Dyktando 2024 - ten tekst wyłoni Mistrza Ortografii Polskiej

Dyktando 2024

Kilkuset miłośników ortografii z różnych części kraju napisało 19 października w Katowicach ogólnopolskie Dyktando. Osoba, która popełniła w nim najmniej błędów zostanie Mistrzem Ortografii Polskiej 2024. Wyniki będą ogłoszone po południu.

Dyktando 2024

.Organizatorzy opublikowali na swojej stronie internetowej tekst pt. „Fantazmaty polonisty”, z którym zmagali się uczestnicy konkursu. Autorkami są prof. dr hab. Anna Dąbrowska oraz prof. dr hab. Ewa Kołodziejek.

Rozmarzony, choć co nieco znużony polonista w kobaltowoniebieskim T-shircie z naręczem lilii, szałwii, młodych marchwi i cukinii, z wolna przedzierał się przez burzany i bażyny w kierunku Starej Łomży przy Szosie w kotlinie Narwi.

Lejtmotywem jego rozważań był enchirydion lingwistyczny, w którym chciał umieścić apoftegmaty swoich mistrzów: Noama Chomsky’ego/Chomskiego czy Ferdynanda/Ferdinanda de Saussure’a. Ileżby dał, by w późnowieczornej dyspucie móc poobcować z tak tęgimi umysłami! Ale cóżby on, niebożątko, mało zamożny nauczyciel polonista mógł rzec, siedząc vis-a-vis takiego, dajmy na to, Baudouina de Courtenay! I jaką wybrać formę? Pluralis maiestaticus? Megapomysł! Zagrałby va banque i podjął dyskusję o języku średnio-dolno-niemieckim albo o nie najnowszych, choć trudno akceptowalnych tych wszystkich outsourcingach, overdrive’ach, copywriterach. Poniewczasie pojął jednak, że to mrzonki, że może co najwyżej spisać bon moty owych koryfeuszy lingwistyki i wydać w Wydawnictwie Naukowym PWN.

Znienacka nad jego głową coś zahurgotało i zacharchotało. Zrazu pomyślał, że to niby-śpiew dziwożony nęcącej młodzieńców niczym mszywioły w sadzawce. Zastanawiał się, czy przypomina kobietę-rybę, czy raczej kobietę wampira. Gdyby wiedział, toby stworzył jej portret techniką decoupage’u/dekupażu i powiesił na dędze u wierzei wiejskiego domostwa. Upojony rzegotem rzekotki szedł przez chaszcze nieostrożnie. Nieomal rozdeptał żarłocznego gnatarza rzepakowca, dotknął groźnego bielunia dziędzierzawę, potrącił zbłąkaną dieffenbachię/diffenbachię, pokłuł się kolcami ostrężyny.

Naraz usłyszał huk i chrzęst, a na leśnej drodze pojawił się rozklekotany citro?n, na oko mało sprawny rzęch z wysokoobrotowym silnikiem. Siedział w nim dawno niewidziany koleżka, który jechał do Wnor-Pażoch w Podlaskiem i zapraszał na foie gras i beaujolais. Zawahał się, ale ponaddwudziestoletnia przyjaźń zobowiązuje. Miał trochę hajsu na rozkurz, więc pół zmartwiony, pół szczęśliwy porzucił lingwistyczne miraże i pojechał grać z kumplem w drużbarta. Notabene, pomyślał, nie dobrze, ale wspaniale mieć takiego druha.

O roli Rady Języka Polskiego

.Profesor Marta RAKOCZY, z Instytu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego opisuje, jak w lipcu 2022 Rada Języka Polskiego wydała oświadczenie w sprawie kontrowersji językowych i politycznych narosłych wokół składni „w Ukrainie” i „na Ukrainie”. „Choć – można przeczytać w oficjalnym komunikacie ‒ oba typy połączeń (zarówno do Ukrainy/w Ukrainie, jak i na Ukrainę/na Ukrainie) są poprawne, to zachęcamy, by posługiwać się (szczególnie w tekstach oficjalnych) konstrukcjami pierwszego typu”. Stanowisko to było dość wyważone. Z jednej strony Rada chciała odpowiedzieć na dokonaną w mediach szybką zmianę uzusu językowego związaną z preferowaniem składni „w Ukrainie, do Ukrainy”. Z drugiej zaznaczała, że użycie konstrukcji „na Ukrainie/na Ukrainę” ‒ mocno obecne w językowej tradycji drugiej połowy XX wieku i nadal poprawne ‒ nie świadczy o geście politycznego lekceważenia suwerenności państwa ukraińskiego.

Rada apelowała więc o „uszanowanie zwyczajów językowych tych Polaków, którzy będą mówić na Ukrainie”. Podkreślała, że „nie wyrażają oni w ten sposób lekceważenia”. Wiele wyrażeń w języku – stwierdzono w opinii ‒ ma charakter reliktowy. Pochodzi z zupełnie innego kontekstu historyczno-kulturowego, do którego nie powinniśmy zbyt szybko przykładać współczesnych ocen i kategorii. Rzecz jasna, zalecenie Rady było ściśle związane z sytuacją geopolityczną: agresją rosyjską, chęcią wyrażenia solidarności z obywatelami Ukrainy i zaznaczenia w języku codziennym i medialnym należnej jej suwerenności.

„Niestety, nie wszyscy zinterpretowali ów głos jako wyważony. Z mojej, z konieczności dość pobieżnej, lektury forów internetowych wynika, że wiele osób potraktowało opinię bądź jako polityczną próbę reformowania języka polskiego, bądź jako zamach na tradycje językowe polskiego społeczeństwa. Zapomniano, że opinia Rady Języka Polskiego nie ma charakteru normatywnego. A tym bardziej nie rości sobie prawa do decydowania o tym, kto i co powinien mówić i pisać. Rada rekomenduje jedynie określone rozwiązania językowe w oparciu, między innymi, o gruntowną wiedzę na temat historii języka polskiego” – opisuje profesor.

W jej ocenie, by zrozumieć skalę emocji i nieporozumień wywołanych decyzją Rady i wcześniejszym uzusem językowym, warto uwzględnić perspektywę historyczną. Gorączkowe spory o język polski i jego normy towarzyszyły początkom tworzenia się nowoczesnej tożsamości narodowej. Zarówno w Europie Zachodniej, jak i Środkowo-Wschodniej konsolidacji narodów towarzyszyło tworzenie względnie jednolitych standardów języka pisanego i mówionego. Był to proces trudny i złożony. Jak przypomina historyk Peter Burke, państwa wczesnonowożytnej Europy nie były językowo jednolite. W ramach jednego języka ‒ jak choćby niemieckiego czy włoskiego ‒ istniało wiele rozmaitych dialektów. Językiem narodowym stawał się z reguły dialekt związany terytorialnie z centrami władzy politycznej.

.A zatem z dużymi ośrodkami miejskimi, licznymi drukarniami oraz rozwiniętym piśmiennictwem. Oznaczało to, że wiele form języka mówionego – właściwych dla określonych środowisk społecznych i kulturowych – trafiało na margines tego, co uznawano za kanon języka pisanego. Formy te ulegały deprecjacji, a nieraz zapomnieniu.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 października 2024