Jesteśmy tu, by kontynuować pracę, którą rozpoczął prezydent Donald Trump - Pete Hegseth w Brukseli

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte powiedział, że spodziewa się, iż ministrowie obrony krajów NATO na spotkaniu w Brukseli uzgodnią nowe cele w zakresie zdolności obronnych. Celem jest też zrównoważenie nakładów na obronność między Europą, Kanadą i USA – dodał. Na spotkaniu obecny był również sekretarz obrony USA Pete Hegseth.

Czy państwa NATO zdecydują o podwyższeniu celu wydatków na obronność?

.Spotkanie w Brukseli jest elementem przygotowań do zaplanowanego pod koniec czerwca szczytu NATO w Hadze, na którym kraje Sojuszu mają podjąć zobowiązania dotyczące większych wydatków na obronność, zwiększenia produkcji zbrojeniowej i wsparcia Ukrainy.

„Przewiduję, że zgodzimy się co do celów w zakresie zdolności. (…) Podejmiemy decyzję o tym, co musimy zrobić, aby móc się bronić, gdy zostaniemy zaatakowani, i mieć zdolności do obrony, gdy nie jesteśmy atakowani” – powiedział Rutte o spotkaniu ministrów obrony w Brukseli.

Jak dodał, przewiduje również, że w Hadze państwa NATO zdecydują o „znacznym podwyższeniu celu wydatków (na obronność) dla wszystkich krajów w NATO”.

„Musimy inwestować w nasze systemy obrony powietrznej, musimy inwestować w nasze rakiety dalekiego zasięgu, musimy inwestować w nasze siły lądowe, systemy dowodzenia. To oznacza ogromne inwestycje, których potrzebujemy na całym terytorium NATO” – oświadczył Rutte.

Zapowiedział też, że przedstawi nową propozycję dotyczącą celu wydatków na obronność NATO.

Jesteśmy tu, by kontynuować pracę, którą rozpoczął prezydent Donald Trump – sekretarz obrony USA Pete Hegseth

.Na spotkaniu w Brukseli Stany Zjednoczone będą reprezentowane przez szefa Pentagonu Pete’a Hegsetha. Jak powiedział dziennikarzom, zobowiązanie do wydatków na obronę w wysokości 5 proc. PKB zostanie przyjęte jako wspólne w ramach NATO.

„Jesteśmy tu, by kontynuować pracę, którą rozpoczął prezydent (USA) Donald Trump, czyli zobowiązanie do 5 proc. wydatków na obronę w ramach Sojuszu, co naszym zdaniem zostanie spełnione” — powiedział.

Pozytywnie do propozycji podniesienia wydatków na obronność odniósł się minister obrony Szwecji Pal Jonson, który powiedział, że jego kraj chciałby, aby osiągnęły one poziom 5 proc. PKB w 2030 r.

Z kolei minister obrony Niemiec Boris Pistorius poinformował, że ramach nowych celów dotyczących zdolności NATO jego kraj będzie potrzebować 50-60 tys. dodatkowych żołnierzy. Dodał, że NATO powinno jasno określić w swojej deklaracji ze szczytu w Hadze, że Rosja jest dla Sojuszu największym zagrożeniem.

Obecny cel NATO, do którego sojusznicy zobowiązali się na szczycie w Walii w 2014 roku, to przeznaczanie co najmniej 2 proc. PKB na obronę. Obecnie nikt w stolicach państw Europy i Ameryki Północnej nie ma jednak wątpliwości, że to za mało.

Prezydent USA Donald Trump zażądał podniesienia celu do 5 proc. PKB, co spotkało się z mieszanymi reakcjami państw członkowskich. Dla części krajów tzw. wschodniej flanki NATO, w tym Polski i krajów bałtyckich, jest to cel do zaakceptowania, bo już teraz wydają one niewiele mniej na swoją obronę. Dla wielu państw zachodniej Europy, np. Hiszpanii, żądanie Trumpa jest z kolei trudne do przyjęcia.

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte w reakcji na ten postulat na początku maja przedstawił członkom Sojuszu kompromisową propozycję: zwiększenie celu wydatków na obronę do 3,5 proc. PKB i przeznaczenie kolejnych 1,5 proc. na inne obszary związane z bezpieczeństwem, takie jak infrastruktura czy cyberbezpieczeństwo.

Jeśli zwycięży rozsądek, to jesteśmy w stanie doprowadzić do trwałego pokoju

.Naszym głębokim przekonaniem jest to, iż dalsze trwanie tego konfliktu szkodzi wszystkim: nam, Europie, Rosji i Ukrainie. Uważamy, że jeśli zwycięży rozsądek, to jesteśmy w stanie doprowadzić do trwałego pokoju. Takiego pokoju, który przyniesie korzyści gospodarcze zarówno Ukraińcom, jak i Rosjanom, a co najważniejsze takiego pokoju, który zakończy dalszą utratę istnień ludzkich – mówił J.D. VANCE w trakcie Monachijskiego Spotkania Liderów w Waszyngtonie, 7 maja 2025 r.

Czy uważa Pan, że Stany Zjednoczone powinny nadal uważać się za europejską potęgę? W Monachium powiedział Pan, że „wciąż jesteśmy w tej samej drużynie” – czy rzeczywiście tak jest nadal? I co to oznacza dla obecności Stanów Zjednoczonych w Europie oraz relacji amerykańsko-europejskich?

J.D. VANCE: Tak, nadal głęboko wierzę, że Stany Zjednoczone i Europa grają w tej samej drużynie. Jak wiadomo, czasem jestem krytykowany za bycie hiperrealistą. Zarzuca mi się, że postrzegam politykę zagraniczną wyłącznie w kategoriach transakcyjnych. Co Ameryka z tego ma? Co reszta świata z tego ma? I że skupiam się tak mocno na tej czysto transakcyjnej wartości, że czasami pomijam humanitarny czy moralny wymiar tych działań.

Myślę, że przynajmniej w przypadku Europy to nie jest pełne ujęcie moich poglądów, bo uważam, że cywilizacja europejska i cywilizacja amerykańska, kultura europejska i kultura amerykańska są ze sobą bardzo mocno powiązane – i zawsze takie będą. Uważam, że kompletnie absurdalne jest myślenie, że kiedykolwiek uda się wbić trwały klin między Stany Zjednoczone a Europę.

To oczywiście nie znaczy, że nie będziemy mieć sporów. Nasza bliskość nie oznacza, że Europejczycy nie będą krytykować Stanów Zjednoczonych ani że Stany Zjednoczone nie będą krytykować Europy. Uważam, że fundamentalnie musimy być – i jesteśmy – po tej samej cywilizacyjnej stronie. Sądzę, że pojawia się tu ważne pytanie: co oznacza ten fakt w XXI wieku? Moim zdaniem, tak jak i zdaniem prezydenta, oznacza to, że my wszyscy po obydwu stronach Atlantyku trochę zbyt mocno przyzwyczailiśmy się do architektury bezpieczeństwa z ostatnich 20 lat. Prawda jest taka, że ta architektura nie wystarcza, by sprostać wyzwaniom, które czekają nas w kolejnych dwóch dekadach.

Istnieje więc wiele sposobów, w jakie ten sojusz będzie się rozwijał i zmieniał w przyszłości – tak samo jak rozwijał się i zmieniał w latach 1945–1975 czy później, w okresie 1975–2005. Uważam, że właśnie wchodzimy w jedną z takich faz, w których będziemy musieli na nowo przemyśleć wiele fundamentalnych kwestii. Jestem też przekonany, że powinniśmy przemyśleć je wspólnie. To jest podstawowe przekonanie – zarówno moje, jak i prezydenta.

Wspomniał Pan, że to już trzeci raz, kiedy mam okazję przemawiać do grupy związanej z Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa. Oczywiście, swoje wystąpienia wspominam bardzo dobrze. Zwłaszcza ten pierwszy raz – kiedy byłem jeszcze senatorem Stanów Zjednoczonych reprezentującym Ohio. Na tamtym pierwszym panelu był też David Lammy, który wtedy był zwykłym posłem opozycji, a dziś pełni zaszczytną funkcję ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii.

Obydwaj zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Tak więc nadal uważam, że sojusz z Europą jest niezwykle ważny. Uważam przy tym jednak, że aby pozostał on ważny i abyśmy byli dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi – a myślę, że jesteśmy bardzo prawdziwymi przyjaciółmi – konieczne jest to, abyśmy rozmawiali o ważnych kwestiach. Wiem, że jest to ważna część tego, co robi cała ta grupa, więc cieszę się, że tu jestem.

– Myślę, że do Europy dotarło przesłanie, że musimy wziąć na siebie znacznie większy ciężar. Jak Pan wie, wszyscy staramy się wydawać więcej. Niektórzy wydają naprawdę dużo więcej niż wcześniej. I chociaż niektórzy pozostają nieco w tyle, to myślę, że zmierzamy we właściwym kierunku.

Przejdę teraz do naprawdę konkretnej i pilnej kwestii, a mianowicie Ukrainy. Na podstawie tego, co widzimy w mediach, wydaje się, że administracja Donalda Trumpa zgadza się z większością z nas w Europie, że niestety Rosja nie wykazuje realnej woli zakończenia tego konfliktu zbrojnego. Jeśli to rzeczywiście nasza wspólna ocena sytuacji, to czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o amerykańskiej strategii na przyszłość?

Wszyscy chcemy, by ta wojna się skończyła. Jednak dodam tu coś od siebie: chociaż uważam, że administracja Donalda Trumpa postąpiła słusznie, rozpoczynając negocjacje pokojowe Rosji i Ukrainy, to problem leży w tym, iż Rosjanie raczej nie są zainteresowani żadnym „układem”, który można by im zaproponować. Jak według Pana będą wyglądać następne kroki?

– Dziękuję za miłe słowa pod adresem administracji. Oczywiście uważam, że rozpoczęcie procesu negocjacyjnego było słuszną decyzją. Moim zdaniem ta wojna trwa już zdecydowanie zbyt długo. Rosjanie i Ukraińcy walczą od lat. Ginie mnóstwo ludzi po obu stronach – mamy do czynienia z ogromną liczbą niewinnych ofiar. Naszym zdaniem to absurd, że ten konflikt ciągnie się tak długo, a obie strony nawet nie prowadzą konstruktywnych rozmów na temat tego, co byłoby potrzebne, by go zakończyć.

Myślę, że jedną z rzeczy, w których prezydent Donald Trump zawsze był naprawdę dobry – choć często spotykał się z krytyką, moim zdaniem niesprawiedliwą, zarówno ze strony amerykańskich, jak i niektórych europejskich mediów – jest to, co nazwałbym realizmem strategicznym albo strategiczną przenikliwością. Chociaż nie trzeba zgadzać się z rosyjskim uzasadnieniem dla wojny – a z pewnością zarówno prezydent, jak i ja krytykowaliśmy inwazję na pełną skalę – to jednak jeśli naprawdę chce się zakończyć ten konflikt, to trzeba spróbować zrozumieć, z jakiej pozycji wychodzi druga strona.

Sądzę, że prezydentowi Donaldowi Trumpowi szczególnie zależy na tym, żeby zmusić Rosjan do jasnego powiedzenia: „Oto czego chcemy, żeby zakończyć ten konflikt”. Ale nie trzeba się z tym zgadzać. Można uznać, że ich żądania są zbyt daleko idące. I z pewnością naszą reakcją na pierwszą propozycję pokojową, którą Rosjanie przedstawili, było to, że żądali zbyt wiele. Ale tak właśnie przebiegają negocjacje.

Jako że nie jestem jeszcze pesymistą w tej sprawie, to nie powiedziałbym, że Rosjanie nie są zainteresowani rozwiązaniem. Powiedziałbym raczej, że w tej chwili Rosjanie przedstawiają pewien zestaw warunków, pewien pakiet ustępstw, których spełnienia oczekują w zamian za zakończenie wojny. Naszym zdaniem jednak żądają zbyt wiele. Ale oczywiście ogromne znaczenie mają też Ukraińcy. To oni są drugą bezpośrednią stroną konfliktu. Musimy zadać sobie pytanie: czego potrzebują Ukraińcy, żeby zakończyć ten konflikt w sposób dla nich akceptowalny? Będziemy kontynuować tę rozmowę.

Prezydent jasno powiedział, że odejdzie od stołu, jeśli uzna, że nie ma żadnych postępów. I myślę, że mniej więcej co cztery, pięć tygodni można usłyszeć, jak jakiś amerykański urzędnik, a czasem nawet kilku mówi, że to jest właśnie ten tydzień, w którym trzeba wykonać kolejny krok. A ten konkretny krok, na którym obecnie najbardziej nam zależy, to doprowadzenie do tego, by zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy zgodzili się przynajmniej na podstawowe ramy do rozpoczęcia bezpośrednich rozmów.

Oczywiście Stany Zjednoczone są gotowe uczestniczyć w tych rozmowach, ale bardzo ważne jest, żeby Rosjanie i Ukraińcy zaczęli rozmawiać ze sobą bezpośrednio. Uważamy, że to jest ten kolejny, kluczowy krok, który chcielibyśmy wspólnie wykonać. A dlaczego to ma znaczenie? Powodem jest to, że – jak już wspomniałem w kontekście Rosjan – również Ukraińcy przekazali nam coś w rodzaju dokumentu, w którym napisali: „Oto czego potrzebowalibyśmy, by móc zakończyć ten konflikt na naszych warunkach”.

I co nie stanowi zaskoczenia, między stanowiskiem rosyjskim a ukraińskim istnieje ogromna przepaść. Uważamy, że kolejnym krokiem w tych negocjacjach powinna być próba zniwelowania tej przepaści. Naszym zdaniem będzie praktycznie niemożliwe, byśmy mogli skutecznie mediować bez przynajmniej jakiejś formy bezpośrednich rozmów między obiema stronami. I właśnie na tym skupiamy teraz nasze wysiłki.

Ale nie jestem jeszcze pesymistą w tej sprawie. Oczywiście Rosjanie i Ukraińcy nie osiągnęli jeszcze porozumienia, ponieważ walki wciąż trwają. Ukraińcy powiedzieli, że zgodzą się na zawieszenie broni na 30 dni. Doceniamy to. Rosjanie natomiast – i znów: nie trzeba się z nimi zgadzać, ale ważne jest zrozumienie ich punktu widzenia – powiedzieli, że 30-dniowe zawieszenie broni nie leży w ich strategicznym interesie. Dlatego staraliśmy się odejść od tej obsesji na punkcie konkretnego 30-dniowego rozejmu i bardziej skupić się na pytaniu: jak miałoby wyglądać trwałe, długoterminowe porozumienie? Konsekwentnie staramy się przesuwać sprawy do przodu.

Jeszcze jedna, ostatnia uwaga z mojej strony – myślę, że to raczej nikogo w tej sali nie zaskoczy, ale wiele osób, które nas oglądają, nie znajduje się tutaj. Chodzi o pewną frustrację, którą szczerze mówiąc, odczuwamy wobec obydwu stron. Zdaję sobie sprawę, że ludzie nie toczą wojen przeciwko sobie bez poważnych krzywd i głębokich konfliktów. Ale my staramy się, na ile to możliwe, odegrać konstruktywną rolę i przesuwać rozmowy pokojowe do przodu.

Powiem w tym momencie tylko coś, co prezydent Donald Trump wielokrotnie już mówił, ale zdecydowanie warto to przypomnieć. Mianowicie naszym głębokim przekonaniem jest to, iż dalsze trwanie tego konfliktu szkodzi wszystkim: nam, Europie, Rosji i Ukrainie. Uważamy, że jeśli zwycięży rozsądek, to jesteśmy w stanie doprowadzić do trwałego pokoju. Takiego pokoju, który przyniesie korzyści gospodarcze zarówno Ukraińcom, jak i Rosjanom, a co najważniejsze, takiego pokoju, który zakończy dalszą utratę istnień ludzkich. Myślę, że ludzie nie doceniają tego, że nasz prezydent ma prawdziwy humanitarny impuls w tej sprawie. Nienawidzi, gdy niewinni ludzie tracą życie. Nienawidzi nawet, gdy w niepotrzebnych konfliktach tracą życie żołnierze. On po prostu chce, żeby skończyło się zabijanie. I to nadal będzie polityka Ameryki. Oczywiście, jak wszyscy widzicie, będziemy tę politykę realizować i dostosowywać ją w zależności od tego, jakie postulaty obie strony będą zgłaszać.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/j-d-vance-jesli-zwyciezy-rozsadek-to-jestesmy-w-stanie-doprowadzic-do-trwalego-pokoju/

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 czerwca 2025