Armia Chin gotowa do „pragmatycznej współpracy” z armią Rosji

Rzecznik chińskiego ministerstwa obrony Jiang Bin zadeklarował, że armia Chin jest gotowa do „poszerzenia pragmatycznej współpracy” z armią rosyjską. Resort przedstawił to stanowisko po niedawnej wizycie przywódcy ChRL Xi Jinpinga w Moskwie z okazji świętowanego w Rosji Dnia Zwycięstwa, czyli rocznicy zakończenia II wojny światowej.

Państwa wspierające Kijów krytykują Pekin za udzielanie pomocy Rosji

.Rzecznik, w odpowiedzi na pytanie dotyczące obecności Xi w Rosji, podkreślił, że relacje wojskowe obu państw „są utrzymywane na wysokim poziomie”. „Armia Chin jest gotowa współpracować ze stroną rosyjską, aby nadal pogłębiać wzajemne zaufanie (na poziomie) strategicznym, zintensyfikować komunikację strategiczną i rozszerzać pragmatyczną współpracę” – oświadczył Jiang, cytowany w mediach społecznościowych WeChat.

Dodał, że działania te „wzbogacą treść wszechstronnego strategicznego partnerstwa chińsko-rosyjskiego na nową erę” oraz „przyczynią się do utrzymania i wzmocnienia globalnej stabilności strategicznej”.

Oba kraje zacieśniły współpracę zwłaszcza po rozpoczęciu przez Moskwę pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę w 2022 r.

Państwa wspierające Kijów krytykują Pekin za udzielanie pomocy Rosji. Chiny utrzymują, że są stroną neutralną w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Po niedawnym spotkaniu z Władimirem Putinem Xi oznajmił, że chińsko-rosyjskie więzi wnoszą do świata „pozytywną energię”. Putin określił rozmowy jako „tradycyjnie ciepłe”, nazywając Xi „drogim przyjacielem”.

Ameryka kontra Smok

.Kolejna zimna wojna, tym razem pomiędzy USA i Chinami, wchodzi w nową, jeszcze ostrzejszą fazę – pisze prof. Kazimierz DADAK.

W obliczu gwałtownie spadających cen na giełdach prezydent Donald Trump zdecydował się wprowadzić na 90 dni cła w wysokości 10 proc., zamiast dużo wyższych stawek, dla wszystkich państw z wyjątkiem Państwa Środka. W tym ostatnim przypadku stawki podwyższył do w sumie 145 proc. Chiny ze swej strony podwyższyły cła do 125 proc. Przy takim poziomie ceł wymiana towarowa pomiędzy tymi największymi potęgami gospodarczymi świata nie będzie możliwa. Jeśli więc nie nastąpią istotne zmiany, dojdzie do decouplingu, czyli maksymalnego ograniczenia stosunków gospodarczych.

Kroki podejmowane w sferze gospodarczej odzwierciedlają stan stosunków politycznych. Biorąc pod uwagę wypowiedzi różnych amerykańskich polityków, w nadchodzących negocjacjach dotyczących wysokości ceł, jakie będą nakładane na import z poszczególnych krajów, Waszyngton będzie brać pod uwagę relacje ekonomiczne pomiędzy tymi państwami i Chinami. Im bliższe stosunki z Pekinem, tym wyższe zapowiadają się stawki celne w handlu z USA.

Jednakże nowa zimna wojna będzie się zasadniczo różnić od poprzedniej tym, że Związek Sowiecki nie był potęgą gospodarczą, podczas gdy Chiny są najważniejszym partnerem gospodarczym dla większości państw świata. Ameryka będzie wywierać ogromne naciski, żeby uciąć bliskie związki gospodarcze z Chinami. Można sądzić, że powodzenie takiego podejścia będzie zależeć od tego, jak zachowają się inni poważni gracze zachodniego świata, szczególnie UE i Japonia.

Ruch MAGA napełnił Amerykę wielką dozą optymizmu. Jest to zjawisko ze wszech miar dla USA korzystne, niemniej postrzeganie świata przez różowe okulary może przyczynić się do podejmowania kroków, które poprowadzą na manowce. Promowanie własnego interesu narodowego w drodze nałożenia nadzwyczaj wysokich ceł na wwóz dóbr z całego świata, w tym od najbliższych sojuszników, nie jest najlepszym sposobem pozyskiwania sobie zwolenników. Prezydent Theodore Roosevelt, w którego czasach USA wkroczyły na światową arenę, głosił: „Przemawiaj łagodnie i noś wielki kij”. Dziś z tym pierwszym są pewne kłopoty, a kij jest mniej okazały, zatem większa dawka zręczności w polityce międzynarodowej byłaby wskazana.

W USA są analitycy, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Na portalu Foreign Affairs ukazał się artykuł Kurta M. Campbella i Rusha Doshiego, w którym podają to, na co zwracamy uwagę na tych łamach, że realny (według parytetu siły nabywczej) chiński PKB jest już o ok. 25 proc. wyższy od amerykańskiego. Co więcej, w zakresie produkcji przemysłowej, która jest podstawowa w przypadku rywalizacji na polu wojskowym, Państwo Środka ma wielką przewagę (30-procentowy udział w światowej produkcji wobec 15-procentowego amerykańskiego) i jeśli obecne trendy się utrzymają do końca obecnej dekady, to ta dysproporcja jeszcze się pogłębi (45 do 11 proc.). W niektórych dziedzinach udział Chin w światowym wytwórstwie jest oszałamiający: prawie połowa chemikaliów, połowa tonażu statków, ponad 2/3 samochodów elektrycznych, 80 proc. dronów dla celów cywilnych oraz 90 proc. paneli fotowoltaicznych i rafinowanych metali ziem rzadkich. Chiny, które mają niewiele ponad czterokrotnie więcej ludności niż USA, wytwarzają 20-krotnie więcej cementu i 13-krotnie więcej stali. Amerykanie nadal wytwarzają więcej samochodów i energii elektrycznej na głowę ludności, ale Chińczycy szybko nadrabiają zaległości w tych branżach. Kraj Smoka nie zasypia gruszek w popiele także w dziedzinach, które będą decydować o szybkości wzrostu gospodarczego i poziomie zaawansowania technologicznego w nadchodzących dekadach. Na dziesięć takich branż Chiny są w czołówce, w sześciu branżach przewodzą.

Według Campbella i Doshiego w zakresie siły wojskowej Chiny nadal są słabsze, jeśli chodzi o lotnictwo bojowe, ale w zakresie technologii rakietowych „przypuszczalnie” już przewodzą. W wielu innych zakresach znaków zapytania nie ma; od komunikacji kwantowej po technologie hipersoniczne Chiny nie mają sobie równych.

Z danych przytoczonych przez wspomnianych autorów wynika, że USA stoją wobec ogromnych wyzwań. Campbell i Doshi sugerują, że w pojedynkę rywalizacja z Chinami może nie zakończyć się zwycięstwem, nawet biorąc pod uwagę to, że Państwo Środka też boryka się z wielkimi kłopotami (poważny poziom zadłużenia całej gospodarki, wyzwania demograficzne i zapaść na rynku nieruchomości). Z tego powodu sugerują utworzenie wielkiej antychińskiej koalicji. Rozmach tej idei zapiera dech, bo w sojuszu mieliby się znaleźć nie tylko tradycyjni sojusznicy: Europa, Japonia, Kanada i Australia, ale także Meksyk i Indie. Państwa te miałyby ściśle współpracować w zakresie rozwoju najnowszych technologii, włącznie z wojskowymi. Biorąc pod uwagę, jak wielonarodowy twór o nazwie Unia Europejska słabo radzi sobie z różnymi wyzwaniami, trudno sobie wyobrazić sprawne działanie państw, które w wielu dziedzinach mają bardzo różne interesy narodowe.

W okresie pierwszej zimnej wojny Zachód ściśle współdziałał, m.in. dlatego, że wśród elit Zachodu strach przed komunizmem był ogromny – groziła utrata majątku, jeśli nie życia. Natomiast Chiny nie dają żadnych podstaw do zrodzenia się takich obaw. Owszem, Kraj Smoka rozpycha się łokciami na wielu obszarach, szczególnie w Azji, ale np. takie Indie nie robią wrażenia przestraszonych. Inni sąsiedzi, np. Japonia i Korea Płd., korzystają gospodarczo z wymiany z Chinami, a w polityce usiłują znaleźć modus vivendi. UE, kolejny kandydat do czołowej roli w antychińskiej koalicji, podejmuje wysiłki, żeby nie narazić się ani jednej, ani drugiej stronie. Stąd, o ile ocena sytuacji rysowana przez Campbella i Doshiego jest słuszna, o tyle recepta, jak wyjść z tego trudnego położenia, nie wydaje się grzeszyć realizmem.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-kazimierz-dadak-ameryka-kontra-smok/

PAP/MB


Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 maja 2025