Egipt odwraca się od USA, kieruje ku Chinom

Egipt, a dokładniej egipskie ministerstwo produkcji wojskowej prowadzi zaawansowane negocjacje z Chinami dotyczące zakupu okrętów podwodnych z napędem spalinowo-elektrycznym typu 039A (klasy Yuan w kodzie NATO) – wynika z informacji opublikowanych na stronie internetowej Tactical Report, firmy zajmującej się analizą przemysłu obronnego i energetycznego krajów Afryki Północnej.
Relacje na linii Egipt-Stany Zjednoczone
.Egipt jest zainteresowany jednym z najnowocześniejszych na świecie konwencjonalnych okrętów podwodnych. 039A jest pierwszym okrętem chińskiej marynarki wojennej wyposażonym w system napędowy, który pozwala mu pozostawać zanurzonym przez tygodnie bez wynurzania się. Ta zdolność, w połączeniu z emitowaniem niskiego sygnału akustycznego, sprawia, że jednostka ta jest jednym z najcichszych okrętów podwodnych z napędem spalinowo-elektrycznym na świecie.
Relacje Egiptu z Chinami w dziedzinie obronności znacznie się rozwinęły w ostatnich latach. Jednym z ich przejawów są prowadzone w Egipcie pierwsze wspólne manewry lotnicze pod nazwą „Orły Cywilizacji 2025”.
Chiny zaprezentowały na nich możliwości swojego nowoczesnego myśliwca Chengdu J-10CE, których kilka sztuk w lutym trafiło na wyposażenie egipskich sił powietrznych.
Egipska flota posiada już cztery zbudowane i dostarczone przez Chiny, ale będące tworem sowieckiej myśli technicznej okręty podwodne typu 033, z których każdy wyposażony jest w osiem wyrzutni torped kal. 533 mm i uzbrojony w przeciwokrętowe pociski rakietowe UGM-84C Harpoon Block 1B oraz ciężkie torpedy Mk 37. Choć zmodernizowane, zbliżają się do końca swojego okresu eksploatacji. Uzupełniają je cztery niemieckie okręty podwodne typu 209/1400mod, dostarczone w latach 2016–2021.
Jeśli Kair zdecyduje się na zakup chińskich 039A, stanie się prawdziwą afrykańską potęgą morską. Ale wprowadzenie technologii spoza NATO zmieni również równowagę morską na Morzu Śródziemnym, ponieważ przez dziesięciolecia Egipt był godnym zaufania partnerem Stanów Zjednoczonych, które były dla niego głównym dostawcą broni. Zakup przez Kair 039A znacznie zwiększyłby też chińskie wpływy w Afryce Północnej.
Wojna USA-Chiny nie opłaca się żadnej ze stron
.Celem Stanów Zjednoczonych nigdy nie było złamanie chińskiej gospodarki; groźba ta służyła jedynie jako narzędzie pozwalające regulować zachowanie Pekinu – pisze George FRIEDMAN na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Podczas szczytu G20 w Indonezji doszło do długo oczekiwanego spotkania prezydenta USA Joe Bidena z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Sukcesem jest już sam fakt, że do spotkania doszło. To, że trwało ono trzy godziny, jest kolejnym pozytywnym symptomem – nieudane spotkania zwykle szybko się kończą, a po nich wydawane są mało znaczące wspólne oświadczenia, które na razie się nie pojawiły. Sugeruje to uczciwość i merytoryczność rozmów oraz obietnicę ich powtórzenia w przyszłości.
Wskazują na to również wczesne raporty ze spotkania. Obaj prezydenci byli zgodni w takich tematach, jak zagrożenia związane z bronią jądrową i perspektywa wizyty sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w Chinach, nawet jeśli rozmówcy wielokrotnie podkreślali, że są konkurentami o różnych poglądach, na przykład w kwestiach takich jak Tajwan. Xi rzekomo powiedział nawet, że amerykański model demokracji jest przestarzały.
Jak przekonuję od roku, postęp na tym froncie nie wynika z cnoty żadnej ze stron, ale z geopolitycznych realiów, w których obie funkcjonują. W przypadku Stanów Zjednoczonych konfrontacja była zakotwiczona w ekonomii. Chiny nie zapewniły jeszcze amerykańskim towarom dostępu do swojego rynku i manipulowały wartością juana w celu maksymalizacji handlu i inwestycji – zarzut ten postawiła przed laty administracja Obamy. Waszyngton argumentował, że biorąc pod uwagę ilość inwestycji i technologii dostarczanych przez amerykańskie firmy, Chiny powinny były zachować wyrozumiałość. Zwłaszcza że nastroje społeczne sugerowały wówczas, że Stany Zjednoczone były przez Chiny wykorzystywane. Chiny z kolei nie były w stanie spełnić amerykańskich żądań bez osłabienia własnej gospodarki. Na tym opierała się pozycja USA.
Z perspektywy Chin amerykańskie żądania gospodarcze oznaczały zagrożenie militarne. Pekin nie mógł dostosować się do oczekiwań Stanów Zjednoczonych, obawiając się ich odpowiedzi militarnej. Chiny są potęgą eksportową, a ich dobrobyt zależy od możliwości transportowania swoich towarów z portów na wschodnim wybrzeżu, przez Morze Południowochińskie, na Pacyfik, a następnie na świat. Teoretycznie Stany Zjednoczone mogłyby zablokować lub zamknąć te porty za pomocą niemilitarnych środków. Odpowiedzią Chin na tę możliwość było zachowanie na tyle agresywne, by przekonać USA, że ich żądania ekonomiczne mogą oznaczać wojnę, a przegrana amerykańskiej marynarki jest realną opcją.
.Celem Stanów Zjednoczonych nigdy nie było złamanie chińskiej gospodarki; groźba ta służyła jedynie jako narzędzie pozwalające regulować zachowanie Pekinu. Podobnie Chiny nigdy nie zamierzały iść na wojnę ze Stanami Zjednoczonymi; chciały jedynie przekonać USA, że jest to realna możliwość, aby skłonić rywala do zmiany polityki. Oba państwa przyjmowały groźną postawę, uważając przy tym jednak, by nie nacisnąć tego drugiego zbyt mocno – cały tekst [LINK].
PAP/ WszystkocoNajważniejsze/ LW