Co dziesiąty żołnierz USA w Wielkiej Wojnie miał polskie pochodzenie

W armii amerykańskiej walczyło w czasie Wielkiej Wojny (I wojna światowa) od 190 do 300 tys. (10 proc.) żołnierzy o korzeniach polskich. Motywowały ich uczucia patriotyczne, a w batalii poległo ok. 3.5 proc. z nich” – podkreśla w nowej książce dr Danuta Piątkowska, pisarka i historyk zajmująca się Polonią amerykańską. Jej nowa książka nosi tytuł: „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane”.
I wojna światowa i amerykańscy żołnierze polskiego pochodzenia
.„Wstępowali do w armii, American Expeditionary Forces, z pobudek patriotycznych, a ich związki z ziemiami polskimi były bardzo silne. Ciążył na nich też obowiązek wobec Stanów Zjednoczonych. Przywdziewali amerykańskie mundury i nosili je z dumą. Myśleli o awansie w wojsku, a czasem zdobyciu obywatelstwa USA, co było możliwe praktycznie od ręki” – podkreśla dr Danuta Piątkowska.
W czasie wtorkowego spotkania w nowojorskim Instytucie Piłsudskiego przedstawiła swoją książkę „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane”. Uznała masowy udział Polaków w wojnie, z którą łączyli nadzieję na odzyskanie niepodległości ojczyzny za niezwykły fenomen. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że polska grupa etniczna stanowiła wówczas niewiele ponad 3 proc. populacji USA.
Piątkowska wyjaśniła, że zainspirowała ją do podjęcia tematu książka, którą napisała wcześniej, „Polskie kościoły w Nowym Jorku”. W trakcie gromadzenia materiałów natknęła się na tablice, obeliski itp. z nazwiskami polskimi żołnierzy z armii USA.
„Książka przybliża historie wielu Amerykanów polskiego pochodzenia i Polaków z armii gen. Johna Josepha Pershinga. Moja publikacja koncentruje się głównie na młodych żołnierzach osiadłych w stanie i mieście Nowy Jork” – dodała.
Przypomniała, że Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny dokładnie 6 kwietnia 1917 roku, a zatem dość późno. Ówczesny prezydent USA. Woodrow Wilson, ogłosił obowiązkowy pobór do wojska obejmujący najpierw mężczyzn w wieku od 21 do 31 roku życia, a później od 18 do 45.
Powołując się na dane autorka podała, że w wojnie zginęło 2712 żołnierzy z polskimi korzeniami. Wiele rodzin sprowadziło ciała zmarłych do Ameryki. Udało się dzięki temu odkryć sieć miejscowości nieznanych wcześniej z tego, że żyli tam imigranci z ziem polskich.
Motywacje żołnierzy i ich rodzin
.Według dr Piątkowskiej nie całkiem akuratne są opinie jakoby emigracja do USA miała wówczas charakter tymczasowy, że ludzie przyjeżdżali, żeby się dorobić i wracać. Niekoniecznie tak było, argumentowała, skoro rodziny zdecydowały się sprowadzić z powrotem do Ameryki zwłoki ok. 1000 poległych w Europie żołnierzy.
Autorka zwróciła też uwagę, że po uzyskaniu niepodległości niektóre rodziny, będące w mniejszości, sprowadzały do Polski ciała zmarłych z cmentarzy tymczasowych, np. zlokalizowanych we Francji.
„Znalazłam grób Józefa Cwenka w Grabowcu koło Lublina, gdzie ma piękny pomnik. Inskrypcja głosi, że jako żołnierz armii amerykańskiej walczył z bolszewikami. Rodzina do której dotarłam uważa go za bohatera. Do dzisiaj przechowują skrzynię do której wkładano metalowe trumny. Przykrywano je flagą amerykańską i transportowano do miejsca przeznaczenia. Ten zwyczaj ma swój początek właśnie w Wielkiej Wojnie” – akcentowała dr hab. Danuta Piątkowska.
Zajmuje się ona historią Polonii amerykańskiej i jest autorką ponad 100 publikacji. Habilitację uzyskała w 2005 r. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jest dwukrotną stypendystką nowojorskiej Fundacji Kościuszkowskiej. Od 1991 r. mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych. Jest m.in. członkiem Instytutu Piłsudskiego w Ameryce.
„Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane” to albumowe 400-stronicowe wydanie. Zawiera 262 fotografie, w tym pochodzące z archiwów prywatnych.
Patronat honorowy nad tomem, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Opolskiego, objęło Ministerstwo Obrony Narodowej. Do sponsorów należą m. in. Polska Grupa Zbrojeniowa i Urząd Marszałkowski.
To I wojna światowa przeobraziła sytuację społeczną kobiet
.”Męski świat po I wojnie światowej pojął, że jeżeli oczekujemy od kobiet nowych obowiązków, muszą one otrzymać nowe prawa, przede wszystkim prawa polityczne” – pisze prof. Mirosław DYMARSKI, historyk i politolog specjalizujący się w historii Polski II wojny światowej, historii Bałkan i Europy Środkowej XIX i XX wieku.
Jak podkreśla, „męski świat ambicji, potęgi i dominacji w dobie techniki, którą ów świat sam wytworzył, podczas prowadzenia wojny nie może obejść się bez kobiet. Mogli rycerze średniowiecznej Europy, mogli Kozacy na Ukrainie w XVI–XVIII w., mogli mamelucy w Egipcie w XVII–XVIII w., ale nie mężczyźni w XX wieku”.
„Setna rocznica zakończenia pierwszej wojny światowej w listopadzie 2018 roku przyniosła szereg refleksji, które koncentrowały się na politycznych i terytorialnych konsekwencjach tego wielkiego wydarzenia. Rzadziej rocznica ta skłaniała do refleksji nad skutkami społecznymi wojny, a ich doniosłość jest o wiele większa niż zmiany w obszarze polityki, i na dodatek nieprzemijająca” – dostrzega prof. DYMARSKI.
Historyk przypomina, że „I wojna światowa objawiła się jako konflikt o nieznanym dotąd charakterze – wojny masowej. Ambicje polityków wielkich mocarstw, które doprowadziły do wybuchu wojny (trzeba pamiętać, że dwie konferencje rozbrojeniowe w Hadze w 1899 i w 1907 r. zakończyły się fiaskiem – nikt nie chciał się rozbroić!), zbiegły się z rozwojem społeczeństwa masowego”. Sytuacja ta wymagała zaangażowania kobiet w działania wojenne, a to w dalszej perspektywie zmieniło ich sytuację społeczną.
Walka o granicę wschodnią w cieniu konferencji wersalskiej
.Wielka Wojna była „samobójstwem Europy”, jak określił to w przeszłości prof. Andrzej CHWALBA. Dla niektórych narodów, w tym Polaków, stała się jednak szansą na odzyskanie niepodległości. O kształcie powojennych granic decydować maiła konferencja wersalska. Nie mogło na niej zabraknąć również polskiej delegacji.
„Polacy jechali na paryską konferencję pokojową w Wersalu z postulatami o wiele ambitniejszymi niż te realne, w pełni zdając sobie z tego sprawą. Jednak nawet mimo tego, wiele istotnych terenów ostatecznie nie weszło w skład terytorium Polski w granicach, których oczekiwaliśmy” – pisze prof. Mariusz WOŁOS, historyk, sowietolog, eseista.
„Dwie główne propozycje polityczne, które charakteryzowały polską politykę wschodnią czasu kształtowania się granic, to koncepcja federacyjna i inkorporacyjna. Nie należy traktować ich doktrynalnie. Z instrukcji dla przyszłych delegatów na konferencję w Paryżu dyktowanych w Belwederze w końcu listopada 1918 r. widać wyraźnie, że Piłsudski był zwolennikiem federacji, szczególnie na odcinku litewskim. Było to także zgodne z koncepcją Dmowskiego, który de facto również był zwolennikiem federacji z Litwą, choć on nadał jej nazwę „unii realnej”. W praktyce obie te koncepcje należy traktować jako stopniowany plan. Wersją maksimum, trudną a nawet niemożliwą do osiągnięcia, jak dowiodła historia, była koncepcja federacyjna. Wersją minimalną była inkorporacja. Tak widział to Piłsudski. Dmowski z kolei odmawiał prawa do posiadania własnego państwa Białorusinom i Ukraińcom. Nie odmawiał go zaś Litwinom, choć najlepiej we wspólnej kombinacji z Polakami” – pisze prof. Mariusz WOŁOS.
Historyk stoi na stanowisku, że „mocarstwa zachodnie nieustannie starały się ograniczyć polski marsz na wschód. I to nawet wtedy, kiedy chaos rewolucyjny zostanie rozstrzygnięty na korzyść bolszewików”.
Jak twierdzi, „proces kształtowania się granic Drugiej Rzeczpospolitej, niezależnie od niespełnionych do końca aspiracji względem konferencji w Paryżu był sukcesem polskiej dyplomacji. Był to sukces osiągnięty mimo porażek”.
PAP/Andrzej Dobrowolski/WszystkoCoNajważniejsze/PP