Brak lekarzy we Francji. Miasto Sedan nada ulicom imię tych, którzy zgłoszą się do pracy
Brak lekarzy we Francji stanowi coraz poważniejszy problem. Nazwisko każdego nowo przyjętego do szpitala anestezjologa, ginekologa i pediatry stanie się nazwą ulicy we francuskim mieście Sedan – poinformował we wtorek portal gazety „Le Monde”. Lekarze ze szpitala położniczego przechodzą na emerytury i placówce grozi zamknięcie.
Miasto Sedan sięga po nietypowe środki
.Obietnicę nazywania ulic nazwiskami lekarzy złożyły władze samorządowe w położonym na północnym wschodzie kraju departamencie Ardenów. Pomysłodawcami akcji są lewicowy burmistrz Sedanu Didier Herbillon oraz Boris Ravignon, konserwatywny prezydent regionu Ardenne Metropole, w którego skład wchodzą miasta Sedan i Charleville-Mézieres. „Uznaliśmy, że inne możliwości zostały wyczerpane, więc postanowiliśmy zrobić trochę szumu” – powiedział Ravignon, dodając, że akcja będzie kosztowała podatników 100 tys. euro.
„Możemy łatwo zmieniać nazwy ulic na nazwiska anestezjologów, którzy udzielą nam niezbędnej pomocy” – zapewnił burmistrz Herbillon w telewizji TF1.
Z końcem marca dwóch anestezjologów ze szpitala w Sedanie przeszło na emeryturę, a następców dla nich nie znaleziono. Wkrótce z pracy odejdzie też jeden z trzech ostatnich ginekologów. Jeżeli otwarty kilka lat temu i dobrze wyposażony sedański szpital nie zatrudni przynajmniej dwóch ginekologów, dwóch anestezjologów i pediatry, zostanie zamknięty.
Brak lekarzy we Francji
.Problem braku lekarzy we Francji wykracza poza Ardeny i poza specjalizację ginekologiczną. W kraju popularne jest pojęcie „pustynia lekarska”. To tereny, których mieszkańcy mogliby statystycznie skorzystać z mniej niż 2,5 konsultacji lekarskich rocznie. Zdaniem Guillaume’a Chevillard’a, zajmującego się geografią usług ochrony zdrowia, blisko 7 milionów osób mieszka na terenach ze słabym dostępem do lekarza rodzinnego.
Stojące w obliczu podobnego problemu Le Vigan w Oksytanii usiłowało skusić medyków finansowo. Oferowało bonus wynoszący 50 tys. euro i wieloletnie znaczące ulgi podatkowe. Zamieszczało ogłoszenia online, poszukiwało lekarzy w Rumunii i Północnej Afryce, ale nikt się nie zgłosił – informował portal „Politico”.
W marcu prezydent Emmanuel Macron zapowiedział wprowadzenie dodatkowych zachęt dla lekarzy, którzy uzyskują uprawnienia emerytalne.
Ze statystyk wynika, że w 2021 roku we Francji na 100 000 mieszkańców przypadało 318 lekarzy – o siedmiu mniej niż w 2012 r.
Co się dzieje we Francji?
.„Pod kotłem buzuje. Każdy, kto zna Francję, rozumie, że najważniejszym utensylium poruszania się po kraju jest kalendarzyk strajkowy. A były lata, że bez niego się po prostu nie dało” – pisze Eryk MISTEWICZ, prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy „Wszystko co Najważniejsze”.
Jak podkreśla nad Loarą „nic się nie zmienia i nic się nie zmieni. Trwające już blisko cztery lata cosobotnie blokowanie rond w całej Francji i masowe, od największych miast do średniej wielkości miasteczek, demonstracje nie zmieniły polityki państwa w najmniejszym nawet stopniu. Nie zmieniły niczego blokady petrochemii, zakładów recyklingu i odbioru śmieci, przestrzeni lotniczej, autostrad i tras kolejowych. Spływa to po władzy jak woda po kaczce”.
„Francja to kraj, który nie może zbankrutować mimo deficytu budżetowego stanowiącego 178, a może i 250, a może i 420 proc. PKB. Kto Francji zabroni? (A może i 688 procent deficytu, czemu nie?). Rząd ma dawać pieniądze. A pieniądze ma brać z szafki” – twierdzi Eryk MISTEWICZ.
Jego zdaniem „Fancja to poza warstwą przekazów telewizyjnych i teatralnych emocji, maksymalnego rozpolitykowania, relatywnie nudny kraj. Więc na pytanie, kiedy Macron poda się do dymisji (sic!), kiedy Francja zbankrutuje i upadnie (sic!), tylko się lekko uśmiecham. Spokojnie, nic się nie dzieje. Nie przesadzajmy, proszę”.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP