Armenia zakazała nadawania propagandowych rosyjskich programów telewizyjnych
Armenia zakazała nadawania na terytorium kraju propagandowych rosyjskich programów telewizyjnych, w szczególności prowadzonych przez bliskiego Kremlowi prezentera Władimira Sołowiowa. W ocenie Erywania te audycje zawierały treści poniżające dla armeńskiego społeczeństwa.
Propaganda Kremla została zakazan
.Drugą przyczyną tej decyzji były obawy przed „ingerencją (z zewnątrz) w kampanie wyborcze i wewnętrzną sytuację polityczną” w Armenii – powiadomił niezależny rosyjski portal Moscow Times za komunikatem Aweta Pogosjana, armeńskiego zastępcy ministra ds. przemysłu wysokich technologii.
Moscow Times przypomniał, że w grudniu ubiegłego roku w Armenii zakazano audycji rosyjskiej rozgłośni Sputnik Armenia. Wcześniej, we wrześniu, zatrzymano tam dwóch dziennikarzy rozpowszechniających propagandę Kremla, blogera Mikę Badaliana i redaktora portalu Sputnik Armenia Aszota Geworkiana.Armenia próbuje od kilku miesięcy nawiązać bliższe relacje z Zachodem w obliczu napięć ze swoją tradycyjną sojuszniczką, Rosją. Erywań w szczególności zarzuca Moskwie brak wsparcia w konfrontacji z Azerbejdżanem, w tym podczas ofensywy tego państwa na separatystyczny, zamieszkany przez Ormian Górski Karabach jesienią 2023 roku. Rosyjskie oddziały rozjemcze zachowały bierność w tym konflikcie, który zakończył się zwycięstwem Baku, likwidacją niezależności Górskiego Karabachu i ucieczką ludności ormiańskiej.
Armenia oddala się od Rosji
.Jedną z oznak ochłodzenia relacji między Erywaniem i Moskwą było zamrożenie przez Armenię udziału w kontrolowanej przez Rosję Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) w lutym br. Ponadto w marcu br. Armenia zwróciła się do Rosji o zakończenie pracy rosyjskich funkcjonariuszy straży granicznej, podlegającej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa (FSB), na lotnisku w Erywaniu.
Również w marcu szef armeńskiego MSZ, Ararat Mirzojan, ogłosił, że władze kraju „rozważają” możliwość ubiegania się o członkostwo w Unii Europejskiej, a sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg odwiedził Armenię po raz pierwszy od początku swojej kadencji na stanowisku szefa Sojuszu, trwającej od 2014 roku.
Jak powstaje rosyjska propaganda
.Fakt że Armenia, kraj tradycyjnie bliski dyplomatycznie Rosji, zaczyna zwalczać wpływy moskiewskiej propagandy, świadczy o tym, że medialna maszyna Putina nie działa już tak dobrze jak kiedyś. O tym, jak Rosja tworzy swoją własną, zakłąmaną wersje historii, pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze Karol NAWROCKI, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
„Wykład o tym, na czym polega właściwa pamięć historyczna, dał ostatnio sam Władimir Putin. W dwugodzinnym wywiadzie z Tuckerem Carlsonem – amerykańskim dziennikarzem, który długimi fragmentami tylko przytakiwał gospodarzowi Kremla – specyficznie pojmowana przeszłość była nie mniej ważna niż teraźniejszość i miała usprawiedliwiać dzisiejszą agresywną politykę Federacji Rosyjskiej. W swych wywodach Putin cofnął się aż do roku 862, ale wiele miejsca poświęcił też historii najnowszej. Wszystko po to, by udowodnić karkołomną tezę, że Ukraina jest sztucznym państwem nazistów”], a tym samym – że usprawiedliwiona jest brutalna wojna prowadzona przez Rosję przeciwko władzom w Kijowie i całemu społeczeństwu” – opisuje prezes IPN.
Przypomina również, że w tej putinowskiej próbie pisania historii na nowo nie przypadkiem kluczowe miejsce zajmuje Polska. Cała propagandowa narracja o „łączeniu ziem ruskich” i „wyzwalaniu” Europy od nazizmu wymaga bowiem daleko posuniętej manipulacji polskimi dziejami.
„Rzeczpospolita trzykrotnie padała ofiarą rozbiorów dokonywanych przez agresywnych sąsiadów: w XVIII wieku, gdy ziemie ówczesnego państwa polsko-litewskiego podzieliły między siebie Rosja, Prusy i Austria; w roku 1815, gdy po upadku systemu napoleońskiego te trzy mocarstwa na nowo rozczłonkowały polskie terytoria (pod rosyjskie panowanie dostała się wtedy m.in. Warszawa); oraz ponownie w roku 1939, gdy z mapy Europy wymazały Polskę ramię w ramię III Rzesza Niemiecka i Związek Sowiecki” – dodaje Karol NAWROCKI.
Co więcej, ani caryca Katarzyna II w wieku XVIII, ani Józef Stalin półtora wieku później bynajmniej nie odbierali „swoich historycznych terenów”, jak chciałby wmówić światu Putin. Ani Łuck w roku 1795, ani Lwów w roku 1939 nie wracały bowiem do macierzy (ten drugi w czasie zaborów był pod władzą Austrii). By tak twierdzić, trzeba wygumkować ich związki państwowe z wielonarodową Rzecząpospolitą. Albo jak Putin przyjąć, że Ukraińcy to tak naprawdę Rosjanie – i tylko Polacy sztucznie próbowali stworzyć naród ukraiński (sic!).
„Niedorzeczne są próby przerzucenia na Polskę odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej. Prezydent Federacji Rosyjskiej z jednej strony oskarża władze w Warszawie o współpracę z Adolfem Hitlerem, z drugiej – o odrzucenie jego rzekomo słusznych żądań terytorialnych” – pisze Karol NAWROCKI.
Prawda jest jednak inna: przedwojenna Polska miała obok siebie dwa totalitarne państwa, które nie uznawały ówczesnego ładu w Europie: Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki. Z obydwoma władze w Warszawie starały się utrzymać pokojowe relacje. Z ZSRS zawarły pakt nieagresji, z Niemcami podpisały deklarację o niestosowaniu przemocy. Dla Hitlera i Stalina nie miało to jednak znaczenia. W roku 1939 ci dwaj dyktatorzy zawarli diabelski pakt, w którego tajnym protokole podzielili region między siebie. Efektem była II wojna światowa, rozpoczęta napaścią na Polskę najpierw Wehrmachtu, a dwa i pół tygodnia później – także Armii Czerwonej. Obaj okupanci szybko zaprowadzili na podbitych ziemiach terror, którego symbolami stały się choćby Auschwitz i Katyń. Obaj też zgodnie współpracowali aż do czerwca 1941 roku.
„Klęska Rzeszy, w Rosji do dziś opiewana jako wielkie zwycięstwo nad faszyzmem, dla narodów Europy Środkowo-Wschodniej oznaczała ponowne zniewolenie, tym razem sowieckie. O tym jednak dzisiejsze władze w Moskwie nie chcą słyszeć. W kwietniu 2022 roku zlikwidowały Stowarzyszenie Memoriał, zasłużone w przypominaniu Rosjanom o ofiarach komunizmu. Dziś chciałyby zamknąć usta także tym, którzy niewygodną prawdę historyczną głoszą za granicą. Dla takich ludzi Kreml ma jeden epitet: faszyści” – dodaje prezes IPN.