Historia chartów w Polsce sięga XV wieku

W ten weekend pod Zgierzem odbywają się Krajowe Wyścigi Chartów CWC i Puchar Polski. Psy tej grupy ścigają się, biegnąc za wabikiem po łąkach środkowopolskich nizin. Charty kochają biegać i po to zostały stworzone – powiedziała komisarz zawodów Zuzanna Alto.
Decydując się na charta, trzeba mieć świadomość, że to rasa dla ludzi aktywnych
.Charty – psy o sylwetce rzeźbionej przez wiatr, o spojrzeniu dumnego łowcy i sercu czułego przyjaciela. Zwierzęta, które potrafią osiągać zawrotne prędkości, a jednocześnie zasypiać zwinięte w kłębek na kanapie. Ich dwoista natura – sportowca i domownika – fascynuje i wymaga od opiekunów wyjątkowego zrozumienia.
Historia chartów w Polsce sięga XV wieku. W czasach świetności Rzeczypospolitej towarzyszyły szlachcie podczas polowań na zające, sarny i lisy, były symbolem prestiżu i odwagi. W okresie PRL-u, gdy polowania z chartami zostały zakazane, a same psy uznano za atrybut klasy uprzywilejowanej, rasa niemal wyginęła. Dopiero w latach 70. grupa pasjonatów odtworzyła populację charta polskiego.
Dziś charty nie polują na żywą zwierzynę. Ich instynkt łowiecki i potrzebę ruchu realizuje się podczas coursingów (biegów terenowych) oraz wyścigów torowych, które stały się nie tylko sportem, ale też sposobem na budowanie więzi między człowiekiem a psem.
Zawody takie jak CWC i Puchar Polski przyciągają coraz więcej uczestników. Wśród biegających ras można spotkać zarówno potężne wilczarze irlandzkie, smukłe afgany, jak i maleńkie charciki włoskie, które – mimo delikatnego wyglądu – mają ogromną wolę walki. Najliczniejszą grupę w Polsce stanowią whippety – angielskie charty, potomkowie psów górników z północy Anglii.
Whippet, mimo swojej filigranowej budowy potrafi biec nawet 65 km na godzinę; jego większy kuzyn, greyhound, rozpędza się do ponad 70 km na godzinę. Ale najważniejsze jest szczęście w oczach psa, który może robić to, co kocha najbardziej.
W zawodach biorą udział niemal wszystkie rasy chartów dopuszczone do sportu według regulaminów FCI. W pierwszym dniu imprezy ścigają się whippety – niezwykle szybkie, zwinne i lekkie psy pochodzenia angielskiego. Obok nich od niedawna startują także basenji – jedna z najstarszych ras świata, znana z tego, że nie szczeka, lecz wydaje dźwięki przypominające jodłowanie.
Drugi dzień zawodów poświęcony jest większym rasom. Na torze można zobaczyć majestatyczne charty polskie, a także afgańskie, rosyjskie (borzoje) i irlandzkie wilczarze. Coraz częściej pojawiają się też egzotyczne azawaki z Afryki Zachodniej oraz hiszpańskie podenco i ibicenco. Wisienką na torcie są zwykle delikatne, ale niezwykle waleczne charciki włoskie. Każda rasa ściga się we własnej kategorii, proporcjonalnie do swoich możliwości fizycznych.
Zawody coursingowe nie są wyłącznie formą sportowej rywalizacji – to terapia dla instynktu. Jak tłumaczy Beata Wężowska-Stasica z oddziału ZKwP Bytom, „wyścigi chartów organizowane są po to, by psy mogły zaspokoić swoje naturalne łowieckie popędy”. – Dzięki temu mamy wesołe, spełnione zwierzęta – zaznaczyła.
W czasie zawodów kluczową rolę odgrywają sędziowie czuwający nad bezpieczeństwem i prawidłowym przebiegiem biegów. Anna Krajewska, sędzia krajowa wyścigów chartów, zaznaczyła, że zadaniem sędzió jest nie tylko ocena psów, ale przede wszystkim zapewnienie im bezpieczeństwa. – Patrzymy na styl biegu, zaangażowanie, chęć pogoni. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że psy naprawdę kochają ten sport – podkreśliła.
Sędziowie współpracują z lekarzem weterynarii i organizatorami zawodów, by każda gonitwa była uczciwa i zgodna z zasadami etyki kynologicznej. To dzięki nim coursingi zachowują swój sportowy charakter i dobrą reputację.
W domu chart to przeciwieństwo torowego sprintera – czuły, spokojny, niezwykle przywiązany do człowieka. Potrafi godzinami leżeć na kanapie, wtulony w opiekuna. Jak żartobliwie mówi Zuzanna Alto: „to taki owczarek niemiecki a la kot”.
Charty są psami społecznymi. Potrzebują bliskości, delikatności i konsekwencji. Wychowanie wymaga cierpliwości – to zwierzęta wrażliwe, które źle znoszą krzyk czy presję. Jednocześnie są inteligentne, szybko uczą się komend i reagują na emocje człowieka.
Decydując się na charta, trzeba mieć świadomość, że to rasa dla ludzi aktywnych. Nie wystarczy krótki spacer na smyczy – chart potrzebuje ruchu, najlepiej na ogrodzonym terenie, gdzie może pobiegać luzem. Jak zauważył lekarz weterynarii Łukasz Rawicki, „chart musi mieć wypełniony czas”. – Jest stworzony do ruchu, do biegu. Jeśli nie zapewnimy mu aktywności, może stać się sfrustrowany – dodał.
Opiekunowie dbają, by psy miały codziennie kilka spacerów, treningi przy rowerze lub coursingowe zabawy z wabikiem. Niezbędne są też ćwiczenia socjalizacyjne i trening medyczny – nauka akceptacji pielęgnacji i badań weterynaryjnych.
W odróżnieniu od wyścigów chartów w Wielkiej Brytanii czy Irlandii w Polsce nie ma „psiej bukmacherki”. Zawody mają charakter sportowy i rekreacyjny. Jedyną nagrodą jest puchar, worek karmy i satysfakcja. – Robimy to dla nich, dla spełnienia ich potrzeb. To nie sposób na zarobek, to pasja – podkreślił trener Krzysztof Nowak.
„Są psy i są charty – powtarzają ich właściciele”
.Choć charty uchodzą za rasę odporną, sport niesie ryzyko kontuzji. Weterynarz Łukasz Rawicki potwierdził: „Na zawodach zdarzają się urazy skóry, przeciążenia stawów, naciągnięcia mięśni. Na szczęście większość to drobiazgi, ale zawsze trzeba zachować czujność”. Świadomi opiekunowie szybko reagują, konsultują nawet drobne urazy i dbają o regenerację psów po zawodach. Każdy start poprzedza rozgrzewka, a po biegu – masaż i odpoczynek.
Z powodu braku podszerstka charty są wrażliwe na chłód. Właściciele często ubierają je w lekkie kurtki. – Niektóre charty nie marzną, ale są też takie, które przy dwóch stopniach wymagają ubranka. Trzeba je obserwować – wyjaśniła Monika Soboń, właścicielka whippeta Willy’ego.
Wyścigi chartów w Polsce to nie tylko sport, ale i zjawisko społeczne. Wytworzyło się środowisko ludzi zafascynowanych elegancją, prędkością i charakterem tych psów. Zawody w Mikołajewicach, Bytomiu, Zgierzu czy na Pomorzu przyciągają setki uczestników i widzów. Wspólna pasja przeradza się w przyjaźnie i inicjatywy prozwierzęce.
Jak zauważył Krzysztof Nowak, „coraz więcej ludzi rozumie charty, ich popędy i potrzeby. To psy, które uczą nas cierpliwości, pokory i szacunku”.
W Polsce z roku na rok rośnie liczba chartów zarejestrowanych w Związku Kynologicznym. To dowód, że zainteresowanie rasą nie jest modą, lecz świadomym wyborem. Bo chart to nie tylko pies. To styl życia. – Są psy i są charty – powtarzają ich właściciele.
Internet zwierząt. Odkrywanie zbiorowej inteligencji życia
.W erze cyfrowej, kiedy internet rzeczy (Internet of Things, IoT) staje się coraz powszechniejszy, zmienia się nasze postrzeganie połączeń i interakcji między obiektami. To właśnie ta koncepcja zainspirowała badaczy do rozważenia, czy podobne technologie mogłyby zostać wykorzystane do śledzenia i badania zwierząt, co doprowadziło do powstania nowatorskiego pomysłu – internetu zwierząt – pisze prof. Piotr TRYJANOWSKI.
Idea ta, rozwijana przez naukowców takich jak Martin Wikelski, opiera się na stworzeniu globalnej sieci danych, która umożliwiałaby monitorowanie i analizowanie zachowań zwierząt w czasie rzeczywistym. Dla jednych jest to nowy sposób badania świata, dla innych – rewolucja, która może zmienić nasze rozumienie ekosystemów i zachowań zwierząt. Zresztą na ten temat powstaje coraz więcej publikacji, a niewątpliwym liderem jest wspomniany prof. Martin Wikelski, dyrektor oddziału Instytutu Maxa Plancka w Radolfzell (Niemcy), badającego zachowania zwierząt. Właśnie ukazała się jego książka zatytułowana po prostu The Internet of animals, która jest pewnym intelektualnym pokłosiem, pisanym w stylu popularnonaukowym, a której podstawę stanowiła realizacja wspaniałego projektu ICARUS (International Cooperation for Animal Research Using Space). Zostajemy nie tylko wprowadzeni w świat technologii stosowanych do śledzenia zwierząt, ale także dowiadujemy się, jak trudna i pełna wyzwań może być droga do realizacji tak ambitnych celów.
Prof. Martin Wikelski, który od dzieciństwa fascynował się zwierzętami, zbudował zespół badawczy, który nieustannie dąży do przekształcenia wizji internetu zwierząt w rzeczywistość. Dzięki inicjatywie ICARUS badacze mogą śledzić migracje tysięcy zwierząt na całym świecie za pomocą małych, zasilanych energią słoneczną nadajników. Droga do tych sukcesów poprzedzona jest jednak licznymi trudnościami i niepowodzeniami, co pokazuje, jak istotne są wytrwałość i współpraca w nauce.
Dla każdego, kto kiedykolwiek realizował własne, niekoniecznie przyrodnicze projekty badawcze, książka Wikelskiego może być inspirującą lekturą. Opisując doświadczenia z oznakowaniem ptaków, autor mimowolnie przypominał mi moje własne przygody z sikorami, kaniami i bocianami, które podobnie jak w jego badaniach, stały się nosicielami maleńkich nadajników. To wszystko pozwala zrozumieć, w jaki sposób badacze łączą nowoczesne technologie z klasycznymi pytaniami dotyczącymi zachowań zwierząt. Ptaki i inne zwierzęta mogą komunikować się i ta komunikacja wpływa na ich migracje i inne zachowania. Przy odpowiednim podejściu możemy przewidzieć, jak będą poruszały się całe stada na podstawie ruchów jednego lidera. Jest to fascynujący przykład tego, jak technologia może wspierać rozwój ekologii i nauk o zachowaniu zwierząt. W ostatnich latach jesteśmy świadkami rewolucyjnego podejścia do badania zachowań zwierząt, podkreślając niewykorzystany dotąd potencjał nowoczesnej technologii w rozumieniu świata przyrody. Dzięki wysiłkom zespołu ICARUS możemy wyobrazić sobie świat, w którym zwierzęta są wyposażone w urządzenia GPS, przesyłające dane w czasie rzeczywistym na temat ich ruchów i interakcji. Ten internet zwierząt może zasadniczo zmienić nasze rozumienie globalnej ekologii, podobnie jak projekt poznania ludzkiego genomu zrewolucjonizował naszą wiedzę o ludzkiej genetyce.
Jednym z kluczowych wniosków wynikających z badań Wikelskiego i jego zespołu jest koncepcja, że zwierzęta posiadają „szósty zmysł”, czyli zdolność do wykrywania zmian w środowisku, które często pozostają niezauważone przez ludzi. Na przykład słonie i ptaki były obserwowane, jak przenoszą się w bezpieczniejsze rejony przed nadchodzącymi katastrofami naturalnymi, takimi jak trzęsienia ziemi czy huragany. Zdolność ta, pozwalająca przewidywać zmiany środowiskowe, może stać się nowym narzędziem dla ludzkości w przygotowywaniu się na klęski żywiołowe. Zatem bliższe przyjrzenie się tym zachowaniom zwierząt może pozwolić na opracowanie bardziej niezawodnych systemów wczesnego ostrzegania niż te, którymi dysponujemy obecnie. Projekt ICARUS, ale i inne wspominane w książce nie ograniczają się tylko do śledzenia ruchów zwierząt; chodzi tu również o zrozumienie głębszych implikacji biologicznych i środowiskowych tych ruchów. Zebrane dane mogą ujawnić, jak zwierzęta adaptują się do zmieniającego się klimatu, jak choroby rozprzestrzeniają się wśród populacji oraz jak działalność człowieka wpływa na dziką przyrodę. Poprzez upublicznienie tych danych zasiano nadzieję na zbudowanie globalnej społeczności obywatelskich naukowców, którzy mogą przyczynić się do ochrony zagrożonych gatunków.
Pomimo ekscytujących perspektyw droga, którą przeszedł Wikelski, nie była pozbawiona progów zwalniających. Trudności techniczne związane z miniaturyzacją nadajników, zapewnieniem, że nie wpłyną one negatywnie na zwierzęta, oraz radzeniem sobie ze skomplikowaną współpracą międzynarodową stanowią istotne przeszkody. Na przykład wojna na Ukrainie i pandemia COVID-19 zakłóciły realizację projektu ICARUS, co pokazuje, jak globalne inicjatywy badawcze mogą być wrażliwe na czynniki geopolityczne i ekonomiczne. Jednak te wyzwania jednocześnie podkreślają odporność i kreatywność, cechy niezbędne w badaniach naukowych. Warto także wskazać kwestie etyczne związane ze śledzeniem zwierząt. Choć technologia umożliwia uzyskanie bezprecedensowych wglądów w zachowania zwierząt, rodzi również pytania o wpływ tych urządzeń na same zwierzęta. Na przykład umieszczanie nadajników na ptakach może wpływać na ich loty i trasy migracyjne, co może zniekształcać zbierane dane. Takie obawy istnieją, co tylko podkreśla znaczenie udoskonalania tych technologii w celu minimalizowania ich wpływu na dziką przyrodę.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-piotr-tryjanowski-internet-zwierzat-odkrywanie-zbiorowej-inteligencji-zycia/
PAP/MB


