Jak Rosja chce osiągnąć dzietność do poziomu z czasów ZSRR?

Rosja chce zwiększyć dzietność

Rosja chce zwiększyć dzietność do najwyższego poziomu od czasów ZSRR. Instytuty Rosyjskiej Akademii Nauk i komisja parlamentarna oceniły przy tym, że doprowadzenie do wzrostu wskaźnika urodzeń będzie kosztowało budżet 4,4 biliony rubli (56 mld dolarów) – poinformował 25 czerwca portal Moscow Times.

Rosja chce zwiększyć dzietność

.Opracowanie powstało na żądanie rosyjskiego przywódcy. Władimir Putina zażądał opracowania mechanizmów, które miałyby doprowadzić do podniesienia współczynnika dzietności z obecnych 1,4 dziecka na kobietę do 1,8.

Przygotowana przez naukowców i polityków propozycja zakłada, że 1,8 biliona rubli (23 mld dolarów) miałoby zostać przeznaczone na bezpośrednią dystrybucję w ramach kapitału macierzyńskiego zależnego m.in. od liczby dzieci, a 900 mld rubli (11,5 mld dolarów) – na preferencyjne kredyty hipoteczne. Taka sama kwota zostałby przekazana na wsparcie pracujących matek, promowanie wartości rodzinnych i rozwój infrastruktury opieki nad dziećmi – przekazał portal. Na świadczenia dla rodzin wielodzietnych przeznaczono by 600 miliardów rubli, na wsparcie leczenia niepłodności – 200 miliardów.

Najwyższa dzietność od czasów ZSRR – cel Kremla

.Autorzy propozycji są przekonani, że efektem tego programu byłby wzrost współczynnika dzietności do 1,6 (w 2030 r.). W 2036 r. wskaźnik powinien zaś osiągnąć 1,8 — najwyższy poziom od czasów Związku Radzieckiego. Według służb statycznych Rosji w styczniu br. współczynnik dzietności w Rosji spadł do 1,39.

Całkowita liczba urodzeń spadła w 2024 roku do 1,2 mln – najmniej od 1999 r. Wówczas jednak do statystyk nie włączano danych o urodzeniach w Czeczenii ani na anektowanym później Krymie. Gdyby ponownie usunąć je ze statystyk okazałoby się, że sytuacja jest jeszcze trudniejsza. W latach 2018–2024 Rosja straciła ok. 3 mln ludzi z powodu wysokiej śmiertelności i niskiego wskaźnika urodzeń. W 2024 roku według służb statystycznych naturalny spadek populacji przyspieszył o 20 proc., osiągając 596 tys. osób, czyli średnio 1,63 tys. osób dziennie.

Demografia to klucz do rozwoju

.Na temat coraz bardziej osłabiającego Europę problemu niskiego przyrostu naturalnego i braku zastępowalności pokoleń, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Demografia, głupcy!„. Autor zwraca w nim uwagę na ogrom zagrożeń wiążących się z tzw. „polityką otwartych drzwi”.

„W 1885 r. Afryka miała tylko 100 milionów, m.in. w wyniku wywozu niewolników przez Arabów i Europejczyków przez stulecia. Europa (bez Rosji) miała wtedy 275 milionów – stosunek wynosił prawie 3:1 na korzyść Europy. Obecnie (2020) Afryka ma 1,3 miliarda, a w 2050 r. ma mieć 2,4 miliarda, 1/4 ludności świata”.

„To nie może nie mieć konsekwencji. Społeczeństwa afrykańskie są również bardzo młode, 40 proc. ludności ma poniżej 15 lat. To znaczy, że dominuje młodzież, w naturalny sposób aktywna seksualnie (stąd olbrzymia skala AIDS) i skłonna do ryzyka (dzieci żołnierze). To powoduje również, że połowa ludności nie ma praw wyborczych. Nawet na Zachodzie widzieliśmy rebelie młodzieży – liczebnej, lecz bez znaczenia w polityce: pokolenie dorosłych wysyła nas do Wietnamu, a my nie mamy nic do powiedzenia. W Afryce rządzą dorośli, również starzy dyktatorzy. To budzi niezadowolenie. Narusza też transmisję tradycji i kultury między pokoleniami. Kiedyś dzieci uczyły się, obserwując starszych i naśladując ich zachowanie, teraz żyją we własnym świecie. Taki przyrost uniemożliwia budowę odpowiedniej infrastruktury, państwo nie nadąża, przeżycie ułatwia korupcja. Kto może, wysyła dzieci do szkół za granicę, kilkadziesiąt procent chce emigrować. Emigrują nie tylko do Europy, również do lepiej prosperujących krajów afrykańskich i do lokalnych metropolii. Lagos, stolica Nigerii, w 1965 r. miało 350 tysięcy mieszkańców, a w 2012 r. – 21 milionów. Oczywiście większość to slumsy, ale chęć wyrwania się jest silniejsza. Podobnie wygląda z emigracją do Europy”.

.„Nieliczni mają możliwość wyjazdu w formie cywilizowanej. Posiadają wykształcenie, które pozwala na pracę, a dzięki zasobom mogą kursować między oboma światami. Na dole są ci, którzy tylko w telewizji widzą świat białego człowieka i o nim marzą. Kto przekracza pewien próg zamożności, może myśleć o ucieczce. Finanse są ważne, bo transfer kosztuje 2000–3000 dolarów, czyli roczny dochód. Chęć wyrwania się jest potężna, lecz przeprawa nie jest łatwa. A z drugiej strony otwarte granice nie są rozwiązaniem, trzeba widzieć fakty. Sam kiedyś napisałem (i zostałem zrugany za cynizm), że otwarcie granic przez Angelę Merkel było zachętą do ładowania się na chybotliwe łódki i ryzykowania życia na morzu. Co ciekawe, gdy w 2017 ruch się zmniejszył, a łodzie ratunkowe podpływały aż pod wody terytorialne Libii, proporcjonalna liczba zaginionych wzrosła pięciokrotnie. Popyt rodzi podaż – przemytnicy ładowali na 9-metrowe pontony do 130 osób, wielokrotnie więcej niż dopuszczalnie. Na „nawigatora”, który miał nawiązać kontakt z ratownikami, wyznaczano jednego z pasażerów (za zniżkę w cenie). Do tego, by silnik wartości 8000 euro nie przepadł, przemytnicy podpływali drugą łódką i go zabierali, pozostawiając pasażerów w dryfującym pontonie. Sama droga przez Libię wiąże się z brutalnym wykorzystywaniem przez przemytników, a droga przez Niger i Algierię jest ponoć jeszcze gorsza, lecz tam się żaden dziennikarz nie zapuszcza. Promocja takiej migracji ma z humanitaryzmem niewiele wspólnego” – pisze Jan ŚLIWA.

LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-demografia-glupcze/

PAP/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 czerwca 2025