Hiszpania odmawia wsparcia na obronność, gdy dostała tak dużo od UE

Hiszpania jest położona znacznie dalej od Rosji niż kraje wschodniej flanki UE, a rosyjskie czołgi nie dotrą do Pirenejów, ale rząd w Madrycie musi okazać solidarność z sojusznikami – oceniła szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika „El Mundo”.
Kwoty, które Hiszpania przeznacza na obronność, są za małe…
.„Brak zwiększenia wydatków, w wojskowych będzie oznaką słabości, która zachęca agresora do zrobienia kolejnego kroku. Zdaję sobie sprawę, że tutaj, w Hiszpanii, jesteście znacznie dalej od Rosji. Rosyjskie czołgi nie dotrą do Pirenejów, ale musimy trzymać się razem” – powiedziała Kallas, która uczestniczyła w spotkaniu tzw. Wielkiej Piątki (Polska, Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania) w Madrycie.
Według szefowej dyplomacji UE każde działanie Rosji wymierzone w kraj NATO będzie miała wpływ również na Hiszpanię, która należy do Sojuszu Północnoatlantyckiego i zobowiązała się do przestrzegania artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego, dotyczącego zobowiązania sojuszników do kolektywnej obrony.
Kaja Kallas przypomniała, że Rosja prowadzi ataki hybrydowe, wymierzone m.in. w Hiszpanię. Jak podkreśliła, zagrożenie ze strony Rosji to problem europejski, choć w większym stopniu wpływa na kraje wschodniej części kontynentu. Estonka zauważyła jednak, że kraje europejskiego południa zmagają się z innymi problemami, takimi jak zmiany klimatu czy imigracja z Afryki.
„Solidaryzujemy się z Hiszpanią w jej problemach związanych z migracją czy zmianami klimatycznymi (…)” – oświadczyła Kaja Kallas. Dodała jednak, że „to, co dzieje się na rosyjskiej granicy, będzie miało również reperkusje w Hiszpanii”.
Przypomniała, że UE pomogła Hiszpanii w czasie pandemii Covid-19, kiedy poważnie ucierpiał ważny dla tego kraju sektor turystyczny. „Teraz musimy być zjednoczeni w kwestii wydatków wojskowych” – zaznaczyła Estonka.
Według Kaji Kallas prezydent USA Donald Trump „traci cierpliwość” do Rosji. „Trump zdaje sobie sprawę, że Rosja nie chce pokoju (w Ukrainie), i mam nadzieję, że rozumie również, że musimy wywrzeć większą presję na Rosję, aby powstrzymać tę wojnę” – oceniła szefowa unijnej dyplomacji.
Europejczycy mogą gadać w nieskończoność. Ich wrogowie wolą działać
.”Może być, ale to za mało – te słowa najlepiej podsumowują nadzwyczajny szczyt europejski, który odbył się w stolicy Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do francuskich wysiłków sprzed dwóch tygodni nie zakończył się on fiaskiem. Największą wpadką był brak zaproszenia na spotkanie Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje, które przez cały czas miały rację co do Rosji, a teraz znalazły się na pierwszej linii ognia, są wściekłe z powodu tego wykluczenia (za które jedni zwalają winę na drugich, a wszyscy zasłaniają się wymówkami rodem z podstawówki).
Przywódcy państw bałtyckich przynajmniej jako pierwsi otrzymali streszczenie omawianych kwestii. Keir Starmer przedstawił im swój czteroetapowy plan pokojowy, niejako przeciwstawiając się amerykańskim próbom bezpośredniego porozumienia się z Rosją z pominięciem Ukraińców i byłych europejskich sojuszników Ameryki.
Strategia ta wygląda obiecująco. Jej kluczowym elementem jest zwiększenie funduszy i dostaw broni dla Ukrainy, co da jej przewagę militarną i przysporzy kłopotów Putinowi. Gdyby Europejczycy od początku okazali hojność i zdecydowanie, wojna byłaby już zakończona.
Mniej jasne jest, w jakim stopniu „koalicja chętnych” – składająca się nie tylko z państw europejskich – wspomoże obronę Ukrainy po zawieszeniu broni. Bez przytłaczającego potencjału bojowego Stanów Zjednoczonych innym krajom brakuje siły militarnej, aby wesprzeć ją jak należy. To oznacza postawienie przede wszystkim na odstraszanie. Plan, który wkrótce zostanie wdrożony, został opracowany przez ekspertów lotnictwa wojskowego. Ma na celu przekonanie rządów europejskich do zaangażowania swoich sił powietrznych w obronę zachodnich i południowych części Ukrainy przed rosyjskimi atakami rakietowymi. Połączenie sił powietrznych, pocisków dalekiego zasięgu i artylerii oraz niezłomnej gotowości polityków do użycia tego arsenału, jeśli zajdzie taka potrzeba, może zniechęcić Władimira Putina do sięgnięcia po dokładkę.
Niesie to jednak ogromne ryzyko. Jeśli gwarancje okażą się puste, zginie nie tylko Ukraina, ale także wiarygodność całej Europy. Jakiekolwiek wsparcie ze strony USA, które pomogłoby nam temu zapobiec, będzie bardzo mile widziane, ale w obecnym klimacie raczej trudno na nie liczyć. Wroga retoryka administracji Donalda Trumpa niepokoi europejskich przywódców – martwią się, że będą zmuszeni traktować Stany Zjednoczone jako przeciwnika, a nie sojusznika.
Nawet w najlepszym przypadku budowa silnego potencjału obronnego i skutecznych form odstraszania oznaczać będzie ogromne wydatki. Cieszy zatem postawa Rachel Reeves, która poprosiła swoich polityków o przyjrzenie się koncepcji Banku Obronnego. Pomysł ten – pierwotnie przedstawiony przez polskiego urzędnika kilka miesięcy temu – ma na celu zmobilizowanie co najmniej 100 miliardów funtów na obronność za pośrednictwem publicznego banku zasilanego z funduszy krajów spoza UE, takich jak Wielka Brytania czy Norwegia. Istnieje szansa, że projekt banku zdoła uniknąć ugrzęźnięcia w bagnie niekończących się sporów i niezdecydowania Europy” – pisze w swoim artykule Edward LUCAS.
Niestety, nawet w tych apokaliptycznych czasach reakcja wielu europejskich krajów pozostaje dalece niewystarczająca. Rasmus Jarlov, konserwatywny poseł z Danii, który przewodniczy komisji obrony w parlamencie swojego kraju, w Times Radio nazwał wysiłki Niemiec „katastrofą”. Jak zauważył, jego państwo udzieliło Ukrainie pomocy o wartości 2,2 proc. PKB, czyli ok. 1500 euro na mieszkańca, podczas gdy Niemcy przekazały na ten cel tylko 0,8 proc. swojego PKB, czyli zaledwie jedną trzecią duńskiej kwoty. „Za drugie miejsce na wojnie nie dostaje się medalu” – powiedział. Dzisiejsza porażka obronności przełoży się na znacznie wyższe koszty w przyszłości. Paradoks polega na tym, że nawet bliscy sojusznicy spierają się zaciekle, choć okoliczności wymagają niewzruszonego, wspólnego frontu.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-czas-wojny-nie-paplaniny-europejczycy/
PAP/MB