Archeologiczny skarb z Truso w Elblągu

Dwie wystawy poświęcone skarbom wikingów prezentuje od 17 stycznia Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu. Zwiedzający mogą obejrzeć m.in. srebrne monety odkryte przez archeologów w Janowie Pomorskim, w miejscu wikińskiego portu i ośrodka handlowego Truso.

Jak odnaleziono skarb wikingów z Truso?

.Wystawy „Złoto wikingów. Skarby a polityka od 1800 r.” oraz „Srebro wikingów. Skarb monet z Truso” będą prezentowane od 17 stycznia do 11 marca w budynku dawnego Gimnazjum Elbląskiego.

Skarb z Truso został odnaleziony podczas badań archeologicznych w 1986 roku, niespełna 10 km od dzisiejszego Elbląga – w miejscu, gdzie we wczesnym średniowieczu istniał wikiński port handlowy. Skarb został ukryty prawdopodobnie w pierwszej połowie IX w.

Składa się on z 11 całych monet i pięciu fragmentów. Wszystkie monety pochodzą z Bliskiego Wschodu – najstarsza została wybita przed 628 rokiem, najmłodsza w 814/815 r. 10 monet to dirhemy abbasydzkie, a jedna to drachma sasanidzka, która jako jedyna w tym skarbie ma na awersie portret władcy (takich praktyk zakazano po podboju islamskim) Chosrowa II, który władał Persją w latach 591-628.

Jak powiedział kurator tej wystawy dr Jakub Jagodziński, skarb jest świadectwem kontaktów handlowych wikingów, ale też intrygujących praktyk ukrywania przez nich cennych przedmiotów w ziemi.

Przypomniał, że wikińscy kupcy wytyczyli szlak określany jako „droga od Waregów do Greków”, który łączył we wczesnym średniowieczu Skandynawię z Konstantynopolem i Bliskim Wschodem. „To właśnie tym szlakiem do Europy napływało arabskie srebro. Stanowiło ono ekwiwalent za różne towary, ale przede wszystkim za niewolników” – dodał.

Według dr. Jagodzińskiego zdeponowanie srebrnych monet w ziemi mogło mieć różne przyczyny. Być może zdecydowały o tym względy pragmatyczne i ukryto je w momencie jakiegoś zagrożenia, ale równie dobrze mogło to mieć związek z praktykami religijnymi, składaniem ofiar bóstwom.

„Możemy się też zastanawiać, czy nie była to jakaś wypadkowa tych hipotez” – przyznał muzealnik.

Wystawa „Złoto wikingów. Skarby a polityka od 1800 r.”

.Jak mówił, z badań antropologicznych niektórych kultur wiemy o zwyczaju ceremonialnego niszczenia cennych przedmiotów, co miało być manifestacją wysokiej pozycji lokalnych elit. Jego zdaniem nie można wykluczyć, że niektóre depozyty z epoki wikingów stanowią echo podobnych praktyk.

Zaznaczył, że w przypadku skarbu z Truso nie jest również wykluczone, że ktoś mógł go po prostu zgubić.

Druga z prezentowanych wystaw to objazdowa wystawa „Złoto wikingów. Skarby a polityka od 1800 r.”. Została wyprodukowana przez berlińskie studio museeon, a jej kuratorkami są prof. Isabelle Dolezalek i Charlotte Wenke.

Ekspozycja dotyczy losów dwóch słynnych znalezisk – ważącego 2,5 kg złotego skarbu odkrytego w 1834 r. na farmie Hoen w Norwegii oraz złotej biżuterii odkrytej w latach 1872-74 na wyspie Hiddensee w północnych Niemczech.

Według muzealników opowiada ona „nieoczywistą historię”, jaką te wikińskie skarby „napisały” już po odkryciu jako zabytki. „Losy artefaktów splatały się bowiem z wielką polityką, dramatem wojen i próbami zawłaszczenia” – podało w opisie wystawy elbląskie muzeum.

Prezentowane na planszach informacje pokazują m.in., jak w poszczególnych epokach była postrzegana kwestia przynależności i własności tych skarbów, a także tego, czy stanowią one dziedzictwo regionalne, narodowe, czy ogólnoeuropejskie.

Polscy archeolodzy to ekstraklasa światowa.

.Jeśli ktoś ma przenieść jedną z największych egipskich świątyń, zachowując jej oryginalny charakter i kształt, a jednocześnie ochronić ją przed wiecznym zalaniem, to będą to Polacy. To przecież wypisz wymaluj historia prac Kazimierza Michałowskiego w Abu Simbel, archeologa, który był uczniem wybitnego lwowskiego logika Kazimierza Twardowskiego, twórcy szkoły lwowsko-warszawskiej.

Jeśli ktoś ma dostać się do najdalszych zakątków i najgłębszych zakamarków ludzkiej cywilizacji w górach Ałtaju, to także będą to Polacy. I jeśli ktoś ma starać się zrozumieć logikę w krwiobiegu środkowoamerykańskiej puszczy, karczowanej przed wiekami przez starożytnych Majów, to znowu – Polacy. Żaden inny naród nie ma tyle samozaparcia w tym, aby starać się w historii, wymagającym terenie, w poszukiwaniu wiadomości o umarłych postaciach i przeszłych wydarzeniach – odkrywać sens.

Niemcy mają znacznie większe możliwości, chociażby finansowe. Kopią w stepach Azji, w Polsce, całkiem jeszcze niedawno na Ukrainie i w Azji Środkowej. Wszędzie tam, gdzie kilkudziesięcioosobowe zespoły badawcze, rozłożone w swoich jeepach z napędem na cztery koła, są także forpocztą niemieckiego wpływu, naukowym soft power, który w mieszkańcach tamtych regionów wzbudza myśli o porządku i świetnym zorganizowaniu; to mistrzowie tabelkowej klasyfikacji. Podobnie jak Skandynawowie, co boleśnie odczuł każdy adept archeologii. Typologia fibul Oscara Almgrena do dziś wielu spędza sen z powiek.

Francuzi odkrywają znaczenie wymarłych języków, dodając co trudniejsze wyrazy do własnego. W tych dniach świętujemy w dwusetlecie odczytania przez Jeana-François Champolliona kamienia z Rosetty, który skrywał przez wieki tajemnicę egipskich hieroglifów. Brytyjczycy gromadzą skarby z całego świata, jakby zdając sobie sprawę z tego, że ludzki geniusz jest nie do wycenienia. Ale wszyscy oni mają łatwiej. Mieli swoje imperia, mieli możliwości, choć często na bakier z etyką. Nie mieli czego przedkładać nad umiłowanie i poszukiwanie sensu w historii całego życia. Opuścić skrzący się światłami Paryż albo Londyn po to tylko, aby zapuścić się w romantyczne poszukiwanie lśniących ruin? Dobrowolna ucieczka w samotność jest łatwa. Ot, taki to był romantyczny zryw, np. Byron w okresie, kiedy to było modne, aby szkicować komuny ateńskiego Partenonu… Ale jeśli trzeba było w lustrze ruin odbić los własnego kraju? Polacy.

My wiemy, że zimne poznawanie historii innych jest łatwe. Mozolna odbudowa z ruin, nadawanie sensu kształtom kamieni i drewnianym drzazgom to jednak coś innego, coś, co wymaga zrozumienia. Nawet jeśli to tylko kilkadziesiąt kilometrów od Poznania, gdzie wśród bagien szuka się prakolebki własnego państwa w okresie, kiedy świat znów zaczynał dotykać ogień wojny. Bo zawsze tyle tylko pozostawało. Jedni przychodzili po to, aby po chwili odejść, zostawiając za sobą morze zgliszczy. A po tamtych inni, następni. I tak ciągle, przez stulecia.

Artykuł dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/michal-klosowski-sens-zapomnianych-swiatow/

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 stycznia 2025