Holendrzy chcą zmyć winy za niewolniczą przeszłość

Niewolnicza przeszłość Holandii

Dwa lata po przeprosinach za udział Holandii w handlu ludźmi, w kraju trwa debata nad tym, jak powinno wyglądać rzeczywiste zadośćuczynienie. Temat powraca przy okazji obchodów Keti Koti, a organizacje apelują: „Nie wystarczą słowa”. Niewolnicza przeszłość Holandii regularnie powraca jako temat dyskusji w debacie publicznej tego kraju.

Niewolnicza przeszłość Holandii

.Holandia od lat mierzy się z trudnym i wciąż niepełnym rozliczeniem ze swoją niewolniczą przeszłością. Choć proces ten nabiera symbolicznego znaczenia, pozostaje bolesny i kontrowersyjny. W 2021 roku burmistrzyni Amsterdamu Femke Halsema przeprosiła w imieniu władz miejskich za udział miasta w handlu niewolnikami. Rok później premier Mark Rutte wystosował oficjalne przeprosiny za rolę Holandii w transatlantyckim systemie niewolniczym. W 2023 do tych gestów dołączył król Willem-Aleksander. Mimo to przedstawiciele środowisk potomków zniewolonych zwracają uwagę na brak konkretnych działań i reparacji, które mogłyby uczynić te przeprosiny czymś więcej niż jedynie symbolicznym gestem.

W ostatnich dniach w amsterdamskim Oosterpark odbyły się uroczystości upamiętniające 161. rocznicę formalnego zniesienia niewolnictwa w Surinamie i na Antylach Holenderskich – tzw. Keti Koti – z języka sranan tongo „zerwane łańcuchy”. W obchodach wzięli udział przedstawiciele władz, m.in. premier Dick Schoof, który podkreślił, że „droga do naprawy jest wyboista, ale obraliśmy wspólny kierunek”. W odpowiedzi uczestnicy domagali się konkretnych działań – od inwestycji w edukację, przez programy zdrowotne, po ułatwienia w zmianie nazwisk dla potomków zniewolonych.

Zniesienie niewolnictwa w holenderskim imperium kolonialnym

.Z przeznaczonej przez rząd kwoty 200 milionów euro na fundusz „świadomości i naprawy” do połowy 2025 roku nie wydano ani centa. Dopiero latem ruszyć mają pierwsze nabory wniosków. Wiceprzewodnicząca NiNsee (Instytutu Holenderskiego Dziedzictwa Niewolnictwa) Wendeline Flores zwraca uwagę, że „przeprosiny to początek, nie koniec – trzeba przejść od słów do czynów”.

Historia zniesienia niewolnictwa w koloniach pokazuje, kto w XIX wieku rzeczywiście zyskał. W momencie zniesienia niewolnictwa w 1863 roku Holandia wypłaciła ogromne odszkodowania nie ofiarom, lecz właścicielom niewolników. W Surinamie za każdą „utraconą” osobę właściciele otrzymywali 300 guldenów – równowartość kilku tysięcy euro w dzisiejszych realiach. Państwo stworzyło specjalne komisje weryfikujące „stan posiadania” plantatorów, by wypłaty były „sprawiedliwe i rzetelne”. Dla przykładu – bracia Bots z Helmondu otrzymali w przeliczeniu niemal milion euro za „straty” na jednej plantacji. Sami wyzwoleni zmuszeni byli przez kolejne dziesięć lat pozostać na plantacjach w ramach tzw. „staatstoezicht”, czyli systemu przymusowej pracy – de facto przedłużenia niewolnictwa.

Proces rozliczeń z niewolniczej przeszłości

.Dziś kwestia edukacji o niewolnictwie wraca w szkołach, ale jak pokazuje raport dziennika Trouw, temat nie jest jeszcze systematycznie obecny w programach. Mimo zmian w podręcznikach i rosnącego zainteresowania ze strony nauczycieli, nadal brakuje przestrzeni, czasu i wiedzy, by historia kolonialna i niewolnictwa była nauczana w pełni – z perspektywy ofiar, a nie tylko europejskich decydentów. Symbolicznym gestem było powołanie nowego przewodniczącego NiNsee – Dave’a Ensberga-Kleijkersa, potomka zniewolonych, który zapowiedział działania na rzecz edukacji, dekolonizacji i łączenia pokoleń poprzez otwartą debatę.

Ważną rolę w procesie rozliczeń odgrywają także inicjatywy społeczne i publikacje naukowe. W ostatnich latach ukazało się wiele książek opisujących holenderskie niewolnictwo z różnych perspektyw – nie tylko ekonomicznej, ale również kulturowej i osobistej. Wśród najczęściej cytowanych tytułów są m.in. „Wij slaven van Suriname” (tł. własne „My, niewolnicy Surinamu”) Antona de Koma, dziennikarza a później członka antynazistowskiego ruchu oporu, który został zabity przez niemieckiego okupanta, oraz „De Doorsons” (tł. własne „Doorsonowie”) Roline Redmond – opowieść o kilku pokoleniach rodziny potomków niewolników. Rosnące zainteresowanie tymi publikacjami świadczy o tym, że temat przestaje być marginalizowany i staje się częścią szerszej świadomości historycznej Holandii. Jednak, jak podkreślają aktywiści, dopiero realne zmiany systemowe mogą nadać przeprosinom pełną wagę.

Ideologia „woke”

.Na temat radykalnej lewicowej ideologii „woke” (przebudzeizm, wokeizm) na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Michel WIEVIORKA w tekście „Wokeizm. Woke. Czas rewolucji„.

„Zjawisko to, którego początki sięgają lat 2016–2017, przybiera dwie podstawowe formy. Pierwsza jest instytucjonalna: powstanie pod kierownictwem Laurenta Bouveta, politologa zmarłego na początku 2022 roku, stowarzyszenia Wiosna Republikańska (PR), dążącego do zorganizowania frontu politycznego w imię republiki przeciwko komunotaryzmowi i identytaryzmowi, co zakłada koalicję ponad klasycznym podziałem na lewicę i prawicę. I rzeczywiście ruch ten zdołał przyciągnąć intelektualistów i polityków z różnych opcji, w tym z tego, co zostało z lewicy. Kolejnym krokiem, dużo radykalniejszym, było powołanie do życia w styczniu 2021 roku przez kolektyw badaczy sprzeciwiających się „dekolonizacji” i tożsamościowym obsesjom Obserwatorium Dekolonizacji. Ma to w zamyśle być portal internetowy służący „zwalczaniu promowania antysemityzmu, seksizmu i rasizmu przez pseudonaukę oraz obronie szkoły, języka i świeckości państwa przed ideologiami”. Jak widać, jest to rodzaj machiny wojennej wytoczonej przeciwko „woke”, „islamogoszyzmowi”, „cancel culture” itp., dużo bardziej kategorycznej w działaniu niż Wiosna Republikańska. Sam na własnej skórze doświadczyłem, Panie Prezydencie, że to „obserwatorium” pod pozorem naukowości dopuszcza się pseudonaukowych, wyssanych z palca i haniebnych ataków ad personam”.

.”Drugim kanałem wojującego republikanizmu są media. Krytyką „wokeizmu” i innych rzekomych „gangren” zajmują się – działający najczęściej w porozumieniu – intelektualiści i politycy. Odnajdujemy ich wśród autorów artykułów i sygnatariuszy rozmaitych listów, jak na przykład petycji z 22 kwietnia 2018 roku, która ukazała się w dzienniku „Le Parisien”, a którą podpisało prawie dwieście pięćdziesiąt osobistości, albo Manifestu Stu, opublikowanego przez „Le Monde” 1 listopada 2020 roku i podpisanego przez dwieście pięćdziesiąt sześć osób (ich profil zbadał Olivier Estèves): było wśród nich stu osiemdziesięciu sześciu mężczyzn i siedemdziesiąt trzy kobiety, średnia wieku wynosiła ponad sześćdziesiąt trzy lata, a żadna z tych osób nie była tak naprawdę wyspecjalizowana w tematyce „woke” – pisze prof. Michel WIEVIORKA.

LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-michel-wieviorka-wokeizm-woke/

PAP/Patryk Kulpok/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 lipca 2025