszego Autora był jeszcze dodatkowo weryfikowany. Autor brał odpowiedzialność za to, co napisał, Redakcja brała odpowiedzialność za to, co publikowała. Podwójny system weryfikacji”.

Jeszcze kilka lata temu „reputacja Autora i Redakcji stanowiły element wiarygodności w obiegu informacji. Teraz te latarnie pogasły” – pisze Eryk MISTEWICZ.

Dziennikarstwo przetrwa

.„Nikt nie wie, jak będą wyglądały media za pięć lat. Może to i banalne spostrzeżenie, ale jego oczywistość jakoś nie odstręcza kolejnych milionerów od inwestowania w media i wykształconych proroków od prorokowania co w mediach zmienia się na zawsze i nieodwołalnie” – pisze Dariusz ROSIAK, publicysta, autor programu i dziennikarskiego projektu „Raport o Stanie Świata”.

Jak twierdzi, „we współczesnych mediach, podobnie jak w innych rejonach życia, nie ma żadnego historycznego ani cywilizacyjnego determinizmu”.

Dariusz ROSIAK pisze, że „The medium is the message – powiedział przed laty Marshall McLuhan i dziś jest to oczywistością. Otwartą kwestią pozostaje w jaki sposób użyte medium praktycznie wpływa na przekaz”. „Nie ma niczego takiego jak koniec zapotrzebowania na reportaż, profesjonalną analizę polityczną, interesujący, dogłębny wywiad” – twierdzi publicysta.

Jak twierdzi, „w krótkiej perspektywie nie da się chyba uniknąć dalszej demoralizacji wśród dziennikarzy i upadku prestiżu tego zawodu, również finansowego, co zniechęci do uprawiania go wielu ambitnych ludzi. Co oczywiście nie znaczy, że wcześniej uprawiali go głównie ludzie mądrzy i ambitni. Korupcja (pisanie tekstów na zamówienie firm i polityków), podstawowe braki warsztatu i wykształceniu oraz zwykła głupota są – jak sądzę – równie często spotykane wśród dziennikarzy jak w innych zawodach, z zastrzeżeniem, że u dziennikarzy łatwiej te cechy zauważyć. Odejście od stosowania w praktyce pewnych form dziennikarskich, np. reportażu, czy fotoreportażu spowoduje także, że po paru latach nikt tego nie będzie umiał robić, bo niby jak miałby się nauczyć. Nie wierzę jednak, żeby degeneracja mediów i dziennikarstwa była kompletna. Słowo i obraz wolne od koniunkturalizmu politycznego, oraz potrzeby ogłupiania jak największej ilości ludzi jak najdłużej przy jak najniższym wkładzie własnym przetrwa w niszach porozrzucanych po internecie i świecie rzeczywistym. Chociaż mogę się mylić” – konstatuje Dariusz ROSIAK.

PAP/Katarzyna Krzykowska/WszystkoCoNajważniejsze/PP

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 marca 2023