Interwencyjna sprzedaż kostek masła - minister Czesław Siekierski
Decyzja o sprzedaży masła przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych jest słuszna i potrzebna, może obniżyć cenę masła w sklepach – powiedział minister rolnictwa Czesław Siekierski.
Od nowego roku cena masła ma spadać
.Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych ogłosiła przetarg na sprzedaż mrożonego masła w blokach 25 kg; w sumie RARS chce sprzedać ok. 1000 ton tego produktu.
„W ostatnim czasie na rynkach światowych znacznie wzrosła cena masła, co jest przede wszystkim efektem niedoboru mleka. Sytuacja ta dotknęła także Polskę. Aby ustabilizować sytuację na rynku, Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych ogłosiła przetarg na sprzedaż dużych ilości masła” – poinformowała KPRM w opublikowanym w komunikacie.
Jak tłumaczył szef resortu rolnictwa Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych przeprowadza rotację swoich rezerw biorąc pod uwagę sytuację rynkową.
„Sytuacja na świecie jest taka, że jest mniejsza podaż mleka. Polska generalnie eksportuje 30 proc. mleka w postaci różnych przetworów, głównie sera i masła. W 2023 r. Polska wyeksportowała 60 tys. ton masła, a w trzech kwartałach tego roku – 40 tys. ton – wyjaśnił Siekierski.
Jak dodał, podaż masła „jest trochę mniejsza”, ale też konsumentom „udziela się atmosfera zakupów świątecznych”.
„Obserwujemy w świecie, że rośnie w ostatnich latach spożycie masła, jest to trend obserwowany w wielu krajach, w tym w Polsce. W 2000 r. spożycie masła na osobę wynosiło 4,2 kg, a w 2023 r. – 6 kg. Dodatkowo wzrosły koszty pracy, energii, transportu. W wielu regionach kraju, ale także w Europie była susza, był problem z paszami objętościowymi” – tłumaczy.
„W wyniku suszy na łąkach brakowało traw i wypas krów był utrudniony. Rolnicy musieli dokupywać paszę z zewnątrz. To wszystko zwiększyło koszty produkcji i obniżyło rentowność” – dodał.
Minister podkreślił, że analizy transakcji terminowych pokazują, że od 1 stycznia nastąpi powolny spadek cen masła.
Jak rozwija się Polska?
.Według Banku Światowego Polska należy do krajów najwyżej rozwiniętych. Ten piękny stan rzeczy zakłóca to, że według danych przedstawionych przez tę samą instytucję dochód narodowy na głowę mieszkańca w 2022 r. (liczony według parytetu siły nabywczej, czyli po uwzględnieniu różnic w poziomie cen) wynosi nad Wisłą tylko 58 proc. tego, czym cieszy się statystyczny Amerykanin. Ów szczegół pokazuje, jak ważna jest definicja wysokiego poziomu rozwoju. Miło mieszkać w państwie statystycznie należącym do światowej czołówki, ale jeszcze milej byłoby cieszyć się dochodem przynajmniej takim, jakim cieszy się mieszkaniec np. Niderlandów (94) lub Niemiec (87 proc. amerykańskiego poziomu).
Wzrost naszego dobrobytu dobrze przedstawia się na tle unijnych wyników. W 2022 r. przeciętny rodak cieszył się realną stopą życiową już tylko o 23 proc. niższą, niż wynosiła średnia dla UE. Rośnie jednak dystans między Europą a USA. W 1995 r. średni realny dochód narodowy na obywatela w strefie euro wynosił 88 proc. amerykańskiego, a w 2022 r. tylko 75. W okresie 1995–2022 niektórzy członkowie strefy euro zanotowali wręcz katastrofalne wyniki. Włosi, którzy trzy dekady temu mieli dochody praktycznie takie same jak Amerykanie, dziś zarabiają o 30 proc. mniej! To jest m.in. skutek przyjęcia wspólnej waluty przez gospodarkę, która należała do mniej rozwiniętych technologicznie.
Nie jest tajemnicą, co dane społeczeństwo musi zrobić, żeby dogonić najbogatszych, a nie tylko osiągnąć pułap, który spełnia definicję ustaloną przez jakąś instytucję. Po pierwsze, dobrobyt buduje się dzięki ludzkiemu wysiłkowi. Osiągnięcia rodzimego sektora prywatnego jasno wykazują, że wielu rodaków jest gotowych ciężko pracować, mimo że władze specjalnych bodźców do tego nie dostarczają. Z jednej strony mamy stosunkowo wysokie podatki, szczególnie ogromne składki na ZUS, a z drugiej szczodre programy pomocy społecznej czy wczesny wiek emerytalny.
W ciągu ostatnich dekad sektor prywatny zanotował duże sukcesy, np. w branży meblarskiej i stolarki budowlanej jesteśmy światową potęgą. Do tych osiągnięć koniecznie trzeba dołożyć sukcesy w dziedzinach wymagających zastosowania zaawansowanych technologii, bo to są branże dające możliwość uniknięcia konkurencji ze strony państw z poziomu średniego rozwoju. To jedyna droga do osiągnięcia szybkiego wzrostu gospodarczego, ale w tym zakresie sprawy nie wyglądają dobrze. Notowania polskich szkół wyższych nie są tajemnicą, a bez świetnie wykształconych fachowców nie ma mowy o stworzeniu branż zdolnych do konkurowania z najlepszymi. Podobnie mają się sprawy z nakładami na prace badawczo-rozwojowe (B+R).
Artykuł opublikowany na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-kazimierz-dadak-polska-w-pulapce/
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB