Antyrządowe manifestacje na Kubie

Manifestacje zgromadziły tysiące mieszkańców Kuby, którzy domagali się od władz wyspy przywrócenia dostaw energii elektrycznej oraz zwiększenia zaopatrzenia w opustoszałych sklepach spożywczych.

Wolności i chleba – hasła protestujących Kubańczyków

.Największe manifestacje odbywały się w mieście Santiago de Cuba, na południowym zachodzie wyspy.

„Chcemy chleba!”, „Jesteśmy głodni!”, „Wolność!”, „Chcemy prądu i jedzenia!” – skandowali uczestnicy manifestacji, zorganizowanej w centrum kubańskiego miasta.

Według niezależnych mediów oraz relacji publikowanych przez demonstrantów w mediach społecznościowych władze wysłały w kilka miejsc ogarniętego demonstracjami miasta pojazdy dostawcze, wypełnione żywnością, m.in. ryżem oraz mlekiem.

Manifestacje wywierają presje na rządzie

.Zdaniem komentatorów portalu Cibercuba nagłe dostawy towaru służą uspokojeniu nastrojów społecznych w Santiago de Cuba.

17 marca duże protesty odbywały się również w miastach Bayamo i Cacocum, na wschodzie kraju, gdzie ludzie wyszli na ulicę, aby zaprotestować przeciwko wielogodzinnym brakom energii elektrycznej.

Kubańskie władze, które skierowały na ulice funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, na razie nie potwierdziły żadnych zatrzymań wśród protestującej ludności. Z relacji internautów wynika, że demonstracje miały spokojny przebieg.

Fidel Castro był wszędzie

.„Czasy Fidela to milicja, Zatoka Świń, kryzys rakietowy, obowiązkowa służba wojskowa, żywność na kartki, rekwirowanie dóbr, propaganda rewolucyjna, wsparcie dla Angoli, budowa szkół, wielkie projekty i urojenia. Z upływem czasu ludzie, początkowo zafascynowani tym,  co proponował, zaczęli dostrzegać luki w tym systemie. W odpowiedzi były jeszcze większe plany, jeszcze więcej propagandy, ograniczanie wszelkich swobód” – pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze Miriam CELAYA, pisarka i opozycjonistka mieszkająca na Kubie. W swoim artykule opisuje, jak dziedzictwo zmarłego dyktatora nadal trwa na karaibskiej wyspie.

Autorka wspomina, że prawdziwą siłą Fidela Castro było to, że prezentował się nam jako irracjonalny, zły, nieokiełznany przywódca, a obywatele nie mieli siły, by przeciwstawić się jego działaniom. Kubańczycy stali się konformistami, co pozwoliło im przetrwać. Przystosowali się do świata, w którym rządził Fidel. Zaaklimatyzowali się w świecie Fidela.

„Spoglądając dziś z perspektywy czasu na pierwsze 20 lat mojego życia, pamiętam go jako rodzaj wszechogarniającej magmy, oblepiającej każdą dziedzinę życia tak publicznego, jak i prywatnego. Fidel Castro był wszędzie. Był wszechobecny. Na wszystko wpływał. Wszystko widział i wiedział. Nie sposób było bez niego żyć, przejść przez plac, pójść do sklepu, sięgnąć po gazetę” – dodaje.

Brodaty pan z dzieciństwa nigdy się nie uśmiechnął, wciąż był w tym samym mundurze, na każdym portrecie, w każdym miejscu Kuby, na ścianie, na ogrodzeniu, w kioskach na okładkach czasopism, oprawiony w ramki na honorowym miejscu w domach Kubańczyków popierających rewolucję, których wówczas była większość.

„Fidel to było jedno z pierwszych słów, które wypowiedziałam, podobnie jak wiele innych dzieci na wyspie” – pisze Miriam CELAYA.

Oczywiście, były też chwile, gdy wydawało się, że może nastąpić normalizacja. W 1978 r. doszło do wstępnych rozmów, które z dzisiejszej perspektywy wyglądają na świadomą grę ekipy Fidela z całym światem, które zaowocowały szansą na połączenie rodzin. Połączenie rodzin w jednym wszakże kierunku: ci z Miami mieli wrócić na Kubę.

„Kolejne wydarzenia, egzekucje, kryzysy, okrągłe stoły, skazywanie szpiegów, Czarna Wiosna, rewolucja energetyczna, Otwarte Forum, Elian, Ochoa… Kolejne wydarzenia, absurdy, plany, słowa, propaganda. Rosnące niezawodowlenie i rozczarowanie. Gorycz. Moje uczucia do Fidela to kilka etapów. To kolejno: strach, podziw, szacunek, oddanie, wątpliwości, niedowierzanie, gniew, pogarda i wreszcie zupełna obojętność. Nie mogło być inaczej, gdyż urodziłam się w rodzinie rewolucjonistów i całe życie spędziłam na Kubie” – opisuje kubańska opozycjonistka.

Wiadomość o jego śmierci nie budziła już w niej emocji. Fidel Castro nie był przyczyną, lecz skutkiem. Możliwe, że był sumą historii i szaleństw narodu kubańskiego. To nie on sterował, ale to Kubańczycy potrzebowali kogoś takiego, aby rządził. Bez nich nie utrzymałby przecież tak długo władzy swojej dyktatury.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 marca 2024