Europa powinna zmienić swoje myślenie o obronności - Stephen Wertheim

Stephen Wertheim, pracownik Carnegie Endowment for International Peace oraz autor książki „Jutro, świat: narodziny globalnej supremacji USA” ostrzega, że nadszedł czas, by Europa porzuciła życzeniowy,

Stephen Wertheim, pracownik Carnegie Endowment for International Peace oraz autor książki „Jutro, świat: narodziny globalnej supremacji USA” ostrzega, że nadszedł czas, by Europa porzuciła życzeniowy, „magiczny” sposób myślenia o własnym bezpieczeństwie.

Bilans sił jest inny – Europa powinna zmienić się wraz z nim

.W ocenie autora, w Europie trwa obecnie wyścig. Jest on wyścigiem o względy prezydenta elekta Stanów Zjednoczonych – Donalda Trumpa – którego wsparcie miałoby zapewnić bezpieczeństwo na arenie międzynarodowej. Stephen Wertheim ostrzega jednak, że takie podejście do kwestii bezpieczeństwa nie ma racji bytu. Dlaczego? Dlatego, że nie jest pewne, czy Stany Zjednoczone będą za każdą cenę walczyć w Europie.

Podczas zimnej wojny zastanawiano się, czy Waszyngton naprawdę zaryzykuje zamianę Bostonu na Berlin. Mimo to jego zaangażowanie w bezpieczeństwo pozostało wystarczająco wiarygodne. Stany Zjednoczone podjęły zobowiązania, których cenę rozumiano. W końcu nie tak dawno walczącyły w dwóch dużych wojnach w Europie. USA stanęło również twarzą w twarz z komunistycznym przeciwnikiem, którego konwencjonalne siły były w stanie opanować cały kontynent.

„Po zimnej wojnie jednak uzasadnienie dominacji wojskowej USA w Europie uległo zmianie. Zagrożenia stały się tak znikome, że ciężar militarny Ameryki wydawał się w ogóle nieuciążliwy. W zamian za niskie koszty USA uzyskały skromne korzyści ze wspierania demokracji rynkowych w Europie środkowo-wschodniej i stabilizacji Bałkanów. Waszyngton poparł nawet otwarte rozszerzenie NATO, zwiększając liczbę członków sojuszu z 16 w 1990 r. do 32 obecnie. Nie uczynił tego z powodu determinacji do obrony krajów, którym nominalnie oferował ochronę, ale w przekonaniu, że gdy już zaoferuje ochronę, żaden atak nie zmusi go do działania” – zaznacza autor.

Wspólnota europejskich narodów powinna móc bronić się sama – Stephen Wertheim

.Wertheim uważa, że jednogłośne poparcie amerykańskiego senatu dla rozszerzenia NATO do 32 członków świadczy o poparciu zwiększania potencjału Europy. Nie wiadomo jednak, czy w przypadku ataku na najmłodszych członków Sojuszu, Stany Zjednoczone będą gotowe bronić Estoni, Łotwy, czy Finlandii.

Ekspert za największy grzech europejskich elit uważa swoistą pewność siebie. Przez wiele lat były one przekonane, że czas konfliktów się już zakończył, a Stany Zjednoczone są zbyt potężne, by ktokolwiek rzucił im wyzwanie. Wiara w tą „magiczną”, idealizowaną wizje świata okazała się płonna. Rosja nie porzuciła swoich imperialistycznych zamiarów, najpierw anektując Krym, potem dokonując pełnoprawnej inwazji na Ukrainę, a Chiny rozpoczęły rywalizacje z USA. Waszyngton po raz pierwszy staje przed dylematami, które wcześniej byłyby niedopomyślenia – który z frontów faktycznie uda się obronić, a który należy porzucić? Zwłaszcza, że wiele wskazuje na to, że kwestia Dalekiego Wschodu – Tajwanu i Korei Połnocnej – staje się dla USA ważniejsza niż Europa.

Zamiast więc liczyć na pomoc Donalda Trumpa, europejskie elity powinny opracować koncepcje, która działa nawet w scenariuszu zupełnego wycofania sił Stanów Zjednoczonych. Wspólnota europejskich narodów powinna móc bronić się sama. Co ważne, starania o militarną niezależność mogłoby zyskać poparcie samego Donalda Trumpa. Stephen Wertheim uważa, że jeżeli faktycznie zamierza on „oddzielić” interes amerykański od interesu Europy, to powinien wspierać rozwój potencjału obronnego Europy.

Unia nie jest nieśmiertelna

.W podobnym tonie wypowiedział się ostatnio były premier Włoch i prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, twierdząc, że Unia stoi przed wręcz egzystencjalnym wyzwaniem, którego sednem jest konieczność zwiększenia konkurencyjności gospodarki. Z kolei inny były premier Włoch, Enrico Letta, stwierdził, chyba nie do końca żartobliwie, że niebawem głównym zmartwieniem Unii może stać się problem wyboru, czyją kolonią być lepiej – USA czy Chin.

Niskie wskaźniki wzrostu unijnej gospodarki, wyraźnie przegrywającej rywalizację z wieloma państwami, w tym ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami, fatalna sytuacja w zakresie rozwoju i wdrażania innowacji, szybko zmniejszająca się liczba rodzimej ludności w państwach członkowskich, od lat kompensowana jedynie przez bardzo problematyczną politykę migracyjną, to przykłady tylko niektórych unijnych kłopotów. Mimo niemałej liczby głosów wręcz podważających w obliczu powagi istniejących problemów możliwość stworzenia harmonijnie i sprawnie funkcjonującej Unii wyraźna większość jej obywateli ciągle wierzy w realność szansy na stworzenie Wspólnoty, której trwała i stabilna przyszłość przestałaby być naszym stałym zmartwieniem. Niezależnie od głosów krytycznych, często słusznych, a niekiedy przesadzonych, z pewnością nie powinniśmy wątpić w istnienie takiej formuły funkcjonowania Unii, która przekonująco dbałaby o interesy społeczeństw wszystkich państw członkowskich, zapewniając im oraz całej Unii zgodne z naszymi wspólnymi aspiracjami miejsce w dynamicznie zmieniającym się świecie.

Oczywiście przy każdej próbie określenia niezbędnych zmian w działaniach Unii istnieje szereg znaków zapytania dotyczących stale zmieniających się czynników warunkujących skuteczną politykę Unii. Aktualnie do warunków tych bez wahania zaliczyć można dalszy przebieg konfliktów zbrojnych w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, konsekwencje niedawnych wyborów prezydenckich w USA, rozwój sytuacji migracyjnej czy problemy energetyki wywoływane z jednej strony przez konflikty międzynarodowe, a z drugiej przez chaotyczną realizację polityki klimatycznej. Niezależnie od utrudnień tego rodzaju do spraw, w których należy dążyć do szybkiego uzyskania zgody i poparcia państw członkowskich, zaliczyć można z pewnością następujące:

1.Uregulowanie zasady subsydiarności, czyli maksymalnie precyzyjne oddzielenie zakresu decyzji podejmowanych na szczeblu unijnym od decyzji pozostawionych w gestii poszczególnych państw – dzisiejsze debaty na ten temat, takie spraw sądownictwa czy sposobu dystrybucji unijnych środków przez państwa członkowskie, wręcz żenują niezależnych obserwatorów brakiem precyzji i stronniczością interpretacji.

2.Skuteczne działania na rzecz udoskonalenia zasad traktatowych, zapewniające właściwą legitymizację unijnych organów i większą profesjonalność ich działania, prowadzące w konsekwencji do poprawy bardzo dzisiaj dalekiego od doskonałości, a przecież kluczowo ważnego wizerunku funkcjonowania całej Unii oraz do uzyskania dla jej działań szerokiego poparcia społeczeństw państw członkowskich. Już 30 lat temu były przewodniczący Komisji Europejskiej Jacques Delors określił Unię terminem „oświecony despotyzm”, którego standardy – wobec niewielkich uprawnień Parlamentu Europejskiego – wyznaczają mianowani, niepochodzący z wyboru urzędnicy. Rezultatem tego jest nieprzejrzysty gąszcz prawnych i gospodarczych regulacji, tworzący wizerunek Unii nierozumiejącej problemów dzisiejszego świata.

3.Nadanie priorytetu polityce unijnej odpowiadającej na dominujące dzisiaj wyzwania, takie jak wewnętrzne i zewnętrzne bezpieczeństwo, wspomniana wyżej nieskuteczna i bardzo kłopotliwa unijna legislacja, często negatywnie wpływająca na wiele aspektów życia obywateli, a także na gospodarczą konkurencyjność państw członkowskich. Konkurencyjność gospodarki, tak ważna dla dobrostanu unijnych społeczeństw, jest dzisiaj rzeczywiście poważnie zagrożona. Liczne globalne rankingi dotyczące innowacyjności gospodarek, poziomu uczelni czy wydatków na B+R dowodzą jednoznacznie unijnej słabości w tym obszarze.

Artykuł dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-michal-kleiber-zasadnicze-zmiany-w-unii/

MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 30 grudnia 2024