Jan Rodowicz „Anoda” – bohater II wojny światowej
7 stycznia 1949 r. zginął Jan Rodowicz „Anoda”, żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski. Okoliczności jego śmierci do dziś nie zostały wyjaśnione, nie ma jednak wątpliwości, że do tragedii doprowadziły działania funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki.
Jan Rodowicz: sylwetka
.Jan Rodowicz był uczniem prywatnej Szkoły Powszechnej Towarzystwa Ziemi Mazowieckiej, gdzie wstąpił do 21. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. gen. Ignacego Prądzyńskiego. Uczęszczał do warszawskiego Państwowego Gimnazjum, a później w latach 1935-1939 do Liceum im. Stefana Batorego. W tym okresie został także członkiem 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego, tzw. Pomarańczarni. Jak przypomniał dr Przemysław Benken z IPN, autor monografii „Tajemnica śmierci Jana Rodowicza »Anody«”, wpływ na postawę Rodowicza miały tradycje walki patriotycznej, szczególnie żywe w jego rodzinie.
„Wywodził się z typowego, warszawskiego środowiska inteligenckiego, rodziny profesora Politechniki Warszawskiej, Kazimierza Rodowicza, w której żywa była pamięć o udziale przodków w walkach o niepodległość, m.in. w powstaniu styczniowym. Brat jego matki, gen. Władysław Bortnowski dowodził Armią Pomorze w 1939 r. Można więc powiedzieć, że jego dom był przepełniony historią i tradycjami patriotycznymi” – mówił dr Benken.
Już na początku okupacji niemieckiej Jan Rodowicz włączył się w działania powstającego Polskiego Państwa Podziemnego. Wstąpił do Szarych Szeregów, gdzie uczestniczył w akcjach sabotażowych. Kontynuował również naukę na tajnych kompletach liceum Batorego i w 1941 r. zdał tam egzamin maturalny. Później zatrudnił się w warsztacie elektrotechnicznym, a następnie Zakładach Philipsa. Po maturze uczęszczał na kurs budowy maszyn i elektrotechniki, a później kształcił się w Państwowej Szkole Elektrotechnicznej, którą ukończył w 1943 r.
Równocześnie kontynuował działalność podziemną. W 1942 r. wziął udział w drugim turnusie Zastępczego Kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej „Agricola”, dzięki czemu uzyskał awans na plutonowego podchorążego. Był też adeptem kursów wyszkolenia bojowego i wielkiej dywersji. W listopadzie 1942 r. mianowano go zastępcą dowódcy 2. drużyny Feliksa Pendelskiego w Hufcu Centrum Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Był bardzo lubiany przez towarzyszy broni. „Wszyscy zapamiętali go, jako duszę towarzystwa. Był człowiekiem kochającym życie. Nie stronił od żartów, miał wielkie powodzenie u swoich koleżanek, ale obiecał sobie, że do końca okupacji nie będzie tańczył. Gdy był w czasie wojny proszony do tańca, tłumaczył, że nie umie tańczyć, co oczywiście było nieprawdą. Uważał, że w tak trudnym okresie nie można się bawić” – zauważył biograf „Anody”.
Jan Rodowicz uczestniczył w wielu akcjach bojowych Armii Krajowej, m.in. w Akcji pod Arsenałem, podczas której odbito z rąk niemieckich Jana Bytnara „Rudego”; akcji „Celestynów”, mającej na celu odbicie więźniów przewożonych do obozu koncentracyjnego Auschwitz, oraz w akcji „Taśma”, w ramach której zaatakowano posterunek niemiecki w Sieczychach.
We wrześniu 1943 r., po zmianie organizacji Grup Szturmowych i stworzeniu Batalionu „Zośka”, Jan Rodowicz został zastępcą dowódcy 3. plutonu Konrada Okolskiego 1. kompanii, którą dowodził Sławomir Bittner pseud. Maciek. W listopadzie otrzymał stopień sierżanta podchorążego i funkcję pełniącego obowiązki dowódcy plutonu „Ryszard” 2. kompanii „Rudy”.
W tamtym okresie uczestniczył m.in. w przygotowaniu akcji uwolnienia więźniów pod Milanówkiem, w ataku na posterunek żandarmerii niemieckiej oraz w wysadzeniu przepustu kolejowego pod Rogoźnem. Równocześnie w pierwszej połowie 1944 r. wspólnie ze swoim plutonem odbył szkolenie wojskowe w Puszczy Białej.
Po wybuchu powstania warszawskiego początkowo walczył na Woli, gdzie był zastępcą dowódcy 3. plutonu „Felek” 2. kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka”. Brał m.in. udział w walkach o Cmentarz Ewangelicki, a 9 sierpnia został ciężko ranny w czasie ataku na szkołę przy ul. Spokojnej. 11 sierpnia został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari V klasy. Otrzymał również stopień porucznika.
31 sierpnia po ewakuacji Starówki przedostał się kanałami wraz z grupą rannych żołnierzy Batalionu „Zośka” na Śródmieście. Na tydzień trafił do szpitala przy ul. Hożej, a później dołączył do kolegów walczących na Czerniakowie. 15 września został ponownie ranny, podobnie jak następnego dnia podczas transportu do szpitala. Nocą z 17 na 18 września żołnierze tzw. armii Berlinga przewieźli go pontonem przez Wisłę na Pragę. Później przybywał na leczeniu w Otwocku, skąd powrócił na początku 1945 r. do rodziny przebywającej w Milanówku.
Odnowił kontakty ze współtowarzyszami z Batalionu „Zośka”, m.in. Henrykiem Kozłowskim pseudonim Kmita, który polecił go na dowódcę oddziału dyspozycyjnego szefa Obszaru Centralnego Delegatury Sił Zbrojnych płk. Jana Mazurkiewicza. Rodowicz zajmował się tam m.in. akcjami propagandowymi przeciwko władzom komunistycznym oraz ochroną odpraw szefostwa Delegatury.
Ścigany przez komunistów
.W sierpniu 1945 r., po rozwiązaniu DSZ, przeprowadził się do Warszawy, gdzie wspólnie z członkami Batalionu „Zośka” nadzorował ekshumację i pochówek poległych współtowarzyszy na stołecznych Powązkach. Po apelu płk. Mazurkiewicza z września 1945 r. ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną AK Okręgu Centralnego, z którą później przez pewien czas współpracował. W tym okresie zajmował się także spisywaniem list poległych i zaginionych żołnierzy Batalionu „Zośka” i współtworzył Archiwum Baonu Zośka. „Dzięki jego zaangażowaniu środowisko batalionu pozostało zintegrowane. Ci, którzy przetrwali, dzięki Anodzie spotykali się w kolejnych latach na zimowiskach urządzanych w górach. Jego działania, zmierzające do zachowania pamięci historycznej, sprawiły, że duża część jego archiwum przetrwała do dziś i nasza wiedza o Armii Krajowej jest większa” – mówił dr Benken.
Jan Rodowicz rozpoczął też studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej, z którego w kolejnym roku przeniósł się na Wydział Architektury. „Chciał uczestniczyć w odbudowie zrujnowanej Warszawy” – wskazał historyk z IPN.
„Komuniści uznawali go za ważnego członka konspiracji antyniemieckiej i poakowskiej. Miał bogate doświadczenie, jako oficer Armii Krajowej, a tym samym uznawano, że posiada umiejętności niezbędne do dowodzenia oddziałami partyzanckimi, które mogłyby także wystąpić przeciwko władzy komunistycznej w przypadku wybuchu III wojny światowej. Reżim zdawał sobie również sprawę z antykomunistycznych poglądów »Anody« i pozostałych żołnierzy Armii Krajowej i tego, że nie akceptują oni tzw. nowej rzeczywistości” – wyjaśnił dr Benken. Jego zdaniem te założenia były podstawą do rozpoczęcia inwigilacji Rodowicza „Anody”. Badacz dodał, że w tym okresie w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego zapadła decyzja o przystąpieniu do ataku na całe środowisko weteranów Armii Krajowej z dawnego zgrupowania płk. Jana Mazurkiewicza ps. Radosław. Pretekstem do pierwszych aresztowań było m.in. ukrycie przez żołnierzy AK broni, którą walczyli w Powstaniu Warszawskim.
24 grudnia 1948 r. „Anoda” został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i przewieziony do gmachu MBP, gdzie poddano go brutalnemu śledztwu, którego celem było zmuszenie go do zeznań obciążających jego kolegów. „Był pierwszym aresztowanym weteranem z dawnego Zgrupowania AK „Radosław”. Prawdopodobnie bezpieka uznawała, że będzie ważnym uczestnikiem przygotowywanego dużego procesu pokazowego. Rodowicz miał być pierwszą kostką domina doprowadzającego do masowych aresztowań członków Armii Krajowej. Jak podkreślił dr Benken, osoby, które miały zostać aresztowane, w owym czasie nie prowadziły jakiejkolwiek działalności antykomunistycznej i nie stanowiły bezpośredniego zagrożenia dla dyktatury komunistycznej. Celem funkcjonariuszy bezpieki było m.in. zmuszenie „Anody” do obciążenia jego przełożonego z okresu powstania, płk. Mazurkiewicza.
Rodowicz zginął w niejasnych okolicznościach 7 stycznia 1949 r. Zdaniem prokuratury i UB wyskoczył z czwartego piętra budynku. Według dr. Benkena „niezależnie od tego, jakie były faktyczne przyczyny zgonu Rodowicza, odpowiedzialność za jego śmierć ponosi komunistyczny aparat bezpieczeństwa”. W opinii autora „Tajemnicy śmierci Jana Rodowicza »Anody«” mało prawdopodobne jest, aby bohater Armii Krajowej został celowo zamordowany przez funkcjonariuszy bezpieki, ponieważ zgromadzone w ciągu dwóch tygodni od aresztowania zeznania są bardzo lakoniczne, a tym samym zamordowanie przyszłego uczestnika procesu pokazowego byłoby pozbawione sensu. „»Anoda« był dla nich na tak wczesnym etapie śledztwa zbyt cenny” – zwrócił uwagę historyk. Jego zdaniem funkcjonariusze bezpieki wbrew intencjom prowadzącego śledztwo „posunęli się zbyt daleko” w wymuszaniu zeznań przemocą. „Później mogli chcieć ukryć swoją niekompetencję i postanowili upozorować samobójstwo, wyrzucając ciało przez okno. Nie można też wykluczyć, że Rodowicz postanowił popełnić samobójstwo pod wpływem gróźb kierowanych podczas przesłuchań wobec jego rodziny oraz narzeczonej. Prawdopodobnie stosując tortury, funkcjonariusze UB prędzej czy później byliby też w stanie wymusić zeznania obciążające jego dawnych kolegów z konspiracji” – mówił dr Benken.
Historyk z IPN uważa również, że aresztowany wiedział także, iż śledztwo zatacza coraz szersze kręgi i celem komunistów jest eliminacja całego środowiska weteranów zgrupowania AK „Radosław” z życia publicznego. Dodał, że samobójczego skoku Rodowicza nie należy postrzegać, tak jak chcieliby tego komuniści, którzy twierdzili, że „Anoda” załamał się w śledztwie. „Tak twierdził nadzorujący przesłuchania Wiktor Herer, który po 1989 r. zeznawał, że Rodowicz załamał się w śledztwie i miał jakoby pretensje do swoich dawnych przełożonych z AK i gorzko przeżywał sytuację, w której się znalazł po aresztowaniu. „Wydaje się raczej, że samobójstwo było najwyższą ofiarą ze swojego życia, aby komuniści nie mogli wykorzystać wymuszanych w śledztwie zeznań. Prawdopodobnie nigdy nie wyjaśnimy wszystkich okoliczności tego zgonu” – zaznaczył dr Benken.
Wspomniany Wiktor Herer był jednym z najbardziej niebezpiecznych przeciwników podziemia niepodległościowego również ze względu na silne przywiązanie do ideologii komunistycznej. Już przed wojną był zaangażowany w nielegalną działalność komunistyczną. Pod okupacją sowiecką działał w bolszewickich organizacjach młodzieżowych na przejętej przez Sowietów Politechnice Lwowskiej. Następnie studiował w Tbilisi, gdzie zdobył wykształcenie ekonomiczne i – podobnie jak wielu innych późniejszych funkcjonariuszy bezpieki i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – był oficerem politycznym w 4. Dywizji Piechoty 1. Armii WP. Jak zauważył dr Benken, funkcje pełnione przez Herera „przydzielano komunistom o nieskazitelnej postawie ideologicznej i cieszącym się uznaniem towarzyszy”. Jedyną wadą Herera miała być „porywczość”, o której w raportach pisali jego przełożeni. Po latach Herer chwalił się złamaniem „Anody”, na co jednak nie wskazują dokumenty śledztwa i fakt, że w zeznaniach Rodowicz nie obciążył płk. Mazurkiewicza.
Dowody na „skuteczność” metod stosowanych przez Herera, które prowadziły do podejmowania prób samobójczych, znajdują się w zeznaniach innych żołnierzy Armii Krajowej, którzy wpadli w ręce komunistycznej bezpieki. „Byłem bliski popełnienia samobójstwa, kiedy po kolejnym przesłuchaniu Herer, zirytowany moimi zaprzeczeniami o ukryciu broni, wprowadził mnie do przyległego pokoju i pokazał wykopaną w al. Niepodległości metalową skrytkę z bronią. […] Przyjrzałem się uważnie, była to ta sama skrzynia, którą odbierałem od blacharza i przewiozłem do Janka Rodowicza. […] Był to dla mnie duży, bolesny cios. Zdawałem już sobie sprawę z konsekwencji, rozmiarów aresztowań i dalszych reperkusji. […] Samobójstwo rozważałem, biorąc pod uwagę wyskok z dużego, nieokratowanego okna klozetu-umywalni IV piętra na podwórze od ul. Koszykowej” – wspominał porucznik Henryk Kozłowski, przyjaciel „Anody”, dowódca kompanii „Maciek” batalionu „Zośka” w Powstaniu Warszawskim.
Mariusz Olczak, autor biografii „Jan Rodowicz Anoda. Życie i śmierć bohatera »Kamieni na Szaniec«” zauważa, że niemożliwe jest udzielenie odpowiedzi dotyczącej okoliczności śmierci bohatera AK. „Trudno dzisiaj wnieść coś nowego, a istotnego do okoliczności śmierci Anody. Niezwykle szczegółowe analizy, zarówno śledztwa przeprowadzonego przez członków rodziny, jak i jego przyjaciół z oddziału i historyków nie przyniosły ostatecznych rozstrzygnięć” – zauważa Olczak.
12 stycznia zwłoki „Anody” w tajemnicy przewieziono do zakładu pogrzebowego, a później anonimowo pochowano na Cmentarzu Powązkowskim. Bliscy o jego śmierci dowiedzieli się dopiero 1 marca. Dwa tygodnie później odbyła się ekshumacja i przeniesienie zwłok do rodzinnego grobu na Starych Powązkach.
Jan Rodowicz jest patronem 265. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej „Czata” i 1. Drużyny Harcerskiej „Las” w Murowanej Goślinie. W gmachu Politechniki Warszawskiej wmurowano także poświęconą mu tablicę, jego imię nosi również jedna ze stołecznych ulic. O życiu „Anody” opowiada film dokumentalny „Dlaczego” z 1990 r. oraz sztuka Teatru Telewizji z 2008 r. „Pseudonim Anoda”. W czasie obchodów 64. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Rodowicza Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. W 2021 r. obok gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości (w 1949 r. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego) odsłonięto pomnik Jana Rodowicza.
Od 2011 r. z inicjatywy Muzeum Powstania Warszawskiego przyznaje Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”, które otrzymują osoby, których działalność jest zgodna z etosem walczących w Powstaniu Warszawskim.
Polska silna swoją historią i tożsamością
.„Jeśli wolny świat zrezygnuje z aktywnej polityki pamięci, odda pole tym, których doświadczenia dwudziestowiecznych totalitaryzmów niczego nie nauczyły” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” KAROL NAWROCKI, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Jak podkreśla, „kilkadziesiąt lat komunistycznego zniewolenia skutkowało także tym, że polska historiografia niemal nie docierała do wolnego świata. W efekcie wykształcony człowiek na Zachodzie słyszał o masakrze francuskiej wsi Oradour, zrównanej z ziemią przez Waffen-SS, ale już nie o 817 polskich wsiach brutalnie spacyfikowanych w czasie II wojny światowej. Słyszał o pułkowniku Clausie von Stauffenbergu, autorze nieudanego zamachu na Adolfa Hitlera, a jednocześnie mógł zupełnie nie wiedzieć o tym, że w okupowanej Polsce o wolność i demokrację walczyła podziemna Armia Krajowa, licząca w szczytowym okresie ok. 380 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy”.
„Upadek żelaznej kurtyny nie sprawił, że z dnia na dzień zniknęły te dysproporcje. Choć polskie archiwa szeroko otworzyły się także dla zachodnich historyków i dziennikarzy, ci nadal woleli korzystać ze źródeł brytyjskich, francuskich czy niemieckich – trochę z przyzwyczajenia, trochę zapewne ze względów językowych. Wolna Polska, długo zaniedbująca politykę pamięci, nie była w stanie zaoferować skutecznego opowiadania światu swojej historii. W rezultacie zachodnie spojrzenie na nasze dzieje wciąż jest płytkie, a często też zniekształcone – jak na wystawie stałej Domu Historii Europejskiej w Brukseli” – pisze Karol NAWROCKI.
Jak przekonuje prezes IPN, „wszystkim, którzy głoszą naiwne hasła polityki bez historii, powtarzam do znudzenia: każde współczesne państwo prowadzi pewien rodzaj polityki pamięci. O tym, że w Berlinie stanie pomnik Pomordowanych Żydów Europy, zdecydowało głosowanie w Bundestagu. Na wiele podobnych sposobów niemieckie władze starają się przekonać świat, jakoby wzorowo rozliczyły się z ponurym dziedzictwem Trzeciej Rzeszy. Specyficzny rodzaj polityki historycznej uprawia dziś Federacja Rosyjska. To polityka oparta na wulgarnym kłamstwie, pogardzie dla ofiar komunistycznego totalitaryzmu i szacunku dla ich katów. Dość powiedzieć, że gdy w Warszawie obalony pomnik Dzierżyńskiego trafił do muzeum, w Moskwie stanął niedawno nowy”.
Karol NAWROCKI zaznacza, że „w dorosłość wchodzi pokolenie urodzone już w XXI wieku, długo po upadku komunistycznej dyktatury, a tym bardziej II wojny światowej. Lekcja historii, którą ich dziadkowie i pradziadkowie odbierali na własnej skórze, młodym została oszczędzona. Tradycyjna edukacja też nie zdziała tu cudów. Ważną rolę mają do odegrania miejsca pamięci, choćby ulokowane na terenie dawnych niemieckich obozów koncentracyjnych i zagłady oraz komunistycznych katowni. Dzisiejsi uczniowie szkół średnich otwarcie przyznają jednak, że główne źródło wiedzy historycznej to dla nich internet i gry komputerowe – wynika z badań „Edukacja dla pamięci”, przeprowadzonych na zlecenie IPN pod koniec 2022 roku. Nie zamykamy oczu na tę rzeczywistość. Instytut Pamięci Narodowej nigdy nie zrezygnuje z organizowania konferencji naukowych i wydawania monumentalnych monografii. Jeśli jednak chcemy nawiązać dialog z młodym pokoleniem, musimy umieć mówić jego językiem” – twierdzi Karol NAWROCKI.
PAP/Michał Szukała/WszystkoCoNajważniejsze/SN