Facebook tłumi treści ukraińskie, forsuje treści prorosyjskie - pisze Frankfurter Allgemeine Zeitung

Facebook tłumi treści ukraińskie

Od początku rosyjskiej inwazji Facebook utrudnia Ukraińcom uzyskiwanie wiarygodnych informacji o przebiegu wojny. Jednocześnie rosyjscy aktywiści, umiejętnie manipulując systemami sztucznej inteligencji, odpowiedzialnymi za moderację na platformie, forsują treści prorosyjskie – zauważa niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

.Według cytowanego w piątek przez „FAZ” badania „Fundacji Rozwoju Mediów” z 59 przebadanych ukraińskich stron internetowych, które informują o przebiegu wojny, aż 27 jest ograniczonych przez Facebooka i nie może dotrzeć do swoich docelowych odbiorców. Dotyczy to głównie mediów regionalnych i lokalnych, które za pomocą Facebooka osiągają około połowy swoich odbiorców – mówi Andrij Boborykin, jeden ze współautorów badania i dyrektor generalny portalu Ukrainska Prawda.

Niektóre o ograniczeniach dowiedziały się dopiero po kilku miesiącach, po zaobserwowaniu znacznego spadku liczby użytkowników.

„FAZ” przypomina, powołując się na portal Statista, że Facebook jest najczęściej używaną siecią społecznościową na Ukrainie, posiadając 60 proc. ogólnego udziału w mediach społecznościowych. Według danych Global Logic na Facebooku zarejestrowanych jest 15,45 mln Ukraińców, co stanowi 58 proc. wszystkich ukraińskich internautów.

Dlaczego Facebook tłumi treści ukraińskie?

.Jeśli chodzi o sankcje nakładane przez Facebooka, ankietowane media podawały dwa główne powody.

Po pierwsze, są one ograniczane, jeśli z punktu widzenia Facebooka publikują zbyt wiele. Znacznie częściej chodzi jednak o naruszenie „standardów społeczności”. Facebook klasyfikuje jako takie bardzo różne treści związane z wojną. Filmy z linii frontu są często oflagowane jako przedstawiające przemoc, zdjęcia ofiar wojny – jako gloryfikujące przemoc lub treści seksualne (nagość). Dotyczyło to np. kilku portali, które zamieszczały zdjęcia z Buczy, gdzie wojska rosyjskie dokonały masakry ludności cywilnej.

Inicjatywa Digital Security Lab udokumentowała kilka przypadków, w których nie było oczywistych powodów do blokowania postów poza tym, że dotyczyły one kontekstu ukraińskiego. Na przykład Instagram usunął post znanego ukraińskiego blogera ze zdjęciem poległego aktywisty Romana Ratusznego.

W niektórych przypadkach Meta (właściciel Facebooka) tłumi wezwania do przekazania darowizny na rzecz ukraińskiego wojska, ale nie wykrywa i nie blokuje na czas fałszywych kont, podszywających się pod znane organizacje charytatywne. Zdaniem Boborykina, nieregularna moderacja ma wiele wspólnego, z tym że Meta opiera się na procedurach opartych na sztucznej inteligencji (AI) i zatrudnia zbyt mało pracowników znających kraj.

Felix Kartte z inicjatywy na rzecz cyfrowej transparencji „Reset” uważa, że rosyjscy aktywiści już dawno zorientowali się, jak oszukać AI i manipulować algorytmami. W ten sposób treści prorosyjskie otrzymują wiele komentarzy i polubień, a treści proukraińskie lub krytyczne wobec Rosji są zasypywana skargami. W ten sposób AI uczy się, by jedne forsować, a inne tłumić. Jak zaznacza „FAZ” jest to tym bardziej zaskakujące, że w marcu Meta została uznana w Rosji za podmiot ekstremistyczny. Od tamtej pory dostęp do Facebooka i Instagrama jest tam zablokowany.

W odpowiedzi na pytanie „FAZ” przedstawiciel Mety odrzucił krytykę i przywołał obowiązujące na platformie „standardy społeczności”.

Korporacje nowych mediów pokazują inną twarz

.”Zrozumienie epoki nowych mediów, celów działania gigantów tego rynku przychodzi nagle. Przy okazji blokady kont (z reguły tych sprzecznych z liberalno-lewicową polityczną poprawnością) mnożą się pytania: Jak to? To tak można? Można” – pisze Eryk Mistewicz na łamach „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

„Po pierwsze, to nie jest nasza przestrzeń. Ani moja, ani Twoja, Czytelniku, który założyłeś w niej sobie profil i w związku z tym twierdzisz, że w jakiejś części należy ona do Ciebie. Nic bardziej mylnego. Mogą wmawiać, że Facebook czy Twitter jest naszym domem i powinniśmy o niego dbać i dobrze się w nim czuć, ale nie jesteśmy właścicielami tej przestrzeni, nie jesteśmy nawet gośćmi, co najwyżej użytkownikami.

Ale też to, że jesteśmy użytkownikami serwisów społecznościowych, nie znaczy, że mamy w związku z tym do nich prawa. Po zamieszczeniu tam słów czy nagrań przestajemy w zgodzie z regulaminem być ich właścicielami. Nie możemy nimi dowolnie dysponować. Przekazujemy prawa do nich właścicielom Facebooka, Instagramu, Twittera, Google Plus, LinkedIn, Pinterestu i czego tam jeszcze używamy. Na czym jak na czym, ale na obsłudze prawnej przez największe i najdroższe kancelarie świata giganty nowych mediów nie oszczędzają. Spróbujcie przeczytać i zrozumieć regulamin usług świadczonych przez któregoś z wielkich graczy. Nawet nie: zakwestionować, ale wyłącznie przeczytać i zrozumieć. Ktoś zresztą obliczał, ile godzin zajmie sama lektura, nie mówiąc o zrozumieniu (…).

Po drugie, to Facebook zadecyduje, czy przeczytamy wiadomość, którą chciał nam przekazać nasz znajomy. Jeśli Facebook uzna, że nadawca informacji zbyt rzadko korzysta z serwisu, jego wiadomość przekaże tylko niektórym abonentom jego kanału. Chyba że zapłaci — wówczas, owszem, przekaże tę wiadomość wszystkim (…).

Po trzecie, nic nie możemy zrobić. GAFA (Google, Amazon, Facebook, Apple) jest dziś już po wielekroć potężniejsza niż tradycyjne państwa (nie zauważyliście, prawda, tych tabel porównawczych sytuujących te firmy na osi PKB krajów?). Dziś walka o prawo, o przestrzeń publiczną, o wpływ na umysły ludzi, toczy się właśnie na tym odcinku: między nieruchawymi instytucjami państw narodowych stworzonych gdzieś na przełomie XVIII a XIX wieku a żywymi, gibkimi, zdecydowanymi na wszystko “gigantami przemysłów innowacyjnych”. Ich siły lobbingowe są po wielekroć lepiej uplasowane i są skuteczniejsze niż razem wzięte przemysły farmaceutyczny, tytoniowy i zbrojeniowy, a więc dotychczasowe giganty wpływu na świat polityki i legislacji” – zauważa Eryk Mistewicz.

PAP/Wszystko Co Najważniejsze/AJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 grudnia 2022