Druga tura wyborów w 60 miastach w tym Kraków, Wrocław, Poznań, Gliwice

O godz. 7 w niedzielę, 21 kwietnia rozpoczęła się druga tura wyborów samorządowych. Wybranych ma zostać 748 wójtów, burmistrzów i prezydentów. Ponowne głosowanie odbywa się m.in. w 60 miastach prezydenckich, w tym w dziewięciu wojewódzkich.
Druga tura wyborów samorządowych
.Do lokalu wyborczego trzeba wziąć dokument ze zdjęciem potwierdzający tożsamość, który pozwoli na znalezienie wyborcy w spisie i dopuści go do głosowania.
W drugiej turze wyborów samorządowych 21 kwietnia br. Polacy wybierają 748 wójtów, burmistrzów i prezydentów. Ponowne głosowanie odbywa się m.in. w 60 miastach prezydenckich, w tym w dziewięciu wojewódzkich: Gorzowie Wielkopolskim, Kielcach, Krakowie, Olsztynie, Poznaniu, Rzeszowie, Toruniu, Wrocławiu i Zielonej Górze. Utworzono 11 tys. 888 obwodów głosowania.
Głosowanie ma się zakończyć o godz. 21, ale może zostać przedłużone w wyniku nadzwyczajnych wydarzeń, czyli np. powodzi, zalania lokalu wyborczego, katastrofy budowlanej, komunikacyjnej czy konieczności dodrukowania kart do głosowania. Chodzi o przeszkody, które utrudniają bądź paraliżują pracę obwodowej komisji wyborczej i wykluczają lub w poważnym stopniu ograniczają dotarcie wyborców do lokalu wyborczego.
Samorząd terytorialny i jego wrogowie
.„Tylko przez zdecydowane rozciągnięcie sfery władztwa samorządu terytorialnego można było po 1989 r. uzyskać efekt jakościowego przełamania mocno osadzonego postkomunistycznego modelu rządzenia” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” Jan ROKITA, polski polityk i filozof.
Jak twierdzi, „samorząd terytorialny – to w gruncie rzeczy jedyny doniosły i względnie trwały wkład, jaki w kształt ustrojowy Rzeczypospolitej wniosła myśl polityczna obozu solidarnościowego. Bo też instytucje polityczne państwa, które w 1989 roku odzyskało niepodległość, kształtowały się raczej bezładnie i samoczynnie aniżeli pod wpływem jakichś bardziej wyrazistych idei ustrojowych. A nowa elita polityczna, przejmująca władzę w rezultacie załamania się komunizmu, takich idei prawie w ogóle nie miała”.
„Społeczna atmosfera wokół idei decentralizacji jest dziś w Polsce kiepska, a samorząd terytorialny, który nigdy nie był ulubieńcem ludu, wypadł z politycznej mody. Upływ czasu i coraz wyraźniejsze wyłanianie się kształtów nowej epoki w dziejach Europy, naznaczonej z jednej strony groźbą rozlewającej się wojny i trendem do militaryzacji życia, a z drugiej gwałtownym sporem ideologicznym o kształt kultury i narodowe tożsamości, będą działać przeciw decentralistycznemu myśleniu o kształcie władzy państwowej. W sensie zbiorowej psychologii demokratycznych społeczeństw centralizm daje lepszą odpowiedź na rosnące poczucie zagrożenia i wzmagającą się zbiorową potrzebę bezpieczeństwa” – pisze Jan ROKITA.
Dodaje, że „w polskich warunkach bardzo pouczająca jest obserwacja klimatu i tonu charakterystycznego dla politycznych centralistów, gdy w toku debaty publicznej podejmują oni krytykę aktualnych projektów prosamorządowych. Kiedy w 1998 roku w Sejmie trwały intensywne prace nad projektem regionalizacji, towarzyszyły im inteligentne i zarazem zajadłe filipiki ówczesnego posła Ludwika Dorna, który w osamotnieniu, choć z pewnym społecznym rezonansem, wieszczył »nowe rozbicie dzielnicowe« kraju i zagrożenie dla jednolitości państwa. Lecz kiedy w roku 2019 grupa umiarkowanych politycznie intelektualistów ze stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej wystąpiła z projektem »Zdecentralizowana Rzeczpospolita«, nawiązującym w istocie do idei z 1998 roku, potraktowana została jako jakaś paczka politycznych chuliganów, zasługujących na denuncjację, gdyż mogą stanowić ukrytą agenturę obcych wpływów. Nawet jeśli w lewicowo-liberalnych gazetach próbowano niemrawo bronić tego projektu, to widać było, że chyba nikt nie traktuje serio tego rodzaju idei we współczesnych realiach politycznych. W ciągu tych dwóch dekad polityczne role się odwróciły. Trudno zatem przypuścić, aby w takim ideowym klimacie społecznym mogła się w przewidywalnej przyszłości ukształtować jakaś nowa większość parlamentarna, która – wzorem AWS z 1998 roku – ponownie wywiesiłaby decentralizację na swoich sztandarach”.
„Znacznie więcej wskazuje na to, że nie tylko idea decentralizacji, ale również idąca w ślad za nią myśl o sprawczym i sterownym państwie, tryumfującym nad rozdzierającymi go resortowymi grupami interesów, są rezyduami epoki, która właśnie odchodzi w przeszłość” – pisze Jan ROKITA.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN