Coraz większe wsparcie dla lokalnych księgarni w całej Polsce
85 podmiotów dostało dofinansowanie w ramach programu „Certyfikat dla małych księgarni”; w sumie w edycji 2023/ 2024 to 3,4 mln złotych – przekazał w czwartek w Łodzi minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński podczas konferencji prasowej w jednej z księgarń.
Program „Certyfikat dla małych księgarni”
.W czasie konferencji prasowej w jednej z łódzkich księgarni minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński stwierdził, iż: „3 miliony 400 tysięcy złotych to łączna kwota dofinansowania w ramach programu »Certyfikat dla małych księgarni« „. Podkreślił, że „to jest program, aby w najprostszy sposób wspierać małe księgarnie, czyli takie instytucje kultury, które są wyjątkowe, a jednocześnie, które przegrywają czasami rywalizację z dużymi instytucjami handlowymi i sieciami księgarskimi”. Jak wskazywał ze względu na to, że mają indywidualne podejście do odbiorcy i podnoszą poziom aspiracji czytelniczych, wymagają wsparcia.
Plany większego wsparcia małych księgarni w przyszłości
.Szef MKiDN zapewnił, że w przyszłych latach pieniędzy na wsparcie małych księgarni może być więcej. „Jestem gotów zwiększyć pulę pieniędzy, jednakże pod warunkiem, iż zasady przyznania dofinasowania będą prostsze. Mam pewną wizję, ale urzędnicy znają rzeczywistość, patrzą często z punktu widzenia dyscyplinowania i pracy z klientem” – powiedział minister.
Dyrektor Instytutu Książki Dariusz Jaworski tłumaczył, że pomysł programu wsparcia dla mniejszych księgarni narodził się podczas pandemii. „Dzięki certyfikatowi wiele małych księgarni przetrwało” – zauważył. „W edycji na lata 2023-2024, w ramach naboru wpłynęło łącznie 150 wniosków. Dofinansowanie otrzymało 85 księgarń – każda na kwotę 40 tysięcy złotych” – poinformował. Księgarnię „Zaczytana łódka”, którą w czwartek odwiedził szef MKiDN, prowadzi od półtora roku Natalia Ostroga. Jak podkreśliła w rozmowie, pieniądze przyznane w ramach programu księgarnia przeznaczy na bieżące koszty działalności. „Ale część środków wydamy na promocję” – podkreśliła.
Sztuka czytania
.Na temat sztuki, jaką jest czytelnictwo, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Wojciech KUDYBA w tekście „Czytać, aby lepiej być„.
„Opinie znawców rozwiewają wszelkie złudzenia: wypracowany i sprawdzony przez lata sposób wyposażania uczniów w umiejętność czytania dzieł literackich – a więc często niełatwych, stawiających opór, wymagających od czytelnika nieco większych kompetencji niż inne rodzaje tekstów – został u nas osłabiony na rzecz tzw. „czytania ze zrozumieniem” tekstów paraliterackich. I to bynajmniej nie w szkołach zawodowych, ze swej istoty skierowanych w stronę technicznego know-how, ale w liceach ogólnokształcących, nie wyłączając klas o profilu humanistycznym”.
„Mało kto upierał się, że czytanie literatury jest sztuką i jak każda sztuka wymaga nie tylko uzdolnień, ale także wielu lat żmudnego treningu. Ten ograniczono do niezbędnego minimum. Skutki przyszły szybko i trudno je nazwać sukcesem. Coraz rzadziej wynosimy dziś ze szkół umiejętność obcowania z arcydziełami literatury pięknej. Coraz rzadziej więc czytanie wartościowej beletrystyki dostarcza nam satysfakcji. W konsekwencji – coraz rzadziej uważamy tę czynność za pożyteczną, a nasze czytelnicze zainteresowania maleją z dnia na dzień. Nie łudźmy się: nie widać żadnych szans na poprawę wskaźników czytelnictwa w naszym kraju”.
„Może więc trzeba to pytanie jakoś postawić? Bo przecież nie chodzi w nim o znajomość alfabetu (choć istnieje dziś także problem tzw. wtórnego analfabetyzmu). Chodzi o to, czy przeciętny polski maturzysta, na ogół przyszły magister, potrafi na tyle głęboko wejść w tkankę tekstu literackiego, by ten odsłonił przed nim swój niepowtarzalny świat. Chodzi o specyficzne know-how. O to, czy ten, kto odbywa krótsze lub dłuższe wojaże po Europie i nie tylko po niej, potrafi podróżować również po krainach wykreowanych przez pisarzy. Cel za każdym razem jest przecież ten sam: każda podróż nas zmienia. Pozwala przekroczyć ramy codzienności wraz z jej rutyną, podaje wyobraźni nowe bodźce, otwiera na to, co inne, i właśnie dlatego poszerza granice naszej świadomości, dając tym samym nową perspektywę patrzenia na rzeczywistość i nowe zasoby słów i zdań, które mogą o naszym świecie opowiedzieć” – pisze prof. Wojciech KUDYBA.
Kryzys czytelnictwa w Polsce
.Na temat kryzysu czytelnictwa w Polsce na łamach “Wszystko Co Najważniejsze” pisze Paweł BŁAŻEWICZ w tekście «„Gra w lekturę” kontra kryzys czytelnictwa».
“Według ostatnio opublikowanych badań Biblioteki Narodowej czytelnictwo w Polsce od dwóch lat delikatnie się poprawia, ale daleko nam do przyzwoitego poziomu czy chociażby do stanu z początku aktualnego tysiąclecia. W ubiegłym roku tylko 42 proc. Polaków przeczytało jedną lub więcej książek. W roku 2004 wynik wynosił 58 proc. Jeśli chodzi o przeczytanie 7 i więcej książek, to „zjechaliśmy” w tym samym czasie z 22 do 10 proc. W kontekście światowym czy europejskim Polacy plasują się w górnej połowie, ale czy to jest jakiekolwiek pocieszenie? Oczywiście dużo bardziej niż procenty interesuje nas czytelnictwo naszego dziecka, wnuka czy chrześniaka, nie zapominamy przy okazji o własnej lekturze. Jak trudno jest zachęcić dzieci i młodzież do czytania, wie chyba każdy z autopsji. Niepotrzebny był do tego szkolny lockdown. W całym świecie problem ten dotyczy zwłaszcza chłopców. Proponuję prosty pomysł motywujący do domowej lektury dzieci w wieku wczesnoszkolnym w myśl zasady „czym skorupka za młodu…”.
“Dzisiaj, mając świadomość znaczenia zabiegów marketingowych, nazwałbym to narzędzie „grą w czytanie” lub „planszówką lektur”, ale kiedy pracowałem jeszcze w szkole, nazywaliśmy to po prostu „kartą lektur”. Sam pomysł przywiozłem z podbarcelońskiej szkoły „Bell-lloc” – w katalońskim znaczy to „piękne miejsce”. Rzeczywiście jest piękne i dobre, by zebrać przydatne doświadczenia edukacyjne. „Karta lektur” była elementem rewolucji czytelniczej w szkole społecznej „Nawigator”. W efekcie nawet tzw. „słabi uczniowie” – choć w rzeczywistości tacy nie istnieją – uwielbiali czytać i robili to nieraz „na nielegalu” pod ławką, w czasie różnych lekcji”.
.”Na czym polegały te cudotwórcze „karty lektur”? Ich metodologia opiera się częściowo na znanym nam „kalendarzu adwentowym”, ale zamiast czekoladek, ukrytych pod okienkami kolejnych etapów w oczekiwaniu na Boże Narodzenie, każdego dnia dziecko zdobywa bardziej wysublimowane „bonusy” motywacyjne. Dostosowywaliśmy stopniowo te „kalendarze lektur” do naszych potrzeb. Projektowała je pani Eunika, mama Maćka. Przystosowywała je do wrażliwości swojego syna oraz do pór roku. Miesiące jesienne to zebrany każdego dnia inny gatunek grzyba albo kolejny wygrany element do kasztanowych ludzików” – pisze Paweł BŁAŻEWICZ.
PAP/Hubert Bekrycht/WszystkoCoNajważniejsze/MJ