Belgia blokuje sankcje na rosyjskie diamenty
Rosyjski eksport diamentów został w dużej mierze oszczędzony przed międzynarodowymi sankcjami po inwazji Kremla na Ukrainę w lutym 2022 roku. Handel trwa w najlepsze pomimo apeli ze strony Ukrainy i niektórych krajów Unii – w tym Polski – żeby położyć mu kres. Wszystkie próby objęcia diamentów sankcjami kończyły się dotychczas tak samo: grzecznym, ale stanowczym sprzeciwem jednego państwa – Belgii.
.Podczas ostatniego szczytu G7 w Hiroszimie przywódcy siedmiu największych gospodarek świata zadeklarowali, że „zwiększą wysiłki na rzecz” ograniczenia handlu diamentami. Jeszcze przed szczytem przewodniczący Rady Europejskiej, Charles Michel – który na wcześniejszym etapie kariery politycznej był premierem Belgii – zapewniał: „Ograniczymy handel rosyjskimi diamentami. Rosyjskie diamenty nie są wieczne. Będziemy otwarcie i szczerze tłumaczyć, dlaczego te sankcje są konieczne i uzasadnione”. Jednak biznesmeni z Antwerpii, centrum światowego handlu diamentami, doskonale znają wszystkie argumenty etyczne przemawiające za ograniczeniem.
Belgia blokuje sankcje na rosyjskie diamenty
.Przeciwstawiają im argumenty ekonomiczne, przytaczane przez brukselską wywiadownię gospodarczą Eurointelligence: 80 proc. nieoszlifowanych diamentów i 50 proc. oszlifowanych diamentów trafia do odbiorców końcowych przez Antwerpię; Rosja jest największym na świecie dostawcą nieoszlifowanych diamentów, z udziałem w światowym rynku na poziomie 30 proc.; nie ma możliwości, aby Antwerpia była w stanie zastąpić nagłe zniknięcie blisko jednej trzeciej podaży z innych źródeł; diamenty stanowią 15 proc. wartości belgijskiego eksportu poza Unię Europejską; w 2021 roku Belgia wyeksportowała diamenty o wartości 13,9 mld euro.
Grupa Alrosa – potentat wydobycia diamentów w Rosji
.Jak dotąd, te argumenty przekonywały belgijski rząd, który blokował próby nałożenia sankcji na ten intratny interes. Intratny również dla Rosji. Z dostępnych danych, w 2021 roku Rosja zarobiła około 4,7 miliarda dolarów na eksporcie diamentów. Z tego, do UE wyeksportowała drogocenne kamienie o wartości 1,8 mld euro. W roku 2022 suma ta nieco się zmniejszyła do 1,4 miliarda euro. Potentat wydobycia diamentów w Rosji – grupa Alrosa – odpowiada za około 95 proc. rosyjskiego eksportu i jest jednocześnie największym pojedynczym partnerem Antwerpii. Dostarcza jej około 25 proc. kamieni. Około 60 proc. akcji Alrosy należy bezpośrednio lub pośrednio do państwa rosyjskiego.
Antwerpia – symbol handlu drogimi kamieniami
.Przedstawiciele branży w Belgii podkreślają, że sankcje mogłyby mieć sens tylko w przypadku globalnego podejścia. Tymczasem to, bez zgody Indii, które są jednym z konkurentów Belgii na światowym rynku, nie jest możliwe. Gdyby zatem Belgia zgodziła się na sankcje, to Rosja bez trudu przekierowałaby eksport do innych miejsc. A na to względnie nieliczni, ale wyjątkowo wpływowi potentaci diamentowego biznesu z Antwerpii, która od kilku wieków jest symbolem handlu drogimi kamieniami, nie zamierzają się zgodzić. Zwłaszcza, że w ostatnich 15 latach stracili spore kawałki diamentowego tortu na rzecz Dubaju i Bombaju.
Krwawe diamenty z Afryki
.Zresztą, jak przypomina niemiecki dziennik gospodarczy „Hadelsblatt” Antwerpia nie pierwszy raz mierzy się z krytyką i oburzeniem. W latach 90. ubiegłego wieku trafiały tam krwawe diamenty z Afryki. Pieniądze z ich sprzedaży napędzały brutalne wojny domowe na tym kontynencie. W końcu, w 2003 roku ONZ wprowadził proces certyfikowania pochodzenia diamentów Kimberley (KPCS), aby zagwarantować, że nieoszlifowane kamienie nie pochodzą ze stref konfliktu.
„Mieszane pochodzenie” diamentów
.Jak jednak wskazuje „Handelsblatt” ukrycie pochodzenia diamentów jest nadal dziecinnie proste. Problem polega na tym, że operatorzy kopalni z całego świata sprzedają surowe kamienie około dwudziestu hurtownikom. Ci zaś je mieszają i upłynniają. Na certyfikatach widnieje napis: „pochodzenie mieszane”. W efekcie, rosyjskie diamenty są sprzedawane w USA – mimo że Waszyngton ogłosił zakaz importu już rok temu. Dodatkowo, jeśli rosyjskie kamienie zostaną oszlifowane w Indiach, zmieniają „obywatelstwo” na indyjskie i mogą być legalnie sprzedawane do Ameryki. Biorąc to wszystko pod uwagę, jak z ubolewaniem zauważa Eurointelligence, ryzyko, że deklaracje G7 i Charlesa Michela pozostaną wciąż tylko deklaracjami jest bardzo wysokie.
Co jeżeli Ukraina nie wygra wojny?
.Na temat wciąż żywej nadziei części środowisk politycznych na Zachodzie na zawarcie porozumienia z Rosją kosztem interesów Ukrainy oraz Europy Środkowo-Wschodniej, na łamach “Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Ewa THOMPSON w tekście “Jeżeli Ukraina nie wygra, Europa Zachodnia odbuduje stosunki z Rosją, zaś Polska zostanie ukarana“.
“Zachodni Europejczycy są przyzwyczajeni do tego, że aby zrealizować jakąkolwiek inicjatywę wypływającą z „wału ochronnego”, trzeba kapitału z Zachodu. Stypendia, granty, książki, zjazdy. Tak było przez pokolenia. Stąd m.in. poczucie wyższości Zachodu. Teraz, po raz pierwszy od paru pokoleń, niektórzy Polacy i niektóre centra w Polsce mają już trochę własnego kapitału i nie muszą stać w kolejce po kartki na kawę. Oby te zasoby nie zostały roztrwonione. Oby zostały użyte do wspólnotowych celów. I oby Ukraina i Polska (dwa kraje, które ze względu na obszar i względnie liczną ludność grałyby wiodącą rolę w nowym układzie sił w Europie) stały się naturalnymi sprzymierzeńcami. Bez tego nie da się osiągnąć trwałości jakiegokolwiek przełomu”.
“Siódmego lutego 2023 r. „New York Times” opublikował artykuł Christophera Caldwella, który patrzy na wojnę rosyjsko-ukraińską z punktu widzenia deep state. Caldwell zastanawia się, czy ta wojna dubluje wojnę „w okopach” (tzn. I wojnę światową), czy raczej wojnę „ruchliwą” (II wojnę światową). Następnie stwierdza: „Źródła inwazji na Ukrainę to skomplikowana kombinacja trendów historycznych po zakończeniu zimnej wojny, przypadkowych wydarzeń ekonomicznych i długotrwałej geopolitycznej strategii”. I użala się nad ciężkim losem Rosji: „Największe państwo świata [Rosja] nie ma wygodnego okna na świat”. Ani mu się śni Europa jako kultura, której należy bronić: „Ta wojna nie jest wojną o wartości”. O dekolonizacji nawet nie wspomina. Wielu Amerykanów (nie mówiąc już o zachodnich Europejczykach) rozumuje podobnie. Chciałabym, aby Ukraina pokazała Caldwellom tego świata, że to jest wojna o wartości. Ale metody jej wygrania są tradycyjne: pieniądze na broń i determinacja ludności”.
.“Jeżeli Ukraina nie wygra, Europa Zachodnia odbuduje swoje stosunki z Rosją, Polska zostanie ukarana i świat powróci do koncertu mocarstw. A nawet jeżeli wygra, przełom nie musi nastąpić, bo jak dotychczas, nikt nie przedstawił możliwego i prawdopodobnego scenariusza lat powojennych. Jesteśmy w momencie krytycznym. Do przełomu jeszcze daleko. Pewne jest jedno: należy rosnąć w siłę” – pisze prof. Ewa THOMPSON.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/MJ