Antonio Costa - kim jest nowy szef Rady Europejskiej?

Były premier Portugalii Antonio Costa, który dwa lata temu zdobył historyczną większość w parlamencie, a w listopadzie ub. roku podał się do dymisji z powodu afery korupcyjnej, znowu wróci do wielkiej polityki jako szef Rady Europejskiej. W kraju ma opinię „zwierzęcia politycznego”.
„Zawodowy polityk” z Portugalii
.Luis Almeida Sampaio, były ambasador Portugalii m.in. w Pradze, Berlinie i przy NATO w wywiadzie dla dziennika Expresso porównał Costę do lisa z książki Isaiaha Berlina „Jeż i lis”, czyli zwierzęcia bardzo zwinnego, przebiegłego i zdolnego do wykorzystywania okazji.
Antonio Costa, urodzony w Lizbonie syn sławnego pisarza i znanej dziennikarki, która zasłynęła jako orędowniczka walki kobiet o prawo do aborcji w czasach reżimu Antonio Salazara, do polityki wszedł w wieku 30 lat. I przeszedł niemal wszystkie jej szczeble – od posła zgromadzenia narodowego, przez ministra sprawiedliwości w rządzie Antonio Guterresa (obecnie sekretarz generalny ONZ), Parlament Europejski (europosłem był jedynie rok, piastował stanowisko wiceprzewodniczącego europarlamentu), otrzymał tekę ministra spraw wewnętrznych w rządzie premiera Socratesa i zasiadał w fotelu burmistrza Lizbony po stanowisku premiera, które pełnił 8 lat.
Władzę w portugalskim parlamencie Antonio Costa przejął brawurowo. Chociaż wybory parlamentarne w 2015 r. wygrała centroprawica pod rządami Pedra Passosa Coelho nie była ona w stanie stworzyć rządu większościowego. Costa jako lider socjalistów odmówił poparcia Coelho, a zamiast tego stworzył rząd z poparciem lewicy i komunistami i zabrał stołek posadę. Po raz pierwszy w historii Portugalii partia, która nie wygrała wyborów, stworzyła rząd. Nowy rząd Costy został określony mianem „geringonça”, czyli „wynalazku”, „ustrojstwa”, które nie ma prawa działać, a jednak funkcjonuje.
Kariera polityczna Costy doznała ciosu, kiedy w listopadzie 2023 r. portugalski premier podał się do dymisji po tym, gdy prokuratura objęła go śledztwem dotyczącym korupcji. W sprawę zamieszani byli członkowie socjalistycznego rządu Costy i jego najbliżsi współpracownicy. Sam polityk dotychczas nie usłyszał zarzutów, nie ma również statusu podejrzanego. Costa powiedział, że rezygnuje, ponieważ uwikłanie w aferę korupcyjną nie licuje z godnością stanowiska.
Antonio Costa – polityczny przeciwnik Donalda Tuska?
.W Portugalii Costa ma opinię bardzo dobrego negocjatora, chociaż raczej pragmatyka niż świetnego mówcy. Portugalczycy mówią jednak, że chociaż premier nie posługuje się w debatach językiem literackim, to jego logiczną argumentację ciężko obalić.
Nieoficjalnie w Brukseli mówi się, że Costa jest „przyjacielem wszystkich unijnych przywódców, ale najmniej lubi Tuska”. Portugalczyk miał oskarżać byłego przewodniczącego Rady Europejskiej o klęskę nominacji socjaldemokraty Fransa Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej. Na konferencji prasowej tuż po upadku kandydatury Holendra, Portugalczyk nie ukrywał irytacji mówiąc, że Polak „nie wykazał się szczególnymi umiejętnościami w zarządzaniu negocjacjami” i, że „nie zdołał zapobiec ich chaotycznemu i zdezorganizowanemu przebiegowi”. Obrońcy Tuska mówią jednak, że Costa oskarżył Polaka o to, co tak naprawdę zrobił premier Hiszpanii Pedro Sanchez, który widząc marne szanse dla nominacji Timmermansa, przeforsował kandydaturę Josepa Borrella na szefa unijnej dyplomacji. Tusk dzisiaj mówi o Coście „dobry kolega”.
O stanowisku szefa Rady Europejskiej Costa miał ponoć marzyć od dawna. Miał też spore poparcie – jego kandydaturę miał promować m.in. kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Costa ma też poparcie nowego centroprawicowego rządu z premierem Luisem Montenegro na czele, z którym miał zresztą prowadzić zakulisowe rozmowy na ten temat jeszcze przed wyborami do PE. Sam Costa miał się już zresztą przygotowywać do tej roli od dawna – zaczął publikować w prasie artykuły na temat UE, założył konto na X, gdzie mówi praktycznie tylko o sprawach europejskich, a także bierze udział w konferencjach poświęconych UE. W ostatniej u boku Hermana van Rompuya, byłego przewodniczącego Rady Europejskiej.
Unia jest dla obywateli
.Reforma Unii Europejskiej została uruchomiona jesienią 2022 roku. Najpierw mówił o tym 29 sierpnia 2022 roku w Pradze kanclerz Niemiec Olaf Scholz, a potem, 1 września tego samego roku, w przemówieniu do korpusu dyplomatycznego w Paryżu, prezydent Francji Emmanuel Macron. Wtedy z ust obu tych polityków padły podobne postulaty. Na przykład by rozszerzyć Unię Europejską. Jednak jako warunek rozszerzenia podano reformę Traktatu w kierunku zmiany systemu podejmowania unijnych decyzji. Nie może być bowiem takiej sytuacji, by np. kraje Europy Środkowej same podejmowały decyzje geopolityczne, zrywały kontakty z Rosją, eskalowały konflikt lub samodzielnie podejmowały inicjatywy współpracy z USA. Aby ograniczyć swobodę państw europejskich uważanych za podżegaczy wojennych, zapowiedziano zwiększenie kompetencji Komisji Europejskiej kosztem państw członkowskich. Ma być także wprowadzony większościowy system podejmowania decyzji przez Komisję, zwłaszcza w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Będzie zlikwidowane prawo weta, które dotychczas zmuszało do uwzględniania interesów każdego kraju i poszukiwania konsensusu. Państwa utracą istotne dla swej suwerenności uprawnienia. Unia ma się stać potęgą geopolityczną kosztem suwerenności państw członkowskich. Temu właśnie służy także koncepcja autonomii strategicznej, która oznacza niezależność Unii od USA. Suwerenność Unii Europejskiej będzie budowana między innymi dzięki minimalizowaniu wpływów Stanów Zjednoczonych w Europie.
„Nie trzeba chyba tłumaczyć, że w Unii, tak jak w każdej organizacji, im większa centralizacja władzy, tym mniej demokracji. Zatem przyjęty do procedowania projekt nowelizacji Traktatu jest wyraźnie politycznie jednostronny. Stąd nie należy się dziwić, że krytycy proponowanej nowelizacji podnoszą kwestie demokracji i suwerenności państw członkowskich jako wartości zagrożonych przez procedowany projekt. W odpowiedzi można usłyszeć, że ten, kto nie wspiera centralizacji, nie rozumie współczesnego świata, który ma charakter globalny. Tymczasem Unia Europejska, jeżeli chce odgrywać znaczącą rolę w świecie, musi mieć scentralizowane i sprawne kierownictwo. Krytyków centralizacji nazywa się pogardliwie „suwerenistami”, bo mają przedkładać interesy poszczególnych państw nad dobro całej Unii. Zarysowany spór dotyczy więc tego, który model kierowania Unią jest bardziej skuteczny, oraz tego, który jest bardziej demokratyczny; co jest ważniejsze: interesy pojedynczych państw członkowskich czy interes Unii jako całości” – pisze Jan PARYS, polityk, socjolog i publicysta, minister obrony narodowej w latach 1991-1992.
Autor proponuje, by na proces nowelizacji Traktatu i zmian w Unii spojrzeć z innej strony. Nie ma co ukrywać, że poparcie dla koncepcji centralizacji władzy w Unii Europejskiej oznacza osłabienie pozycji każdego małego i średniego kraju w Unii. Zatem wprowadzenie tej koncepcji w życie pogłębi zjawisko, którego właściwie nikt nie kwestionuje, tj. pogłębi już istniejący tzw. deficyt demokracji w Unii Europejskiej. Wiem, że dla wielu zwolenników centralizacji władzy w Unii nie są to kwestie istotne, bo interes Unii jako całości uważają za nadrzędny wobec innych problemów. Jest jednak poza tym inny problem rzadko dotychczas podnoszony, który powinien być rozwiązany, kiedy mówimy o zmianach Traktatu i o reformie Unii. W pełni zgadzam się, że reforma Traktatu jest potrzebna. Warto jednak zastanowić się, w jakim kierunku ma ona iść, co jest najpilniejsze do zmiany w funkcjonowaniu Unii. Wydaje się, że takiej refleksji dotychczas brakuje, bo brakuje diagnozy, jakie są słabe strony działania Unii.