Francuzi poważnie dotknięci skutkami inflacji

42 procent najuboższych Francuzów twierdzi, że z powodu galopującej inflacji żywnościowej było zmuszonych do zrezygnowania z jednego posiłku dziennie – wynika z sondażu, przeprowadzonego przez pracownię Ifop dla „Le Parisien”. Francuzi zmniejszają rownież wielkość spożywanych dań.
Francuzi wobec inflacji
.Więcej niż połowa ankietowanych (53 proc.) przyznaje, że zmniejszyło wielkość spożywanych dań. Do takich decyzji zmuszeni byli, według ankiety, przede wszystkim studenci, emeryci, ubogie rodziny i osoby samotne.
Największe cięcia dotyczą spożywania owoców i warzyw. Zmiana zwyczajów konsumpcyjnych powoduje, że dwóch na trzech respondentów obawia się, iż ograniczenia w ich odżywaniu będą miały w dłuższej perspektywie negatywny wpływ na ich zdrowie.
W badaniu udział wzięło 1007 Francuzów zarabiających minimalną pensję krajową lub mniej.
Z kolei w sondażu Harris Interactive dla Climate Action Network 57 proc. Francuzów twierdzi, że spożywa mniej mięsa niż trzy lata temu. W tym przypadku także argument ekonomiczny wyraźnie przeważa nad innymi uzasadnieniami – ankietowani mówią, że ograniczyli konsumpcję „dla oszczędności, bo żywność jest droga”.
Paneuropejska gra w obarczanie winą za gwałtowny wzrost cen
.„Trwająca pół wieku gra o władzę, prowadzona przez korporacje, Wall Street, rządy i banki centralne, potoczyła się w złym kierunku” – pisze Janis WARUFAKIS, grecki ekonomista i polityk, minister finansów od stycznia do lipca 2015 roku, założyciel paneuropejskiej organizacji politycznej DiEM25.
„Czy winne temu wzrostowi są Chiny, do których przeniesiono większość fizycznej produkcji, zanim pandemia zamknęła kraj i zakłóciła globalne łańcuchy dostaw? A może Rosja, której inwazja na Ukrainę zablokowała sporą część globalnej podaży gazu, ropy, zbóż i nawozów? Czy w końcu było to jakieś ukradkowe przejście z przedpandemicznych ograniczeń ekonomicznych na nieograniczoną hojność fiskalną? Prawdziwa odpowiedź nie występuje w ankietach, a brzmi: wszystkie z powyższych i żadne z nich” – twierdzi Janis WARUFAKIS.
Jak podkreśla, „po dwóch dekadach wspieranej przez banki centralne bonanzy gwałtownie rosnących cen aktywów i zadłużenia przedsiębiorstw wystarczyła niewielka inflacja cenowa, aby zakończyć grę o władzę, która ukształtowała świat po 2008 roku na podobieństwo odrodzonej klasy rządzącej. Co zatem dzieje się teraz? Prawdopodobnie nic dobrego. Aby ustabilizować gospodarkę, rządy muszą najpierw położyć kres nadmiernej władzy nielicznych, zyskiwanej w politycznym procesie tworzenia papierowego bogactwa i taniego długu. Ale ci nieliczni nie oddadzą władzy bez walki, nawet jeśli będzie to oznaczało śmierć w płomieniach nie tylko dla nich, ale i społeczeństwa”.
Co się dzieje we Francji?
.„Rewolucja, wojna domowa, Paryż płonie – dziennikarze dzwonią po komentarz, zadając pytanie, kiedy Macron polegnie, kiedy Francja runie. Uśmiecham się. We Francji nie dzieje się bowiem nic, co wychodziłoby ponad standard tego państwa, tego narodu, tego społeczeństwa. Trochę nudno, jak w polskim filmie” – pisze Eryk MISTEWICZ, prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy „Wszystko co Najważniejsze”, odnosząc się do trwających we Francji protestów.
Jak zaznacza, „warto wiedzieć, że Francja kipi i wrze od dobrych kilku lat. Pod kotłem buzuje. Każdy, kto zna Francję, rozumie, że najważniejszym utensylium poruszania się po kraju jest kalendarzyk strajkowy. A były lata, że bez niego się po prostu nie dało. Pociągi jeździły dwa dni, potem trzy dni był strajk, potem znów dwa dni jeździły i trzy dni strajk. Tak przez całą wiosnę, lato, zimę. Uczynne panny na dworcach kolejowych rozdawały stosowne strajkowe kalendarzyki. Linie Air France i kontrolerzy ruchu lotniczego także lubią protesty i strajk. Administracja i szkoły, uczelnie także. Rolnicy nie zajmują się płodami rolnymi, autobusów nie ma, śmieci nikt nie odbiera, taksówkarze też nie chcą siąść za kółko, wolą postrajkować, nawet jeśli wówczas nie zarabiają. Branż, profesji wkurzonych jest wiele, powodów do protestów aż nadto, jak zwykle”.
„Nic się nie zmienia i nic się nie zmieni. Trwające już blisko cztery lata cosobotnie blokowanie rond w całej Francji i masowe, od największych miast do średniej wielkości miasteczek, demonstracje nie zmieniły polityki państwa w najmniejszym nawet stopniu. Nie zmieniły niczego blokady petrochemii, zakładów recyklingu i odbioru śmieci, przestrzeni lotniczej, autostrad i tras kolejowych. Spływa to po władzy jak woda po kaczce” – twierdzi Eryk MISTEWICZ.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP