Atak na Norwegię w planach Putina?

Naczelny dowódca norweskiej armii gen. Eirik Kristoffersen i jego brat Frode, również generał – w kwaterze głównej NATO – ostrzegli, że Rosja może zająć część Norwegii, by zabezpieczyć swoje strategiczne zasoby i arsenał nuklearny na Półwyspie Kolskim.
Północny arsenał nuklearny to dla Kremla priorytet
.Bracia generałowie mówili o tym w Oslo na prezentacji ich wspólnej książki „Beredt” („Gotowi”), w której przeanalizowali trzy poziomy zagrożeń ze strony Rosji wobec Norwegii.
Najpoważniejszym z nich miałoby być zagrożenie strategiczne, czyli możliwość użycia broni jądrowej przeciwko NATO i Stanom Zjednoczonym. „Stany Zjednoczone i Rosja mają dziś wystarczającą ilość broni nuklearnej, by zniszczyć świat nie raz, ale być może nawet 100 razy” – zauważają autorzy.
Drugim poziomem – według Eirika i Frode Kristoffersenów – jest zagrożenie regionalne. W razie eskalacji kryzysu Rosja mogłaby zająć fragment norweskiego terytorium, by chronić swoje strategiczne zasoby nuklearne rozmieszczone na Półwyspie Kolskim. To właśnie tam, tuż przy granicy z Norwegią, znajduje się centrum rosyjskiej potęgi militarnej.
„Jeśli Putin uzna, że kryzys osiągnął odpowiednio poważny poziom, nie można wykluczyć inwazji na część Norwegii. Taki ruch oznaczałby jednak bezpośrednie ryzyko uruchomienia Artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, czyli wspólnej obrony państw NATO” – ostrzegli w „Berdedt” norwescy wojskowi.
Trzeci poziom zagrożeń stanowić mają działania hybrydowe – sabotaż, cyberataki, operacje wpływu i wywiad. Autorzy podkreślili, że metody te stosowane są przez Rosjan obecnie. Odpowiedź na nie ma wymagać sprawnego i wyćwiczonego współdziałania sił zbrojnych, służb cywilnych i wymiaru sprawiedliwości.
W chwili, gdy książka norweskich generałów trafiła do księgarń, Norwegia po raz pierwszy w historii bierze udział w nuklearnych manewrach NATO pod kryptonimem „Steadfast Noon”. Jeszcze przez tydzień około 70 samolotów z 14 krajów NATO operujących z baz w Holandii Belgii i Danii ćwiczyć będzie walkę w warunkach konfliktu atomowego. Część z biorących udział w manewrach maszyn jest przystosowana do przenoszenia broni jądrowej. Norweskie siły zbrojne skierowały do „Steadfast Noon” swoje F-35.
Wołodymyr Ż. zrobił to, co było najlepsze dla Ukrainy i Europy
.W Polsce został ujęty Wołodymyr Ż., który – jak twierdzą Niemcy – wysadził 3 z 4 nitek gazociągu Nord Stream. Niemcy żądają więc jego przekazania, żeby sądzić go za terroryzm. Co powinna zrobić z tym Polska? Ekstradycja? Obywatelstwo polskie? Pozwolić mu uciec? Żadna z propozycji nie wydaje się jednoznacznie dobra – pisze Paulina MATYSIAK
Jeśli chodzi o ekstradycję, to Wołodymyr Ż. nie zasługuje, żeby być sądzony. Jeśli zrobił to, o co Niemcy go oskarżają, to było to najlepsze dla jego kraju i dla Europy: odciął Rosję od pieniędzy z taniego gazu płynącego do Niemiec. Poza tym, należy założyć, działał na podstawie rozkazów swojej służby i zaatakował infrastrukturę państwa, z którym Ukraina prowadzi wojnę.
Jeśli chodzi o obywatelstwo, ukraiński oficer nie ma związków z Polską, a obywatelstwo nie powinno być nagrodą za pełnienie służby dla innego państwa, nawet jeśli w ramach tej służby zadziałał ewidentnie na korzyść naszego interesu.
A jeśli chodzi o opcję ucieczki, to jeśli mamy być poważnym państwem, wypuszczenie go bez decyzji politycznej lub pozwolenie mu na ucieczkę nie będzie raczej budować zaufania do Polski.
Nasze władze muszą podjąć decyzję, i to taką z gatunku rządzenia, a nie zarządzania, władzy, nie administracji, polityki, nie merytoryki. Decyzję dotyczącą twardych interesów z pogranicza służb specjalnych, polityki, obronności i dyplomacji.
Pamiętajmy, że mówimy tu o czynie bez ofiar, a szkoda dotyczy interesów wojskowych, gospodarczych i infrastrukturalnych.
Nie musimy odkrywać koła na nowo, bo przed nami w zbliżonej sytuacji byli inni. Konkretnie – Francja za czasów prezydenta Mitterranda, który – w skrócie – ogłosił, że Francja nie będzie dokonywać ekstradycji uchodźców politycznych z Włoch, oskarżonych o lewicowy terroryzm w „latach ołowiu”, okresie, gdy dochodziło do wielu krwawych zamachów. Oczywiście pod pewnymi warunkami. Tacy uchodźcy mieli nie mieć krwi na rękach i wyzbyć się dalszego stosowania przemocy. Była to doktryna Mitterranda, która utrzymała się ponad 20 lat. Dopiero za czasów prezydentury Chiraca nastąpiło jej faktyczne luzowanie, jednak wciąż doktryna ta cieszyła się poparciem społeczeństwa i sądów.
Należy się zastanowić nad tym, czy Polska nie powinna dziś wcielić w życie podobnej doktryny: żaden cudzoziemiec, oskarżony przez władze innego kraju o „terroryzm” (przestępstwo) wobec Rosji, jej interesów wojskowych, gospodarczych czy infrastruktury, nie zostanie poddany ekstradycji. Mogłaby być to doktryna na czas wojny w Ukrainie i czas jej odbudowy. A także czas, kiedy zyskamy pewność, że po ewentualnej ekstradycji Niemcy nie postanowią np. przekazać Wołodymyra Ż. Rosji. Doktryna nie jest wprowadzana ustawą. Nie wymaga zgody sejmu ani prezydenta. To deklarowana praktyka, która wynika z decyzji politycznej. Nie chodzi przecież o to, żeby wiązać sobie ręce na przyszłość.
Na pewno nie możemy teraz pokazać, że bohatera Ukrainy i bohatera Polski po prostu zostawiamy samemu sobie. Historią Wołodymyra Ż. już zainteresowały się media na całym świecie i to doskonała okazja, żeby pokazać się jako państwo asertywne, suwerenne i niezostawiające swoich sojuszników. Polska nie była w stanie zrobić nic przeciwko budowie Nord Stream, więc niech przynajmniej chroni kogoś, kto za nas rozwiązał ten problem.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/paulina-matysiak-wolodymyr-z-zrobil-to-co-bylo-najlepsze-dla-ukrainy-i-europy
PAP/MB


