Centralizacja UE nie uczyni Europy silniejszą i bardziej zdecydowaną - Jacek KLOCZKOWSKI

centralizacja UE

„W sytuacjach kryzysowych, takich jak obecna, strzeżcie się fałszywych europejskich proroków!” – apeluje Jacek KLOCZKOWSKI z Ośrodka Myśli Politycznej (OMP) na X. Jacek KLOCZKOWSKI jest autorem m.in. Czasy grubej przesady (2010), redaktorem wielu antologii i prac zbiorowych, m.in.: Stańczycy – konserwatyzm, który przeminął? (2016), Naród. Idee polskie (2011) i Realizm polityczny. Przypadek polski (2008).

.Gdy widzą krytykę tego, że Europa jest słaba i nie potrafi odpowiednio zareagować na kryzys, np. u jej granic czy na jej obrzeżach, niczym Sauron nim odkrył (ponownie) swe prawdziwe oblicze, mamią zdezorientowanych Europejczyków pierścieniami władzy – a są nimi zacieśnianie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa w obrębie UE, czyli jej dalsza centralizacja. I jak Sauron, chcą tym sposobem przejąć pełną kontrolę nad Europą – zaś pierścieniem władzy jest w tym przypadku jeszcze bardziej bezwzględne stosowanie pradawnego, choć niepisanego prawa unijnego: że są w Unii równi i równiejsi – i to ci ostatni mają w niej o wszystkim istotnym decydować. 

Zacieśnianie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa tym bardziej to podkreśli. Nie ma też żadnego uzasadnienia w obecnej sytuacji. Cóż bowiem stoi na przeszkodzie, żeby w różnych sprawach palących i o największym ciężarze gatunkowym, państwa UE – wszystkie czy w rozmaitych konfiguracjach – jeśli uznają, że mają wtedy takie same interesy, już dziś nie dogadywały się, by wystąpić wspólnie i te sprawy próbować załatwić? Poza, oczywiście, tym, że się same pozbawiły narzędzi ich załatwiania, zwłaszcza silnych armii. 

Załóżmy jednak, na potrzeby tego rozumowania, że te strukturalne deficyty mocy sprawczej nie są tu główną przeszkodą. Sami europejscy przywódcy starają się nas przekonać, że próbują razem stanąć w obliczu wielkiego wyzwania, jakim jest wojna na Ukrainie. Słabo im to wychodzi. Po pierwsze, no właśnie, bo brak im realnej siły, po drugie – bo bardzo różnie postrzegają swoje interesy i mają różne pomysły (jeśli je mają), co należy czynić.

Jak zatem w takich realiach zcentralizowana wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa miałaby w praktyce działać, jeśli wciąż towarzyszyłyby jej – nieuchronne przy złożoności unijnej Europy – różne interesy poszczególnych państw i różne pomysły, co robić? (Nie komplikujmy już obrazu kolejną oczywistością, że także w obrębie poszczególnych państw często nie ma zgody, co leży w ich interesie i jak o ten interes zabiegać czy jak go chronić). Czy centralizacja miałaby oznaczać, że tych, którzy inaczej postrzegają swój interes lub mają bardzo odmienne pomysły na rozwiązanie problemu, niż wynikałoby z decyzji „scentralizowanej” polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, przymusi się do udziału w planie przez innych w UE sformułowanym i zarządzanym? Przez równiejszych wśród równych? Czy nie byłoby to antyeuropejskie? Czy nie tworzyłoby kolejnej eurofikcji? 

.Tak, dobrze by było, gdyby Europa była silniejsza i bardziej zdecydowana. Lecz nie, centralizacja UE nie uczyni Europy silniejszą i bardziej zdecydowaną. UE może być silna przede wszystkim siłą swych państw członkowskich. Już dziś jej członkowie mogą szukać wspólnych rozwiązań. Jeśli ich nie znajdują teraz, to po dalszej centralizacji ten problem nie zniknie. Nasili się za to wewnątrzunijna patologia przewagi równiejszych nad równymi. A to prosta recepta na rozwalanie Unii od środka. Poza tym, co oczywiste, dotychczasowy unijny mainstream, który popełnił wszelkie możliwe błędy, jakie tylko mógł popełnić – łącznie z polityką wobec Rosji – nie nadaje się do czynienia Europy silniejszą. Może jedynie uczynić ją jeszcze bardziej sobie podległą. A to katastrofalna dla Europy perspektywa. Im trzeba odbierać narzędzia (odsuwać ich od władzy), a nie dawać im nowe.

Jacek Kloczkowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 marca 2025