Holandia inwigilowała ocalałych z Holokaustu amsterdamskich Żydów
Amsterdamscy Żydzi, którzy powrócili z obozów zagłady po II wojnie światowej, byli przez lata szpiegowani przez holenderską służbę bezpieczeństwa wewnętrznego (BVD) – pisze dziennik „Het Parool”. Z ustaleń gazety wynika, że inwigilowany był także Holenderski Komitet Oświęcimski. „To niewyobrażalny skandal” – twierdzi przewodniczący komitetu Jacques Grishaver.
Holenderska służba bezpieczeństwa na tropie amsterdamskich Żydów
.Dziennikarze „Het Parool” przeanalizowali archiwa BVD, poprzedniczki obecnej agencji AIVD. Z ich ustaleń wynika, że służba szpiegowała wielu ocalałych z Holokaustu aż do lat 80. XX wieku. „Inwigilowano także założony w 1956 roku Holenderski Komitet Oświęcimski, który BVD określiła jako organizację ekstremistyczną” – czytamy w gazecie. Archiwa wskazują, że służba bezpieczeństwa szpiegowała członków zarządu komitetu i nawet śledziła ich wyjazdy do obozów koncentracyjnych. Ponadto w komitecie znajdował się tajny współpracownik, który raportował służbom wszystko, co działo się w organizacji.
„Het Parool” ujawnia, że ocaleni z Holokaustu amsterdamscy Żydzi byli także kontrolowani przez żandarmerię wojskową (Koninklijke Marechaussee). „Żandarmeria przekazywała szczegóły podróży i listę osób, które uczestniczyły w obchodach wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu służbie bezpieczeństwa, gdy tylko te osoby przechodziły odprawę celną na lotnisku Schiphol w Amsterdamie” – podaje gazeta.
„Ocalali z Holokaustu byli traktowani jak wrogowie państwa”
.„To naprawdę zdumiewające. Ludzie, którzy wracali z obozów bez środków do życia, byli postrzegani jako wrogowie państwa. To niewyobrażalny skandal” – skomentował w portalu NOS doniesienia gazety obecny przewodniczący Holenderskiego Komitetu Oświęcimskiego Jacques Grishaver. Domaga się on wszczęcia dochodzenia. „To ewidentny antysemityzm i chcemy wiedzieć, kto był za to politycznie odpowiedzialny” – zaznaczył Grishaver.
Kierownictwo AIVD nie chce komentować ustaleń dziennikarzy. W oświadczeniu przekazanym redakcji wskazuje jedynie, że BVD „badała komunizm” podczas zimnej wojny i że „ewentualne śledztwo w sprawie osób” prowadzone przez tę służbę „można postrzegać w tym świetle”. „Het Parool” cytuje notatkę z 1964 r., z której wynika, że BVD postrzegała Holenderski Komitet Oświęcimski jako organizację ekstremistyczną powiązaną z komunistami. Służba uważała, że Komunistyczna Partia Holandii (CPN) odgrywała „ważną rolę” w Komitecie Oświęcimskim.
Polacy ratujący Żydów
.Na temat Polaków, którzy w czasie II wojny światowej ratowali Żydów, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Miłosierni Samarytanie w czasach Zagłady„.
„Często czytamy o siedmiu tysiącach polskich bohaterów pomagających Żydom. W domyśle: pozostali Polacy to źli ludzie, pomagający Niemcom. Sprawiedliwi – Polacy pomagający Żydom – to tylko zarejestrowane przypadki, wierzchołek góry lodowej. Warunkiem ujawnienia tych Polaków, trudnym, było przeżycie i nawiązanie kontaktu po wojnie. To uratowany Żyd musiał zgłosić się do Yad Vashem, ale czy to zrobił, gdy znalazł gdzieś w Ameryce nowe życie? W czasie wojny ludzie nie wymieniali wizytówek, lepiej było nie wiedzieć za dużo”.
„Nieprawdą jest, jakoby większość Polaków skierowało się przeciwko Żydom. Policzmy tylko: gdyby taka była połowa Polaków, to szansa na przeżycie jednego spotkania wynosiłaby 1/2, dwóch – 1/4, trzech – 1/8, dziesięciu – 1/1024 (0,1 proc.) i tak dalej. W końcu Sprawiedliwy i jego Żyd nie mieliby żadnych szans na przeżycie. Donos na Gestapo, napisany w ciągu kilku minut, oznaczał śmierć. Nie można tak długo zachować tajemnicy, a plotki rozchodzą się szybko. A przecież wielu Żydów przeżyło, także dlatego, że szanse na spotkanie z dobrym Polakiem były o wiele większe”.
.”Mama opowiadała mi, że kiedyś Frieda poczuła się zbyt bezpiecznie i swobodnie chodziła po domu. Nagle weszła sąsiadka i zobaczyła ją. Później rozmawiała z moją mamą, sugerując okup. Mama odpowiedziała jej dosyć ostro, że zna ludzi, którzy zajmują się takimi przypadkami donosicielstwa – miała kontakty z konspiracyjną Armią Krajową, która rozstrzeliwała donoszących Niemcom. Sprawa się skończyła. Ale informacja się rozeszła. Jednak nic się nie wydarzyło. To pokazuje, że groźba ta była skuteczna i – co ważniejsze – że przez cały ten czas ani jedna osoba nie doniosła Niemcom. Moje istnienie jest tego dowodem” – pisze Jan ŚLIWA.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ