Izrael, Chiny i Rosja w czołówce państw które więżą pisarzy - PEN America
Rekordowa liczba pisarzy była w zeszłym roku więziona na całym świecie, najwięcej w Chinach – poinformowała w środę organizacja PEN America w dorocznym raporcie.
Liczba więzionych pisarzy rośnie z roku na rok
.Po raz pierwszy liczba więzionych w Chinach pisarzy przekroczyła 100, a w pierwszej dziesiątce państw, w których pozbawiono wolności najwięcej ludzi pióra, znalazły się Izrael i Rosja.
W sumie na całym świecie więzionych było w zeszłym roku 339 pisarzy, najwięcej od 5 lat, kiedy PEN America zaczęła publikować swój Indeks Wolności Pisania. W zestawieniu nie uwzględniono dziennikarzy, a tylko prozaików, poetów, komentatorów internetowych oraz prasy drukowanej.
Przedstawicielka PEN America Karin Karlekar podkreśliła, że liczba więzionych pisarzy rośnie z roku na rok. „Obserwujemy coraz więcej gróźb pod adresem pisarzy” – zaznaczyła.
W Chinach więzionych było w zeszłym toku 107 pisarzy, z których 50 to komentatorzy internetowi piszący o polityce i gospodarce oraz wyrażający prodemokratyczne poglądy.
PEN America zwróciło uwagę na Iran, gdzie „nadal trwały prześladowania pisarzy i społeczności twórców”. W kraju tym aresztowano w 2023 r. 13 pisarzy, najwięcej na świecie po Chinach, przez co liczba uwięzionych ludzi pióra wzrosła tam do 49.
Organizacja PEN ostrzega – w tych krajach pisarze mogą trafić do więziennej celi
.„Szczególnie zagrożone są w Iranie kobiety, które wypowiadały się przeciwko obowiązkowi noszenia hidżabu. W kraju tym więziona jest największa liczba pisarek na świecie” – podkreślił PEN America.
Odnosząc się do wzrostu liczby więzionych pisarzy w Rosji i Chinach, Karlekar zaznaczyła, że dławienie krytyki jest charakterystyczne dla krajów, w których trwają konflikty lub które prowadzą wojnę.
„Wraz ze zmianami geopolitycznymi i rozszerzaniem się tendencji autorytarnych na kraje, które dawniej uważano za otwarte, spodziewamy się, że wolność wypowiedzi, a z nią pisarze, będzie coraz bardziej zagrożona w wielu krajach” – pisze PEN America.
Amerykańska organizacja pozarządowa Komitet Ochrony Dziennikarzy podała, że 1 grudnia 2023 r. na świecie było uwięzionych 320 dziennikarzy – to druga pod względem wielkości liczba od 1992 r., gdy organizacja rozpoczęła monitoring.
Demokracja zadziałała
.Nawet jeżeli czasami stan demokracji w Polsce może zniechęcać, należy pamiętać, że w porównaniu z wieloma krajami nasz kraj staje na wysokości zadania, nie ograniczająć wolności nikogo. Mimo to są jednak wyzwania, które należy rozwiązać. Na łamach Wszystko co Najważniejsze pisze o tym Andrzej KISIELEWICZ, profesor nauk matematycznych, pracownik naukowo-dydaktyczny na Wydziale Matematyki Politechniki Wrocławskiej.
W jego ocenie przestrogi o końcu demokracji, o dyktaturze, o sfałszowaniu wyborów i tym podobne okazały się na szczęście fałszywe. Demokracja zadziałała. Przekazywanie władzy odbywa się powoli, ale zgodnie z prawem. Instytucje demokratyczne generalnie zdały egzamin, chociaż ani stan naszej demokracji, ani praworządności nie jest zadowalający. Na ten stan narzekają w zasadzie wszyscy. Już się pojawiły apele o naprawę zwyczajów w Sejmie, w mediach itp., a także zapowiedzi przywrócenia praworządności. Żeby rozpocząć naprawę, trzeba mieć najpierw rzetelną diagnozę stanu obecnego, zgodną z faktami. Jedną z głównych przyczyn nie najlepszego stanu polskiej demokracji jest to, że strony politycznego sporu mają bardzo rozbieżne diagnozy pod tym względem. Te diagnozy kształtowane są przez media. A właśnie media stanowią najsłabszą stronę polskiej demokracji. Na tym polega swoiste błędne koło naprawy polskiej demokracji.
„Zacznijmy od mediów. W ostatnich latach przedstawiałem moim studentom taki oto obrazek. Są dwie wielkie telewizje. Jedna upiększa rzeczywistość, druga maluje ją w czarnych barwach. Nazwijmy je TV Pozytywna i TV Negatywna, w skrócie TVP i TVN. Problem w tym, że obrazy rzeczywistości przekazywane przez te telewizje są całkowicie rozłączne, w obrazach tych nie ma praktycznie nic wspólnego. Odbiorcy tych stacji żyją więc w zupełnie różnych światach. Logiczny wniosek jest taki, że jedna z tych telewizji kłamie, i to kłamie w sposób trudny do pojęcia. Albo też – ponieważ mowa tu o zajęciach z logiki – obie telewizje kłamią. Problem dotyczy nie tylko telewizji, ale całego rynku mediów w Polsce. Mamy dwie rozłączne bańki informacyjne, dwie zupełnie sprzeczne ze sobą narracje i większość mediów należy w całości do jednej lub drugiej, a większość społeczeństwa czerpie swój ogląd rzeczywistości wyłącznie z jednej bańki, żyje w propagowanej w danej bańce narracji. Tak czy inaczej, znaczna część społeczeństwa żyje w kłamstwie, z kompletnym brakiem rozeznania w otaczającej rzeczywistości. Czy to nie jest horror? Jakaś forma rzeczywistości orwellowskiej” – zastanawia się autor artykułu.
Co więcej, większość Polaków tkwi w jednej z baniek informacyjnych i alergicznie reaguje na jakiekolwiek zetknięcie się z informacją lub poglądem spoza swojej bańki. W rezultacie większość Polaków ma raczej fałszywy obraz rzeczywistości i w tym stanie ograniczonego rozeznania podejmowało swoje decyzje wyborcze. Jeśli ktoś po tym wstępie czuje, że przestaje zgadzać się z autorem, i zamierza przerwać lekturę, to może zdąży jeszcze przeczytać, że właśnie do niego ten tekst jest adresowany – do Czytelnika, który z tego czy innego powodu czerpie swoją wiedzę o rzeczywistości z tylko jednej bańki informacyjnej. Rzecz w tym, że tkwienie w danej bańce informacyjnej jest destrukcyjne, a szansa, żeby to zmienić, polega właśnie na zrozumieniu tej sytuacji. Nadzieją jest to, że na początek co rozsądniejsi ludzie z obu stron barykady może zaczną rozmawiać ze sobą i zaczną słuchać się nawzajem. Alternatywą jest utrzymanie „demokracji wojennej”, „totalnej opozycji” i absurdalnej wojny polsko-polskiej. Stanu, który służy co najwyżej niektórym politykom i zacietrzewionym „dziennikarzom”, a na pewno nie służy reszcie społeczeństwa i nie służy Polsce.
Żeby ocenić szanse na naprawienie polskiej demokracji i praworządności, trzeba prawidłowo zdiagnozować, dlaczego PiS poniósł porażkę w wyborach, mimo że miał wiele atutów pozwalających na kolejne zwycięstwo. W końcu niewiele mu zabrakło. PiS wygrał wybory, ale utracił samodzielną większość, a pozostałe ugrupowania w nowym sejmie odżegnują się od jakiejkolwiek współpracy z PiS-em. Czyli w praktyce PiS przegrał te wybory. W PiS liczono zdecydowanie na więcej. Chociażby na pat sejmowy, gdyby wynik Konfederacji był lepszy, bardziej zgodny z oczekiwaniami.
„Jeśli Czytelnik nie był wyborcą PiS, a na takich liczę w szczególności, to teraz będzie musiał wykonać niełatwy eksperyment myślowy spojrzenia na sytuację od strony zwolennika PiS. Mam pełną świadomość, że na koalicję antypisowską zagłosowało mnóstwo rozsądnych i uczciwych ludzi. Czytelnik z innej opcji powinien mieć świadomość, że na Zjednoczoną Prawicę również zagłosowało mnóstwo rozsądnych i uczciwych ludzi – i trzeba zacząć od poznania ich punktu widzenia. (Wśród ponad 7 milionów Polaków na pewno jest mnóstwo ludzi uczciwych i rozsądnych. Dobrych ludzi)” – pisze Andrzej KISIELEWICZ.
W rozliczeniach powyborczych wewnątrz PiS pojawiają się różne diagnozy przyczyn porażki, wskazywane są różne decyzje, różne zdarzenia, które miały rzekomo decydujący wpływ na przegraną. Jednakże szukanie przyczyny porażki wyborczej w poszczególnych zdarzeniach, choć takowe oczywiście mają większy lub mniejszy wpływ na ostateczne wartości wyników wyborczych, to dzisiaj już tylko zgadywanie, wyrokowanie bez możliwości rzetelnego uzasadnienia – wiara, subiektywna opinia, a nie wiedza. Możliwe jest natomiast wskazanie długotrwałego czynnika, który bez wątpienia wpłynął na przegraną, i z tego powinni zdać sobie sprawę zarówno stratedzy Prawa i Sprawiedliwości, jak i ci wszyscy, którym marzy się naprawa polskiej demokracji.
Otóż nie ulega wątpliwości, że siłom przeciwnym PiS-owi udało się utwierdzić znaczącą większość społeczeństwa w przekonaniu, że PiS to zło! Że łamie konstytucję, że nagina prawo, że dąży do rządów autorytarnych, że żeruje na państwie, że rozdaje nie swoje pieniądze, rzuca ochłapy „ciemnemu ludowi”, a swoim członkom załatwia lukratywne posadki w państwowych spółkach, że marnotrawi dorobek poprzednich rządów, że zadłuża przyszłe pokolenia, że nie zna się na gospodarce i rządzeniu, że toleruje złodziejstwo i nepotyzm we własnych szeregach, że rządy PiS-u to w rzeczywistości pasmo afer (100 afer), że uprawia tępą propagandę z wykorzystaniem TVP, gorszą niż za komuny, i dzięki temu popiera go ciemny lud, że skłócił nas z Unią Europejską, z całym cywilizowanym światem, że jest faktycznym sojusznikiem Putina i że przez PiS wstyd być Polakiem w Europie.
„Podejrzewam, że niejeden Czytelnik głosujący na którąkolwiek partię koalicji antypisowskiej przyzna, że właśnie w takim przekonaniu oddał swój głos na alternatywę. Że PiS to zło, które owładnęło Polskę, i że najwyższy czas tego zła się pozbyć” – dodaje ekspert.
Wytworzony obraz jest bardzo daleki od rzeczywistości, tak bardzo, że można go nazwać całkowicie fałszywym, widzi (i daje do zrozumienia) niejeden trzeźwy obserwator życia politycznego Polsce. I wydaje się, że przynajmniej część dziennikarzy i polityków antypisowskich powinna mieć co do tego jasność. Właśnie teraz, kiedy PiS przegrał wybory, a władzę przejmą nowe siły, warto sobie uświadomić, jak dalece propaganda w Polsce rozmija się z rzeczywistością. Krótko, punkt po punkcie:
Łamanie praworządności. Obejście się Prawa i Sprawiedliwości na początku rządów z przepisami konstytucji w celu uporządkowania przeciwdziałania naginaniu konstytucji przez opozycję (wybór członków TK na zapas) można uznać za naginanie prawa, ale jeśli tak, to w stopniu, w którym dzieje się to w różnych demokracjach, i nie bardziej, niż zaczęła to robić wówczas opozycja. Mieliśmy do czynienia naginaniem reguł z obu stron, naciąganymi interpretacjami prawnymi. Ale jawnego łamania konstytucji nie było. (Otwarcie przyznał to niedawno dziennikarz TVN Andrzej Morozowski). Jednakże opozycja zdołała uczynić z tego pałkę propagandową, z pomocą zagranicy, wmawiając swoim zwolennikom, że mamy do czynienia z czymś niespotykanym. Obawiam się, że wkrótce zobaczymy to samo, tylko à rebours. Różnica będzie taka, że tym razem zagranica nabierze wody w usta.
Dyktatura. O rządach autorytarnych, w których większość mediów (naprawdę większość, proszę policzyć) ostro krytykuje rząd, posługuje się pomówieniami i propagandowymi zabiegami, rządach, podczas których odbywają się masowe demonstracje antyrządowe, a policja jedynie pilnuje porządku, gdzie sądy w procesach dotyczących polityki skazują głównie zwolenników władzy, uznając różne działania antyrządowe i zwykłe polityczne chuligaństwo za nieszkodliwe społecznie – szkoda dyskutować. Tu kłamstwo o rzekomej dyktaturze PiS było tak widoczne, że aż zęby bolą!
Skok na kasę. Temat pieniędzy jest zawsze nośny. Pobudzanie zawiści na tym tle to jeden z najbardziej wytartych chwytów politycznej demagogii. Fakty są takie, że PiS obstawił spółki skarbu państwa swoimi ludźmi, dokładnie tak samo, jak to robiły wcześniejsze rządy. Ale w przeciwieństwie do poprzedników obniżył i ograniczył zarobki w tych spółkach, mocniej walczył z nepotyzmem i brakiem kompetencji (dość zauważyć, że Jarosław Kaczyński był tu znacznie większym straszakiem i był bardziej wymagający dla swoich niż onegdaj Donald Tusk dla swoich). A absolutnie na korzyść PiS przemawiają znacznie lepsze wyniki ekonomiczne tych spółek! (to są akurat twarde liczby, podawane przez fachowe instytucje zagraniczne). Oczywiście można wskazać mnóstwo różnych przypadków skandali, rzeczy karygodnych; na pojawianie się takich na styku polityki i gospodarki raczej nie ma rady. Ale czy to się komuś podoba, czy nie, w ogólnym rozrachunku PiS okazał się znacznie bardziej profesjonalny i znacznie efektywniejszy w zarządzaniu państwowym majątkiem niż wcześniej PO. Liczby nie kłamią. Kto chciał wiedzieć, wiedział. Oczywiście, o tym nie mógł się dowiedzieć z „obiektywnych antypisowskich” mediów – tam nagłaśniane były tylko skandaliczne incydenty, kolportowane listy „100 afer” i wytwarzany był obraz kompletnej zapaści. Oceny fachowych zagranicznych firm zajmujących się oceną gospodarki były po prostu pomijane. To są fakty.
Rozdawnictwo. Nie ulega wątpliwości, że nikt nie przetransferował tyle pieniędzy do obywateli, nie podzielił się tak bardzo zyskami państwa z całym społeczeństwem, jak to uczyniła Zjednoczona Prawica. Na tym polu przeciwnikom pozostała tylko demagogia, że to kiełbasa wyborcza, ochłapy, rozdawnictwo, zadłużanie się, przekupywanie „ciemnego ludu”. Wszystko wskazuje na to, że te „potępienia godne praktyki” wkrótce się skończą. Bo żeby móc „rozdawać”, trzeba umieć te środki najpierw wypracować, trzeba umieć bardzo dobrze zarządzać finansami – a tymi zdolnościami na razie siły aspirujące obecnie do ponownego przejęcia władzy jak dotąd się nie wykazały. Ale może się wykażą. Zobaczymy. Czasy się jednak zmieniły. I zmieniły się oczekiwania społeczeństwa.
Propaganda telewizyjna. Nie da się zaprzeczyć, że TVP pod rządami PiS miała charakter intensywnie propagandowy. Nie żeby posługiwała się bezpośrednimi kłamstwami, ale w sensie wytwarzania pewnego obrazu rzeczywistości za pomocą typowych zabiegów propagandowych, takich jak wybiórczość informacji, podkolorowywanie i zniekształcanie, wielokrotne powtarzanie tych samych obrazków, granie na emocjach. Wytwarzany obraz był oczywiście korzystny dla partii rządzącej i skrajnie niekorzystny dla opozycji. Problem z tymi, którzy z tego powodu nazywali TVP „szczujnią”, jest taki, że nie dostrzegają, iż TVN robił to samo, podobnymi metodami, tylko w drugą stronę. Sądzę też (to kwestia opinii, ale można przytoczyć wiele argumentów), że obraz wytworzony przez TVN był bardziej odległy od rzeczywistości niż ten wytwarzany przez TVP. Problem jest taki, że w ogóle większość mediów w Polsce ma charakter bardziej propagandowy niż informacyjny, a znaczna część dziennikarzy bierze udział w polityczno-ideologicznych bijatykach i dzierży sztandary wojenne na barykadach, zamiast wykonywać swoją misję informacyjną, przewidzianą w demokratycznym ustroju.
„Oczywiście, nie jestem na tyle naiwny, by marzyć o tym, że ktokolwiek z polityków antypisowskiej koalicji przyzna choćby częściowo, że w naszkicowanym przeze mnie obrazie jest sporo prawdy. I że trzeba coś z tym zrobić! Wystarczyłoby mi, by rozsądni obserwatorzy sceny politycznej wzięli ten punkt widzenia pod uwagę i by w komentowaniu polskiej polityki pojawił się nurt krytyczny, zatroskany naprawdę o stan polskiej demokracji i polskich spraw, a nie o dalsze umacnianie i pogłębianie podziału w polskim społeczeństwie” – podsumowuje profesor.