Jarosław Iwaszkiewicz urodził się 130 lat temu

130 lata temu, 20 lutego 1894 r. urodził się Jarosław Iwaszkiewicz – pisarz, współtwórca grupy Skamander, redaktor naczelny „Twórczości”, prezes Związku Literatów Polskich, poseł na Sejm PRL i Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – autor m.in. „Panien z Wilka”, „Tataraku” oraz „Sławy i chwały”.

Skamandryta z Kresów Wschodnich

.Dla jednych niezwykle utalentowany pisarz, najważniejszy Skamandryta, dla drugich serwilistyczne nastawiony konformista, który dobrze żył z każdą władzą. Niewątpliwie jednak, był jedną z najważniejszych postaci polskiej literatury minionego stulecia, szczególnie zaś początków jego drugiej połowy.

„Iwaszkiewicz był przede wszystkim poetą, mimo że uprawiał nieomal wszystkie gatunki literackie i publicystyczne. Sięgał po dramat, prozę powieściową i opowiadania, tworzył eseistykę, był wytrawnym epistolografem i felietonistą. A jednak poezja zdaje się decydować o znaczącym miejscu tego pisarza w literaturze polskiej” – pisał Tomasz Wroczyński w monografii „O twórczości Jarosława Iwaszkiewicza”.

Przyjmuje się, że Jarosław Iwaszkiewicz urodził się 20 lutego 1894 r. w Kalniku pod Kijowem. Nie jest to jednak prawda, a przynajmniej nie do końca. Przyszły poeta urodził się bowiem jako Leon i nie 20 lutego, a dwa tygodnie później. Przyczyna rozbieżności w dacie urodzenia jest dość prozaiczna, jest nią inny kalendarz używany na wschodzie. „Za datę urodzin pisarza przyjmuje się dzień 20 lutego, prawdopodobnie jednak chodzi tu o kalendarz starego stylu, a to znaczyłoby, że w rzeczywistości Iwaszkiewicz przyszedł na świat dwa tygodnie później” – zauważa Marek Radziwon w książce „Iwaszkiewicz. Pisarz po katastrofie”.

Dzieciństwo spędził z matką w Warszawie, maturę zdawał jednak już po powrocie do Kijowa, w tamtejszym gimnazjum. W Kijowie rozpoczął również studia prawnicze, których ostatecznie jednak nie skończył. Jednocześnie uczęszczał do konserwatorium muzycznego. W 1918 r. dwudziestoczteroletni Iwaszkiewicz uciekając przed rewolucją w Rosji przeniósł się do Warszawy. Podczas wojny polsko-bolszewickiej zaciągnął się do wojska na ochotnika. Od 1928 r. mieszkał w podwarszawskiej Podkowie Leśnej w posiadłości nazwanej Stawiskiem.

„Jednym z najbardziej przejmujących przeżyć w ostatnich latach mojego życia była moja podróż na Ukrainę” – wyznał w nagraniu dla Polskiego Radia w późniejszych latach życia. „Urodziłem się w Kalniku, w małej cukrowni, gdzie mój ojciec był buchalterem. Kiedy byłem tam, na tym miejscu, gdzie stał dom, w którym się urodziłem, ujrzałem ten pejzaż, który zawsze, przez całe dzieciństwo stał przed moimi oczami – ten staw taki szeroko rozłożony, błyszczący o południu takimi iskierkami – było to bardzo poruszające, wszystkie wspomnienia i plastycznie wywołujące całe życie nie tylko moje, ale całej mojej rodziny” – opowiadał wówczas.

Na Ukrainę i ukraińskość Iwaszkiewicz będzie już zawsze szczególnie uwrażliwiony. „Trzeba sobie zdawać z tego sprawę, że Polska była dla mnie krajem egzotycznym, że opowiadano mi o niej w dzieciństwie jako o czymś dalekim i nieosiągalnym, że chwilami przemieniała się dla dziecka w krainę baśniową, że jej onomastyka brzmiała …jak onomastyka +Odysei+ czy +Ramajany+” – pisał w „Podróżach do Polski”. „Ukraina to jego ojczyzna, to ona go urodziła i wychowała jako twórcę” – mówił o Iwaszkiewiczu ukraiński poeta Dmytro Pawłyczenko.

Debiutował w 1915 r. wierszem „Lilith” w piśmie „Pióro”. Niedługo później razem z Julianem Tuwimem, Antonim Słonimskim, Janem Lechoniem i Kazimierzem Wierzyńskim, zaczął współtworzyć grupę poetycką Skamander – jedno z najważniejszych środowisk artystycznych przedwojnia. W 1922 r. poślubił Annę Lilpop. W latach 1923-1925 był sekretarzem marszałka Sejmu Macieja Rataja. Związany ze środowiskami sanacyjnymi, pracował w dyplomacji.

Podczas okupacji mieszkał w Stawisku. Razem z Marią Dąbrowską i Jerzym Andrzejewskim, kierował sekcją literatury w departamencie Oświaty, Nauki i Kultury Delegatury Rządu RP na Kraj. Brał udział w tajnej pracy kulturalnej, jego dom pełnił rolę konspiracyjnego ośrodka życia artystycznego (koncerty, spotkania autorskie, dyskusje). „Moi Rodzice uważali pomoc zagrożonym ludziom za rzecz tak naturalną, że nigdy nie starali się o żadne wyróżnienia czy nagrody” – podkreślała Maria Iwaszkiewicz. „Świadectw udzielonej pomocy jest wiele. Iwaszkiewiczowie pomagali sąsiadom i okolicznym mieszkańcom pochodzenia żydowskiego oraz przyjaciołom i znajomym ze środowiska literackiego. Byli istotnym składnikiem sieci pomocy, dzięki której wielu ludzi przeżyło wojenną gehennę” – czytamy na stronie internetowej Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku.

„Lubił siadywać w dużym gotyckim fotelu przy oknie, w gabinecie. Tutaj czytał najczęściej. Miał dobre światło i piękny widok na olbrzymią sosnę Uranię i aleje lipową i świerkową. W gabinecie stało wielkie biurko. Na nim mnóstwo drobiazgów, fotografie, także moje. Jedna z Krupówek: dwa zakopiańskie misie – czarny i biały – i ja między nimi. Jarosław wysłał mi to zdjęcie, gdy byłem w wojsku. Podpisał: „Czarnemu daj w mordę, a białego całuj”. Jest w tym ukryte przesłanie, czarne to zło, białe – dobro” – opowiadał w 2015 r. „Dziennikowi Bałtyckiemu” Wiesław Kępiński, ocalały z rzezi Woli, przybrany syn Iwaszkiewicza, którego pisarz adoptował, ofiarowując mu dom, wychowanie oraz wykształcenie.

„W okresie międzywojennym Iwaszkiewicz nie należał do pierwszoplanowych postaci literatury polskiej. Pozostawał na marginesie grupy Skamandrytów, nie był też gwiazdą nowej prozy lat trzydziestych. Do centrum literatury polskiej Iwaszkiewicz wkroczył dopiero — nie bez komplikacji — po 1945 r.” – Zauważa slawista i znawca literatury polskiej prof. German Ritz w monografii „Stosunek niejednoznaczny, czyli Jarosław Iwaszkiewicz wobec władzy”.

Po wojnie Iwaszkiewicz od 1947 r. wydawał „Nowiny Literackie”. Kilkakrotnie pełnił funkcję prezesa Związku Literatów Polskich. W 1955 r. został redaktorem naczelnym pisma „Twórczość”, w latach 1955-1980 był posłem na Sejm Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. „Znaczna część interpretatorów utrzymuje, że Iwaszkiewicz jest pisarzem sprawiedliwej równowagi, mediatorem między dwom a przeciwstawnymi stronami świata i istnienia: piękną i okropną, ciemną i jasną, że jest – +spokojnym mędrcem+. […] Drudzy oskarżają Iwaszkiewicza […] za symbiozę pierwiastków fatalistycznych z epikurejskimi, dostrzegają w nim nie tylko hedonistę i estetę, który owszem, wyraża aprobatę dla trwania, ale i też zawiera bez większych oporów kompromisy z porządkiem rzeczy i usprawiedliwia fakty dokonane historii” – pisał w 1979 r. krytyk i historyk literatury Tomasz Burek.

Iwaszkiewicz jest autorem wielu opowiadań, wierszy i dramatów. Wybitną pozycję Iwaszkiewicza we współczesnej literaturze polskiej utrwaliła – jak podkreślają krytycy – przede wszystkim jego nowelistyka zapoczątkowana zbiorami „Panny z Wilka” (1933) i „Młyn nad Utratą” (1936). Nastrój nostalgicznych historii o daremności ludzkich poczynań, marzeniach niweczonych przez czas, rozwija się w późniejszych utworach, takich jak: „Pasje błędomierskie”, „Matka Joanna od Aniołów”, „Młyn nad Lutynią”. „Sny”, „Ogrody”, „Noc czerwcowa”, „Heydenreich”. „Jutro żniwa”, „Xenie i elegie”, „Śpiewnik włoski”, a przede wszystkim wydany w 1977 r. tom „Mapa pogody” – to najbardziej cenione tomiki poetyckie Iwaszkiewicza. Jego dorobek obejmuje także dramaty, m.in. „Lato w Nohant”, „Maskarada”, „Wesele pana Balzaca”, szkice i eseje biograficzne o tematyce muzycznej, np. „Spotkania z Szymanowskim”, „Chopin”, tomy wspomnień, m.in. „Podróże do Polski”, zbiory felietonów i recenzji. Z jego twórczości czerpali tacy filmowcy, jak Jerzy Kawalerowicz, reżyser filmu „Matka Joanna od Aniołów” oraz Andrzej Wajda, który przeniósł na duży ekran „Panny z Wilka” i „Brzezinę”.

Jarosław Iwaszkiewicz i jego dziedzictwo

.Ocena postaci Jarosława Iwaszkiewicza od lat dzieliła polskie środowisko artystyczne. Z jednej strony pisarz spotykał się z ostrą krytyką swoich postaw, inni zaś z podziwem wyrażali się o jego talencie. „Należał nawet w najgorszych latach stalinowskich do nomenklatury świata kultury, był świadom swoich atutów i umiejętnie je wykorzystywał. Pozostawał bezpartyjny i nie tylko dlatego, że wstąpienie do partii kłóciłoby się z jego poglądami, ale dlatego, że wiedział, że jest potrzebny właśnie jako bezpartyjny” – kreślił postać pisarza Marek Radziwon.

Do piewców talentu pisarza należał noblista, jeden z najważniejszych polskich poetów XX wieku, Czesław Miłosz. „Uwielbiałem Iwaszkiewicza. Byłem bardzo młodym chłopcem, kiedy przeczytałem jego wiersze. Dla mnie to była rewelacja. Rzeczywiście, Iwaszkiewicz miał bardzo duże znaczenie. Ja to tak interpretuję, że w Polsce nie było Rimbauda. […] Iwaszkiewicz uczynił właściwie w polskiej poezji to, co powinien był przynieść jakiś poeta początku XX wieku. On jest, powiedzmy, podarunkiem zastępczym zamiast Młodej Polski. […] Wydaje mi się […], że Iwaszkiewicz jako poeta okresu przedwojennego pozostanie bardzo ważny” – powiedział w rozmowie z Renatą Gorczyńską.

Jarosław Iwaszkiewicz zmarł 2 marca 1980 r. w Warszawie. W karnawale Solidarności nie odgrywał już tak istotnej roli, jak we wcześniejszych latach. W kwietniu 1991 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie odznaczył pośmiertnie Annę i Jarosława Iwaszkiewiczów tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Pisarz spoczął na cmentarzu w Brwinowie. W Stawisku zaś urządzono muzeum poświęcone jego życiu i twórczości. 

Czy polska literatura doświadczy jeszcze drugiego Iwaszkiewicza lub Miłosza?

.Poeci okresu Młodej Polski są tak często wspominani nie bez przyczyny. Ich działalność artystyczna była wynikową wyjątkowego talentu ale także epoki w której żyli, epoki, której historia ich uformowała. Być może warto jednak zadać pytanie na temat stanu współczesnej literatury rodzimej. O tej kwestii pisze w artykule prof. Wojciech KUDYBA, wykładowca akademicki i kierownik Katedry Polskiej Literatury Współczesnej i Krytyki Literackiej UKSW.

„Myśląc o źródłach siły literatury polskiej, ogarniamy więc refleksją to, w jakim stopniu jest ona w stanie rozpoznać i zamknąć w artystycznej formie skomplikowany splot przeżyć, który w ostatnich dziesięcioleciach zadecydował o kształcie naszej kultury. Rezerwuar naszych kulturotwórczych doświadczeń jest przecież ogromny. Skrywa zarówno dzieje współpracowników aparatu komunistycznej opresji, jak i dzieje jego ofiar. Mieści w sobie nie tylko historię walki z Kościołem, ale i wyjątkowego, bo nietożsamego z teologią wyzwolenia dialogu antytotalitarnej lewicy i Kościoła w latach 80. Obejmuje zarówno narodziny, jak i niepowtarzalną ewolucję mitu racji moralnej (tkwiącego u źródeł Solidarności) oraz samego etosu Solidarności. Zawiera w swych przepastnych archiwach nie tylko pamięć o radykalnych przemianach ekonomicznych, cywilizacyjnych i kulturowych, ale także przemiany samej polityki pamięci. Nawet skorowidz naszych najważniejszych zbiorowych przeżyć ostatnich dziesięcioleci wydaje się zbyt długi, by mógł zmieścić się w ramach niniejszego tekstu… Trudno też przecenić ich wagę. Co więcej: niepodobna odmówić im dramatyczności i siły wyrazu” – zaznacza profesor.

Autor zastanawia się, co zadecydowało o tym, że w tak nikły sposób zostały one uobecnione w naszej literaturze? Fakty są przecież bezlitosne: w ciągu ostatnich trzydziestu lat powstało u nas ledwie kilka książek próbujących mierzyć się z najważniejszymi doświadczeniami historycznymi, kształtującymi kulturę w ciągu minionych czterdziestu czy pięćdziesięciu lat.

 Nie miejmy też do siebie pretensji, gdy okaże się, że mamy kłopot z wymienieniem ich tytułów lub nazwisk ich autorów. Nie istniały i do tej pory nie działają u nas żadne skuteczne mechanizmy promocji dzieł literackich podejmujących próbę zapisania polskiego losu ostatnich dekad. Pomimo najnowszego Nobla nasza literatura nie wzbogaca dziś wielkiej konwersacji ludzkości o nowe tony, bo nie mówi w niej własnym głosem. 

„Nie miejmy też do siebie pretensji, gdy okaże się, że mamy kłopot z wymienieniem ich tytułów lub nazwisk ich autorów. Nie istniały i do tej pory nie działają u nas żadne skuteczne mechanizmy promocji dzieł literackich podejmujących próbę zapisania polskiego losu ostatnich dekad. Pomimo najnowszego Nobla nasza literatura nie wzbogaca dziś wielkiej konwersacji ludzkości o nowe tony, bo nie mówi w niej własnym głosem” – pisze prof. Wojciech KUDYBA.

W jego opinii, może trzeba zastanowić się nad tym, czy literatura polska w ogóle chce uzyskać oryginalność i moc przyciągania uwagi światowych czytelników? Być może nie chce, skoro od wielu lat pozostaje obojętna wobec polskiego losu…

„A może należy zapytać bardziej uczenie: o to, jakie procesy po 1989 r. zadecydowały o tym, że nadal nie jest ona w stanie opowiedzieć zarówno nam, jak i innym o doświadczeniach fundujących naszą tożsamość? Może o odpowiedź trzeba poprosić właśnie uczonych, zwłaszcza amerykańskich? Pokusa jest silna, bo to właśnie oni zauważyli, że przełom 1989 r. kończył co prawda w krajach Europy Środkowej okres kolonialnej dominacji imperium sowieckiego, ale za to zainicjował epokę ich ekonomiczno-intelektualnej zależności od centrów szeroko pojętej kultury euroatlantyckiej” – pyta autor.

Amerykański literaturoznawca Steven Tötösy de Zepetnek już w latach 90. dostrzegł charakterystyczne dla elit środkowoeuropejskich przekonanie o podrzędności i peryferyjności ich rodzimych kultur wobec oferty kulturowej Zachodu. Wtórowali mu inni (np. Clare Cavanagh, Ewa Thomson, a spośród polskich badaczy m.in. Dariusz Skórczewski). Przekonywali oni, że wspomniany kompleks podrzędności uruchamiał najpierw silne mechanizmy mitotwórcze – prowadził z jednej strony do idealizacji czy nawet sakralizacji obszaru uznawanego za kulturowe centrum, z drugiej zaś do anihilacji oraz infernalizacji kultury rodzimej, uznawanej zarówno za siedlisko wszelkiego zła, jak i za terytorium naznaczone brakiem jakiejkolwiek wartości.

„Kolejnym etapem działania tego mechanizmu było przekonanie o konieczności bezwarunkowego podporządkowania się idealizowanemu Zachodowi, a w konsekwencji – tabuizacja treści rodzimej kultury oraz świadomościowe wyparcie własnej do niej przynależności” – pisze prof. Wojciech KUDYBA.

W jego opinii człowiek pióra (a więc literat, publicysta, a także krytyk literatury i naukowiec humanista) dotknięty syndromem kolonialnego podporządkowania dokłada zazwyczaj wszelkich starań, by opisać swoją społeczność nie tak, jak postrzega ona samą siebie, lecz tak, jak widzą ją przedstawiciele centrum. Jeśli selekcjonuje tematy i fakty związane z jego rodzimą kulturą, to czyni to w taki sposób, by nie naruszyć żadnego ze stereotypów, które na jej temat funkcjonują w dominujących dyskursach kultury Zachodu. 

„Trudno nie przyznać racji badaczom z kręgu tzw. krytyki postkolonialnej, którzy w obszarze polskiej literatury ostatniego trzydziestolecia dostrzegają wdzięczny obiekt obserwacji wspomnianego syndromu. To on decyduje o tym, że literatura polska bywa dziś zarówno doceniana, jak i słaba. Niestety” – przypomina ekspert.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lutego 2024