Jedna trzecia miejskiej ludności Chin zagrożona przez osiadanie gruntów

Prawie połowie z 82 głównych chińskich miast grozi zatonięcie przez szybkie osiadanie gruntów. Naukowcy oszacowali, że bez podjęcia odpowiednich środków do 2120 r. problem ten może pozbawić domów od 55 do 128 milionów osób.
Chińskim miastom grozi zatonięcie
.Na łamach czasopisma „Science” ukazała się analiza badaczy z Uniwersytetu Anglii Wschodniej i Virginia Tech, pokazująca, że zaskakująco duża liczba chińskich miast zapada się. Zdaniem autorów problem był do tej pory pomijany i niedoszacowany, tymczasem stanowi ogromne zagrożenie.
Jak wyjaśniają oni w swojej publikacji, osiadanie, czyli obniżanie się powierzchni Ziemi, jest procesem powszechnym, choć niekiedy dramatycznym. Potencjalnie aż 19 proc. światowej populacji jest narażone na wysokie ryzyko związane z tym procesem.
Osiadanie gruntów jest spowodowane szeregiem czynników naturalnych i antropogenicznych, wśród których kluczowe jest wywołane przez człowieka wycofywanie wód podziemnych.
Na potrzeby badania naukowcy przeanalizowali dane satelitarne odwzorowujące osiadanie lądów na terenie całych Chin. Uwzględnili 82 miasta, których łączna populacji wynosi prawie 700 milionów ludzi. Okazało się, że 45 proc. badanych ośrodków miejskich zapada się (na terenach tych żyje 270 milionów osób), a tempo osiadania 16 proc. z nich wynosi 10 mm rocznie lub więcej (w takich miejscach żyje około 70 milionów ludzi). Najgorsza sytuacja jest w Pekinie i Tiencinie.
Miasta przybrzeżne, jak właśnie Tiencin, są szczególnie zagrożone, ponieważ osiadający ląd idzie w parze ze spowodowanym zmianami klimatu wzrostem poziomu morza. Jakie mogą być tego skutki, pokazuje sytuacja, do której doszło w 2005 r. w Nowym Orleanie, kiedy huragan Katrina spowodował zalanie ponad 80 proc. obszaru miasta. Była to jedna z największych katastrof naturalnych w historii Stanów Zjednoczonych, a za główną przyczynę tak dużych zniszczeń uznano wcześniejsze zapadnięcie się terenu południowej Luizjany.
Jeśli chodzi o Pekin, to w jego przypadku osiadaniu gruntów sprzyjają wibracje powodowane przez ruch drogowy oraz drążenie tuneli; osiedla położone w pobliżu linii metra oraz autostrad zapadają się tu nawet o 45 mm rocznie.
Zagrożone osiadaniem jest także największe miasto Chin – Szanghaj. W ciągu ostatniego stulecia jego poziom obniżył się aż o 3 metry i proces ten nadal trwa.
Osiadanie gruntów
.Zdaniem specjalistów takie tempo osiadania gruntów w połączeniu z prognozowanym wzrostem poziomu morza, spowoduje, że obszar chińskich miast położonych poniżej poziomu morza do 2120 r. potroi się, zagrażając od 55 do 128 milionom mieszkańców. Bez zdecydowanej reakcji władz może to mieć katastrofalne skutki.
„Osiadanie lądów zagraża integralności strukturalnej budynków i infrastruktury krytycznej oraz nasila skutki zmiany klimatu, np. powodzi, szczególnie w miastach przybrzeżnych, wrażliwych na wzrastający poziom morza” – mówi prof. Robert Nicholls z Uniwersytetu Anglii Wschodniej.
Specjalista uważa, że ratunkiem może być zmiana polityki wykorzystywania wód gruntowych. W Osace i Tokio, gdzie ich pobór został zatrzymany w latach 70. XX wieku, proces osiadania ustał lub znacznie się zmniejszył.
Chociaż proces osiadania lądów spowodowany działalnością człowieka był rozpoznany w Chinach już wcześniej, autorzy omawianego badania twierdzą, że ich nowe wyniki wzmacniają potrzebę reakcji na szczeblu krajowym. Zresztą – dodają – problem ten występuje w podatnych miastach nie tylko w Chinach, ale na całym świecie.
Dlatego wzywają społeczność naukową do przejścia od pomiarów i analiz do pogłębienia rozumienia konsekwencji tego procesu i opracowania rozwiązań (najlepiej we współpracy z urbanistami).
„Wiele miast na całym świecie opracowuje strategie zarządzania ryzykiem związanym ze zmianą klimatu i wzrostem poziomu morza – podsumowuje prof. Nicholls. – Nasze badanie pokazuje, że należy się zając także osiadaniem lądu, które jest bardziej powszechne, niż dotychczas sądzono”.
Nadchodzi katastrofocen
.Australijski pisarz, prof. Julian CRIBB, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” zaznacza, że: „Dobra wiadomość jest taka, że antropocen dobiega już końca. Będzie to najkrótsza epoka geologiczna w całej historii Ziemi. Zła wiadomość brzmi zaś: zaczyna się katastrofocen”.
„Będzie to era współoddziaływania dziesięciu katastrofalnych zagrożeń, które, jak ostrzega wielu naukowców, mogą przyśpieszyć koniec ludzkiej cywilizacji i potencjalnie doprowadzić do wyeliminowania naszego gatunku z nienadającej się do zamieszkiwania Ziemi”.
„Holocen, stabilny klimatycznie okres, który umożliwił ludziom rozwój rolnictwa i miast, jest już za nami. Trwał on mniej więcej 11 650 lat, od ostatniej epoki lodowcowej do połowy XX wieku. Teraz znajdujemy się w zupełnie innym świecie, nazwanym w 2000 roku przez holenderskiego laureata Nagrody Nobla Paula Crutzena „antropocenem” – epoką, w której człowiek stał się prawdziwie geologiczną siłą, przekształcającą i zmieniającą całą planetę, jej atmosferę, oceany, ziemię i samo życie. Według obecnych wskazań antropocen ma trwać nie więcej niż sto czy dwieście lat”.
„Niestety, wszystko wskazuje na to, że nadchodzi czas znacznie bardziej ponury. Niemal każdy dzień przynosi świeże doniesienia o kolosalnych niezamierzonych skutkach działalności człowieka na całej planecie – rozległe powodzie, dziesiątki tysięcy szalejących pożarów, burze pyłowe zmiatające wierzchnią warstwę gleby z pól, fale upałów, wyschnięte rzeki i jeziora, topniejące lodowce, niewyobrażalne straty wśród zwierząt i wszelkich istot żywych – kurczące się lasy, malejące zarybienie, zatruta woda i żywność, zanieczyszczone oceny i powietrze, zmniejszająca się ilość tlenu w atmosferze, głód, rozprzestrzenianie się nowych chorób, masowa migracja (350 milionów ludzi rocznie), pojawienie się potężnych nowych technologii, których skutków nie znamy i nie kontrolujemy, a także ogólnoświatowy wysyp podstępnych, złośliwych kłamstw na temat wszystkich tych kwestii”.
„Wymienione zjawiska są fizycznymi przejawami tego, co Rada na rzecz Przyszłości Człowieka określiła mianem „egzystencjalnego zagrożenia” dla ludzkości. Choć kryzys ten jest uznawany przez wielu naukowców i pojedynczych obywateli za rzeczywisty, większość rządów, korporacji i polityków raczej niechętnie akceptuje jego istnienie pomimo dowodów, które mają przed oczami” – pisze prof. Julian CRIBB w tekście „Nadchodzi katastrofocen„.
PAP/Katarzyna Czechowicz/WszystkocoNajważniejsze/eg