Dlaczego świat zapomina o Ukrainie? Kaja Kallas ostrzega

W niektórych państwach UE wojna na Ukrainie wydaje się czymś odległym, dlatego przywódcom trudno przekonać własnych obywateli do większego wsparcia Kijowa oraz większych inwestycji w obronność – Kaja Kallas ostrzega w wywiadzie dla estońskiego radia ERR.

Realizacja planu przebiega powoli

.Według Kai Kallas, pełniącej funkcje wysokiej przedstawicielki UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa oraz wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej, w takich krajach jak Hiszpania, Francja czy Włochy trudno jest wytłumaczyć społeczeństwu, dlaczego „w czasie pokoju” należy ponosić większe nakłady na wojsko. „Staje się to oczywiste dopiero wtedy, gdy jest już za późno” – Kaja Kallas ostrzega.

Według niej powody, dla których kluczowe kraje na zachodzie Europy nie wspierały dotąd Ukrainy na takim poziomie, jak zrobiły to – w odniesieniu do swoich możliwości gospodarczych – państwa położone na wschodzie i północy kontynentu, wynikają również z „polityki wewnętrznej” czy też, jak argumentowali przywódcy krajów zachodnich, ze „sztywnych reguł finansowych”.

Szefową unijnej dyplomacji zapytano także o postępy w realizacji inicjatywy UE, przewidującej dostarczenie Ukrainie dwóch milionów sztuk amunicji artyleryjskiej. „Realizacja tego planu przebiega powoli. Chcielibyśmy, aby zrealizowano to szybciej, ale wśród 27 demokracji (liczba krajów członkowskich UE) wymaga to czasu” – odpowiedziała Kaja Kallas.

Podobnie, jak przyznała, prowadzone są negocjacje z krajami członkowskimi w sprawie przeznaczenia na wsparcie obronne Ukrainy UE setek miliardów euro z zamrożonych rosyjskich aktywów. „Część państw jest temu zdecydowanie przeciwna” – powiedziała Kaja Kallas. Zwróciła przy tym uwagę, że z tą inicjatywą wiążą się pewne „ryzyka”, a niektóre kraje są narażone na nie bardziej niż inne – jak np. Belgia, w której zdeponowana została większość rosyjskich środków.

Kaja Kallas ostrzega od dawna przed zagrożeniem ze strony Rosji

.Premier Kaja Kallas nie tylko głośno krytykuje reżim Putina, ale również pochodzi z kraju, który ostrzega Zachód przed rosyjskim imperializmem od trzydziestu lat (o czym świadczy wystąpienie Lennarta Meri, nieżyjącego prezydenta Estonii, wygłoszone w Hamburgu w 1994 r.). Kaja Kallas wie, z czym musi się zmierzyć. „Nowy szef NATO powinien być kobietą pochodzącą z młodszego państwa członkowskiego, które przeznacza co najmniej dwa procent swojego budżetu na obronność. Wszystko zatem wskazuje na Marka Ruttego”, zażartowała przed wyborami na sekretarza generalnego NATO.

Estończycy mają znakomite poczucie humoru. Wydaje się jednak, że niektóre państwa członkowskie NATO są równiejsze od innych, a to już śmieszne nie jest.

Od czasu szczytu w Cardiff w roku 2014 wszystkie państwa członkowskie Sojuszu miały dość czasu, aby zwiększyć wydatki na obronność do przyjętych na owym szczycie 2 proc. budżetu. W tamtym czasie wydatkami na tym poziomie pochwalić się mogły tylko dwa kraje. Obecnie państw takich jest niewiele więcej, bo siedem na trzydzieści jeden. Znajdziemy wśród nich Estonię, która zbliża się do poziomu 3 proc., i Łotwę. Nie znajdziemy natomiast Holandii z wynikiem 1,58 proc.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/kaja-kallas-nato-edward-lucas/

Czas wojny, nie paplaniny

Może być, ale to za mało – te słowa najlepiej podsumowują nadzwyczajny szczyt europejski, który odbył się w stolicy Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do francuskich wysiłków sprzed dwóch tygodni nie zakończył się on fiaskiem. Największą wpadką był brak zaproszenia na spotkanie Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje, które przez cały czas miały rację co do Rosji, a teraz znalazły się na pierwszej linii ognia, są wściekłe z powodu tego wykluczenia (za które jedni zwalają winę na drugich, a wszyscy zasłaniają się wymówkami rodem z podstawówki).

Przywódcy państw bałtyckich przynajmniej jako pierwsi otrzymali streszczenie omawianych kwestii. Keir Starmer przedstawił im swój czteroetapowy plan pokojowy, niejako przeciwstawiając się amerykańskim próbom bezpośredniego porozumienia się z Rosją z pominięciem Ukraińców i byłych europejskich sojuszników Ameryki.

Strategia ta wygląda obiecująco. Jej kluczowym elementem jest zwiększenie funduszy i dostaw broni dla Ukrainy, co da jej przewagę militarną i przysporzy kłopotów Putinowi. Gdyby Europejczycy od początku okazali hojność i zdecydowanie, wojna byłaby już zakończona.

Mniej jasne jest, w jakim stopniu „koalicja chętnych” – składająca się nie tylko z państw europejskich – wspomoże obronę Ukrainy po zawieszeniu broni. Bez przytłaczającego potencjału bojowego Stanów Zjednoczonych innym krajom brakuje siły militarnej, aby wesprzeć ją jak należy. To oznacza postawienie przede wszystkim na odstraszanie. Plan, który wkrótce zostanie wdrożony, został opracowany przez ekspertów lotnictwa wojskowego. Ma na celu przekonanie rządów europejskich do zaangażowania swoich sił powietrznych w obronę zachodnich i południowych części Ukrainy przed rosyjskimi atakami rakietowymi. Połączenie sił powietrznych, pocisków dalekiego zasięgu i artylerii oraz niezłomnej gotowości polityków do użycia tego arsenału, jeśli zajdzie taka potrzeba, może zniechęcić Władimira Putina do sięgnięcia po dokładkę.

Niesie to jednak ogromne ryzyko. Jeśli gwarancje okażą się puste, zginie nie tylko Ukraina, ale także wiarygodność całej Europy. Jakiekolwiek wsparcie ze strony USA, które pomogłoby nam temu zapobiec, będzie bardzo mile widziane, ale w obecnym klimacie raczej trudno na nie liczyć. Wroga retoryka administracji Donalda Trumpa niepokoi europejskich przywódców – martwią się, że będą zmuszeni traktować Stany Zjednoczone jako przeciwnika, a nie sojusznika.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-czas-wojny-nie-paplaniny-europejczycy/

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 kwietnia 2025