Coraz więcej nielegalnych migrantów próbuje dostać się do UE - Gyorgy Bakondi

Gyorgy Bakondi

W 2023 roku około 380 tys. osób próbowało nielegalnie dostać się do Unii Europejskiej – poinformował Gyorgy Bakondi, główny doradca premiera Węgier Viktora Orbana ds. bezpieczeństwa wewnętrznego.

Wzrost presji migracyjnej do UE

.Migracja do Europy w 2023 roku wzrosła o 17 proc. – oznajmił Bakondi w programie informacyjnym na antenie telewizji M1. Dodał, że presja migracyjna zwiększyła się na szlakach hiszpańskim, włoskim i bałkańskim, a po serbskiej stronie granicy rośnie liczba zbrojnych incydentów z udziałem przemytników ludzi i migrantów. W wyniku kryzysu migracyjnego w 2015 roku rząd w Budapeszcie zdecydował o postawieniu na ponad 150-kilometrowej granicy z Serbią ogrodzenia, które ma powstrzymywać nielegalnych imigrantów, próbujących dostać się do państw UE tzw. szlakiem bałkańskim.

Kilkudziesięciokilometrowe ogrodzenie z drutem kolczastym powstało również na granicy z Chorwacją. W grudniu 2023 roku dziennik „Nepszava” informował, że bariera wciąż stoi, chociaż rząd w Budapeszcie obiecał ją zdemontować po przystąpieniu Chorwacji do strefy Schengen, co nastąpiło 1 stycznia 2023 roku.

Blokada unijnych funduszy dla Węgier

.Bakondi nazwał politycznym szantażem stanowisko Unii Europejskiej, według którego Budapeszt musi zmienić swoje podejście do migracji i osób LGBTQ, aby otrzymać 20 mld euro zamrożonych środków unijnych. Przyznał, że zakończone w środę narodowe konsultacje, w których 1,5 mln osób wypowiedziało się również w temacie unijnego paktu migracyjnego, dadzą rządowi wsparcie na arenie międzynarodowej.

17 stycznia szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała w Parlamencie Europejskim, że około 20 mld euro unijnych funduszy dla Węgier pozostaje zamrożonych z powodu m.in. obaw dotyczących praw osób LGBTQ, wolności akademickiej i prawa do azylu w tym kraju. Wcześniej, w połowie grudnia, Komisja Europejska odblokowała Węgrom 10,2 mld euro zamrożonych funduszy z polityki spójności. Według KE Budapeszt spełnił warunki dotyczące niezależności sądownictwa. „Nie ma takich pieniędzy, za które Węgry zgodziłyby się wpuścić do kraju migrantów oraz oddać edukację w ręce osób LGBTQ” – zadeklarował w piątek Orban.

Zagrożenia związane z „polityką otwartych drzwi”

.Na temat coraz bardziej osłabiającego Europę problemu niskiego przyrostu naturalnego i braku zastępowalności pokoleń, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Demografia, głupcy!„. Autor zwraca w nim uwagę na ogrom zagrożeń wiążących się z tzw. „polityką otwartych drzwi”.

„W 1885 r. Afryka miała tylko 100 milionów, m.in. w wyniku wywozu niewolników przez Arabów i Europejczyków przez stulecia. Europa (bez Rosji) miała wtedy 275 milionów – stosunek wynosił prawie 3:1 na korzyść Europy. Obecnie (2020) Afryka ma 1,3 miliarda, a w 2050 r. ma mieć 2,4 miliarda, 1/4 ludności świata”.

„To nie może nie mieć konsekwencji. Społeczeństwa afrykańskie są również bardzo młode, 40 proc. ludności ma poniżej 15 lat. To znaczy, że dominuje młodzież, w naturalny sposób aktywna seksualnie (stąd olbrzymia skala AIDS) i skłonna do ryzyka (dzieci żołnierze). To powoduje również, że połowa ludności nie ma praw wyborczych. Nawet na Zachodzie widzieliśmy rebelie młodzieży – liczebnej, lecz bez znaczenia w polityce: pokolenie dorosłych wysyła nas do Wietnamu, a my nie mamy nic do powiedzenia. W Afryce rządzą dorośli, również starzy dyktatorzy. To budzi niezadowolenie. Narusza też transmisję tradycji i kultury między pokoleniami. Kiedyś dzieci uczyły się, obserwując starszych i naśladując ich zachowanie, teraz żyją we własnym świecie. Taki przyrost uniemożliwia budowę odpowiedniej infrastruktury, państwo nie nadąża, przeżycie ułatwia korupcja. Kto może, wysyła dzieci do szkół za granicę, kilkadziesiąt procent chce emigrować. Emigrują nie tylko do Europy, również do lepiej prosperujących krajów afrykańskich i do lokalnych metropolii. Lagos, stolica Nigerii, w 1965 r. miało 350 tysięcy mieszkańców, a w 2012 r. – 21 milionów. Oczywiście większość to slumsy, ale chęć wyrwania się jest silniejsza. Podobnie wygląda z emigracją do Europy”.

.„Nieliczni mają możliwość wyjazdu w formie cywilizowanej. Posiadają wykształcenie, które pozwala na pracę, a dzięki zasobom mogą kursować między oboma światami. Na dole są ci, którzy tylko w telewizji widzą świat białego człowieka i o nim marzą. Kto przekracza pewien próg zamożności, może myśleć o ucieczce. Finanse są ważne, bo transfer kosztuje 2000–3000 dolarów, czyli roczny dochód. Chęć wyrwania się jest potężna, lecz przeprawa nie jest łatwa. A z drugiej strony otwarte granice nie są rozwiązaniem, trzeba widzieć fakty. Sam kiedyś napisałem (i zostałem zrugany za cynizm), że otwarcie granic przez Angelę Merkel było zachętą do ładowania się na chybotliwe łódki i ryzykowania życia na morzu. Co ciekawe, gdy w 2017 ruch się zmniejszył, a łodzie ratunkowe podpływały aż pod wody terytorialne Libii, proporcjonalna liczba zaginionych wzrosła pięciokrotnie. Popyt rodzi podaż – przemytnicy ładowali na 9-metrowe pontony do 130 osób, wielokrotnie więcej niż dopuszczalnie. Na „nawigatora”, który miał nawiązać kontakt z ratownikami, wyznaczano jednego z pasażerów (za zniżkę w cenie). Do tego, by silnik wartości 8000 euro nie przepadł, przemytnicy podpływali drugą łódką i go zabierali, pozostawiając pasażerów w dryfującym pontonie. Sama droga przez Libię wiąże się z brutalnym wykorzystywaniem przez przemytników, a droga przez Niger i Algierię jest ponoć jeszcze gorsza, lecz tam się żaden dziennikarz nie zapuszcza. Promocja takiej migracji ma z humanitaryzmem niewiele wspólnego” – pisze Jan ŚLIWA.

PAP/Wszystko co Najważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 stycznia 2024