Jak przeżyć huragan?

Huragan i zjawiska tropikalne, powodują zniszczenia głównie przez falę przypływową, ale także deszcz i wiatr. Skala zniszczeń zależy też jednak od przystosowania mieszkańców. Wiedza o zagrożeniach naturalnych może pomóc w minimalizowaniu strat – wskazał meteorolog dr Dariusz Baranowski.

Po pierwsze ewakucja

.Dlaczego niektóre huragany są bardziej niszczycielskie niż inne, wyjaśnił – w kontekście huraganu Milton – meteorolog tropików dr Dariusz Baranowski z Instytutu Geofizyki PAN.

Huragan, czy też inaczej cyklon tropikalny, czy tajfun – powstaje w tropikach, nad powierzchnią morza lub oceanu. Jego czas życia to kilka-kilkadziesiąt dni, a rozmiar ma setki czy tysiące kilometrów. Jego ruch wirowy ma związek z ruchem obrotowym Ziemi (na półkuli południowej zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a na północnej – przeciwnie). „Huragany nie występują w Polsce. Kiedy słyszę o huraganowych wiatrach w Polsce – zgrzytam zębami” – skomentował dr Baranowski.

Badacz wymienił trzy czynniki, które powodują, że huragan powoduje zniszczenie. Są to: intensywność fali przypływowej (np. w postaci cofki w delcie rzeki), deszcz i wiatr.

Jeśli chodzi o falę przypływową, to kiedy tworzący się na morzu huragan wejdzie na brzeg – wpycha spiętrzoną przez siebie wodę w głąb lądu. Nie jest to pojedyncza fala, jak w przypadku tsunami, ale wysoki poziom wody utrzymujący się, dopóki huragan nie przejdzie. W przypadku Miltona wysokość tej fali ma wychować i wynieść powyżej 4 metrów. „To właśnie fala przypływowa wywołuje najczęściej największe zniszczenia – ona przynosi powódź” – poinformował naukowiec.

Jako przykład podał cyklon Nagris, który w 2008 r. na terenie Mianmy spowodował śmierć kilkuset tysięcy osób (są podejrzenia, że rzeczywista liczba ofiar jest większa niż podawana oficjalnie przez władze) – bo tereny, przez które przechodził huragan, leżały na terenie depresji. Woda, którą przyniósł cyklon, zalała ten teren, a po przejściu cyklonu nie miała jak odpłynąć i pozostała na dłużej. Meteorolog zaznaczył, że wielu obywateli dałoby się ocalić poprzez wcześniejszą ewakuację, ale rządząca wtedy państwem junta wojskowa nie chciała przyjąć pomocy od innych państw.

W czasie huraganu zniszczenia wywoływane są też przez ekstremalne opady deszczu. Deszcz może być tak intensywny, że spowoduje podtopienia niezależnie od fali przypływowej. I tak w Puerto Rico nawiedzonym w 2017 przez huragan Maria deszcz spowodował szybkie wezbranie potoków górskich – „poziom wody na Rio de la Plata w ciągu ok. 2 godzin skoczył z 2 m do blisko 10 m, aż zmyło czujniki pomiarowe” – podał meteorolog.

Trzecim czynnikiem jest zaś wiatr, który może osiągać prędkość setek km/h i niszczyć to, co stanie mu na drodze. W najsilniejszym zarejestrowanym tajfunie, Tip na Filipinach, prędkość wiatru wyniosła rekordowe 305 km/h.

„Zarówno fala przypływowa, deszcz i wiatr w kluczowy sposób zależą od prędkości, z jaką huragan się przemieszcza. Jeśli przemieszcza się szybko, jego czas oddziaływania z danym obszarem jest krótki” – powiedział dr Baranowski. A wtedy są mniejsze zakumulowane opady, a wiatr nie ma czasu, by spowodować wiele zniszczeń.

Drugim elementem jest wielkość systemu. Jeśli cyklon jest duży – obszar oddziaływania jest większy. Więc i szkody mogą rozproszone na większym terenie.

„Wielkość przestrzenna huraganu, jego siła i intensywność, są niezależne od siebie. Największe huragany wcale nie są najsilniejsze. A te najsilniejsze nie muszą powodować największych zniszczeń” – powiedział dr Baranowski.

Huragan to poważne zagrożenie

.Na wielkość, prędkość huraganu i jego siłę ludzie nie mają wpływu. Jest jednak pewien zależny od nas czynnik, wpływający na skalę zniszczeń wywołanych przez huragany. To sposób wykorzystania przez ludzi terenu.

„Przy wyborze miejsca do życia, my ludzie, mamy tendencję do tego, żeby wybierać miejsca ładne. Niekoniecznie bierzemy pod uwagę, czy są to miejsca optymalne do życia, jeśli chodzi o rzadkie, choć realne zagrożenia naturalne. Tymczasem są obszary na świecie, gdzie wiadomo, że pewne kataklizmy co jakiś czas się zdarzają. W zasiedlaniu takich terenów potrzebna jest więc rozwaga i planowanie, że takie rzeczy mogą się zdarzyć” – zwrócił uwagę.

„Dostępne są zdjęcia pokazujące zdjęcia wybrzeży Florydy 100 lat temu i dziś. Gęstość zabudowy i zaludnienia jest dziś zdecydowanie wyższa” – powiedział meteorolog. I dodaje, że koszty zniszczeń na tym samym terenie będą dziś o wiele wyższe niż dawniej.

„W krajach określanych mianem trzeciego świata domy budowane są bardzo szybko z lekkich materiałów. Dawniej wydawało mi się, że taki system budowania domów wynikał z biedy. Ale teraz inaczej na to patrzę. Kiedy przechodzi huragan – całkowicie zmiata wszystkie budynki. To tragedia, ale nowy dom staje w miejsce starego niemal następnego dnia. Ludzie doszli tam do wniosku, że nie ma sensu, by budować coś bardzo drogiego, skoro wiadomo, że raz na jakiś czas musi to zostać zniszczone. Nawet proste rozwiązania czasem okazują się optymalne. Być może lekka zabudowa to całkiem dobre przystosowanie do egzystencji przy ciągłym zagrożeniu katastrofami naturalnymi” – powiedział naukowiec.

Kolejną rzeczą jest to, jak ludzie wpływają na krajobraz. „Musimy pamiętać, że jesteśmy częścią systemu. Jeśli zmieniamy krajobraz – będzie to miało wpływ na to, jak ten krajobraz radzi sobie z takimi czynnikami, jak deszcz, wiatr, fala przypływowa” – zwrócił uwagę. Dodał, że w wyniku huraganu duże koszty ponoszą te miasta, które mają mocno przekształcony krajobraz naturalny. A jeśli w miastach wprowadza się beton zamiast zieleni – zniszczenia są zwykle mniej skutecznie absorbowane.

Zależnym od ludzi czynnikiem wpływającym na niszczycielskie działanie huraganów jest też globalne ocieplenie. Badacz mówi, że wprawdzie na razie ze wzrostem temperatur nie rejestruje się wzrostu częstotliwości występowania huraganów na Ziemi. Monitoring prowadzony jest jednak zaledwie od czterech dekad, kiedy istnieją obrazy satelitarne. Nawet jednak jeśli liczba huraganów nie wzrośnie, to globalne ocieplenie zwiększy ich siłę niszczenia. Wynika to choćby z tego, że z temperaturą rośnie ilość pary wodnej w atmosferze. A z tym wiąże się m.in. większa ilość energii uwalnianej w huraganie i większa ilość opadów w czasie huraganu.

9 października o wybrzeża Zatoki Florydzkiej zbliżył się huragan Milton. Prognozowano, że nawiedzi on tereny, które dwa tygodnie wcześniej ucierpiały z powodu huraganu Helene. Huragan przeciął Florydę, zabijając co najmniej 10 osób i pozostawiając miliony gospodarstw domowych bez prądu. W czwartek przeniósł się nad Atlantyk. Milton stał się trzecim najszybciej nasilającym się huraganem w historii, rozwijając się z kategorii 1 do kategorii 5 w mniej niż 24 godziny.

„Te niezwykle wysokie temperatury powierzchni morza dostarczają paliwa niezbędnego do szybkiej intensyfikacji, której byliśmy świadkami” — powiedział w środę klimatolog Daniel Gilford z Climate Central, non-profitowej grupy badawczej. „W miarę jak ludzie zwiększają ilość gazów cieplarnianych w atmosferze, głównie poprzez spalanie paliw kopalnych, zwiększamy tę temperaturę na całej planecie” – wyjaśnił. 

Rozmawiał: Ludwika Tomala (PAP)

Czy powodzi dało się uniknąć?

.Przy okazji powodzi na Dolnym Śląsku w mediach społecznościowych pojawiła się narracja o tym, jakoby gospodarka prowadzona w tamtejszych lasach górskich była jednym z czynników, które zwiększyły rozmiar katastrofy czy nawet bezpośrednio ją spowodowały. Przy czym „gospodarka” jest tu eufemizmem, w rzeczywistości mogliśmy przeczytać: „wycinanie lasów”, „rabunkowa gospodarka”, „rzeź drzew” itp.

„Dzisiejszy wygląd lasów w Sudetach Zachodnich jest konsekwencją ich złożonej historii. Pierwotnie rósł tu las mieszany z przewagą gatunków liściastych. Na przełomie XIX i XX w. ówcześni niemieccy właściciele tych gruntów sadzili na nich świerki, które w ówczesnych uwarunkowaniach gospodarczych dawały nadzieję na szybki zysk (oczywiście w skali czasowej leśnictwa, czyli po jakichś 70 latach). W dodatku często sprowadzano nasiona z odległych rejonów nizinnych (np. z Niderlandów), z których wyrastały drzewa niedostosowane do sudeckiego klimatu. W tej chwili te drzewostany mają ponad sto lat i zamierają.

Szczególnie przejmującą ilustracją tego problemu była katastrofa ekologiczna, jaka miała miejsce w latach 80. ubiegłego wieku. Na niedostosowane monokultury świerkowe zaczęły opadać tzw. kwaśne deszcze wywołane intensywną industrializacją w PRL, Czechosłowacji i NRD. Doprowadziło to do zamarcia 39 proc. wszystkich lasów w Górach Izerskich.

Leśnicy w innych obszarach Sudetów Zachodnich cały czas mierzą się z tym dziedzictwem historycznym, zamieniając dożywające swoich dni drzewostany świerkowe na bardziej naturalne lasy mieszane jodłowo-bukowo-jaworowe. Turyści, widząc często wycięte świerki i pozostałe po nich tereny, mogą mieć wrażenie, że dzieje się tu coś nietypowego. I w pewnym sensie mają rację, tylko, że nie jest to rabunkowa gospodarka leśna, jak chcieliby niektórzy ekoaktywiści, lecz planowa przebudowa, która zapewni tu obecność lasów dla następnych pokoleń” – pisze w swoim artykule Andrzej TALARCZYK, przewodniczący Komisji Ochrony Przyrody Polskiego Towarzystwa Leśnego.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 października 2024