Czytając wyobraźnia pączkuje – Małgorzata Musierowicz

„Szaleję za książkami od dzieciństwa. Pierwsze moje zdjęcia są z książeczką pod pachą. (…) Książka to jest jakaś istota. Ona nam coś mówi nieustannie” – twierdzi Małgorzata Musierowicz, autorka „Jeżycjady”, urodzona 9 stycznia 1945 roku.

Przesłanie Małgorzaty Musierowicz

.Co mówią nam książki Małgorzaty Musierowicz?… Na przykład to, że „do ludzi trzeba wyciągać rękę”. „Trzeba. Możemy się nie doczekać odzewu. Ale jeśli nie wyciągniemy ręki, to odzewu nie doczekamy się z całą pewnością” – czytamy w „Opium w rosole”.

Albo że stare przysłowia też się dezaktualizują. „Kłamstwo ma już nogi nie tylko długie, ale i silne. Nie mówię tu o małych kłamstewkach jak moje. Mówię o kłamstwach na skalę dużo większą. O kłamstwach, które wprost zapierają dech. Przy takich kłamstwach prawdomówność to donkiszoteria” – wyjaśnia „Kłamczucha”.

Krytyk Janusz R. Kowalczyk wybrał do opublikowanego na portalu culture.pl „Alfabetu Małgorzaty Musierowicz” (2020) sporą garść cytatów obrazujących widzenie świata autorki „Jeżycjady”. „Dlaczego waszym zdaniem współczucie jest czymś niewłaściwym? Dlaczego waszym zdaniem pomaganie bliźnim jest śmieszne? Dlaczego nikt się nie wstydzi agresji i brutalności, a żenuje go własna dobroć? Czy nie sądzicie, że coś tu stoi na głowie?” – pyta Małgorzata Musierowicz w „Kwiecie kalafiora” by w efekcie podsumować: „Nie wolno mi przyjmować, że w pewnych okolicznościach zło nie jest złem”.

„Najbardziej interesuje mnie i chciałabym to pokazać, jak trudno jest żyć młodemu człowiekowi dzisiaj… Jak trudno mu jest mieć nadzieję, otuchę i wiarę w to, że życie ułoży się po jego myśli… Że będzie taki młody człowiek miał możliwość zrealizować wszystkie swoje marzenia, swoje plany – że jego życie nie będzie jałowe. Jest niezmiernie trudno młodemu człowiekowi właśnie w tej chwili uwierzyć, że mu się to uda. No może akurat nie dokładnie w tej chwili, ale przez ostatnie 35 lat, bo tej chwili to jest może trochę łatwiej” – powiedziała Małgorzata Musierowicz „Rozgłośni Harcerskiej” w 1981 roku, odbierając „Srebrne Koziołki” za „Kwiat kalafiora”, który rok później został wpisany na Międzynarodową Listę Honorową im. Hansa Christiana Andersena.

Życiorys pisarki

.Małgorzata Musierowicz urodziła się 9 stycznia 1945 r. jako córka lekarzy – Jana oraz Zofii z Konopińskich. Jej wujem jest zamęczony przez Niemców w KL Dachau ks. Władysław Konopiński (1907-43), błogosławiony Kościoła katolickiego, natomiast młodszym bratem – poeta, pisarz i tłumacz Stanisław Barańczak (1946-2014).

„Alfabetu nauczyłam go już, gdy miał 4 lata. Używałam do tego celu niekonwencjonalnych pomocy naukowych – były to mianowicie piękne i długie, różowe dżdżownice-rosówki. Ustawiałam je patyczkiem w różne kształty i tą metodą poglądową nauczyłam braciszka wszystkich liter” – napisała Musierowicz w książce „Tym razem serio” (1994). „Uważam, że wielkie są moje zasługi dla Literatury Polskiej Wysokiej” – dodała.

Podczas wydarzeń Poznańskiego Czerwca 1956 został zastrzelony ich kolega ze szkoły i podwórka – starszy o dwa lata Romek Strzałkowski. „Był jasnym, śmiałym i wesołym chłopcem o zaraźliwym śmiechu” – napisała Małgorzata Musierowicz. „Straszny był to szok dla wszystkich dzieci z podwórka, choć wcale nie od razu dowiedzieliśmy się o tym. Trzymano nas w domach. W powietrzu wisiała groza” – wspominała.

Nie marzyła o pisaniu książek, ale uwielbiała je czytać. „Szaleję za książkami od dzieciństwa. Pierwsze moje zdjęcia są z książeczką pod pachą. Jest coś magicznego w tym przedmiocie, nie… To nie jest przedmiot. Książka to jest jakaś istota. Ona nam coś mówi nieustannie” – powiedziała Małgorzata Musierowicz, w audycji telewizyjnej na portalu Legimi (2022). Skutkiem nałogowego czytania był udział w finale konkursu polonistycznego, do którego dostała się, będąc w XI klasie poznańskiego Liceum im. Dąbrówki. Rozgrywany w studio w stołecznym Pałacu Kultury i Nauki finał był transmitowany przez telewizję, a w jury prócz Stanisława Dygata siedział też Kazimierz Brandys.

„Żywy Dygat, mój Boże! – a ja właśnie byłam po lekturze jego Podróży i pod wielkim wrażeniem tej książki” – wspominała Małgorzata Musierowicz. „Pytali mnie – ja na wszystko odpowiadałam, program leciał jak szalony, wreszcie padło pytanie o najpiękniejszą powieść polską. – Podróż Dygata! – wypaliłam bez namysłu. Pan Dygat po prostu omal nie oszalał, aż podskoczył w fotelu. – A czy mogłabyś to nam uzasadnić – spytał gorączkowo. – Tak, proszę nam to uzasadnić – dodał pan Brandys ciekawie. – Dlaczego tak się panience podobała Podróż Dygata? Namyśliłam się uczciwie i głęboko. – Bo jest to… – wydarło mi się wreszcie spod serca – powieść absolutnie genialna! – Aha – powiedział pan Brandys a pan Dygat popatrzał z autentycznym uczuciem na bezbarwną licealistkę w białej bluzce i granatowej spódniczce” – opisała w „Tym razem serio”.

Przypomniała jeszcze, że w dalszej rozmowie nazwała „Granicę” Zofii Nałkowskiej „piekielnie nudnym kiczem”, co „rozpromieniło” Dygata. „Młodzież dziś mamy nonkonformistyczną – wyjaśnił panu Brandysowi. – Wie sama, co ma czytać, sama rozróżnia złą książkę od dobrej” – dodała Małgorzata Musierowicz (wówczas jeszcze Barańczakówna).

Ukończyła Wydział Malarstwa i Grafiki Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu (1968), ze specjalnością: ilustracja książkowa. Jednak brak zleceń na prace graficzne zmotywował ją do napisania własnej powieści, którą następnie zilustrowała. Tak powstał „Małomówny i rodzina” (1975). I uruchomił lawinę – w sumie z przekładami Małgorzata Musierowicz opublikowała pod pół setki książek. Pisała też felietony do „Tygodnika Powszechnego”, wydane później w trzech tomach zatytułowanych „Frywolitki, czyli ostatnio przeczytałam książkę!!!”.

„Jeżycjada”

.„Tylu polskich pisarzy pisze dziś wyłącznie o sobie, bo niczym innym pisać nie umie. Pani Musierowicz pisze o Jeżycach, bo umie” – mówił w Sali Lustrzanej Pałacu Staszica doc. Jerzy Kobiałka, wymyślony przez prof. Zbigniewa Raszewskiego. Działo się to podczas – również wyimaginowanej – dwudniowej międzynarodowej Sesji Naukowej poświęconej „znanemu cyklowi powieściowemu”. Którego – już w rzeczywistości, co trzeba podkreślić! – wybitny polski teatrolog był autentycznym fanem. To właśnie on pierwszy nazwał Małgorzatę Musierowicz Homerem Jeżyc i, w konsekwencji, cały cykl „Jeżycjadą”.

Przyjaźń Musierowicz z Raszewskim zaczęła się od listu, który profesor napisał do niej 27 lutego 1989 r. po przeczytaniu „Opium w rosole”, podanego mu przez córkę jako antidotum na smutek, spowodowany ciężką chorobą żony. „Mama prosi, żebyś to przeczytał, zaraz ci się humor poprawi” – zacytował.

„Kiedy Profesor napisał do mnie po raz pierwszy, nie miałam pojęcia, kim jest mój korespondent. Jego nazwisko nic mi nie mówiło” – wyjaśniła autorka „Jeżycjady” we wstępie „Listów do Małgorzaty Musierowicz” („Znak”, 1994), „Słowo godność bardzo staniało w moim otoczeniu” – pisał do Musierowicz Raszewski. „Inaczej ze słowem duma. To prawie nie bywa używane. Przypuszczam, że ludzie nowi po prostu go nie znają. Gdyby znali, nie doszłoby do utworzenia tak skandalicznego neologizmu jak niepokorny. Że niby pokorny to dureń, występnie uległy” – dodał. „Baranek Boży jest bezgranicznie pokorny a zarazem dumny i godzi to łatwo” – przypomniał prof. Raszewski.

„Małgorzata Musierowicz pisze książki dla najbardziej wymagającej publiczności- to znaczy dla dzieci i młodzieży” – mówi były student prof. Raszewskiego na wydziale wiedzy o teatrze warszawskiej PWST, Wojciech Tomczyk. „Ta publiczność nigdy nie wybacza fuszerki. Młodego czytelnika nie sposób jest okłamać. Młody czytelnik nie zna litości, po prostu odrzuca to co brzmi fałszywie. Nie sposób zawrzeć z nim umowy korupcyjnej. Ma w głębokim poważaniu rekomendacje autorytetów i krytyków. Dla młodych czytelników zawsze trzeba pisać na maksa, na sto pięćdziesiąt procent mocy. Trzeba wiedzieć co pisać i trzeba wiedzieć jak” – wyjaśnia.

„Małgorzata Musierowicz umie to robić. Nawiązała kontakt z młodymi czytelnikami w czasach swej własnej, pierwszej młodości. I tak już zostało. Jest wielką damą literatury” – podkreśla scenarzysta i dramaturg. Nie tylko młodzież – czytelnikami „Jeżycjady” byli m.in. Jacek Kuroń i Jerzy Turowicz. „Pewien zakonnik w Rzymie, miał obowiązki olbrzymie, / lecz miast wypełniać funkcje/ nocą o ojcu i córce/ czyta, a potem drzymie. / Bowiem autorka z Poznania/ mnicha oczarowała/ aż wreszcie całkiem skruszał/ klineksem oczy wysuszał/ kiedy to czytał do rana” – napisał ks. Adam Boniecki po lekturze „Imienin”.

Cykl ma też oczywiście swoich krytyków – na poświęconych „Jeżycjadzie” forach internetowych niektóre czytelniczki zarzucają autorce, że w swej wizji daleko odeszła od rzeczywistości, a promowanie tradycyjnych wartości rodzinnych zahacza w najnowszych tomach o moralizatorstwo. Wytyka się autorce, że feministki są w „Jeżycjadzie” przedstawiane karykaturalnie, żadna z bohaterek nie przeżyła prawdziwego buntu, a fabuła nie pozostawia wątpliwości – nawet najbardziej wykształcona, czynna zawodowo kobieta tak naprawdę spełnia się w życiu rodzinnym, a szczęście daje jej przede wszystkim występowanie w roli matki i żony.

„Najmocniej przepraszam, ale staram się nigdy nie udzielać recept na cokolwiek, a już zwłaszcza na życie” – powiedziała Małgorzata Musierowicz Marcie Dzbeńskiej-Karpińskiej z portalu wrodzinie.pl (2016). „Już kiedyś dostaliśmy 10 najważniejszych dyrektyw. Trzymam się tego. A poza tym – żyję tak, jak mi dyktuje serce. A dopiero potem – rozum” – wyjaśniła. „I oczywiście uznaję, że wcale nie każdemu taki styl dokonywania wyborów odpowiada. Przecież różnimy się od siebie, tak! Naprawdę każdy z nas jest inny. Skądinąd, to jest absolutnie cudowne” – oceniła. „Mogę tylko powiedzieć, że natychmiast po urodzeniu pierwszego dziecka wpadłam w miłość po uszy i że to ona dyktuje mi życiowe wybory, każdego dnia” – dodała.

Małgorzata Musierowicz o czytelnictwie i znaczeniu książek

.Małgorzata Musierowicz nie zgadza się też z tezą, że „grozi nam świat bez książek”. „Nie jestem też pewna, czy to prawda, że ludzie czytają coraz mniej książek. Spójrzmy na światowy rynek książki: prosperuje aż miło! Wielkie bestsellery obiegają dzisiaj świat w zawrotnym tempie, ich nakłady sięgają milionów egzemplarzy” – wyjaśniła Marcie Dzbeńskiej-Karpińskiej. „Myślę, że książka jest takim szczególnym, powiedziałabym nawet: nadprzyrodzonym zjawiskiem, które – raz wymyślone – będzie towarzyszyć ludzkości już zawsze. Obroni się” – oceniła.

W Polskim Radiu przypomniała podsłuchaną w tramwaju rozmowę („Strasznie lubię podsłuchiwać, co ludzie do siebie mówią”). „No i dziewczyna z chłopakiem rozmawiają. Ona widzi, że on się nudzi, więc usiłuje zwrócić jego uwagę na siebie. Mówi: a wiesz, ostatnio przeczytałam książkę. Na co on: a po co?” – opowiadała Małgorzata Musierowicz. „On miał takie ołowiane oczka” – podkreśliła.

„Czytanie to jest taki rodzaj gimnastyki nie tylko dla umysłu, nie tylko coś, co wzbogaca duszę, ale także rodzaj gimnastyki dla oczu, bo oczy ludzi, którzy czytają, naprawdę inaczej błyszczą. To są oczy myślące. To są oczy z dnem głębokim. To są oczy, które patrzą, umieją obserwować. To nie są oczy tępe, matowe, ołowiane” – wyjaśniła. „Całe życie nic innego nie robię, tylko o to się biję, żeby te ołowiane oczka zechciały spocząć na słowie drukowanym. Nie tylko na ekranie, który tak kusząco miga” – dodała.

.„Im więcej się czyta, tym wyobraźnia bardziej pączkuje. Kiedy ona pączkuje, to oczy zaczynają błyszczeć, robią się coraz ładniejsze” – powiedziała Małgorzata Musierowicz w wywiadzie dla Polskiego Radia.

„Pochlebiam sobie, że moją silną stroną jest właśnie poczucie humoru i zamierzam w dalszym ciągu pisać na śmiesznie” – powiedziała Małgorzata Musierowicz w „Rozgłośni Harcerskiej”.

Czytać, aby lepiej być

.”Opinie znawców rozwiewają wszelkie złudzenia: wypracowany i sprawdzony przez lata sposób wyposażania uczniów w umiejętność czytania dzieł literackich – a więc często niełatwych, stawiających opór, wymagających od czytelnika nieco większych kompetencji niż inne rodzaje tekstów – został u nas osłabiony na rzecz tzw. czytania ze zrozumieniem tekstów paraliterackich. I to bynajmniej nie w szkołach zawodowych, ze swej istoty skierowanych w stronę technicznego know-how, ale w liceach ogólnokształcących, nie wyłączając klas o profilu humanistycznym” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” prof. Wojciech KUDYBA, kierownik Katedry Polskiej Literatury Współczesnej i Krytyki Literackie UKSW.

Jak podkreśla, „Mało kto upierał się, że czytanie literatury jest sztuką i jak każda sztuka wymaga nie tylko uzdolnień, ale także wielu lat żmudnego treningu. Ten ograniczono do niezbędnego minimum. Skutki przyszły szybko i trudno je nazwać sukcesem”.

„Coraz rzadziej wynosimy dziś ze szkół umiejętność obcowania z arcydziełami literatury pięknej. Coraz rzadziej więc czytanie wartościowej beletrystyki dostarcza nam satysfakcji. W konsekwencji – coraz rzadziej uważamy tę czynność za pożyteczną, a nasze czytelnicze zainteresowania maleją z dnia na dzień. Nie łudźmy się: nie widać żadnych szans na poprawę wskaźników czytelnictwa w naszym kraju” – twierdzi prof. Wojciech KUDYBA.

Refleksja Autora na temat czytelnictwa dostępna jest na łamach „Wszystko co Najważniejsze”: [LINK]

PAP/Agata Szwedowicz, Paweł Tomczyk/WszystkoCoNajważniejsze/sn

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 stycznia 2025
Fot. Emilia Kiereś / Wikimedia.