"Iwona, księżniczka Burgunda" Gombrowicza z nagrodą Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

„Iwona, księżniczka Burgunda” w reż. Adama Orzechowskiego zwyciężyła w plebiscycie publiczności 31. Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, organizowanego przez Teatr Powszechny w Łodzi. Za najlepszą aktorkę i aktora uznano Agnieszkę Przepiórską i Wojciecha Grudzińskiego.
Temat przewodni tegorocznej edycji Festiwalu to „Wspólnota?”.
.O zakończeniu części konkursowej 31. Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych i przyznaniu nagród w plebiscycie publiczności – która od początku jest jedynym jury festiwalu – poinformowała dyrektor Teatru Powszechnego w Łodzi Ewa Pilawska.
Za najlepszy spektakl tegorocznej edycji widzowie uznali spektakl „Iwona, księżniczka Burgunda” Witolda Gombrowicza w reż. Adama Orzechowskiego zrealizowaną dla Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Tytuł najlepszej aktorki przypadł Agnieszce Przepiórskiej za rolę Ireny K. w spektaklu „Ocalone” Piotra Rowickiego w reżyserii Mai Kleczewskiej, wyprodukowanym przez Dom Spotkań z Historią w Warszawie. Natomiast najlepszym aktorem został Wojciech Grudziński, który łódzkiej publiczności zaprezentował się w „Threesome/Trzy” – zrealizowanym według autorskiej koncepcji i choreografii spektaklu stworzonym w koprodukcji z Nowym Teatrem w Warszawie i Belluard Bollwerk.
„Dziękuję za zaufanie i odwagę podjęcia ryzyka artystycznego, którym ta edycja była szczególnie naznaczona. Zależało mi, abyśmy zderzyli się z ważną literaturą, teatrem różnorodnym, czasami kontrowersyjnym i poruszającym tematy tabu, nie zawsze bezpiecznym i komfortowym. Doświadczyliśmy różnych estetyk teatralnych i sztuki teatru, mówiącej różnymi językami. Dziękuję, że wspólnie podjęliśmy ryzyko spotkań ze spektaklami, które pokazywaliśmy kilkadziesiąt godzin po premierze. Wielokrotnie usłyszałam, że nasz festiwal ma fenomenalną publiczność. Mam poczucie, że razem – w teatrze – możemy wszystko” – zwróciła się do festiwalowej publiczności Ewa Pilawska, która jest też dyrektor artystyczną festiwalu.
„Iwona, księżniczka Burgunda” w reżyserii Adama Orzechowskiego
.W zakończonej części konkursowej zaprezentowano spektakl”Iwona, księżniczka Burgunda” Teatru Wybrzeże w Gdańsku, „Wczoraj byłaś zła na zielono” Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka w Warszawie, „Latającego Potwora Spaghetti” Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie, „Personę, ciało Bożeny” Teatru Zagłębie w Sosnowcu, „Heksy” Teatru Polskiego w Podziemiu z Wrocławia, „Ocalone” Domu Spotkań z Historią w Warszawie oraz „Threesome/Trzy” Nowego Teatru w Warszawie i Belluard Bollwerk.
W ramach festiwalu odbywają się także pokazy mistrzowskie – w niedzielę widzowie obejrzeli „Hamleta” w Teatrze Narodowym w Warszawie, w planach jest „Wyzwolenie” w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku oraz „Ziemia Obiecana” w Teatrze Zagłębie w Sosnowcu.
Temat przewodni tegorocznej edycji Festiwalu to „Wspólnota?”. Taki będzie też temat panelu dyskusyjnego zaplanowanego po czerwcowych pokazach „Ziemi obiecanej”. W opinii Pilawskiej w teatrze autentyczną i niepodważalną wspólnotę tworzą twórcy i odbiorcy; poczucie takiej wspólnoty i relacji pozwala tworzyć – proces twórczy obarczony stresem i ryzykiem artystycznym staje się możliwy.
XXXI Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych odbywa się pod patronatem prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej i jest współfinansowany ze środków Miasta Łodzi. Polska Agencja Prasowa jest jego patronem medialnym.
Duch i Słowo – najbardziej kluczowe terminy w całej Mickiewiczowskiej wizji dramatu
.W październiku 1840 roku Adam Mickiewicz opuścił wraz z całą rodziną Szwajcarię i udał się do Paryża z zamiarem objęcia katedry literatury słowiańskiej w Collège de France. Postanowił, nie bez żalu, opuścić piękną Lozannę, gdzie przez dwa lata pędził dostatnie życie profesora literatury łacińskiej. Tę sielankę poeta jednak postanowił nagle przerwać, świadom ogromnej szansy, jaka się przed nim otwierała – przedstawienia historii, kultury, literatury Słowian z perspektywy słowiańskiego intelektualisty. Francuskie władze (w osobie ministra szkolnictwa Victora Cousina) postanowiły w 1840 roku powołać katedrę literatury słowiańskiej, motywując tę decyzję tym, że Słowianie stanowią trzecią część europejskiego kontynentu, a ich dzieje są ciągle zbyt mało znane zachodnioeuropejskim intelektualistom.
„Mickiewicz zobaczył w wykładach też szansę przezwyciężenia dominacji rosyjskiej w dyktowaniu zachodniemu społeczeństwu sposobu postrzegania słowiańskiej kultury. Wstępując na paryską katedrę, poeta pragnął zaprezentować odbiorcom nade wszystko kulturę polską, jej historię i szczególny dziejowy potencjał” – pisze Ewa HOFFMAN-PIOTROWSKA, historyk literatury, dr habilitowana, profesor Uniwersytetu Warszawskiego.
Między wykładem inauguracyjnym, wygłoszonym 22 grudnia 1840, a ostatnią prelekcją z 1844 roku Mickiewicz w czterech kursach prelekcji zbudował ogromną summę romantyzmu. Interpretował w nich kulturę i dzieje Słowian – koncentrując się w sposób szczególny na zawiłych relacjach Polski i Rosji. Mówił z katedry paryskiej o wszystkim, co było da niego wtedy ważne: o filozofii, historii, posłannictwie człowieka. Poruszał zagadnienia etyczne, odnosił się (w sposób zresztą bardzo krytyczny) do ówczesnych przemian cywilizacyjnych, wreszcie omawiał dzieje poszczególnych literatur słowiańskich, w tym projektując arcyważną dla polskiej kultury koncepcję dramatu, który uważał za najbardziej doniosłą realizację literatury. Najpełniejszą wizję dramatu profesor przedstawił w szesnastej prelekcji, wygłoszonej 4 kwietnia 1843 roku. Wykład ten – zwany lekcją teatralną – to szczególny fenomen. Z namysłu nad nią wyrosła w zasadzie cała dwudziestowieczna (i trochę wcześniejsza) polska tradycja teatralna – od koncepcji dramaturgicznych Stanisława Wyspiańskiego, Konrada Swinarskiego, przez „Redutę” Juliusza Osterwy, Teatr Rapsodyczny Mieczysława Kotlarczyka, po wizje artystyczne Jerzego Grotowskiego.
Na początku był zatem Mickiewicz… Tak można by rozpocząć opowieść o polskiej „tradycji teatralnej stanowiącej jeden z głównych nurtów i rdzeni rodzimych poszukiwań teatralnych”, a którą to tradycję Dariusz Kosiński nazwał „polskim teatrem przemiany”[1]. Jego wyróżnikami, wedle badacza, są przede wszystkim „uznawanie teatru za miejsce rzeczywistych, indywidualnie i społecznie ważnych wydarzeń”, a przestrzeń teatralna jest miejscem „poznania i transformacji, które stanowią wyzwanie do podjęcia pracy nad sobą i do przemiany świata”, także specyficzne postrzegania aktorstwa, które „poprzez doświadczenie wiedzie do aktu równoznacznego z objawieniem”[2]. To wreszcie koncepcja teatru służącego szeroko rozumianemu rozwojowi człowieka i miejsce szczególnego obcowania z tekstem literackim. Reżyser, przekształcając ów tekst w widowisko, ma szansę dotarcia do najgłębszych warstw świadomości indywidualnej i zbiorowej i ich przemiany.
Za ewangelię tak rozumianych praktyk dramaturgicznych zwykło uważać się wspomnianą lekcję XVI, będącą wynikiem własnych doświadczeń dramaturgicznych poety, także przemyśleń na temat projektu napisania kolejnych części Dziadów – dramatu, który poeta uznawał za swoje najważniejsze dzieło i do którego w prelekcjach, choć nigdy nie wprost, wielokrotnie się odnosił. Mickiewicz jako wykładowca w Collège de France był wszak wizjonerem w dziedzinie poezji i własnych dokonań artystycznych. Lekcja XVI była także próbą mierzenia się Mickiewicza z rolą poety koryfeja słowiańskiego, którego – jak sam mówił– „należałoby wprowadzić na scenę” i którego opowiadanie „musiałoby być wygłaszane przed publicznością przez poetę”[3]. Słowiański poeta kapłan, który Słowem wywoływałby u widzów katharsis, miał być nowym chrześcijańskim aojdą. Poecie obserwującemu bacznie sceny francuskie marzył się bowiem powrót do czasów, gdy teatr służył nie tylko taniej rozrywce, ale nade wszystko głębokiej, metafizycznej zadumie nad człowiekiem.
Projektowany przez Mickiewicza teatr miał być nade wszystko dramatem Słowa, a jego misja miała się realizować poprzez żywy, działający logos. Przedstawienie zaś zrealizowane powinno być „bardzo prostymi środkami” jako dramat rapsodyczny i religijny zarazem. Mickiewicz wywodził bowiem etymologię Słowian od biblijnego Słowa, które nie zatraciło twórczej potencji – zdolności „wywoływania z grobu postaci świętych i bohaterów”, mocy czynienia cudów. „Słowianie bowiem, to – wedle poety – lud słowa, a raczej S ł o w a B o ż e g o. Lud ten – mówił Mickiewicz – zachowuje dotąd czystą tradycję pojęcia słowa, która u niego zawiera pojęcie świątobliwości i twórczej potęgi”[4]. To lud zakorzeniony w metafizyce, z której czerpie siłę do twórczości. Zatem nowoczesny dramat – tak różny od poecie współczesnych sztuk wystawianych, jedynie „dla zabawy”, niewyszukanej rozrywki widza, ma służyć nade wszystko wzrostowi wewnętrznemu odbiorcy.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/ewa-hoffmann-piotrowska-na-poczatku-byl-mickiewicz/
PAP/MB