Federalny Urząd Ochrony Konstytucji wycofuje się z działań przeciw AfD

Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) nie będzie publicznie określać prawicowo-populistycznej AfD jako prawicowej organizacji ekstremistycznej do czasu zakończenia postępowania sądowego. Rzeczniczka sądu w Kolonii potwierdziła otrzymanie odpowiedniego pisma od urzędu.
Czy Alternatywa dla Niemiec zostanie potępiona przez niemiecką biurokracje?
.Krajowa służba wywiadowcza złożyła tzw. Stillhaltezusage, co można przetłumaczyć jako obietnicę zawieszenia działań w sporze prawnym z AfD. Urząd Federalny nie chciał publicznie komentować sprawy „w związku z toczącym się postępowaniem i z szacunku dla sądu” – pisze agencja dpa.
Zobowiązanie podjęte obecnie przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji odnosi się nie tylko do publicznych oświadczeń, ale oznacza również, że Federalny Urząd Ochrony Konstytucji nie może monitorować AfD jako organizacji ekstremistycznej do czasu wydania orzeczenia. Jednak obserwacja jako „podejrzanego przypadku” może być kontynuowana – czytamy.
Prawicowa partia Alternatywa dla Niemiec złożyła pozew przeciwko kontrwywiadowi, który zaklasyfikował ją jako prawicową organizację ekstremistyczną zagrażającą demokratycznemu porządkowi państwa. Pozew w tej sprawie trafił do sądu administracyjnego w Kolonii.
To nie pierwszy raz, kiedy Federalny Urząd Ochrony Konstytucji składa taką obietnicę. Zrobił to również w styczniu 2021 r., po tym jak AfD złożyła pozew przeciwko zaklasyfikowaniu jej wówczas jako „podejrzanego przypadku”. Powództwo w tamtym czasie zakończyło się dla partii niepowodzeniem w dwóch instancjach. Wyrok Wyższego Sądu Administracyjnego w Muenster nie jest jeszcze prawomocny.
Rozwiązania rządu Angeli Merkel nie przeszły próby czasu
.Pomoc w UE powinni uzyskiwać ci, którzy jej potrzebują – ale inni powinni być zawracani do miejsc, z których przyjechali – twierdzi Lena DÜPONT w rozmowie z Agatonem KOZIŃSKIM
Agaton KOZIŃSKI: W ostatnich latach polityka w krajach zachodnich rozgrywa się w pierwszej kolejności wokół kwestii migracji. Dlaczego ten temat aż tak bardzo ją zdominował?
Lena DÜPONT: Migracja zawsze dotyczy ludzi – a gdy mówi się o ludziach, nie można dyskusji o niej sprowadzać tylko do wątków technicznych czy politycznych. Ale też widać, że kraje UE zmierzają w kierunku bardziej zharmonizowanej polityki azylowej i migracyjnej. To logiczne. Skoro mamy wspólny rynek, to naturalną konsekwencją jest wcielenie – przynajmniej w części – wspólnych procedur związanych z polityką migracyjną.
Na razie polityka migracyjna jest przede wszystkim odpowiedzialnością poszczególnych krajów.
Ale od pierwszego kryzysu migracyjnego w 2015 r. zaczęło się to zmieniać. Wtedy Komisja Europejska zaproponowała zmiany w tym zakresie, choć kraje członkowskie nie były w stanie zaakceptować przedstawionego pakietu zmian.
Przeciw nim były przede wszystkim kraje Europy Środkowej.
Nie tylko one. Gdy ten temat był dyskutowany na forum Rady Europejskiej, dało się dostrzec podziały między krajami UE. Te różnice sprawiły, że Radzie nie udało się wypracować wspólnego projektu zmian. Z tego powodu UE stała się podatna na migrację, zwłaszcza na sytuację, gdy jest ona wykorzystywana instrumentalnie.
Ma to zmienić nowy pakt migracyjny.
W czasie prac nad nim widać było, jak wiele krajów zmieniło swoje podejście do migracji. Z różnych powodów. I zaczyna się kształtować zgoda, w jaki sposób podchodzić do migracji. Pomoc w UE powinni uzyskiwać ci, którzy jej potrzebują – ale inni powinni być zawracani do miejsc, z których przyjechali.
Od czasu kryzysu migracyjnego w 2015 r. nielegalna migracja to jedna z najbardziej palących kwestii politycznych w Europie. Rozmawiamy pod koniec 2024 r., a UE ciągle nie zdołała wypracować jasnej, konkretnej metody radzenia sobie z tym problemem, nie ma nawet jednej wspólnej jego definicji. Dlaczego tak wolno to idzie?
Akurat to się zmieniło wraz z przyjęciem paktu migracyjnego w grudniu 2023 r. A czemu to trwało tak długo? W pierwszej kolejności to pytanie należałoby skierować do państw członkowskich, bo to one blokowały rozmowy na ten temat.
To także pytanie, które należy skierować w stronę Niemiec – bo Pani kraj też ma problem z jasną definicją tej kwestii.
Podejście do niej się zmieniało w zależności od sytuacji. Gdy rozmawiamy o tej kwestii, trzeba z tyłu głowy mieć oś czasu. Ale ostatecznie udało się sfinalizować rozmowy dotyczące paktu migracyjnego. Teraz musimy się bardziej skupić na zewnętrznym wymiarze nielegalnej migracji – a do tego trzeba bliższej współpracy z krajami sąsiadującymi z UE.
Rozmowy w tym kierunku idą dopiero teraz, tymczasem największe problemy z nielegalną migracją pojawiły się w latach 2015–2016. Bardzo długo to trwało.
Mówiłam już o tym przed chwilą – bo w czasie kryzysu w 2015 r. Rada Europejska była wewnętrznie zablokowana i przez to nie miała możliwości wypracowania wspólnej odpowiedzi. To było zarządzanie utraconymi oczekiwaniami.
Oczekiwaniami przede wszystkim Angeli Merkel, która w 2015 r. – przy wsparciu szefa KE Jean-Claude Juncker – opowiadała się za szerokim otwarciem Europy na migrację. Jedynie ówczesny szef Rady Europejskiej Donald Tusk proponował szukanie innych rozwiązań, ale został szybko zmarginalizowany.
Tyle że wtedy to on miał rację – podobnie zresztą jak ma teraz.
Tylko dlaczego Unii zajęło aż dziewięć lat, by zrozumieć, jakim problemem jest nielegalna migracja?
Wtedy, w 2015 r., obowiązywała polityka nakreślona na czasy, gdy będzie piękna pogoda – tyle że pogoda piękna nie była. Przedstawiane wtedy rozwiązania nie przeszły próby czasu. Wypracowanie wspólnego podejścia do problemu zajęło nam zbyt wiele czasu, na pewno należało zrobić to szybciej. Dotyczy to także rządu Niemiec, jestem wobec jego ówczesnej polityki bardzo krytyczna.
Niekontrolowany napływ nielegalnych migrantów udało się zatrzymać po 2016 r. – ale po kilku latach spokoju od 2020 r. ich liczba znowu zaczęła rosnąć. To główna przyczyna wzrostu poparcia dla AfD w ostatnich latach. Dlaczego Berlin popełnił dwa razy ten sam błąd?
Jestem bardzo krytyczna wobec obecnego niemieckiego rządu, że do tego dopuścił. Ale takie przynosi efekty sytuacja, gdy się przygotowuje zachęty do przyjazdu. Tego typu polityka przynosi złe konsekwencje. Przecież Niemcy nie są krajem granicznym UE, więc zachęcanie migrantów do przyjazdu oznacza generowanie problemów u naszych sąsiadów. Nie możemy brać pod uwagę opinii naszych sąsiadów tylko wtedy, gdy nam to pasuje. Musimy słuchać siebie nawzajem.
Już w 2015 r. sąsiedzi Niemiec – zwłaszcza Polska – ostrzegali, by nie prowadzić polityki otwartych drzwi. Wtedy tych uwag nie słuchaliście, w 2020 r. powtórzyliście ten sam błąd. Dlaczego nie uczycie się na własnych błędach?
Akurat partie, które tworzyły rząd w latach 2015–2016, wyciągnęły wnioski z własnych błędów. Ale dziś rząd tworzą już inne ugrupowania – a one tej lekcji nie odrobiły. Na tym polega różnica. To dotyczy zresztą nie tylko Niemiec. Podczas negocjacji paktu migracyjnego widać było, że część państw wyciągnęła wnioski z poprzednich błędów, ale część nie. To jeden z głównych powodów, dlaczego jego uchwalenie trwało tak długo. Konsekwencją tego jest m.in. instrumentalizacja migracji, której ofiarą padła m.in. Polska – doszło do tego przede wszystkim dlatego, że przez wiele lat nie udawało się wypracować wspólnej polityki migracyjnej i azylowej.
Długo czekaliśmy na wynegocjowanie paktu migracyjnego – a dziś też widać, że to rozwiązanie w wielu kwestiach nie idzie wystarczająco daleko; dużej części zagrożeń nie rozwiązuje. Jak długo trzeba będzie czekać na jego kolejne modyfikacje?
Przede wszystkim to zbyt duże uproszczenie, nie można wszystkich migrantów wrzucać do jednego worka z napisem „zagrożenie”. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy w jednym momencie pojawia się w Europie zbyt wielu migrantów o nieuregulowanym statusie. Polityki migracyjnej nie można budować na plecach ludzi. Nie chcę tego robić przynajmniej moja partia – jesteśmy w końcu chrześcijańskimi demokratami. Oczywiście, można krytykować poszczególne partie czy całą UE za to, że działają w tej kwestii zbyt wolno – zresztą z tą krytyką w pełni się zgadzam. Ale też trzeba zauważyć dużą zmianę, która zaszła. Dwa lata temu nie było żadnych szans na przyjęcie paktu migracyjnego. Tego typu rozwiązania doprowadziłyby do głębokich podziałów wewnątrz UE, Unii groziłoby pęknięcie. Dziś ich wejście w życie okazało się realne. Nam jako EPP zależało na stworzeniu systemu bazowego – i od początku było dla nas jasne, że potrzebne będą kolejne kroki, które ułatwią odsyłanie migrantów i blokowanie instrumentalizacji migracji. To kwestia bezpieczeństwa narodowego – tak należy o tym mówić.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/lena-dupont-rozwiazania-rzadu-angeli-merkel-nie-przeszly-proby-czasu/
PAP/MB