D’ARC - opera multimedialna w 80. rocznicę Powstania Warszawskiego

Specjalnie dla Muzeum Powstania Warszawskiego reżyser Krystian Lada stworzy multimedialną operę pt. „D’ARC” – poinformowano w mediach społecznościowych MPW. W tym roku przypada 80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego.

Multimedialna opera D’ARC upamiętni bohaterów II Wojny Światowej

.”D’ARC” to współczesna opera, podczas której widzowie odwiedzą Paryż 2024 roku, Warszawę 1944 roku oraz Rouen 1429 roku. Widowisko D’ARC rozpisane zostało na trzy plany czasowe oraz sny, w których spotykają się bohaterki tej opowieści: Joan – fotografka z Paryża, córka polskich emigrantów; Joanna – warszawska wiolonczelistka, a zarazem powstańczyni oraz Giovanna – francuska bohaterka narodowa. „Tym, co łączy postaci tej historii, jest gotowość oddania się wizji większej niż życie” – napisano na Facebooku Muzeum.

Na kilku scenach, rozmieszczonych wokół i na terenie Muzeum, zobaczymy między innymi Agnieszkę Grochowską, Dobrawę Czocher i Szymona Komasę. W realizację opery zaangażowanych jest blisko stu twórców – muzyków, wokalistów, tancerzy i realizatorów.

63 dni chwały

.Powstanie Warszawskie rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 r. Do walki w stolicy przystąpiło ok. 50 tys. powstańców. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. W czasie walk zginęło 12-13 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej były ogromne i wynosiły 120-150 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys. osób, wypędzono z miasta, które po powstaniu Niemcy zaczęli systematycznie burzyć.

Po 63 dniach heroicznego i samotnego boju prowadzonego przez powstańców z wojskami niemieckimi 2 października, wobec braku perspektyw dalszej walki, przedstawiciele KG AK podpisali w Ożarowie układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie.

O znaczeniu Powstania Warszawskiego

.Jan ŚLIWA, pasjonat języków i kultury oraz informatyk rozważa na łamach Wszystko co Najważniejsze, czy jednoznaczne skreślenie dziedzictwa Powstania Warszawskiego ma oparcie w faktach.

„Przede wszystkim – do powstania mogłoby dojść i tak, nawet bez decyzji dowództwa. Mówi się, że była to zdyscyplinowana armia, która wykonuje rozkazy, ale nie jestem tego na sto procent pewien. Mogła wystarczyć iskra. Ci młodzi ludzie przez sześć lat czekali na możliwość bezpośredniej walki zbrojnej. Gdyby dowódcy nie podjęli decyzji, mogłoby ich kunktatorstwo zostać uznane za zdradę i mogłaby lokalna organizacja, jak niegdyś podchorążowie Piotra Wysockiego, wywołać powstanie na własną rękę. Przypomnijmy, że w maju polscy żołnierze po ciężkich walkach zdobyli Monte Cassino i idea walki, nawet krwawej, za ojczyznę wisiała w powietrzu. Pod Monte Cassino również było jasne, że będzie to kosztować, dużo kosztować, lecz podkreślenie obecności Polski, tej Polski, wydawało się mieć swoją wartość. 20 lipca próbowano dokonać zamachu na Hitlera – może Wehrmacht był w rozsypce? 22 lipca został wydany przez PKWN Manifest Lipcowy i było oczywiste, że decydują się przyszłe losy kraju” – zaznacza autor artykułu.

Mimo, że podstawowe decyzje dotyczące powojennego podziału stref wpływów w Europie zostały już podjęte, to nie były jeszcze jawne, więc nawet jeśli wyczuwano zmianę nastawienia aliantów, można było mieć nadzieję na odwrócenie sytuacji rzutem na taśmę.

Czy powstanie mogło się udać? Powiedzielibyśmy, że się udało, gdyby powstańcy wyparli Niemców, przywitali nadchodzącą Armię Czerwoną i Ludowe Wojsko Polskie, a ci w imieniu Stalina wyrazili uznanie dla męstwa Akowców i oddali im władzę, najlepiej wycofując poparcie dla PKWN. Pierwsza część planu byłaby może wykonalna, gdyby Rosjanie i walczący wraz z nimi Polacy zapomnieli wyhamować natarcie i rozbili niemieckie oddziały, ułatwiając powstańcom opanowanie miasta. Druga część była trudniejsza. Dzisiaj wiemy, że spodziewanie się po Stalinie jakichkolwiek ludzkich odruchów, nie mówiąc o szlachetności, było naiwne, ale wtedy można było pomyśleć, że w końcu wszyscy chcemy pokonać Hitlera. Nadzieja umiera ostatnia. We wrześniu 1939 r. czekano na ofensywę na Zachodzie, a przez całą okupację pocieszano się coraz bardziej fantazyjnymi przepowiedniami. Zatrzymanie działań na pół roku było jednak zaskakujące. W tym samym czasie wybuchło analogiczne powstanie w Paryżu, w zasadzie niepopierane ani przez aliantów, ani przez de Gaulle’a, które jednak ich sprowokowało do szybszego natarcia i triumfalnego wyzwolenia stolicy.

Był to końcowy okres wojny i olbrzymie ofiary były na porządku dziennym. Weźmy takie lądowanie w Normandii. Było ono niezbędne, by pokonać Niemcy, zakończyło się też sukcesem, więc walka nie była bezsensowna. Ale ile kosztowało? Podczas lotniczego przygotowania ataku alianci stracili 12 000 ludzi. Samego 6 czerwca zginęło 2500 żołnierzy alianckich. Cała bitwa o Normandię kosztowała obie strony po ponad 200 000 zabitych. Mamy skłonność do traktowania strat oddziałów walczących jako coś naturalnego, ale przecież żołnierz to ubrany w mundur cywil – śmierć to śmierć. Zwycięstwo było kosztowne, lecz niezbędne. Nie zapominajmy, że każdego dnia Niemcy gazowali tysiące Żydów, a naukowcy Hitlera pracowali nad bombą atomową. W powstaniu Polacy również walczyli o coś, a jeżeli mówimy o niepotrzebnych ofiarach, to wspomnijmy 17 000 Niemców poległych i zaginionych w zdobywaniu spisanego na straty miasta…

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 czerwca 2024