Drugi proces oświęcimski – symbol niechcianego dziedzictwa III Rzeszy?
Drugi proces oświęcimski odbywał się we Frankfurcie nad Menem, w Republice Federalnej Niemiec, przez dwadzieścia miesięcy, od 20 grudnia 1963 do 10 sierpnia 1965 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 22 funkcjonariuszy obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Choć większość z nich otrzymała wyroki więzienia, stosunek sądu do dawnych oprawców był nad wyraz łagodny. Pojawiają się opinie, że pamięć o ofiarach holokaustu została we Frankfurcie zszargana.
Drugi proces oświęcimski: geneza i przebieg
.Opisywany tutaj proces był tylko epizodem w długiej kampanii rozliczania funkcjonariuszy III Rzeszy za ich zbrodnie. Jeszcze w latach 40. osądzono niemalże dwustu najważniejszych ludzi hitlerowskiego aparatu władzy, którzy przeżyli wojnę, w ramach serii procesów norymberskich. Spośród pozostałych zbrodniarzy szczególnie dużo uwagi poświęcono załodze obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie w latach 1940–1945 wymordowano niemalże półtora miliona Żydów. Czterdziestu kierowników, strażników i lekarzy obozowych zasiadło w ławie oskarżonych podczas pierwszego procesu oświęcimskiego, przeprowadzonego w Krakowie w 1947 roku. Byli wśród nich komendant Arthur Liebehenschel oraz szef obozowego Gestapo Max Grabner. 23 z nich otrzymało karę śmierci (wykonaną ostatecznie na 21 osobach), a szesnastu pozbawiono wolności. Uniewinniono tylko medyka Hansa Müncha, który zgodnie z treścią przesłuchań miał nieść pomoc niektórym więźniom.
Drugi proces oświęcimski miał być kolejnym etapem zabiegów o wymierzenie sprawiedliwości załodze obozu Auschwitz-Birkenau. Jednym z jego organizatorów był prokurator generalny Hesji Fritz Bauer, niemiecki prawnik żydowskiego pochodzenia, który podczas II wojny światowej ukrywał się przed nazistami najpierw w Danii, a później w Szwecji. Jednym z oskarżonych miał być Richard Baer, następca Liebehenschela na stanowisku komendanta obozu Auschwitz I. Zmarł on jednak przed rozpoczęciem procesu. W związku z tym zarzuty skierowano przeciwko 22 członkom załogi: lekarzom, dowódcom, urzędnikom oraz jednemu kapo, Emilowi Bednarkowi. Byli wśród nich lubujący się w torturowaniu przetrzymywanych Wilhelm Boger oraz okrutny kierownik obozu cygańskiego Franz Johann Hofmann.
Organizacja procesu była przedsięwzięciem o ogromnej skali. Materiał dowodowy był zbierany przez pięć lat, a więc już od 1958 roku. Od 1963 do 1965 roku przeprowadzono 183 przesłuchania, podczas których zapoznano się z relacjami przeszło trzystu świadków. Zapewniono również stałe relacje w niemieckiej prasie. Najważniejsze czasopisma donosiły o sprawach związanych z procesem nawet po kilkaset razy w ciągu niespełna dwóch lat. Wszystko wskazywało na to, że sąd nad załogą Auschwitz-Birkenau stanie się prawdziwie medialnym, doniosłym wydarzeniem.
Dziedzictwo procesu
.Wydane przez frankfurcki sąd wyroki były jednak niezbyt daleko idące. Sześciu oskarżonych, w tym wspomniani już Wilhelm Boger, Franz Johann Hoffman oraz Emil Bednarek, otrzymało kary dożywocia. Kolejnych jedenastu skazano na kary czasowego pozbawienia wolności w wymiarze od trzech lat i trzech miesięcy do czternastu lat. Trzy osoby uniewinniono, głównie dlatego, że nie dało się z całkowitą pewnością dowieść ich winy. Rezultaty te zostały uznane za niezbyt satysfakcjonujące lub nawet krzywdzące dla ofiar obozu. Wynikały jednak z obowiązujących w ówczesnym prawie reguł.
Prawo nie działa wstecz, w związku z czym oskarżeni nie mogli być sądzeni za zbrodnie przeciwko ludzkości, nieobowiązujące w kodeksach III Rzeszy, ale jedynie za morderstwo z premedytacją (Mord) lub zabójstwo (Totschlag). Wzięto przy tym pod uwagę, że przestępstwa popełniane w imię aparatu państwowego nie obarczały pełną odpowiedzialnością osób, które się ich dopuszczały. Funkcjonariuszy takich traktowano jak narzędzia w rękach władzy bądź wspólników. W lepszej sytuacji znajdował się wobec tego ten, kto wymordował tysiące ludzi poprzez zaaplikowanie cyklonu B do komory gazowej, niż ten, kto z czystego okrucieństwa zabił jednego więźnia. W rezultacie wielu oskarżonych mogło liczyć na znaczące zmniejszenie wyroków – co też się stało.
Drugi proces oświęcimski zawiódł też na innym polu, co przyznawał również jego organizator, Fritz Bauer. Społeczeństwo niemieckie – pomimo dużej aktywności prasy w tym temacie – nie było zainteresowane śledzeniem frankfurckich rozpraw. Zadziałał zapewne syndrom wyparcia, pragnienie odizolowania się od rzeczy przypominających o przeszłości. Jednocześnie w trakcie procesu uwypuklone zostały sylwetki pojedynczych oprawców, co miało przyczynić się do zakorzenienia się w niemieckim narodzie przeświadczenia, że za okropieństwa II wojny światowej odpowiada Adolf Hitler, SS i stosunkowo niewielka grupa zdemoralizowanych ludzi. Trudno orzec, czy frankfurcki sąd nad załogą obozu Auschwitz-Birkenau mógł zakończyć się w inny sposób – niewątpliwie pozostaje jednak ważnym etapem w kształtowaniu niemieckiej powojennej tożsamości.
Niemcy piszą historię tej wojny od nowa
.O II wojnie światowej w zbiorowej pamięci współczesnych mieszkańców Niemiec pisze dla „Wszystko co Najważniejsze” niemiecki historyk, były dyrektor Berlin-Hohenschönhausen Memorial, dr Hubertus KNABE.
„Dla milionów Niemców koniec wojny oznaczał wręcz odwrotność wyzwolenia. Na skutek kapitulacji Wehrmachtu większość niemieckich żołnierzy dostała się do niewoli; ostatecznie było to jedenaście milionów osób. Poza tym ponad dwanaście milionów Niemców zostało wypędzonych ze swoich domów na niemieckich terenach wschodnich oraz w Europie Środkowo-Wschodniej. W czterech strefach okupacyjnych aresztowano setki tysięcy cywilów. W swojej strefie okupacyjnej Związek Radziecki z miejsca zainstalował nową dyktaturę, która przetrwała do 1989 roku.” – pisze dr Hubertus KNABE.
„Nie ma wątpliwości, że koniec wojny był wyzwoleniem dla więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. To samo dotyczy milionów zagranicznych jeńców wojennych i robotników przymusowych. Również prześladowani rasowo i przeciwnicy reżimu hitlerowskiego mogli odetchnąć z ulgą. Ale zdecydowana większość Niemców znajdowała się po drugiej stronie barykady. Dlatego tym bardziej zdumiewające jest, z jaką pewnością siebie wielu Niemców zalicza się dziś do ofiar i przeciwników reżimu narodowosocjalistycznego.” – zauważa dr Hubertus KNABE.
Oprac. Patryk Kuc