Wygrał ambitny historyk, człowiek do zadań specjalnych w ważnej dla konserwatystów sferze polityki historycznej [Maciej Ruczaj w „Denník Postoj”]

W słowackim dzienniku „Denník Postoj” ukazał się tekst Macieja Ruczaja, byłego ambasadora Polski na Słowacji, analizujący wynik wyborów prezydenckich w Polsce.
.„Jak doszło do tego, że dość doświadczony polityk, który w 2020 r. przegrał wybory tylko małą ilością głosów i był postacią powszechnie znaną, dał się pokonać przeciwnikowi, którego jeszcze pół roku wcześniej większość wyborców nie znała?
Gdyby Francis Fukuyama, autor znanej tezy o liberalnej demokracji jako końcu historii, miał wybrać idealnego kandydata, byłby to Rafał Trzaskowski. Wykształcony poliglota z arystokratycznymi manierami i poglądami, doskonale współgrającymi z każdą tendencją zachodniego postępowego mainstreamu, idealnie pasował do uosobienia nowej Polski – wielkomiejskich i proeuropejskich wyborców z wyższych klas społecznych. Mógł również doskonale ucieleśniać aspiracje dużej części społeczeństwa, która przynajmniej przez osobę prezydenta chciała się zbliżyć do tego wymarzonego świata” – ocenia Maciej Ruczaj. „Problem polegał na tym, że w świecie po covidzie, rosyjskiej inwazji na Ukrainę i Donaldzie Trumpie, ale również po bezprecedensowym wzroście świadomości o własnej wartości Polski w czasach rządów konserwatystów, to właśnie Rafał Trzaskowski wydawał się raczej dinozaurem (…), a polskich wyborców coraz trudniej było skusić samą obietnicą będziemy jak zachodnia Europa, ponieważ postrzegają ją dziś również przez pryzmat kryzysu imigracyjnego czy polityki klimatycznej” – dodaje.
„Nie jest prawdą, że Karol Nawrocki na scenie politycznej pojawił się znikąd. O ambitnym historyku, człowieku do zadań specjalnych w bardzo ważnej dla konserwatystów sferze polityki historycznej, mówiło się jako o możliwym następcy Andrzeja Dudy już od kilku lat. Karol Nawrocki wszedł do szerszej świadomości politycznej najpierw jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, gdzie pomimo ostrego konfliktu ze środowiskiem historyków zabiegał o większą obecność polskich bohaterów wojennych w ekspozycji, wcześniej bardzo uniwersalistycznej. Jako dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej (…) dał się poznać jako likwidator pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, za co otrzymał nakaz aresztowania od moskiewskiej prokuratury. (…) Ostatecznie jednak największym kapitałem Karola Nawrockiego mogły się okazać te strony jego życiorysu, z którymi w kampanii wcale nie chciał się afiszować. W polskiej debacie publicznej zachodzi proces podobny do tego, który miał miejsce w USA przed ostatnimi wyborami, a zatem zaostrzenie konfliktu między wyższymi sferami a ludem.
Zagmatwana historia życia Karola Nawrockiego, którą liberalne media stale mu wypominały, mogła, paradoksalnie, nie zaszkodzić, ale wywołać wrażenie, że jest jednym z nas. Trudno znaleźć lepszy obraz tego podziału niż ten, który powstał w drugiej turze wyborów prezydenckich: z jednej strony idealny polski Europejczyk, który w mediach społecznościowych zyskał sobie ironiczne przezwisko Bążur (z powodu ostentacyjnego pokazywania swojej znajomości francuskiego), z drugiej strony osoba dorastająca w robotniczej rodzinie, były bokser, stadionowy chuligan, który później zaangażował się w resocjalizację byłych więźniów” – tłumaczy.
„Interesujące będzie obserwować, czy potwierdzi się kolejna teza wspomnianego socjologa Łukasza Pawłowskiego, dotycząca fenomenu Latynosów Koalicji Europejskiej – młodych wyborców, którzy przenieśli się na studia ze wsi do dużych miast i długo stanowili najwierniejszy elektorat liberałów, podobnie jak Latynosi w USA uważani byli za całkowicie wiernych zwolenników demokratów. W ostatnim czasie jednak, tak jak w przypadku Ameryki, zaczęli oni coraz bardziej opuszczać liberałów i poszukiwać alternatywy – wielu w pierwszej turze poparło nacjonalistę Sławomira Mentzena, a wielu z nich w drugiej turze oddało swój głos na Karola Nawrockiego, który zdecydowanie zwyciężył wśród wyborców w wieku od 18 do 40 lat” – stwierdza Maciej Ruczaj.
„Główną przyczyną zwycięstwa Karola Nawrockiego – pomimo szerokiej koalicji przeciwników, pomimo jego życiorysu i miejscami widocznego braku politycznego doświadczenia – jest rosnące niezadowolenie z rządów lewicowo-liberalnej koalicji Donalda Tuska. Donald Tusk, pomimo poczucia, że Polska znów zasiada przy stole wielkiej europejskiej polityki, nie był w stanie zaoferować nic więcej niż kolejne fale czystek personalnych i prób rozliczenia się z konserwatystami, które zamiast obiecanych aresztowań i stawiania przed sądem przestępców przyniosły raczej paraliż kolejnych instytucji lub ich jawne nadużywanie. Po drugie: Karol Nawrocki okazał się dobrym wyborem, ponieważ do zwycięstwa w drugiej turze należało przede wszystkim pozyskać wyborców innych prawicowych kandydatów o bardziej nacjonalistycznym profilu” – ocenia.
.„Konserwatyści nie powinni jednak popaść w pychę z powodu wyników wyborów. Ich kandydat co prawda zwyciężył w nierównej walce, ale w dużej mierze wygrał przez siłę społecznego rozgoryczenia (duża część wyborców Karola Nawrockiego głosowała „przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu” a nie “za Karolem Nawrockim”) oraz dzięki współpracy z nacjonalistyczną Konfederacją, która dzięki tym wyborom znacznie się wzmocniła. Rekordowa liczba wyborców w pierwszej turze nie oddała głosu na żadnego z dwóch kandydatów głównych partii i jest oczywiste, że szczególnie w młodym pokoleniu rośnie pragnienie zmiany” – zaznacza.
oprac. JD