KL Ravensbrück - miejsce kaźni 20 tysięcy Polek

Pod Pomnikiem-Mauzoleum Ofiar Hitlerowskich Obozów Koncentracyjnych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie uczczono pomordowanych więźniów KL Ravensbrück. Uroczystość odbyła się w poniedziałek, dwa dni przed 80. rocznicą oswobodzenia tego niemieckiego obozu.
Funkcjonariusze III Rzeszy wykorzystywali więźniarki do niewolniczej pracy w obozowych warsztatach
.Przeznaczony dla kobiet niemiecki obóz Ravensbrück został zajęty przez Armię Czerwoną 30 kwietnia 1945 roku. Straciło w nim życie od 50 do 90 tys. osób, w tym 17–20 tys. Polek – kobiety ginęły w wyniku egzekucji, głodu, chorób, a także w komorach gazowych.
„Pamięć jest naszym obowiązkiem” – powiedział zastępca prezesa IPN Mateusz Szpytma. Zaznaczył, że choć ważne są uroczystości upamiętniające ofiary niemieckich obozów koncentracyjnych obchodzone w Polsce, to jednak nie można się do nich ograniczać. Jesteśmy zobowiązani, aby pamiętać o obozach – podkreślał. „Tam ziemia jest przesiąknięta krwią naszych rodaków” – wyjaśnił. Podkreślił konieczność organizowania wyjazdów polskiej młodzieży do miejsc męczeństwa Polaków.
Na konieczność kultywowania pamięci o polskich ofiarach wskazała również prezes Stowarzyszenia Rodzin Więźniarek Niemieckiego Obozu Koncentracyjnego Ravensbrück prof. Elżbieta Kuta. „Misją naszego stowarzyszenia jest, aby pamięć o kobietach (więźniarkach – PAP) i wartościach, które im przyświecały, takich jak Bóg, honor ojczyzna, była przekazywana młodemu pokoleniu. Żeby młodzież zrozumiała, że należy zachować godność i nie stracić sensu życia nawet w warunkach tak ogromnego terroru” – powiedziała prof. Kuta. Wyraziła przekonanie, że wspólne działania rodzin byłych więźniów oraz instytucji publicznych zaowocują tym, że „wołanie więźniarek o pamięć nigdy nie zaniknie”.
„Naszym obowiązkiem jest przekazywanie pamięci młodemu pokoleniu. To nasz szczególny obowiązek wobec kobiet więźniarek Ravensbrück. Starajmy się nie być obojętni. Róbmy wszystko, aby zachować o nich pamięć” – dodała wiceprezydent Międzynarodowego Komitetu Ravensbrück Hanna Nowakowska.
Uczestnicy uroczystości pod Pomnikiem-Mauzoleum Ofiar Hitlerowskich Obozów Koncentracyjnych oddali hołd zamordowanym w KL Ravensbrück.
Konzentrationslager Ravensbrück powstał w listopadzie 1938 roku na rozkaz Heinricha Himmlera jako jedyny w III Rzeszy obóz stworzony specjalnie dla kobiet (Frauenkonzentrationslager Ravensbrück). „Miał służyć jednemu celowi – fizycznej eliminacji, ujarzmieniu i upodleniu kobiet uznanych za zbędne, niebezpieczne czy zwyczajnie +inne+” – przypomniał IPN w informacji zamieszczonej na stronie internetowej.
W niespełna siedem lat funkcjonowania obozu przez jego bramy przeszło około 130 tys. kobiet i dzieci z ponad 40 państw, aż 36 proc. stanowiły Polki. „W 1941 roku powstała również męska część obozu (Männerlager Ravensbrück), lecz jego rdzeniem pozostał kompleks kobiecy” – wyjaśnił IPN.
Funkcjonariusze III Rzeszy wykorzystywali więźniarki Ravensbrück do niewolniczej pracy w obozowych warsztatach, zakładach przemysłowych SS i w firmach prywatnych. Nieustanny terror był codziennością – kobiety bito, poniżano i głodzono.
Wyjątkowo okrutny los spotkał część polskich więźniarek, które stanowiły największą grupę poddaną pseudomedycznym eksperymentom. Niemieccy lekarze dokonywali na nich przeszczepów tkanek, zakażali ich rany m.in. bakteriami wywołującymi groźne choroby, takie jak ropowice, tężec, zgorzel gazowa i sepsa. Na więźniarkach testowali reakcje na eksperymentalne leki czy też symulowali leczenie ran bojowych związanych z wprowadzaniem do organizmów ciał obcych (np. odłamków, szkła czy trocin).
„Nie miało to nic wspólnego z medycyną – były wyłącznie pseudonaukowymi działaniami służącymi zbrodniczej ideologii III Rzeszy. Ofiary tych eksperymentów nazywały siebie +królikami+” – czytamy w informacji IPN.
Do Ravensbrück kierowano m.in. Polki służące w Armii Krajowej
.Po wojnie część z nich zeznawała podczas procesów norymberskich. Ich świadectwa przyczyniły się do skazania sprawców, m.in. Karla Gebhardta – głównego wykonawcy eksperymentów w Ravensbrück, Fritza Fischera – asystenta Gebhardta w szpitalu SS Hohenlychen, wykonawcy eksperymentów w obozie oraz Herty Oberheuser – jedynej kobiety oskarżonej w procesie lekarzy odpowiedzialnej za wykonywanie okrutnych „testów leczenia” ran i podawanie zastrzyków śmiertelnych.
Do Ravensbrück kierowano m.in. Polki służące w Armii Krajowej (zwłaszcza walczące w Powstaniu Warszawskim) oraz w innych konspiracyjnych organizacjach, ale też ukrywające Żydów, schwytane podczas łapanek czy też skazane za działalność „antyniemiecką”.
IPN przypomina, że wśród uwięzionych znalazła się Karolina Lanckorońska – arystokratka, historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, podczas wojny żołnierz Armii Krajowej, działaczka Rady Głównej Opiekuńczej wspierająca represjonowanych Polaków. Za obozowe druty trafiły także Wanda Półtawska, lekarz psychiatra, w późniejszym czasie współpracowniczka papieża Jana Pawła II, Krystyna Zaorska, artystka, autorka rysunków z obozu, Zofia Pociłowska, rzeźbiarka, a także Maria Hiszpańska-Neumann, graficzka, ilustratorka, w czasie okupacji należała do Związku Walki Zbrojnej, zajmowała się kolportażem nielegalnej prasy.
Część więźniarek kilka tygodni przed końcem wojny została zwolniona z obozu i przetransportowana do Szwecji dzięki wstawiennictwu hrabiego Folke Bernadotte’a ze Szwedzkiego Czerwonego Krzyża.
Choć obóz został zajęty przez Armię Czerwoną 30 kwietnia 1945 roku, na jego terenie niewiele więźniarek doczekało wolności – zginęły w ostatnich tygodniach wojny, często w wyniku tzw. marszów śmierci.
Kulisy wyzwolenia KL Auschwitz
.Jednym z kluczowych problemów nurtujących powojenne pokolenia i drążących świadomość historyczną obejmującą lata 1939–1945 jest problem ludobójstwa, którego sprawcą były hitlerowskie Niemcy. Często zadajemy sobie pytanie: jak to możliwe, że w środku Europy pod koniec pierwszej połowy XX w. potomkowie Heinego i Goethego zgotowali innym narodom tak straszliwy los? Dlaczego – pytamy dalej – cywilizowany świat nie reagował skutecznie, nie przeciwstawił się zbrodniom popełnianym na niespotykaną dotąd skalę? Pytania te stawiamy często ówczesnym przywódcom demokracji zachodnich, szefom rządów wielkich mocarstw anglosaskich, dysponującym środkami militarnymi, które pozwoliłyby jeśli nie powstrzymać dopełniającą się zagładę narodów okupowanej Europy – a w szczególności Żydów, Romów, Polaków i Rosjan – to chociaż zminimalizować jej tragiczne skutki. Ludobójstwo, które było dziełem Niemców, realizowano głównie w obozach zagłady, swego rodzaju fabrykach śmierci zbudowanych na okupowanych ziemiach polskich. Dokonywało się ono praktycznie bez przeszkód aż do ostatnich dni II wojny światowej. Największym niemieckim nazistowskim obozem zagłady był założony w kwietniu 1940 r. obóz Auschwitz-Birkenau, który pochłonął 1,5 miliona istnień ludzkich.
O tym, że w Auschwitz-Birkenau Niemcy przeprowadzają masową eksterminację Żydów, Polaków, Rosjan i przedstawicieli innych narodów, byli informowani przywódcy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Wiadomości o tym, co dzieje się w obozie, dostarczali przedstawiciele rządu RP na emigracji w Londynie, którzy otrzymywali aktualne informacje od Delegatury Rządu na Kraj i Komendy Głównej Armii Krajowej. Prezydent Franklin D. Roosevelt i premier Winston S. Churchill, świadomi sytuacji, nie uczynili nic, aby przeciwdziałać masowym zbrodniom niemieckim popełnianym w Auschwitz-Birkenau. A przecież zachodni alianci, szczególnie Amerykanie, mieli techniczne możliwości zbombardowania komór gazowych w obozie. Ich zburzenie zapewne zahamowałoby, przynajmniej czasowo, realizację zbrodniczych planów niemieckich. To amerykańskie superfortece stacjonujące na Wyspach Brytyjskich i w południowych Włoszech wykonywały loty wahadłowe, podczas których bombardowano na przykład instalacje naftowe w Rumunii, po czym lądowano na lotniskach na Ukrainie. Po zatankowaniu i uzbrojeniu samoloty wracały osłaniane przez myśliwce sowieckie. Jeden z lotów wahadłowych odbył się 18 września 1944 r. – 107 ciężkich bombowców B-17 należących do amerykańskiej 8. Armii Powietrznej zrzuciło wówczas zaopatrzenie dla walczącej Warszawy. Możliwości zatem były, a mimo to przywódcy zachodnich mocarstw nie zdecydowali się na zbombardowanie niemieckich instalacji w Auschwitz-Birkenau, tłumacząc to obawą przed stratami, jakie mogliby ponieść także więźniowie.
Bez jednoznacznej odpowiedzi pozostaje również niezwykle istotne pytanie, czy wiedzę, jaką mieli Roosevelt i Churchill, posiadał też Józef Stalin. W dostępnej badaczom dokumentacji trudno znaleźć wyraźne potwierdzenie lub zaprzeczenie tezy, że sowiecki przywódca miał świadomość, czym w istocie był niemiecki nazistowski obóz Auschwitz-Birkenau. Trudno jednocześnie zakładać, aby Stalin, dysponując rozległą siecią agentury w całej Europie, nie orientował się co do charakteru zbudowanego przez Niemców w pobliżu włączonego do III Rzeszy polskiego miasta Oświęcim obozu, w którym byli więzieni i mordowani również obywatele jego kraju. Ponadto władca Kremla utrzymywał przecież stały kontakt z przywódcami Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, z którymi omawiał listownie i podczas bezpośrednich spotkań (konferencja Wielkiej Trójki w Teheranie w dniach 28 listopada – 1 grudnia 1943 r.) strategię wojenną i sytuację na terenach okupowanych przez III Rzeszę, zanim doszło do oswobodzenia Auschwitz-Birkenau. Zbrodnie niemieckie były jednym z zagadnień w relacjach przywódców trzech mocarstw. Można zatem z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że przywódca Związku Sowieckiego zdawał sobie sprawę z charakteru obozu i rozmiaru popełnianych tam zbrodni. O ile Roosevelt i Churchill mieli moc sprawczą, aby w nalocie powietrznym zburzyć krematoria obozowe – czego, jak wiemy, nie uczyniono – o tyle Stalin mógł wyzwolić obóz, przynajmniej począwszy od lata 1944 r., kiedy to obszar, na którym znajdowała się ta największa niemiecka maszyna śmierci, znalazł się w zasięgu operacji lądowych Armii Czerwonej.
Latem 1944 r. sowiecki walec wojenny dotarł nad środkową Wisłę. W rezultacie operacji „Bagration”, przeprowadzonej w dniach od 23 czerwca do 31 sierpnia, wojska sowieckie, nacierając w pasie o szerokości blisko 1000 km, przesunęły się o ponad 600 km na zachód z terenów dzisiejszej Białorusi nad środkową Wisłę. Tym samym zostały stworzone warunki do przygotowania i przeprowadzenia nowych operacji zaczepnych na kierunkach berlińskim i wrocławskim. Po zakończeniu walk z końcem sierpnia wojska przeszły do obrony i nastąpiła kilkumiesięczna przerwa w działaniach operacyjnych. Front zatrzymał się w sierpniu 1944 r. w odległości około 200 km od miasta Oświęcim. Dopiero pod koniec listopada 1944 r. zapadły w Moskwie decyzje o przeprowadzeniu wielkiej operacji zimowej na centralnym odcinku frontu sowiecko-niemieckiego, między Bałtykiem i Karpatami. Działania wojenne wznowiono 12 stycznia 1945 r. Myślą przewodnią ofensywy zimowej było rozbicie wojsk niemieckich na centralnym odcinku frontu, zdobycie Berlina i zwycięskie zakończenie wojny. Zgodnie z wytycznymi główne uderzenie miało nastąpić znad środkowej Wisły siłami 1. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Gieorgija K. Żukowa (kierunek Berlin) i 1. Frontu Ukraińskiego dowodzonego przez marsz. Iwana S. Koniewa (kierunek Wrocław). Jako że Oświęcim znajdował się w obszarze operacyjnym 1. Frontu Ukraińskiego, w dalszej analizie skupimy się na działaniach wojsk Koniewa.
Armia Czerwona była gotowa do podjęcia kolejnej ofensywy na ziemiach polskich już w grudniu 1944 r. Jej początek przewidziano pierwotnie na 19 grudnia, jednak z przyczyn politycznych został przesunięty. Do zmiany decyzji mogła się przyczynić kontrofensywa niemiecka na froncie zachodnim, w Ardenach, rozpoczęta 16 grudnia. Możliwe, że Stalin i jego doradcy uznali tę okoliczność za bardzo korzystną dla planowanej ofensywy na Wschodzie. Otóż niemieckie działania przeciwko wojskom anglo-amerykańskim musiały prowadzić do angażowania na froncie zachodnim coraz większych sił Wehrmachtu, ściąganych głównie z frontu wschodniego. Ważny był również aspekt polityczny – sukces ofensywy niemieckiej na Zachodzie mógł opóźnić realizację planów aliantów zachodnich przeniesienia działań bojowych w głąb Niemiec, które zamierzano rozpocząć 19 grudnia 1944 r. siłami amerykańskiej 3. Armii gen. George’a Pattona[1]. A to, wobec narastającej rywalizacji między sojusznikami zachodnimi a Stalinem, w wyścigu do Berlina miało bardzo duże znaczenie.
W dostępnych dzisiaj opracowaniach sowieckich historyków i pamiętnikach sowieckich dowódców z czasów II wojny światowej planowany termin ofensywy zimowej znad Wisły określany jest na 20 stycznia 1945 r. Również w publikacjach zachodnich historyków, którzy z reguły powołują się na wspomnienia sowieckich marszałków, podawana jest ta data. Jest charakterystyczne, że we wszystkich publikacjach pojawia się ona w kontekście rzekomego przyspieszenia ofensywy razem z nową datą – 12 stycznia. Miało ono nastąpić na prośbę premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, wyrażoną w liście do Stalina z 6 stycznia 1945 r. Brytyjski premier, zatroskany o przebieg działań wojennych na froncie zachodnim i świadom komplikacji dla aliantów wynikających z niemieckiej kontrofensywy w Ardenach trwającej od 16 grudnia 1944 r., pisał: „Będę wdzięczny, gdyby zechciał Pan podać mi, czy możemy liczyć na wielką ofensywę rosyjską na froncie Wisły lub gdziekolwiek indziej w ciągu stycznia […] Uważam sprawę za pilną”. Stalin odpowiedział następnego dnia w następujących słowach: „Uwzględniając sytuację naszych aliantów na froncie zachodnim Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa postanowiła w przyspieszonym tempie zakończyć przygotowania i, nie zważając na warunki atmosferyczne, rozpocząć szerokie działania zaczepne przeciwko Niemcom na całym froncie centralnym nie później niż w drugiej połowie stycznia”[2].
A co wynika z dokumentów 1. Frontu Ukraińskiego? Otóż według najnowszych ustaleń prof. Henryka Stańczyka, który przeprowadził kwerendę archiwalną w Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej w Podolsku, rozkaz marsz. Koniewa skierowany 6 stycznia do dowódców podległych armii brzmiał: „Działania bojowe batalionów szturmowych na całej szerokości frontu rozpocząć jednocześnie w dniu 9.1.45 r. o godz. 5.00”[3].
W świetle powyższego nie ulega wątpliwości, iż termin ofensywy zimowej, pierwotnie wyznaczony na 9 stycznia 1945 r., po liście Churchilla do Stalina nie tylko nie został przyspieszony, ale wręcz o trzy dni opóźniony. Skutek prośby brytyjskiego premiera był więc odwrotny do zamierzonego. Co więcej, można postawić tezę, że niemiecka ofensywa w Ardenach dwukrotnie spowodowała, w sposób niezamierzony, opóźnienie wielkiej ofensywy na froncie wschodnim.
Z operacyjnego punktu widzenia przesunięcie terminu rozpoczęcia działań bojowych wpłynęło negatywnie na ich przebieg. W planach operacji ważną rolę miało odegrać lotnictwo. Z meldunków służb meteorologicznych wynikało, że pogoda miała sprzyjać wykorzystaniu lotnictwa w pierwszej dekadzie stycznia. Po 11 stycznia warunki zmieniły się diametralnie. Nastąpił gwałtowny wzrost temperatury, grunt zaczął rozmarzać i lotniska polowe stawały się grząskie. Widoczność ograniczał niski pułap chmur i pogoda stawała się nielotna. Dodatkowo pojawiła się mgła i wystąpiły duże opady śniegu. W tych warunkach użycie lotnictwa do masowych bombardowań stawało się właściwie niemożliwe.
8 stycznia 1945 r. do wojsk dotarły rozkazy o nowych terminach rozpoczęcia styczniowej ofensywy. Jako pierwszy ruszył do natarcia 12 stycznia 1. Front Ukraiński. Jego działania przejdą do historii pod nazwą operacji sandomiersko-śląskiej. Jej celem było opanowanie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego i dalej uderzenie na Wrocław. Według relacji marsz. Koniewa obszar Górnego Śląska był dla Stalina terenem szczególnej troski. „Nawet na mapie obszar Śląska i jego potęga wyglądały imponująco. Stalin, jak zrozumiałem, uwypuklił ten fakt, gdy powiedział, wskazując na mapę i zakreślając granice rejonu: Złoto. Zostało to tak powiedziane, że w gruncie rzeczy nie wymagało dalszych komentarzy. Dla mnie jako dla dowódcy Frontu już i bez tego było jasne, że sprawę wyzwolenia Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego trzeba potraktować w sposób szczególny. Należało zastosować wszystkie środki dla możliwie pełnego zachowania jego potencjału przemysłowego, tym bardziej że po wyzwoleniu te rdzenne ziemie polskie miały wrócić do Polski”[4]. Tylko że na trasie natarcia wojsk Koniewa zmierzających po owo złoto znajdował się obóz zagłady, w którym każdego dnia mordowano setki więźniów, a o którym Stalin nie wspomniał ani słowem. Niewiedza czy zimna kalkulacja w wyborze celów do osiągnięcia w strategicznym marszu na Berlin?
Do zrealizowania zadań w operacji sandomiersko-śląskiej marsz. Koniew dysponował potężnymi siłami, które per analogiam przewyższały Wojsko Polskie wystawione do obrony Rzeczypospolitej 1 września 1939 r.! Wojska 1. Frontu Ukraińskiego liczyły łącznie ponad milion żołnierzy wyposażonych w 9 tysięcy dział i 3 tysiące czołgów. Siły niemieckie rozmieszczone na trasie natarcia składały się z 250 tysięcy żołnierzy uzbrojonych w 1500 dział i 540 czołgów. Przewaga Rosjan była zatem kilkukrotna, a na pierwszej linii wzrastała do kilkunastu razy.
Na interesującym nas w tych rozważaniach kierunku (Oświęcim) nacierać miała 60. Armia gen. Pawła Kuroczkina, rozlokowana na lewym skrzydle 1. Frontu Ukraińskiego, stanowiąca jedną z ośmiu armii ogólnowojskowych wspieranych przez dwie armie pancerne i jedną armię lotniczą. Ponadto w składzie Frontu znajdowały się jeszcze: korpus zmechanizowany, korpus kawalerii, trzy korpusy pancerne, dwa korpusy artylerii i dywizja artylerii rakietowej. 60. Armię tworzyły trzy korpusy po trzy dywizje piechoty w każdym: 15. Korpus Armijny (dowódca: gen. mjr Piotr Tiertysznyj) w składzie: 246. Dywizja Piechoty (płk Dmitrij Kazarinow), 322. Dywizja Piechoty (gen. mjr Piotr Zubow), 336. Dywizja Piechoty (płk Łazar Grinwald-Mucho); 28. Korpus Armijny (gen. mjr Michaił Ozimin) w składzie: 9. Dywizja Piechoty (gen. mjr Piotr Mietalnikow), 107. Dywizja Piechoty (płk Wasilij Pietrenko), 302. Dywizja Piechoty (płk Nikołaj Kuczerenko) oraz 106. Korpus Armijny (gen. mjr Paweł Ilinych) w składzie: 100. Dywizja Piechoty (gen. mjr Fiodor Krasawin), 148. Dywizja Piechoty (płk Michaił Golcow), 304. Dywizja Piechoty (płk Aleksandr Galcew)[5]. W okresie od września 1944 r. do stycznia 1945 r. 60. Armia otrzymała ponad 40 tysięcy uzupełnień[6], co pozwoliło podnieść stany osobowe w dywizjach średnio z 3–4 tysięcy do przeszło 6 tysięcy żołnierzy[7]. Ogólny stan Armii 10 stycznia 1945 r. wzrósł do 70 649 żołnierzy. Pas jej działania był szeroki i wynosił około 100 km, ponadto operacja miała być prowadzona po obu stronach Wisły, która płynąc w tym rejonie równoleżnikowo, dzieliła ugrupowanie Armii na dwie części.
W pierwszym etapie operacji sandomiersko-śląskiej 1. Frontu Ukraińskiego 60. Armia wykonała postawione jej zadania wcześniej, niż zakładał plan operacji. W ciągu sześciu dni (od 12 do 17 stycznia) przełamała głęboko urzutowaną obronę niemiecką na północnym brzegu Wisły i rozwijając natarcie w kierunku południowo-zachodnim, jej czołowe oddziały wyszły przed zewnętrzny pierścień obrony Krakowa.
17 stycznia Stalin rozkazał Koniewowi zdobyć Kraków, a następnie rozwijać natarcie na Górny Śląsk. W ataku miały wziąć udział dwie armie: wspomniana wyżej 60. oraz 59. dowodzona przez gen. lejtn. Iwana Korownikowa. Uwzględniając polecenie Stalina, Koniew wydał następnego dnia dyrektywę operacyjną, która nakazywała dowódcy 59. Armii po obejściu Krakowa z północnego wschodu opanować miasto i następnie nacierać dalej na Sosnowiec, Gliwice. Dowódca 60. Armii miał uderzeniem z północnego wschodu – we współdziałaniu z 59. Armią – opanować Kraków i następnie nacierać w kierunku Oświęcimia, Chrzanowa, Rybnika, Raciborza. Walki o Kraków rozpoczęły się 18 stycznia i trwały cały następny dzień. 19 stycznia miasto zostało zajęte przez żołnierzy generałów Korownikowa i Kuroczkina.
Po opanowaniu Krakowa 60. Armia, której zadaniem było obejście Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego od południa, wyszła na linię Tyniec–Wieliczka–Bochnia. Kontynuując uderzenie, pod koniec 22 stycznia zajęła Wieliczkę, następnego dnia Skawinę, a 24 stycznia Chrzanów. 25 stycznia żołnierze gen. Kuroczkina wyszli nad Przemszę i opanowali Libiąż, położony 10 km od Oświęcimia. Były to wojska 15. Korpusu Armijnego, natomiast siły pozostałych dwóch korpusów armii (28. i 106.) były rozciągnięte wzdłuż Wisły i Skawy, wyraźnie odstając w tyle. Koniew tymczasem oczekiwał od 60. Armii działań wyprzedzających, by zrealizować swój plan okrążenia Niemców na Śląsku. Po dokonaniu niezbędnych przegrupowań i wzmocnieniu sił 15. Korpusu czołgami i artylerią przeciwpancerną 26 stycznia 60. Armia sforsowała Przemszę i wznowiła natarcie. Broniły się przed nim różne pododdziały z rozbitych wcześniej niemieckich dywizji piechoty: 344., 371., 359., 78. i 544. W rejonie Oświęcimia była ześrodkowana 545. Dywizja Grenadierów Ludowych. Do wieczora 26 stycznia Rosjanie zdołali wyjść na linię Imielin–Bieruń Nowy–Oświęcim.
Bezpośredni udział w operacji oświęcimskiej wzięły cztery dywizje piechoty 60. Armii: 100., 107., 148. i 322. W sobotę 27 stycznia w godzinach porannych pierwsi zwiadowcy z 454. Pułku Piechoty 100. Dywizji gen. Krasawina weszli na teren podobozu Monowitz, w południe oswobodzone zostało centrum Oświęcimia, a około godziny 15.00, po krótkiej walce z wycofującymi się Niemcami, Rosjanie wkroczyli do Auschwitz-Birkenau. W walkach o oswobodzenie obozu i miasta zginęło 231 żołnierzy Armii Czerwonej, wśród nich dowódca 472. Pułku Piechoty ppłk Semen Biesprozwannyj[8], przy czym 66 czerwonoarmistów zginęło podczas walk bezpośrednio w strefie obozowej, wśród nich lejtn. Gildumin Baszirow. Większość poległych pochowano na cmentarzu miejskim w Oświęcimiu. Paradoks historii sprawił, że żołnierze będący przedstawicielami totalitaryzmu sowieckiego przynieśli wolność więźniom totalitaryzmu hitlerowskiego.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-tadeusz-panecki-kulisy-wyzwolenia-kl-auschwitz/
PAP/MB