Francja tworzy sojusz krajów popierających energetykę jądrową

Francuska minister transformacji energetycznej Agnes Pannier-Runacher zorganizowała w Paryżu spotkanie 16 krajów, w tym m.in. Polski, w celu konsolidacji zwolenników energetyki jądrowej. Francja chce stworzyć „sojusz krajów popierających atom” – oceniają francuskie media.
Przemysł jądrowy
.Francja jest gotowa „udostępnić swój przemysł jądrowy”, szczególnie na wcześniejszych etapach cyklu paliwowego, aby ograniczyć uzależnienie od Rosji – pisze dziennik „Le Figaro”.
Droga do niezależności jest długa. Francuski koncern EDF nadal importuje wzbogacony uran z Rosji, ale francuska firma Orano przygotowuje się do zwiększenia mocy produkcyjnych tego strategicznego surowca w Tricastin, największym kompleksie jądrowym w Europie – wskazuje AFP.
„Energia jądrowa odpowiada za 25 proc. naszej europejskiej produkcji energii elektrycznej i emituje mniej dwutlenku węgla niż energia wiatrowa i fotowoltaiczna” – podkreśliła Pannier-Runacher podczas ostatniego spotkania państw popierających atom w marcu.
Sojusz krajów popierających energetykę jądrową
.Według francuskiej minister energetyka jądrowa jest „komplementarnym” względem OZE narzędziem do osiągnięcia zakładanej przez Unię Europejską neutralności węglowej w 2050 r. Paryż podkreśla również, że wojna w Ukrainie pokazała, że model niemiecki oparty na imporcie taniego gazu z Rosji się nie sprawdził, a kwestią kluczową jest uniezależnienie się energetyczne od Rosji.
Grupa popierająca rozwój energetyki jądrowej, której przedstawiciele obecni są na spotkaniu, obejmuje: Belgię, Bułgarię, Chorwację, Czechy, Estonię, Finlandię, Francję, Węgry, Holandię, Polskę, Rumunię, Słowenię, Szwecję, Słowację, a także Włochy (kraj-obserwator) i Wielką Brytanię jako „gościa specjalnego”. Na spotkaniu obecna jest również europejska komisarz ds. energii Kadri Simson.
Energetyka jądrowa
.Były wiceminister energii odpowiedzialny za OZE i działania związane z rozwojem energetyki jądrowej, Andrzej PIOTROWSKI, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” twierdzi, że: „Mimo podobnych kosztów dostarczenia energii te dwa – najtańsze i nieprodukujące gazów cieplarnianych – źródła dzieli przepaść, jeśli chodzi o walory użytkowe. Elektrownia jądrowa wyłączana jest tylko w celu dokonania przeglądów i konserwacji, a więc działa zgodnie z życzeniem klientów. Elektrownia wiatrowa zależy od aury. W przypadku elektrowni jądrowych w zasadzie zużycie energii można by rozliczać stałą opłatą, niezależną od zużycia, ponieważ koszty samego paliwa mają co najwyżej kilkunastoprocentowy udział w cenie. W przypadku elektrowni wiatrowej, choć „paliwo” nic nie kosztuje, to jeśli go właśnie nie ma, niezbędny jest mechanizm, który zapewni dostawy uzupełniające”.
„I tu zaczynają się koszty systemowe. Chodzi przede wszystkim o konieczność wybudowania dodatkowego źródła, którym można elastycznie sterować tak, by wytworzyło energię elektryczną stosownie do zapotrzebowania, gdy nie ma wiatru. Za elastyczność trzeba ekstra zapłacić. To dodatkowe źródło nie pracuje, gdy wieje wiatr, więc okresy jałowe należy zrekompensować inwestorowi. Źródła kompensujące znajdują się w innym miejscu niż farmy wiatrowe, niezbędne są więc inwestycje w doprowadzenie mocy, zapewnienie dodatkowych możliwości przepływu w sieci przesyłowej i obsługę sterowania całością komplikującego się systemu dysponowania mocą. Co gorsza, odsetek narzutu kosztów systemowych narasta szybciej, niż wynikałoby to z procentowego udziału źródeł wiatrowych w całości systemu” – pisze w tekście „Nuklearna odsiecz dla cen energii„.
PAP/Katarzyna Stańko/WszystkocoNajważniejsze/eg