Donald Trump bardziej ufa Europie Wschodniej i Andrzejowi Dudzie niż reszcie Europy - Glen Howard

W Waszyngtonie rośnie zniecierpliwienie brakiem postępów w negocjacjach z Rosją, a nałożenie sankcji na Moskwę to kwestia czasu – powiedział Glen Howard, prezes think tanku Saratoga Foundation. Dodał, że w Białym Domu do głosu dochodzą

W Waszyngtonie rośnie zniecierpliwienie brakiem postępów w negocjacjach z Rosją, a nałożenie sankcji na Moskwę to kwestia czasu – powiedział Glen Howard, prezes think tanku Saratoga Foundation. Dodał, że w Białym Domu do głosu dochodzą „jastrzębie” – krytyczni wobec Rosji doradcy prezydenta.

Glen Howard o amerykańskich negocjacjach z Rosją

.Glen Howard uważa, że prezydent Donald Trump bardzo dobrze myśli o Europie choć negatywnie ocenia Unię Europejską. „Bardziej jednak ufa mieszkańcom wschodniej Europy niż zachodniej. Ceni na przykład sądy prezydenta Andrzeja Dudy” – uznał Howard i przypomniał, że prezydent Trump wsparł w poprzedniej swojej kadencji inicjatywę Trójmorza, „jeden z największych projektów rozwojowych dla wschodniej Europy”.

Do „jastrzębi” Glen Howard zalicza m.in. doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Waltza, sekretarza stanu Marco Rubio, sekretarza obrony Pete’a Hegsetha i specjalnego wysłannika USA ds. Ukrainy i Rosji Keitha Kellogga. „Oni byli dotąd cierpliwi i czekali na to, co przyniosą negocjacje, bo wiedzieli, że prezydent (Donald Trump) chce rozmawiać (z Rosją)” – ocenił ekspert i dodał, że „jastrzębi” doradcy spodziewali się jednak, że Rosjanie „strzelą sobie w stopę” i pokażą, że grają na czas.

Na początku tego tygodnia prezydent USA Donald Trump zaostrzył retorykę wobec Rosji. W poniedziałek powiedział dziennikarzom, że nie podoba mu się to, że Rosjanie „bombardują jak szaleni” Ukrainę. Już wcześniej, w niedzielę 30 marca zagroził Rosji nowymi sankcjami gospodarczymi „jeśli porozumienie (o zawieszeniu broni w Ukrainie) nie zostanie zawarte” i „uzna, że to wina Rosji”.

Według Glena Howarda, prezesa waszyngtońskiego think-tanku Saratoga Foundation, wyraźna zmiana tonu prezydenta Trumpa jest efektem rosnącego zniecierpliwienia wobec taktyki Putina, który stara się grać na czas.

„Na razie wciąż trwa etap dyplomatycznych zabiegów, a strategia Trumpa polega na tym, że mówi Rosjanom „jestem neutralny i chcę zakończyć tę wojnę, nie faworyzuję ani Ukrainy ani Rosji, ale jak wszyscy uważam, że ta walka jest bezcelowa”. Jednak jak sam ostrzegał, rozmowy nie będą trwać wiecznie” – powiedział Howard. W jego opinii Waszyngton mógł postawić sobie za cel, aby doprowadzić do zawieszenia broni na Ukrainie do Wielkanocy. Glen Howard przypomniał także słowa Rubio z Brukseli, że „negocjacje nie mogą być prowadzone jedynie dla samych negocjacji”.

Jeśli nie da się Rosjan przekonać do zakończenia wojny, Waszyngton – w opinii Howarda – użyje twardych sankcji gospodarczych i dostarczy Ukrainie więcej broni. Zniesie np. ograniczenia z czasów administracji Joe Bidena co do liczby ukraińskich pilotów F-16 szkolonych w USA. Na amerykańskim celowniku znajdzie się także rosyjska „flota cieni” na Bałtyku, tankowców rejestrowanych pod obcymi banderami, które zapewniają – mimo nałożonych przez prezydenta Bidena sankcji – ciągłość eksportu rosyjskich surowców.

Sankcje na Rosję i amerykańskie narzędzia nacisku

.Ekspert Saratoga Foundation podkreślił również, że pomimo trwających negocjacji Waszyngton już pracuje nad narzędziami nacisku na Rosję.

„Celem tej administracji jest obniżenie ceny za baryłkę ropy do poziomu poniżej 45 dol., bo jeśli nastąpi tak drastyczny spadek, to Rosja zostanie zmuszona do zakończenia wojny na Ukrainie. To z tego powodu Waszyngton uczynił z Arabii Saudyjskiej kluczowego partnera” – ocenił Glen Howard.

Jak podkreślił amerykański ekspert, administracja Donalda Trumpa egzekwuje także już istniejące sankcje, które zostały nałożone na Rosję przez prezydenta Bidena, ale „były dziurawe’. „Istniejące luki uniemożliwiały spadek cen za baryłkę ropy poniżej 60 dol., a właśnie dlatego Indie zaczęły być tak dużym importem rosyjskiej ropy” – wyjaśnił Glen Howard i dodał, że odkąd administracja Trumpa uszczelniła sankcje, Indie przestały kupować ropę od Rosji.

„Jaki z tego wniosek? Według obecnej administracji twarda polityka sankcyjna i doprowadzenie do obniżki cen ropy poniżej 45 dol. za baryłkę „do reszty zniszczy rosyjską gospodarkę”. Donald Trump myśli w kategoriach geoekonomii” – ocenił ekspert. W jego opinii doradcy prezydenta dobrze pamiętają, że w czasach sowieckiej inwazji na Afganistan cena ropy tak bardzo spadła, że Rosja stała się gospodarczo niezdolna do prowadzenia wojny.

Howard przypomniał także, że mimo żądań Kremla wysuwanych przy okazji rozmów o zawieszeniu broni na Morzu Czarnym, USA nie zniosły sankcji nałożonych na niektóre rosyjskie instytucje finansowe, w tym na państwowy bank rolny Rosselkhozbank.

Innym sygnałem potwierdzającym, że Amerykanie nie dadzą się według Howarda „wodzić za nos” jest fakt, że po rosyjskim ataku na Krzywy Róg, w którym po ataku Rosjan na plac zabaw zginęło m.in. dziewięcioro dzieci, prezydent Trump powiedział, że Ukraina dostanie nowe dostawy Patriotów.

W opinii amerykańskiego eksperta Waszyngton zadbał także o postraszenie Rosji wizją niszczących sankcji gospodarczych. Temu służyło według niego zaproszenie do Waszyngtonu Kiryła Dmitriewa (wykształconego na Harvardzie rosyjskiego biznesmena i szefa rosyjskiego funduszu inwestycyjnego – PAP) akurat w czasie, kiedy prezydent Trump ogłaszał wdrożenie zapowiadanej wcześniej polityki celnej. „Dmitriew miał być świadkiem potęgi gospodarczej USA i tego, jak Trump posługuje się cłami, żeby wymierzać karę reszcie świata” – ocenił Howard. Jego zdaniem Dmitriew to jedyna osoba w otoczeniu Putina, która rozumie zasady działania światowej gospodarki.

„Jeśli ktoś miał zrozumieć, czym będą „twardsze sankcje”, to tą osobą jest właśnie Dmitriew. Myślę, że Trumpowi udało się nakreślić mu dramatyczny obraz” – uznał Howard i dodał, że Biały Dom może także grać na podziały na Kremlu. „Symptomatyczny był spór o krzesło między szefem rosyjskiego MSZ Siergiejem Ławrowem i Dmitriewem w Arabii Saudyjskiej, który obserwowała także amerykańska delegacja. Według moich rosyjskich źródeł takie pęknięcie w otoczeniu Putina rzeczywiście istnieje” – podkreślił Howard.

Na zarzuty formułowane przez wielu europejskich polityków, że USA dąży do odprężenia z Rosją odwracając się równocześnie od sojuszników, szczególnie tych ze wschodniej flanki NATO, Howard odparł, że taka „wizja zagłady NATO i wschodniej flanki” jest nieprawdziwa i wynika z „pochopnego wyciągania wniosków”.

„Minęło zaledwie 60 dni tych rządów i trwa wykuwanie polityki oraz sondowanie sytuacji. Prezydent Trump już udowodnił, że może zmienić podejście do Rosji w każdej chwili. Wystarczy przypomnieć sobie, że w czasie pierwszej kadencji zgodził się w okamgnieniu na atak na najemników Wagnera w Syrii, w wyniku którego zginęło 200 rosyjskich żołnierzy” – powiedział Howard. To jego zdaniem dowód na to, że Rosjanie nie mogą mieć klucza do Trumpa. „Jest nieprzewidywalny i Rosjanie się tego boją. Nie wiedzą, czego się spodziewać, dlatego odgrywają swoją tradycyjną rolę, czyli negocjują i grają na zwłokę” – ocenił ekspert.

W jego opinii także obecna polityka Trumpa nie jest korzystna dla Rosji i wśród decyzji godzących w interesy Kremla wymienił starania o uzyskanie kontroli nad Grenlandią, zakup fińskich lodołamaczy i żądanie aby kraje europejskie zwiększyły wydatki na zbrojenia.

„Na czyją niekorzyść działa więc administracja Trumpa? No właśnie, wielu komentatorów w Europie zbyt pośpiesznie wyciąga wnioski” – podkreślił Howard i przypomniał, że Europa jeszcze bardzo długo nie będzie mogła się sama obronić i „tylko Polska ma siły zbrojne”, bo „Niemcom uzbrojenie armii musi zająć dwie dekady”.

Świat bliskich sojuszników USA staje na głowie

.Nietrudno dziś wyobrazić sobie scenariusz, w którym Donald Trump zarządza częściowe lub całkowite wycofanie wojsk rotacyjnych z Polski, osłabiając tym samym obronę państw bałtyckich – pisze Edward LUCAS na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.

Dziesięć lat temu norweską telewizję podbił serial polityczny Okkupert. Gra aktorska była znakomita, postacie charyzmatyczne, a fabuła wciągająca. Serialowa Norwegia znalazła się pod rosyjską okupacją, a jej mieszkańcy musieli wybierać: walczyć (samobójstwo), kolaborować (hańba) albo udawać, że nic się nie dzieje (nieuchronna klęska).

Jedyną wadą produkcji była wiarygodność scenariusza. Przecież Kreml nie odważyłby się zająć kraju należącego do NATO. Przecież europejscy sojusznicy okazaliby solidarność. A Stany Zjednoczone? Nie pozwoliłyby Rosji rozgościć się w północnej Europie jak u siebie.

Niestety, dziś fabuła serialu Okkupert nie wydaje się już tak oderwana od rzeczywistości. Kraje, które niegdyś traktowały USA jako fundament swojego bezpieczeństwa, zaczynają mieć w tej kwestii wątpliwości. 

Jeśli Stany Zjednoczone roszczą sobie prawa do Grenlandii z uwagi na czystą konieczność strategiczną, to co w takim razie ze Svalbardem, lodowym archipelagiem o ogromnym znaczeniu dla Rosji? Inni bliscy sojusznicy USA, jak Tajwan czy Kanada, ucierpieli z powodu twardego podejścia administracji Trumpa do ceł. A wszystko to w niecały miesiąc.

Jeśli Stany Zjednoczone roszczą sobie prawa do Grenlandii z uwagi na czystą konieczność strategiczną, to co w takim razie ze Svalbardem, lodowym archipelagiem o ogromnym znaczeniu dla Rosji? Inni bliscy sojusznicy USA, jak Tajwan czy Kanada, ucierpieli z powodu twardego podejścia administracji Trumpa do ceł. A wszystko to w niecały miesiąc.

Brak stałości w polityce Stanów Zjednoczonych to tylko jeden z problemów. Drugim jest europejska chciwość. Niektóre kraje (a przynajmniej niemieccy i węgierscy urzędnicy) już przebierają nogami na myśl o zawieszeniu broni w Ukrainie, jakkolwiek niechlujnym, byle tylko znów móc sprowadzać rosyjski gaz. To podejście jest przerażająco bliskie fabule Okkupert, w której państwa UE postanawiają poświęcić suwerenność Norwegii, by zapewnić sobie ciągłość dostaw energii.

Z tą różnicą, że w serialu Unia Europejska wykazuje przynajmniej jakąś decyzyjność. Rzeczywistość wygląda znacznie gorzej – Francja i Niemcy znajdują się w politycznym paraliżu. Jeśli dopisze nam szczęście, berliński rząd zacznie znowu funkcjonować w maju. 

Tymczasem wrogowie Europy działają w znacznie szybszym tempie. W Polsce, gdzie zbliżają się wybory prezydenckie, rząd nie jest w stanie lub nie chce podejmować najmniejszego politycznego ryzyka. Rumunia i Czechy wydają się zmierzać ku przepaści (z delikatną pomocą ze strony Moskwy), a Słowacja, Węgry i Austria już dawno w nią runęły.

Ostatnim kluczowym elementem serialowego dramatu jest niezdolność Norwegii do samoobrony. Rosjanie nie zaczynają inwazji od pełnoskalowego ataku, lecz od działań hybrydowych: ekonomicznego nacisku i krótkotrwałego porwania premiera, co prowadzi do fatalnych politycznych oszustw i tajnych ustępstw. To również brzmi znajomo – cały tekst [LINK].

Europa potrzebuje planu awaryjnego

.W jednej z najciekawszych debat tegorocznych Conversations Tocqueville o  konsekwencjach rosyjskiej agresji na Ukrainę i relacjach między Europą a Ameryką dyskutowali Bernard CAZENEUVE, Francis FUKUYAMA, Andrew MICHTA i Patrick POUYANNÉ. Dyskusję prowadziła Rebeccah HEINRICHS.

Rebeccah HEINRICHS: Jesteśmy świadkami spektakularnego powrotu USA do europejskiej polityki i objęcia roli lidera świata zachodniego w walce z agresją Putina. Przed przystąpieniem Ukrainy do NATO powinniśmy zapewnić zwycięstwo Ukrainy i doprowadzić do przegranej Rosji. A więc uzbroić Ukrainę do prowadzenia takiej walki z Rosjanami, jaką prowadziłoby NATO. Powinniśmy dostarczyć systemy uderzeniowe dalekiego zasięgu, amunicję kasetową, a także zapewnić przewagę w powietrzu poprzez przekazanie F-16. Należałoby zrobić to wszystko znacznie wcześniej. Tymczasem sączyliśmy wsparcie niczym lek w kroplówce, co sprawia, że wojna się przedłuża i nie ma zwycięzcy. Jest to nie tylko strategiczna niespójność – jest to również niemoralne.

Stany Zjednoczone i nasi sojusznicy z NATO nadal nie działają w tempie, w jakim powinien rozwijać się potencjał przemysłowy niezbędny do produkcji odpowiedniej ilości broni, której potrzebujemy nie tylko do obrony przed Rosją, ale także do skutecznego odstraszania przed jeszcze większą i gorszą wojną na Pacyfiku. 

Francis FUKUYAMA: Stany Zjednoczone powinny były dostarczyć przede wszystkim F-16 znacznie wcześniej. Teraz usilnie próbują nadrabiać zaległości. Ale mleko się rozlało i niestety nie uda się nam tego szybko naprawić. Uważam jednak, że pomimo powolnych postępów sił ukraińskich wciąż możliwe jest, że dokonają przełomu. Niezwykle ważne jest, aby Ukraińcy przerwali połączenie lądowe Krymu z Rosją.Trudności w wyobrażeniu sobie końca wojny wynikają z tego, że bardzo trudno dostrzec możliwość takiego zawieszenia broni lub porozumienia pokojowego, które nie dałyby Putinowi szansy na ponowne uzbrojenie i zaopatrzenie swoich sił, a następnie wznowienie wojny w krótkim czasie. Właśnie dlatego tak ważne jest przerwanie tego połączenia lądowego. Stworzyłoby to bowiem poważne ryzyko dla Krymu i uczyniłoby ten region zakładnikiem Ukrainy. Choć nikt nie wyobraża sobie dziś zawarcia ostatecznego porozumienia pokojowego, to w przypadku przerwania połączenia lądowego można by sobie wyobrazić stabilne zawieszenie broni.

Jednak w rzeczywistości zależy to od tego, czy Ukraina wejdzie do NATO. Biorąc pod uwagę wątłość wszystkich gwarancji, które zachodni sojusznicy dali temu krajowi w przeszłości, myślę, że jedyną okolicznością, która powstrzyma wznowienie wojny, jest członkostwo Ukrainy w NATO. NATO mówi: „Rozważymy członkostwo Ukrainy, kiedy wojna się skończy”. Tymczasem jestem przekonany, że to właśnie przyjęcie Ukrainy do Sojuszu jest sposobem na zatrzymanie wojny, ponieważ zachęci obie strony do czegoś w rodzaju trwałego zawieszenia broni. Nie sądzę, by Ukraina kiedykolwiek formalnie zrezygnowała z Krymu i Donbasu. Ale może zaakceptować zawieszenie broni i nie kontynuować ofensywnych operacji w celu odzyskania terytorium, jeśli uzyska członkostwo. Moim zdaniem w tej kwestii Stany Zjednoczone się ociągają. Sądzę, że administracja Bidena jest zbyt ostrożna nie tylko w sprawie dozbrajania Ukrainy, ale także nacisków na jej członkostwo w NATO.

Innym problemem jest możliwość polegania na Ameryce. Ci Europejczycy, którzy nie śledzą obsesyjnie amerykańskiej polityki, mogą nie być świadomi wszystkich ostatnich wydarzeń. Tymczasem faktem jest, że Putin po prostu stara się nas przeczekać w nadziei, że Donald Trump wygra przyszłoroczne wybory, co w dużej mierze rozwiązałoby problemy Rosji. Trwa debata na temat tego, jak poważnym kandydatem jest Trump. Ostatni sondaż pokazał, że nie możemy być spokojni – Trump nie tylko ma dwucyfrową przewagę nad każdym republikańskim kandydatem, ale także wyprzedza Bidena w bezpośrednim starciu. Dużo jeszcze się wydarzy, ponieważ przeciwko Trumpowi wpłynęło wiele aktów oskarżenia, a pojawi się ich jeszcze więcej, w tym prawdopodobnie kolejne federalne zarzuty dotyczące działań z 6 stycznia 2021 r. oraz działań w Georgii. Ponadto w grudniu 2023 r. ma także rozpocząć się proces w sprawie dokumentów. Będziemy więc mieli do czynienia z bezprecedensową sytuacją, w której główny kandydat na prezydenta w czasie prowadzenia kampanii broni się przed zarzutami w sali sądowej. Nie sądzę, by mu to pomogło. Nawet jeśli zadziała to na jego korzyść wśród jego zwolenników, to niezdecydowani wyborcy, a zatem ci, którzy w rzeczywistości decydują o wynikach wyborów w USA, raczej nie uznają go za szczególnie atrakcyjnego kandydata. Ale zobaczymy. Myślę, że izolacjonizm republikanów jest problemem długoterminowym, ponieważ nie tylko Trump chce odciąć się od świata. Jednak na razie bez jego aktywności problem ten można jeszcze opanować.

Jeszcze słowo o Chinach. Uważam, że sytuacja na Ukrainie spowodowała duże komplikacje związane z tym krajem, jeśli chodzi o Stany Zjednoczone. Atak Rosji na Ukrainę uświadomił wszystkim, że Chiny mogą zrobić to samo z Tajwanem. W związku z tym nastąpiła naprawdę duża zmiana w polityce Stanów Zjednoczonych: rozpoczęły się aktywne przygotowania, rozważane są scenariusze, analizuje się, jaki rodzaj konkretnej pomocy Stany Zjednoczone i Japonia musiałyby udzielić Tajwanowi, aby powstrzymać chińską inwazję. Europejczycy są niejako poza tą kwestią. Prezydent Emmanuel Macron wygłosił kilka raczej niefortunnych oświadczeń o tym, że Tajwan nie jest szczególnie interesujący dla Europy. Próbował się później z tego wycofać, ale nie da się tak łatwo naprawić szkody. Zresztą myślę, że jego wypowiedzi odzwierciedlają szerszy trend w Europie, która jest po prostu dalej od tej sytuacji i nie przeszła takiej transformacji, jaką przeszli Amerykanie. Stawka jest jednak wysoka, nie tylko pod względem strategicznym, ale także ekonomicznym. Chiny, podobnie jak Rosja, będą wykorzystywać wszelkie podziały – już to robią. Dlatego musimy z wyprzedzeniem wypracować sposób na lepszą koordynację naszych działań. Nie chcemy drugiej porażki odstraszania, tym razem na Dalekim Wschodzie, po dopiero co doznanej ogromnej porażce w Europie – cały tekst [LINK].

PAP/ Anna Gwozdowska/ WszystkocoNajważniejsze/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 kwietnia 2025